Izrael jest antyrasistowski, antykolonialny, antyfaszystowski (i był od samego początku)

Powstanie Izraela nie było cudem, ale epizodem ogromnej odwagi moralnej i militarnej


Jeffrey Herf 2023-05-03

David Ben-Gurion ogłasza 14 maja 1948 roku powstanie niepodległego Izraela. (Źródło zdjęcia: Wikipedia)
David Ben-Gurion ogłasza 14 maja 1948 roku powstanie niepodległego Izraela. (Źródło zdjęcia: Wikipedia)

„Kto kontroluje teraźniejszość kontroluje przeszłość. Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość”.


Słynne słowa z Roku 1984 George’a Orwella mogłyby równie dobrze odnosić się do badań nad historią Bliskiego Wschodu – i wielu innych historii – w dzisiejszym środowisku akademickim. Ideologicznie motywowani profesorowie starają się narzucić wersję wydarzeń z 1948 r., w którym powstał Izrael (i w którym Orwell napisał Rok 1984), która nie zgadza się z faktami. I robią to w celu próby przejęcia kontroli nad przyszłością poprzez kształtowanie publicznego zrozumienia Izraela jako produktu neokolonialnego, amerykańskiego imperializmu

 

Jak szczegółowo opisałem w mojej książce Israel’s Moment, nic nie może być dalsze od prawdy. Jeśli poważnie myślimy o podważeniu obecnej antyizraelskiej narracji na kampusach uniwersyteckich, w think tankach, redakcjach gazet i innych instytucjach ustalających programy, musimy przypomnieć nowoczesny, świecki charakter założycielskiego pokolenia syjonistów i poprawić zapis.


Jaka jest prawda o powstaniu Izraela, szczególnie jeśli chodzi o zagranicznych aktorów, którzy go wspierali?


Zasadniczo jest tak: państwo żydowskie było projektem antyfaszystowskiej, antyrasistowskiej, antykolonialnej, antyimperialistycznej lewicy, w tym Związku Radzieckiego. Decydenci w amerykańskim i brytyjskim establishmencie polityki zagranicznej byli w przeważającej mierze wrogo nastawieni do utworzenia Izraela, z ważnym, ale odosobnionym wyjątkiem prezydenta Harry'ego Trumana i doradców drugiej rangi, takich jak Clark Clifford. Gdyby to zależało od brytyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych lub Departamentu Stanu i Obrony USA oraz CIA – zazwyczaj uważanych za złoczyńców zachodniego imperializmu – państwo żydowskie nie powstałoby.


Fakty te są obecnie w dużej mierze zapomniane lub ukrywane, nie tylko przez zwykłych krytyków Izraela ze skrajnej lewicy, ale także przez wielu jego orędowników z centrolewicy i centroprawicy, którzy wyolbrzymiają zakres poparcia Trumana i minimalizują wkład Związku Radzieckiego. W rzeczywistości, podczas gdy amerykańska biurokracja zajmująca się polityką zagraniczną nie była w stanie przekonać Trumana do wstrzymania poparcia dla ustanowienia Izraela, zdołała wymusić jego poparcie dla „neutralnego” embarga ONZ na broń od listopada 1947 do maja 1948, które, jak się spodziewali, albo uniemożliwi powstanie Izraela, albo zniszczy go w powijakach. Ich neutralne embargo wcale nie było neutralne: Żydzi nie mieli ani państwa, ani broni, by go bronić; otaczające go państwa arabskie miały jedno i drugie. Jak Dawid Ben-Gurion powiedział pierwszemu ambasadorowi USA w Izraelu: Żydzi zostaliby zgładzeni, gdyby dla swojego przetrwania polegali na Stanach Zjednoczonych.


