Mit „okupacji” jest motorem antysemickiego terroru


Jonathan S. Tobin 2023-04-24

Francesca Albanese (Źródło zdjęcia: Wikipedia)
Francesca Albanese (Źródło zdjęcia: Wikipedia)

Gniew na „Specjalną Sprawozdawczynię ONZ ds. Terytoriów Palestyńskich” Francescę Albanese za jej oburzające oszczerstwa wobec Izraela jest więcej niż uzasadniony. Podobnie jest z frustracją i oburzeniem z powodu stronniczych relacji na Bliskim Wschodzie w wiodących korporacyjnych mediach, takich jak CNN i „New York Times”, w związku z serią śmiertelnych palestyńskich ataków terrorystycznych, a także niedawnymi wydarzeniami na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie.

Niekończąca się seria rażących komentarzy Albanese jest pożywką dla krytyków w Organizacji Narodów Zjednoczonych i międzynarodowej społeczności „praw człowieka”. Podobnie doniesienia prasowe, które traktują ataki terrorystyczne na Żydów z obojętnością, jednocześnie nagłaśniając strzelanie Izraelskich Sił Obronnych do palestyńskich terrorystów, a także próby przywrócenia porządku na Wzgórzu Świątynnym po tym, jak tamtejsze meczety zostały zaanektowane przez uczestników zamieszek, zostają uznane za poważne naruszenia praw człowieka, co pokazują ważne grupy, które monitorują antyizraelskie nastawienie mediów.

 

Te okropne przykłady tego, jak zarówno międzynarodowe grupy, jak i media błędnie relacjonują i fałszywie charakteryzują wydarzenia w Izraelu, są same w sobie ważne i zasługują na energiczne potępienie. Ale takie oświadczenia i relacje w mediach, które można by nazwać bardziej formą dezinformacji lub propagandy niż dziennikarstwem, to tylko wierzchołek góry lodowej, z którą muszą się zmierzyć ci, których obchodzi kampania nienawiści przeciwko Izraelowi. I niezależnie od tego, jak ważne, a nawet niezbędne jest wskazanie każdego takiego przypadku kłamstw i uprzedzeń, splot tak wielu rażących incydentów powinien służyć jako przypomnienie, że problem sięga znacznie głębiej.


Doprowadza do szału jad i kłamstwa tweetowane przez Albanese, a także większość relacji medialnych na temat tego, co dzieje się na Wzgórzu Świątynnym, oraz ataków, takich jak tragiczne zabójstwo 48-letniej Lucy Dee i jej córek, 20-letniej Maii i 15-letniej Riny, kiedy palestyński terrorysta strzelał do ich samochodu. Ale nie jest to jedynie produkt obojętności na cierpienia i prawa Żydów, czy nawet antysemityzmu, choć wszystko to można łatwo zaobserwować w takich przypadkach.

 

Są to raczej objawy niż główna przyczyna, która wyjaśnia problem widoczny w tak dużej części dyskusji o Izraelu i jego konflikcie z Palestyńczykami. Prawdziwą złożonością nie są uprzedzenia, ignorancja ani nawet nienawiść do Żydów, która znajduje się tuż pod powierzchnią krytyki państwa żydowskiego. Problemem są nie tyle uprzedzenia, ile powszechna akceptacja koncepcji, że Izrael „okupuje” terytoria palestyńskie.


To gotowość zarówno neutralnych obserwatorów, jak i wielu, którzy twierdzą, że popierają Izrael, by wierzyć, że stosunki między Żydami a omawianym terytorium to „okupacja”, co napędza negatywną ocenę postępowania Izraela. To niekończące się mówienie o tej koncepcji wyjaśnia stosunek do Palestyńczyków (i tak zwane „rozwiązania” – czy to w postaci dwóch państw, czy jednego państwa) do stuletniego dżihadu przeciwko syjonizmowi w mediach. To przekonanie, że okupacja musi zostać wyeliminowana, motywuje także stanowiska wrogów Izraela w międzynarodowych instytucjach, takich jak Organizacja Narodów Zjednoczonych, jak i w coraz bardziej wpływowej intersekcjonalnej lewicy Partii Demokratycznej.


Kłamstwo o „skradzionej własności”

 

Mówiąc prościej, jak długo Izrael jest postrzegany jako posiadający terytorium należące do kogoś innego, czy to w Judei i Samarii – czy nawet w Jerozolimie i Izraelu sprzed 1967 r. wewnątrz starej „zielonej linii” – oszczerstwa i stronniczość mediów będą trwać.


Argument otwarcie wyrażany przez Albanese i odzwierciedlony w relacjach CNN i „New York Times” jest prosty. Jest to pogląd, że Izrael nielegalnie „okupuje” Judeę, Samarię i znaczną część Jerozolimy od czasu wojny sześciodniowej w czerwcu 1967 r.


Taki pogląd traktuje wszystko, co utrudnia oddanie terytoriów przez Izrael – co obejmuje zarówno tworzenie tam społeczności żydowskich, jak i wysiłki przez IDF w celu wykorzenienia palestyńskiego terroryzmu – jako „przeszkody na drodze do pokoju”.

 

Albanese, podobnie jak Palestyńczycy i antysyjonistyczna lewica, zarówno tutaj, w Stanach Zjednoczonych, jak i na całym świecie, inaczej definiują okupację. Uważają obecność państwa żydowskiego w dowolnym miejscu w kraju za „okupację”. I jest to definicja powszechnie akceptowana na całym świecie. W tym sensie każdy izraelski Żyd, nawet najbardziej liberalni przeciwnicy osiedli sympatyzujący z losem Palestyńczyków, jest tak samo winny bycia okupantem jak mieszkańcy osiedli na Zachodnim Brzegu.


