Credo sceptyka. Część IX.


Lucjan Ferus 2023-06-18


Jak śmieszny jest pogląd, iż Bóg szanuje wolną wolę człowieka, najlepiej oddaje wizja Królestwa Bożego. Otóż ludzie żyć tam będą wiecznie, bez starzenia się (czyli w jakim będą wieku?) i chorób, bez trosk i kłótni, bez wojen, głodu i nędzy, w nieustającym zadowoleniu, dobroci i miłości do bliźnich. Jednym słowem w nie­ustającym szczęściu i ekstazie (nie mylić z orgazmem). Tylko nie będzie tam - pośród tych wszystkich wspaniałości - respek­towana wolna wola człowieka. Dlaczego tak uważam? Otóż sama religia naucza, że wszelkie zło jakie istnieje na Ziemi, bierze się z tego, iż Bóg szanuje wolną wolę człowieka i nie może nic zrobić bez jego woli. A człowiek uwielbia zło, bo ciągnie go w tym kierunku jego własna natura, skażona grzesznymi skłon­nościami. („Dążymy do gwiazd, ale zdradza nas własna natura” - jak to ktoś, kiedyś trafnie określił).

W Królestwie Bożym nie będzie zła, więc należy wnioskować, iż Bóg przestanie respektować zasadę szanowania wolnej woli człowieka. Chyba, że tam będą już wszyscy dobrzy z natury (więc  nie byliby ludźmi), co na jedno wychodzi: nie będą mieli wyboru. I jakoś to nikomu nie będzie przeszkadzało i jakoś nikt się nie dziwi, że skoro tam Bóg może urządzić raj szczęśliwości dla człowieka, dlaczego nie może tego samego uczynić dla człowieka na Ziemi, dysponując tymi samymi możliwościami? Uważam, iż jakby na ten problem nie patrzeć, nie da się pogodzić wolnej woli Boga z wolną wolą człowieka, jeśli miały by być od siebie niezależne. Zresztą, czy sam człowiek, modląc się do swego Boga: ,Bądź wola Twoja, Panie!”, nie oddaje trafnie prawdziwego stanu rzeczy? 

                                                           ------ // ------

Następny mit to dobroć Boga. Istnieją przynajmniej trzy powody, dla których nie powinno się nazywać Boga dobrym. Po pierwsze: jest On Stwórcą wszelkich praw moralnych (władcą moralności), więc nie może im podlegać. A powiedzieć, że Bóg jest dobry, oznacza, iż podlega On prawu moralnemu, które stworzył dla człowieka (przypominam: dla człowieka upadłego) i które mówi, iż dobro jest lepsze od zła (o ile jest to w ogóle do rozróżnienia, gdyż często , to co jedni uznają za zło, inni uważają za dobro i vice versa. ). Bóg, siłą rzeczy  jest ponad tym co stworzył. Jednym słowem: ani ten świat, ani jego prawa nie mogą w czymkolwiek ograniczać jego Stwórcy (wg teologii, oczywiście).

 

Drugi powód to świadectwo Pisma Świętego. Jest tam mnóstwo przykładów, które mogą świadczyć o wszystkim, ale nie o Bożej dobroci w stosunku do swego stworzenia (pomijam już ów słynny potop, bo tej „dobroci” jaką Stwórca wykazał się przy tej okazji, wprost nie sposób opisać!). Jest tam także bardzo dużo takich opisów: „Zgotuję zagładę wszystkim narodom, między którymi cię rozproszyłem”, albo: „Gdy Pan, Bóg twój wytępi narody, których ziemię ci daje /../ skoro ci Pan, Bóg twój odda w ręce (zdobyte miasta), wszystkich mężczyzn wytniesz ostrzem miecza /../ niczego nie zostawisz przy życiu”. Albo: „Pan, Bóg nasz, wydał go nam i po­biliśmy jego samego, synów jego i cały jego lud /../ mężczyzn, kobiety i dzieci, nie oszczędzając nikogo”, lub: „I Pan, Bóg nasz, dał nam w ręce również Oga, króla Baszanu i cały jego lud. I wytępiliśmy go tak, że nikt nie ocalał”.