Dlaczego amerykańska biurokracja tak stanowczo sprzeciwiała się projektowi syjonistycznemu w 1947 roku? W przeciwieństwie do obecnego mitu, sprzeciw nigdy nie był jedynie poglądem „arabistów” w Departamencie Stanu. Został przyjęty zarówno przez sekretarza stanu George'a Marshalla, jak i George'a Kennana, a obaj postrzegali państwo żydowskie w Palestynie jako zagrożenie dla dostępu Ameryki i Zachodu do arabskiej ropy oraz impuls do sowieckiej ekspansji na Bliskim Wschodzie. Był to rok, w którym Stany Zjednoczone w ścisłej współpracy z Wielką Brytanią promowały politykę powstrzymywania komunizmu w Europie i na Bliskim Wschodzie. Poparcie bloku sowieckiego dla syjonistów pogłębiło brytyjskie i amerykańskie podejrzenia, że państwo żydowskie będzie służyło interesom sowieckiej ekspansji na Bliskim Wschodzie. Jak pokazują „akta Palestyny” Departamentu Stanu z lat 1945-1949, funkcjonariusze wywiadu Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii niepokoili się, że znaczna liczba europejskich uchodźców żydowskich, którzy przybyli do Palestyny, stanie się komunistycznymi agentami.


Marshall mianował Kennana pierwszym dyrektorem Biura Planowania Polityki w styczniu 1947 roku. Kennan jest dobrze znany jako autor ważnych notatek służbowych opowiadających się za powstrzymaniem sowieckiego ekspansjonizmu. Mniej znana jest jego rola w kształtowaniu amerykańskiego stanowiska wobec państwa żydowskiego. W „Raporcie Biura Planowania Polityki o stanowisku Stanów Zjednoczonych wobec Palestyny” ze stycznia 1948 r. Kennan napisał, że poparcie dla planu podziału ONZ zaszkodzi interesom amerykańskim w regionie i będzie stanowić „poważne zagrożenie dla powodzenia planu Marshalla” z powodu zagrożeń dla przepływu ropy naftowej do Europy.


Ponadto Kennan dodał, że „ZSRR może zyskać na Planie Podziału, jeśli zostanie on wdrożony siłą”, ze względu stworzoną w ten sposób możliwość rosyjskiej pomocy w „utrzymaniu porządku” w Palestynie. Siły sowieckie w Palestynie zapewniłyby agentom komunistycznym doskonałą bazę wypadową do rozszerzenia ich działalności wywrotowej i podjęcia próby zastąpienia rządów arabskich „rządami ludów demokratycznych”. Był to definiujący tekst antysyjonistycznego konsensusu na szczycie amerykańskiego establishmentu bezpieczeństwa narodowego.


Czego chciały Stany Zjednoczone zamiast tego? W marcu 1948 roku Warren Austin, ambasador USA przy ONZ, wezwał ONZ do zastąpienia planu podziału propozycją powiernictwa, która wykluczałaby państwo żydowskie w Palestynie. Wściekły na kwestionowanie jego stanowiska prezydent Truman przeniósł politykę wobec państwa żydowskiego do Białego Domu. Ale Truman był odosobniony we własnej administracji – był antykomunistą, który wierzył, że wspieranie państwa Izrael jest zgodne z polityką powstrzymania Związku Radzieckiego.


Departament Stanu Marshalla widział, że powstrzymanie Związku Radzieckiego wymaga wsparcia ze strony niekomunistycznej i antykomunistycznej lewicy: brytyjskiej Partii Pracy, francuskich i włoskich socjalistów, zachodnioniemieckich socjaldemokratów. Czego jednak on i brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie mogli lub nie chcieli widzieć, to faktu, że syjoniści pokolenia Ben-Guriona w przeważającej mierze podzielali przekonania polityczne tych przywódców na lewo do centrum. Wcale nie sympatyzowali z sowieckim komunizmem. Clifford przedstawił taką argumentację: Izrael byłby atutem i sojusznikiem, a nie ciężarem lub przeciwnikiem. Ale jego argument nie został wysłuchany poza Białym Domem.


