Nieraz korzystałam z "Kupca weneckiego", żeby uprzytomnić słuchaczom, co to takiego jest transgresja. To bardzo dobry, właściwie doskonały materiał, zwłaszcza dla młodych ludzi, wychowanych na literaturze nie szczędzącej okrucieństwa. Brnęliśmy przez analogie: dlaczego nie przeraża ani nie gorszy kaźń Azji, syna Tuhaj beja, ale przeraża i gorszy Shylock? I dlaczego nie gorszy ani jego córka, ani zmuszanie do zmiany religii przez groźbę śmierci? Dlaczego chce się jak najszybciej przeczytać kwestie Shylocka, jakby się chciało w ogóle je pominąć? "Bo to retoryka'. A dlaczego smakuje się kwestie Portii, które są czystą retoryką? I dlaczego tak skwapliwie chce się wpaść w znajome koleiny jałowego roztrząsania, był Szekspir antysemitą czy nim nie był?
No, właśnie dlatego, że Szekspir, kimkolwiek byłby, w "Kupcu weneckim" skonfrontował swoich współczesnych i legion potomnych z nad wyraz nieprzyjemnym stanem rzeczy: są bardziej pewni swoich "trzewnych odruchów", niż zdolności myślenia. Te odruchy trzewne pozbawiają ich nawet zdolności do obserwacji na poziomie podstawowym i do reflektowania tego, co widzą i co im mówi doświadczenie. Po innej stronie jest niesłuchanie i niezdolność słyszenia, niż przedstawiają to protagoniści: to nie Shylock nie słucha, bo to nieprawda, skoro każdy jego argument mierzy ściśle w najsłabszy punkt kwestii adwersarzy. On nie jest słuchany, bo ci, do których mówi kierują się odruchami trzewnymi. Nie są więc zdolni do reakcji na nic racjonalnego.
Na mój gust, zaganianie Szekspira w koleinę bycia albo nie bycia antysemitą jest tanim chwytem, reakcją obronną, która ma uratować przed konfrontacją z diagnozą zgoła kliniczną. Tak, kultura, w której bardzo ludzkie i rozumne słowa Żyda są ignorowane albo obrócone przeciwko niemu nie jest racjonalna, jakkolwiek by się na prymat rozumu w niej zaklinano. Shylock nie jest postacią negatywną - nie dlatego Szekspir obdarzył go darem przejmującego słowa; a zwyczajowa interpretacja tej postaci więcej mówi o interpretatorach niż o autorze. Tego jednak też starają się nie słyszeć i dalej podążają za odruchami trzewnymi.
No, właśnie dlatego, że Szekspir, kimkolwiek byłby, w "Kupcu weneckim" skonfrontował swoich współczesnych i legion potomnych z nad wyraz nieprzyjemnym stanem rzeczy: są bardziej pewni swoich "trzewnych odruchów", niż zdolności myślenia. Te odruchy trzewne pozbawiają ich nawet zdolności do obserwacji na poziomie podstawowym i do reflektowania tego, co widzą i co im mówi doświadczenie. Po innej stronie jest niesłuchanie i niezdolność słyszenia, niż przedstawiają to protagoniści: to nie Shylock nie słucha, bo to nieprawda, skoro każdy jego argument mierzy ściśle w najsłabszy punkt kwestii adwersarzy. On nie jest słuchany, bo ci, do których mówi kierują się odruchami trzewnymi. Nie są więc zdolni do reakcji na nic racjonalnego.
Na mój gust, zaganianie Szekspira w koleinę bycia albo nie bycia antysemitą jest tanim chwytem, reakcją obronną, która ma uratować przed konfrontacją z diagnozą zgoła kliniczną. Tak, kultura, w której bardzo ludzkie i rozumne słowa Żyda są ignorowane albo obrócone przeciwko niemu nie jest racjonalna, jakkolwiek by się na prymat rozumu w niej zaklinano. Shylock nie jest postacią negatywną - nie dlatego Szekspir obdarzył go darem przejmującego słowa; a zwyczajowa interpretacja tej postaci więcej mówi o interpretatorach niż o autorze. Tego jednak też starają się nie słyszeć i dalej podążają za odruchami trzewnymi.