 

Czy też słowa Boże skierowane przeciw narodom pogańskim: „Każdy odszukany będzie przebity, każdy złapany polegnie od miecza, dzieci ich będą roztrzaskane w ich oczach, ich domy będą splądrowane, a żony zgwałcone /../ wszyscy chłopcy będą roztrzaskani, dziewczynki zmiażdżone, nad noworodkami się nie ulitują, ich oko nie przepuści także niemowlętom”. Albo to: „Zesłał więc Pan Izraela zarazę od rana do ustalonego czasu. Umarło wtedy z narodu /../ siedemdziesiąt tysięcy ludzi”. Lub: „Pan zrzucał na ludzi z nieba ogromne kamie­nie /../ tak, że wyginęli”, albo: „Sprawię, że padną od miecza, /../ ciała ich wydam na pożarcie ptakom /../ i uczynię z tego miasta przedmiot zgrozy i pośmiewiska /../ sprawię, że będą jedli ciało swych synów i córek, jeden będzie jadł ciało drugiego /../ to mówi Pan Zastępów: tak samo zniszczę ten naród i to miasto, jak tłucze się naczynie garncarskie, którego nie można już naprawić”, itd. itp.

 

Można by jeszcze długo cytować opisy tej „bożej dobroci”, tylko po co? Uważam, iż żaden człowiek, który czytał Biblię ze zrozumieniem (a szczególnie Stary Testament), nie uwierzy w Bożą dobroć względem człowieka. W okrucieństwo - tak! W te wszystkie cechy, które wyszczególniłem przy Bogu Jahwe – także! Ale na pewno nie w dobroć! Nie wspominając już o miłości. Może więc Bóg był dobry choć dla swego narodu wybranego? Nic bardziej błędnego! Naród wybrany był traktowany przez Boga Jahwe ze szczególną, apodyk­tyczną bezwzględnością i surowością, a wymierzane mu kary za odstępstwa, świadczyłyby o sadystycznym wprost lubowaniu się ich Boga w karaniu (często na pokaz, ku przestrodze).

 

A tak przy okazji, radziłbym każdemu, kto uważa, iż nasz Bóg jest dobry, aby przeczytał Jego „Słowo”, skierowane do ludzi, albo obejrzał film przyrodniczy, pokazujący dziką i okrutną naturę. Ręczę, że się z tego wyleczy. Friedrich Nietzsche wyraził taki pogląd: „Człowiek staje się ateistą wtedy, kiedy czuje się lepszy od swego Boga”. Jest bardzo prawdopodobne, iż ta konstatacja naszła autora tych słów, właśnie po przeczytaniu ST. Trzeci powód jest taki: Obserwując nasz świat i widząc w nim ten ogrom zła i okrucieństwa (w naturze jak i w samym człowieku, który jest jej częścią), nie sposób wydedukować, iż jest on dziełem dobrego i litościwego Stwórcy, doskonałego pod każdym względem (no, chyba, że jest się Leibnizem!). Już w starożytności, co niektórzy mieli wątpliwości co do tego problemu. Oto argumenty Diagorasa z Melos, opisane przez Cycerona w księgach „O naturze bogów”:

 

„Gdyby świat był rządzony przez Opatrzność Bożą, wówczas wszystko byłoby odmierzane jak na sprawiedliwej wadze. Każdemu człowiekowi wg tego, na co zasługuje: a więc dobrym przypadałoby w udziale dobro, a złym - zło. Lecz skoro w rzeczywistości wszystko dzieje się zupełnie inaczej, nie mogę dopatrzyć się w tym, w żaden sposób istnienia Opatrzności Bożej na tym naszym świecie. /../ potwierdza to codzienna praktyka, najpewniejszy ze świadków. Widzimy bowiem, że na tych, którzy nigdy nie przekraczają granic tego co sprawiedliwe i słuszne, spadają co dzień niezliczone ciosy wrogów, oplatani są siecią intryg i zdrad, /../ spotykają ich niezliczone przeciwności. Zaś tych, którzy depcząc prawa boskie i ludzkie, są splamieni czynami występnymi i zbrodniczymi, nie spotykają żadne nieszczęścia, nie spadają na nich żadne klęski, ale posiadają obfitość dóbr i pędzą życie w spokoju i rozkoszach”.

                                                           ------ // ------

Czy coś się zmieniło od tamtych czasów?! Dlatego jedni ludzie już od bardzo dawna,  odrzucali Opatrzność Bożą jako niezgodną z ich doświadczeniem i widzeniem świata. Zaś inni „głowili się” jak pogodzić aktualny wizerunek Boga (tego dobrego, miłosiernego, a zarazem wszechmogącego), ze złem istniejącym w naszym świecie: dziele Bożym, jakby nie było. Powstawały przeróżne Teodycee, ale żadna z nich nie wyjaśnia tego teologicznego problemu, w dostatecznie przekonujący sposób (przynajmniej dla mnie). A został on już dawno temu sformułowany przez św. Augustyna i nosi nazwę „Paradoksu istnienia zła”:

-„Albo Bóg nie wie, iż w Jego dziele istnieje zło, albo wie, ale nie może temu zaradzić, albo wie, mógłby temu zaradzić, lecz nic Go to nie obchodzi”.

 

Otóż w świetle doktryny naszej religii, żadna z tych możliwości nie wchodzi w rachubę: „Bóg nie może nie wiedzieć, iż zło istnieje w Jego dziele, ponieważ jest wszechwiedzący, a także Jedynym Stwórcą wszystkiego co istniało, istnieje i istnieć będzie. Nie może temu nie zaradzić, ponieważ jest wszechmocny ( czyli ma nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości). Nie może Go to nic nie obchodzić, ponieważ jest dobry, litościwy, kochający i nieskończenie miłosierny dla ludzi, (tak przynajmniej mówi doktryna tej religii)”. A mimo to, zło jak istniało, tak istnieje nadal! Jest jeszcze jedna możliwość: Bóg tego nie uważa za zło.

                                                           ------ // ------

Z tego co napisałem poprzednio wynika jasno, iż Bóg dlatego dopuścił (a więc chciał) zło na świecie, aby mogła się zrealizować Jego piękna cecha: miłosierdzie, przejawiające się w przebaczaniu ludziom ich win i grzechów. Więc zło, które istnieje w naszym świecie, wynika li tylko z koncepcji jego Stwórcy, a nie z przyczyn na które On nie miałby wpływu albo możliwości. Cesare Vanini się nie mylił: „Świat jest taki, jakim, go Bóg zamierzył, jeśliby chciał, aby był lepszy, byłby lepszy. Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce. Napisano bowiem, że wszystko czego chce może zrobić. Jeśli zaś nie chce, a grzech mimo to istnieje, należy Go nazwać albo nieprzewidującym, albo bezsilnym, albo okrutnym; skoro czy to nie był świadom swej woli, czy nie mógł jej wykonać, czy też jej poniechał”.

 

Zadziwiająca jest siła logiki tego rozumowania: 1.Prawdą jest, iż Bóg nie może być nieprzewidujący, gdyż jest wszech­wiedzący, co oznacza wiedzę o wszystkim i w każdym czasie (na dodatek jednocześnie!). 2.Prawdą jest, iż Bóg nie może być bezsilny, ponieważ jest wszechmocny, co oznacza nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości (o jakich człowiek nawet nie potrafi sobie wyobrazić). 3.Więc jeśli powyższe jest prawdą, musi być prawdą także i to, że świat jest taki jakim go Bóg zamierzył: jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce. Ergo: jest on Bogiem okrutnym. 4.Prawdą musi być także i to, iż nie można za to winić człowieka, który w żaden sposób nie może przeciwstawić się Bogu  (o w/wym. cechach), ani też zrobić cokolwiek wbrew jego woli, gdyż Bóg ma absolutną władzę nad ludźmi, jak i nad całym swoim stworzeniem (wg teologii).

 

Co najciekawsze jednak, iż te wszystkie prawdy mają potwier­dzenie w religijnej doktrynie. Przypomnę postanowienia Soboru Wat.I: „Bóg działa w świecie nieustannie. Jest przyjętą tezą przez wszystkich teologów kat., że Bóg współdziała nie tylko w utrzymaniu w istnieniu, ale także w każdej czynności stworzeń. Drugie: „Bóg współdziała w akcie fizycznym grzechu”. Po co to czyni? „Bez dopuszczenia zła moralnego, czyli grzechu - na świecie, nie ujawniłby się ten przymiot boży, któremu na imię Miłosierdzie /../ „Dopiero na przykładzie grzesznej ludzkości /../, ujawniło się miłosierdzie Boga przebaczającego”.

 

I na koniec konkluzja: „Zło moralne w ostatecznym wyniku, służy również celowi wyższemu: chwale Bożej, która się uzewnętrznia przede wszystkim w jego miłosierdziu przez przebaczenie”. Zatem rzeczywiście myśl Vaniniego zatriumfowała, lecz nie wiem, czy byłby on z tego dumny, gdyby zobaczył kto i w jaki sposób ją wykorzystał. I to jest właściwy sens naszej religii i naszej wiary, a także - jak przypuszczam - właściwezrozumienie naszego Boga: stworzył On grzesznego człowieka tylko po to, aby poprzez przebaczanie mu win i grzechów uzewnętrzniło się Jego miłosierdzie, które jest nieodzownym atrybutem chwały Bożej(perfidnie wmawiając mu winę za zło istniejące w jego naturze i świecie). Ot i tyle!