29 maja 1949 r., po tym, jak Zgromadzenie Ogólne ONZ przegłosowało propozycję oferowania członkostwa Izraelowi, Truman zgodził się wysłać list do Ben-Guriona sporządzony przez Departament Stanu. „Biorąc pod uwagę hojne wsparcie [Ameryki] dla utworzenia Izraela - stwierdzał w tym liście - Izrael powinien rozważyć amerykańską krytykę swojej polityki w kwestiach terytorialnych i uchodźców, krytykę, która mogłaby sprzyjać ponownej ocenie polityki USA wobec Izraela”. Ben-Gurion wyjaśnił Jamesowi McDonaldowi, ambasadorowi Trumana w Izraelu, że jedyną rzeczą, która umożliwiła Żydom walkę i wygranie wojny o niepodległość, było obejście szeroko zakrojonych wysiłków Wielkiej Brytanii, Ameryki i ostatecznie ONZ, aby zapobiec dotarciu pomocy wojskowej do Palestyny, a później do Izraela. McDonald podsumował obiekcje Ben-Guriona wobec amerykańskich nacisków w następujący sposób:


Premier nie jest w stanie przypomnieć sobie żadnych zdecydowanych działań ze strony USA lub ONZ, by wyegzekwować [rezolucję ONZ z] 29 listopada ani zapobiec agresji ze strony Syrii, Egiptu, Libanu i Iraku. Zamiast tego embargo zachęcało agresorów przeciwko Izraelowi, którego istnienie było zagrożone. Gdyby Żydzi czekali na USA lub ONZ, zostaliby eksterminowani. Izrael powstał nie na podstawie [rezolucji] 29 listopada, ale na podstawie zakończonej sukcesem wojny obronnej. Dlatego sugestia noty jest dziś niesprawiedliwa i nierealna, ponieważ ignoruje wojnę i ciągłe groźby arabskie, które uniemożliwiają wyznaczenie granic z 29 listopada.

 

Na szczęście dla syjonistów Moskwa i jej sojusznicy byli ich entuzjastycznymi zwolennikami.

Popierali żydowską imigrację do Palestyny przed głosowaniem w 1947 roku. Andriej Gromyko, ówczesny ambasador Związku Radzieckiego przy ONZ, wprawił słuchaczy w osłupienie, energicznie przemawiając w maju 1947 r., popierając rezolucję podziału. Sowieckie wsparcie trwało i głosowali za uchwaleniem rezolucji w listopadzie. Utrzymało się mimo amerykańskich i brytyjskich wysiłków zmierzających do odwrócenia Rezolucji z 1948 r., przede wszystkim poprzez zachęcanie do dostarczania zaopatrzenia wojskowego do Izraela przez Czechosłowację w 1948 r. Moskwa stanowczo sprzeciwiała się także rozwiązaniom, które proponował szwedzki dyplomata, Folke Bernadotte, zgodnie z którymi miała powstać federalna unia między państwem arabskim i żydowskim, Jerozolima miała zostać umiędzynarodowiona, Palestyńczycy, którzy uciekli przed walkami, mieli być repatriowani, pustynia Negew oddana Transjordanii i Hajfa zamieniona w wolny port – wszystko to nagradzałoby arabskie odrzucenie i agresję i pozbawiłoby naród żydowski własnego państwa.


Wsparcie dla Izraela nie pochodziło też tylko z bloku sowieckiego. Liberałowie i lewicowcy w Londynie, Paryżu, Nowym Jorku i Waszyngtonie słyszeli, jak Dżamal Husseini, przedstawiciel Wysokiego Komitetu Arabskiego przy ONZ, odrzuca państwo żydowskie w Palestynie, ponieważ, jak powiedział, podważyłoby to „jednorodność rasową” świata arabskiego. Takie słowa odbiły się głęboko negatywnym echem wśród Amerykanów, którzy śledzili przerażające wieści z Niemiec w czasie wojny i po wojnie. W Senacie Robert Wagner, główny autor ustawodawstwa Nowego Ładu, wychwalał żydowski wkład w sprawę aliantów. Już podczas wojny potępiał ugłaskiwanie Arabów. Po zwycięstwie aliantów dalsze ugłaskiwanie arabskiego nacjonalizmu odrzucającego propozycję państwa żydowskiego z pewnością nie miało sensu. W Izbie Reprezentantów Demokratyczny kongresman Emanuel Celler z Brooklynu kierował wysiłkami zmierzającymi do zwrócenia uwagi na kuzyna Dżamala Husseiniego, Hadż Amina al-Husseiniego, wielkiego muftiego Jerozolimy, który zawarł pisemne porozumienie z Niemcami i Włochami w celu „rozwiązania kwestii elementów żydowskich, które istnieją w Palestynie i w innych krajach arabskich tak. . . jak rozwiązano kwestię żydowską w Niemczech i we Włoszech”.