Bardziej liberalni krytycy Izraela tego nie akceptują. Uważają, że Izrael w obrębie „zielonej linii” jest legalny, podczas gdy Żydzi mieszkający po drugiej stronie nie są.


Problem z tym sposobem myślenia polega na tym, że kiedy uznasz, że jakakolwiek część kraju, który stanowi starożytną ojczyznę narodu żydowskiego – do której ma prawa zakorzenione w historii i w prawie międzynarodowym – jest niedostępna dla Izraelczyków i syjonistów, sprawiasz, że pokój będzie mniej, a nie bardziej prawdopodobny.


Twierdzenie to nie jest równoznaczne z zaprzeczeniem, że Arabowie palestyńscy, tak jak siebie teraz postrzegają, stali się odrębną narodowością w ciągu ostatnich 100 lat, nawet jeśli tak nie było przed początkiem XX wieku. W różnych momentach na przestrzeni tych 100 lat, Żydzi zgadzali się na kompromisowe plany, dzięki którym Arabowie mieliby suwerenność w części kraju w zamian za uznanie przez nich państwa żydowskiego w pozostałej części. Za każdym razem jednak, w tym wielokrotnie w ciągu ostatnich 30 lat od Porozumień z Oslo z 1993 r., odrzucali jakąkolwiek umowę, która zakończyłaby konflikt, ponieważ wiązałoby się to z akceptacją prawomocności państwa żydowskiego, bez względu na to, gdzie byłyby wytyczone jego granice.


Ta odmowa jest nie tyle (jak sądzili międzynarodowi obserwatorzy o dobrych intencjach i wielu amerykańskich prezydentów) wynikiem nieporozumienia lub transakcji dotyczącej nieruchomości, w której obie strony odmawiają kompromisu. Ponieważ odrzucenie syjonizmu jest nierozerwalnym elementem palestyńskiej tożsamości narodowej, która powstała podczas tego konfliktu, żaden palestyński przywódca, bez względu na to, jak bardzo zarówno Amerykanie, lub Izraelczycy chcą myśleć o nich jako o „umiarkowanych”, nie może zaakceptować takiego kompromisu.


Co więcej, lewica intersekcjonalna, która postrzega wojnę Palestyny z Izraelem jako moralnie równoważną walce o prawa obywatelskie w Stanach Zjednoczonych, postrzega syjonizm po obu stronach zielonej linii w ten sam sposób. Jeśli podzielić świat, jak to robią wyznawcy intersekcjonalności i krytycznej teorii rasy, na dwie grupy – prześladowców i ofiary – i przypisać Palestyńczykom status ofiar, a Izraelczyków traktować jak kolonizatorów, to nie ma znaczenia, jak źle zachowują się ci pierwsi, wina leży zawsze po stronie tych drugich.


Dlatego funkcjonariusze ONZ, tacy jak Albanese, udający obrońców praw człowieka, są w stanie traktować zbrodnie przeciwko ludzkości, takie jak rzeź rodziny Dee, jako uzasadniony „opór” wobec „okupacji”. W ten sam sposób wysiłki IDF mające na celu powstrzymanie terrorystów, a nawet utrzymanie porządku na Wzgórzu Świątynnym – najświętszym miejscu judaizmu – są traktowane jako akty „okupantów”, które należy potępić.


Błędne orędownictwo proizraelskie

 

Niestety, wiele wysiłków państwa Izrael i tych grup, które mają za zadanie bronić go w Stanach Zjednoczonych, jest zagrożone przez ich chęć nadania pewnej legitymacji narracji okupacyjnej, nawet jeśli dążą do sprawiedliwego traktowania żydowskiego państwa. Zbyt wielu zwolenników Izraela traktuje kwestię okupacji z podejściem „tak, ale”, w którym przyznają, że Izrael nie ma pełnych praw do terytoriów – które, przynajmniej w teorii, nadal można oddać w negocjacjach w zamian za prawdziwy pokój. Taka była koncepcja katastrofalnych porozumień z Oslo, które miały na celu wymianę „ziemia na pokój” z Organizacją Wyzwolenia Palestyny. Jednak oprócz transakcji, która skończyła się wymianą ziemi na większy terror, koncesje legitymizowały również pogląd, że Żydzi nie mają prawa przebywać w Judei i Samarii. Zamiast, jak głupio sądzili izraelscy architekci propozycji, zilustrować miłość Izraela do pokoju i gotowość do kompromisu, po prostu przekonało to większość świata, że państwo żydowskie jest złodziejem, który niechętnie zwraca część ukradzionej własności.


Niezależnie od ich przynależności politycznej lub sympatii, ci, którym zależy na Izraelu, muszą zrozumieć, że nie mogą uniknąć konfrontacji z kłamstwem o okupacji. Nie można tego uniknąć przez „przemianowanie” Izraela na źródło pięknych krajobrazów lub innowacji naukowych, jak niektórzy głupio myśleli. Nie można go również omijać ciągłymi rozmowami o gotowości Izraela do zaakceptowania rozwiązania w postaci dwóch państw, którego druga strona nie chce.


Jeśli chcesz pokazywać kłamstwa na temat Izraela ludzi takich jak Albanese lub tych w mediach,  oczywiście, zrób to. Takie wysiłki są zarówno konieczne, jak i ważne, by podważać antysyjonistyczne fałsze, które zyskały powszechną akceptację. Jednak każdy argument, który nie koryguje błędnego przekonania na temat okupacji, okazuje się nieskuteczny  i ma konsekwencje, które wykraczają poza naszą frustrację z powodu Organizacji Narodów Zjednoczonych i stronniczości mediów.


The ‘occupation’ myth is the engine of antisemitic terror

JNS Org., 14 kwietnia 2023

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

*Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.