 

A tak przy okazji: ciekaw jestem, czy obarczanie winą swego rozumnego stwo­rzenia - człowieka, za jego grzeszną naturę i istniejące zło w dziele Bożym - to też jest powód do „chwały Bożej”, czy raczej nie? (bo doktryna religii milczy na ten temat). Kiedyś nie mogłem tego pojąć, gdy czytałem, że Bóg stwarzając człowieka, przydał sobie tym samym chluby i chwały, i zbierało mi się na mdłości. Uważałem raczej - biorąc pod uwagę doskonałość Boga i marność człowieka - iż przypisanie mu autorstwa naszego stworzenia (i to na dodatek na Jego obraz i podobieństwo ponoć), winno być dla Boga największą obrazą, jaka może być do pomyślenia dla Stwórcy tego „dzieła”. Lecz teraz zaczynam to pojmować wreszcie: Skoro chwała Boża przejawia się w miłosierdziu Boga przebaczającego - stworzenie upadłego i grzesznego człowieka, grzesznej ludzkości, której można w nieskończoność przebaczać winy i grzechy, ­może być naprawdę powodem do przydania sobie „chwały” przez jej Stwórcę.

 

Nawiasem mówiąc, dość dziwna  jest ta „chwała Boża”. Biorąc na logiczny rozum, wydawać by się mogło, iż dla doskonałego Stwórcy chwałą winno być Jego doskonałe dzieło, jak i doskonałe stworzenia, których Stwórca nie musi prowadzić „za rączkę” przez dzieje, takie które są niezależne od swego Stwórcy, którym niepotrzebne są liczne nakazy i zakazy, obwarowane karami na dodatek! Stworzenia, które potrafią obejść się bez norm moralnych i których nie trzeba pouczać na każdym kroku, jak mają żyć. W taki właśnie sposób widzę Bożą chwalę i chlubę, w kon­tekście Bożej doskonałości. Ale widocznie nasz Bóg kieruje się innymi kryteriami oceny, bo tu jest akurat odwrotnie: im doskonalszy Stwórca, tym bardziej ułomne Jegostworzenia i tym większy powód do chwały! Niepojęte to i zastanawiające...

 

Dlatego też - w powyższym kontekście - nie jest dziwne, iż ta ofiara odkupienia Syna Bożego (przedstawiana jako główny dowód miłości Bożej do człowieka), nic nie zmieniła w relacji: Stwórca a Jego stworzenie. Człowiek jak był grzeszny tak jest nadal, bo widocznie Bóg nadal musi mieć ciągle nowe powody do okazywania człowiekowi, miłosierdzia, a co za tym idzie do ciągłego przydawania sobie chluby i chwały. Teraz jest także jasne, dlaczego Bóg wolał zbawić (a więc obiecać wieczność w jakimś przyszłym, nieokreślonym czasie i po śmierci) tych, którzy uwierzyli w Jego Syna, miast zmienić im naturę, aby przestali grzeszyć tu i teraz, za swojego ziemskiego żywota. To wszystko „ma sens” i jest logicznie spójne.

 

Tylko dlaczego człowiek za ten „chory stan rzeczy” ma okazywać swemu Stwórcy wdzięczność i miłość na dodatek? (Jahwe wymagał jeszcze do tego, aby się go wierni bali!). Dlaczego ma się przed Nim korzyć i przepraszać za swą marność i grzeszną naturę, dlaczego, pytam? Czy może przez to nasz Bóg odczuwa jeszcze większy powód do chluby i chwały? M.Luter kiedyś trafnie zauważył, iż bez człowieka, Bóg nie byłby Bogiem. No właśnie! Dodajmy: człowieka upadłego, grzesznego i we wszystkim uzależnionego od swego Boga.

                                               ------ // ------

Tak więc wszystkie moje dotychczasowe próby rozumowego poznania Boga, a więc i zrozumienia Go (czy to nie będzie tautologia?), tak aby stać się osobnikiem głęboko wierzącym, który bezkrytycznie i bez żadnych wątpliwości przyjmuje ogólnie uznane poglądy religijne i bez żadnych przemyśleń uznaje je za własne, a także stosuje rytualne zachowania potocznie przyjęte jako przejawy głębokiej religijności i bogobojności u wierzących – te moje próby spełzły na niczym i nie udało mi się zostać takim osobnikiem.

 

Nie udało mi się może dlatego, iż z tych prób (może i nie­udolnych) rozumowego poznania swego Boga, wynika mi zupełnie inny Jego wizerunek, niż ten jakiego głoszą kapłani. Mianowicie taki, iż za to kim i czym jestem, nie mam żadnego powodu czuć się winnym, ani też nie odczuwam w związku z tym potrzeby przepraszania kogokolwiek za zaistniałą sytuację. A już na pewno nie muszą tego robić w moim imieniu inni ludzie (na dodatek biorąc za to pieniądze), będący dokładnie w takiej samej sytuacji w stosunku do życia co ja, choć wydaje im się, że są w o wiele bardziej, uprzywilejowanej. Ale to tylko taka luźna dygresja.

 

                                                           ------ cdn. ------