Zauważyły to także liberalne media. Współpraca Husseiniego z nazistami została dokładnie udokumentowana w „New York Post”, a także w lewicowych publikacjach „PM” i „The Nation”, przez IF Stone'a, Fredy Kirchwey i zdobywcy nagrody Pulitzera Edgara Mowrera, który wezwał do oskarżenia Husseiniego w Norymberdze. Niemniej, pomimo obszernych akt Departamentu Stanu dotyczących współpracy Husseiniego z nazistami, amerykańskiej biurokracji udało się oprzeć wysiłkom zmierzającym do postawienia go przed sądem i opublikowania dowodów jego działalności z czasów nazizmu.


Ten krótki okres zbieżności sowieckich i liberalnych zachodnich sympatii do rodzącego się państwa żydowskiego został znakomicie wykorzystany przez Ben-Guriona. Rozumiał on lepiej niż ktokolwiek inny, że był to wyjątkowy moment na powołanie Izraela do istnienia, za zgodą dwóch wielkich światowych mocarstw – i że była to okazja, która wkrótce się zamknie, co rzeczywiście się wydarzyło. Podczas „antykosmopolitycznych” czystek na początku lat pięćdziesiątych Stalin zmienił kurs, szerzył kłamstwo, że Izrael jest wytworem amerykańskiego imperializmu, stłumił pamięć o sowieckim poparciu dla projektu syjonistycznego i rozpoczął trwającą cztery dekady kampanię oczerniania syjonizmu i Izraela. Była to jedna z najbardziej udanych kampanii propagandowych w okresie zimnej wojny.


Stalinowi udało się również napisać na nowo amerykańską historię. Jego kłamstwo, że to Amerykanie, a nie Sowieci całym sercem poparli utworzenie państwa Izrael, przyniosło skutek. A jednak akta Departamentu Stanu i Obrony oraz CIA wyraźnie dokumentują ich zdecydowany i konsekwentny sprzeciw wobec projektu syjonistycznego.


Różnice między międzynarodowym krajobrazem politycznym końca lat czterdziestych a tym, który pojawił się najpierw w sowieckiej, a następnie światowej polityce w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, muszą znaleźć odzwierciedlenie w amerykańsko-żydowskich dyskusjach na temat powstania Izraela. W przeciwieństwie do tego, co słyszeliśmy w ONZ od dziesięcioleci, w międzynarodowych wysiłkach BDS i w akademickich opisach Izraela, projekt syjonistyczny nigdy nie był projektem kolonialnym.


Wręcz odwrotnie. Pokolenie, które stworzyło państwo, i jego zwolennicy za granicą postrzegali je jako część ery liberalnej i lewicowej opozycji wobec kolonializmu, rasizmu i oczywiście antysemityzmu. Dowody są jasne: jakiekolwiek wady może mieć Izrael, jego pochodzenie nie miało nic wspólnego z amerykańskim czy brytyjskim imperializmem. Argumentem przeciwnym jest konwencjonalna niemądrość, która znalazła przytułek w zbyt wielu badaniach naukowych i dziennikarstwie ostatnich dziesięcioleci. Ustanowienie Izraela nie było cudem, który wymyka się historycznemu wyjaśnieniu. Był to epizod ogromnej odwagi moralnej i wojskowej, dla którego przestrzeń stworzyli przebiegli i twardzi przywódcy polityczni w imię sprawiedliwości historycznej — w szczególności Dawid Ben-Gurion, który wykorzystał ulotną chwilę, chwilę Izraela, aby stworzyć trwałe osiągnięcie. 

 

Link do oryginału: https://sapirjournal.org/israel-at-75/2023/04/israel-is-antiracist-anti-colonialist-anti-fascist-and-was-from-the-start/


Sapir Journal, wiosna 2023

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

*Jeffrey C. Herf

Amerykański historyk, socjolog i politolog specjalizujący się w nowożytnej historii Europy, a szczególnie Niemiec. Profesor Herf związany jest z University of Maryland.

Jego najbardziej znane książki to: