Lucjan Ferus pokazał tutaj mnóstwo przykładów, które dzieją się globalnie, a ja przytoczę jeden przypadek z mojego życia.
Pewna kobieta narzekała na swój los, gdyż starała się wyciągnąć swego młodszego brata z alkoholizmu. W pewnym momencie wypowiedziała się następująco:
"Nie wiem, dlaczego miłosierny bóg sprowadza te zmartwienia na mnie".
Nie prowadziłem polemiki, ale można się zastanowić, czy bóg mógłby być tutaj nazwany miłosiernym, gdyż nijak nie potrafię znaleźć elementów miłosierdzia.
Jeżeli jest wszechwiedzący, na pewno wiedziałby, że sprowadził zmartwienie na inną osobę.
Jeżeli jest wszechmogący, na pewno mógłby "wyleczyć" brata owej kobiety, a nawet, nie dopuścić do alkoholizmu.
A jeżeli miał taki zamiar, by męczyć siostrę alkoholika, mógłby lepiej określić cel owego zadania, gdyż, jak pokazują miliony dowodów w naszych szkołach, ukaranie złego ucznia (np. oceną niedostateczną) nie powoduje u niego lepszego zrozumienia tematu i tak naprawdę, to nauczyciel powinien jeszcze raz przejść tok nauczania tak, by uczeń w końcu przejął od niego tę wiedzę, a nie wymyślał swoje teorie.
Podsumowując, stwierdziłem, że określenie "miłosierny" do boga w powyższym przypadku przypomina mi stosowanie ksywek typu "Chudy", "Masa" lub "Wołowina" w swoistym światku i niekoniecznie jest to związane z rzeczywistymi cechami danej osoby.