Co dalej w sprawie uczciwości sztucznej inteligencji?


Andrzej Koraszewski 2023-05-09

Logo ChatGPT (Źródło: wikipedia)

Logo ChatGPT (Źródło: wikipedia)



Gdzie nie spojrzeć tam dyskusja o sztucznej inteligencji. Nowy strach na wróble, nowe potężne narzędzie, które zdaniem jednych zapewne wiele zmieni, ale nie ma powodu wpadać w panikę, zdaniem innych zagrożenie większe niż zmiany klimatyczne.


Ta ostatnia apokaliptyczna wizja pochodzi od jednego z twórców sztucznej inteligencji, Geoffrey’a Hintona, który odszedł z Google i żałuje, że pomógł w jej rozwoju.


Tymczasem w ciągu miesiąca aplikację Chatbot GPT zainstalowało sto milionów ludzi, co jest absolutnym rekordem. Wiemy już, że nie wiemy, czy ten wynalazek przyniesie więcej szkód niż pożytku. Jedni wyrażają nadzieję, że to nowe narzędzie pozwoli na kolejne przyspieszenie rozwoju nauki, wielu lekarzy jest przekonanych, że sztuczna inteligencja będzie pomocna w diagnostyce i doborze terapii, badacze będą mieli szybszy i łatwiejszy dostęp do tego, co zrobili już inni. Studenci i uczniowie będą mieli łatwiejszy dostęp do materiału, który powinni opanować, politycy zyskają doradców o bardziej rozległej wiedzy niż jakikolwiek pojedynczy człowiek. Równocześnie wiemy, że sztuczna inteligencja będzie znakomitym narzędziem dla wszelkiej maści gapowiczów i oszustów. Czeka nas zalew plagiatów, fałszywych wiadomości, fałszywych zdjęć, doskonale sfałszowanych dokumentów. Ile prawdy jest w tym, że sztuczna inteligencja zlikwiduje wiele zawodów? Czy pozwoli na stworzenie wystarczającej ilości nowych? Strach nie jest dobrym doradcą. Niebezpieczeństwa są realne, ale to ludzka, a nie sztuczna inteligencja będzie na nie reagować w miarę, jak te niebezpieczeństwa będą nabierać konkretnych kształtów i stawać się bardziej dokuczliwe.       


Gdzie jest większe zagrożenie? Ze strony indywidualnych użytkowników, czy zawiadujących tym przedsięwzięciem korporacji, które będą mogły bezkarnie nami manipulować?


Chwilowo spekulujemy wiedząc, że to narzędzie będzie się błyskawicznie rozwijać, że coraz to nowe firmy będą wyrastać jak grzyby po deszczu, możemy być jednak pewni, że rynek będzie zdominowany przez giganty, których wpływ będzie wykraczał daleko poza możliwości rządów i instytucji międzynarodowych. Kto i z jakim skutkiem będzie monitorował ukryte funkcje najbardziej popularnych chatbotów?


Jak mówi Robert Epstein:

Technologia zawsze będzie znacznie wyprzedzać prawa i regulacje, ale monitorowanie to także technologia. Jeśli ich monitorujemy, robimy im to, co oni robią nam 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu.

Prawdopodobnie koncerny takie jak Google zdominują rynek chatbotów z prostego powodu, nawet jeśli inni będą w ten czy inny sposób lepsi, oni długo będą tańsi i bardziej dostępni. 


Podczas gdy gazety, a nawet koncerny medialne walczą o przetrwanie, dochody Google rosną z roku na rok i są większe niż PKB wielu krajów.


Dochody Google przekroczą w tym roku 300 miliardów dolarów. 
Dochody Google przekroczą w tym roku 300 miliardów dolarów. 

Nałożona przez Francję kara dziesięciu miliardów dolarów nie wyrządziła Google większej krzywdy. Google jest potężniejszy od innych wielkich korporacji chociażby dlatego, że wyniki wyszukiwania Google są wyświetlane każdego dnia tylko w Stanach Zjednoczonych 500 milionów razy.


Próbowano już sprawdzać zaprojektowaną tendencyjność chatbotów, ale chwilowo są to amatorskie działania pojedynczych osób.   


Robert Epstein jest psychologiem w American Institute for Behavioral Research and Technology (AIBRT). Doktor Epstein od dziesięciu lat zajmuje się badaniem nad manipulacjami w Internecie. Interesują go szczególnie tzw. doświadczenia efemeryczne, czyli sytuacje, kiedy coś widzisz, ale inni tego nie widzą, kiedy  próbujesz to zobaczyć ponownie, już tego nie ma. Czarodziejskie hokus-pokus, które czasem wpędza nas w paranoję, częściej wzruszamy ramionami, a najczęściej cała operacja jest poza naszą świadomością.    

Być może nie słyszałeś wcześniej terminu „doświadczenia efemeryczne” – mówi Epstein. - Są to bardzo krótkie doświadczenia, które wszyscy mamy online każdego dnia. Są to kanały informacyjne, wyniki wyszukiwania, sugestie wyszukiwania, propozycje filmów z YouTube. Nic z tego nie jest nigdzie zapisane. Ma to jednak wpływ na nas, o czym doskonale wiedzą menedżerowie Google. W rzeczywistości ma na nas ogromny wpływ.

Nie da się tego inaczej wychwycić jak angażując setki wolontariuszy z najróżniejszych środowisk. Po trzech latach wstępnych badań i opracowywaniu metodologii, w 2016 roku zatrudniono 95 wolontariuszy w 25 stanach USA obserwując ich aktywność na komputerze. Wychwycono trzynaście tysięcy efemerycznych doświadczeń pochodzących z Google, Yahoo i Bing. Pozwoliło to na analizę stronniczości.    

Rzeczywiście, we wszystkich dniach, którym przyglądaliśmy się przed wyborami, widzieliśmy stronniczość pro-Hillary Clinton i nigdy żadnych stronniczości pro-Trump. Byłem zwolennikiem Clinton, więc było to dla mnie w porządku, ale czy naprawdę chcemy, aby prywatne firmy manipulowały wyborami na dużą skalę bez wiedzy i bez śladu w dokumentach? 

Wygląda na to, że najbardziej stronniczy jest Google, bardzo często wyświetla odmienne wyniki wyszukiwania, w zależności od poglądów politycznych odbiorcy. Inne wyszukiwarki nie robią tego na masową skalę, ale Google jest najpotężniejszy i najbardziej wpływowy.  Stronnicze treści kierowane były głównie do konserwatystów i niezdecydowanych. Są tu propozycje, o które nie prosisz, są czarne listy i strony, do których trudniej dotrzeć, bo ich nie widzisz.



W 2019 roku przedstawiciel Google pod przysięgą zapewnił amerykański Kongres, że korporacja nie ma żadnych „czarnych list”. W kilka miesięcy później pracownik Google, Zach Vorhies ujawnił (i wysłał do prokuratury) 950 stron dokumentów, z których wynika, że nie tylko są takie „czarne listy” ale są wyraźnie oznaczone jako „czarne listy”.  


Jak łatwo było zauważyć, te niewidoczne manipulacje były w pewnych stanach bardziej intensywne niż w innych. Skoncentrowano się na stanie Georgia, gdzie zatrudniono ponad tysiąc wolontariuszy. Zarejestrowano ponad milion działań efemerycznych. Kiedy wynik badania został upubliczniony, stronniczość zniknęła z dnia na dzień.


Jak mówi Epstein, takie monitorowanie jest kosztowne (ich badania kosztowały jak dotąd ponad 50 milionów dolarów), ale jest to jedyny sposób na ochronę demokracji i autonomii użytkowników przed manipulacją ze strony wielkich korporacji dysponujących potężną technologią.


Sztuczna inteligencja dostarcza im nowych możliwości, wobec których indywidualny użytkownik jest niemal całkowicie bezbronny. Nie znaczy to jednak, że nie możemy się opodatkować, żeby zmusić ich do uczciwości. Zbiorowa reakcja na nieuczciwość wielkiego kapitału była skutecznie stosowana przez staroświecką lewicę.