Protesty i Zasada Pani Frearson


Liat Collins 2023-03-19

Rodzice i uczniowie protestowali w zeszłym miesiącu w Tel Awiwie przeciwko proponowanej reformie sądownictwa.(zdjęcie: TOMER NEUBERG/FLASH90)

Rodzice i uczniowie protestowali w zeszłym miesiącu w Tel Awiwie przeciwko proponowanej reformie sądownictwa.

(zdjęcie: TOMER NEUBERG/FLASH90)



Chciałabym podzielić się z wami pewnym dylematem. Kiedy zaczęłam zastanawiać się, o czym napisać w tym tygodniu, sporządziłam w myślach listę możliwych tematów, które obejmowały: pojednanie saudyjsko-irańskieupadek banku SVB, trwające masowe protesty przeciwko rządowej reformie sądownictwa, ataki terrorystyczne w Tel Awiw i innych miejscach, a także śmierć dwuletniej Hadar Noga Lavi, tydzień po tym, jak została ranna w wypadku samochodowym (lub staranowania, według jej matki). I to tylko w niedzielny poranek. 


Nie mogłam wyłączyć wiadomości – to obciążenie zawodowe – ale w pewnym momencie postanowiłam zamknąć listę i skoncentrować się na tym, co miałam, a wszystko to były poważne tematy. 


Pozostało pytanie, od czego zacząć. Cofnęłam się w czasie: do protestów społecznych, które przetoczyły się przez Izrael (i większą część świata) w 2011 roku, a nawet jeszcze dalej, do ważnej lekcji, której nauczyłam się jeszcze w szkole. To było coś, co nazywam Zasadą Pani Frearson. Pierwszy raz pisałam o tym w upalne lato 2011 roku, kiedy, podobnie jak dzisiaj, widziałam wielu znajomych protestujących, nie wiedząc dokładnie, kto przewodzi – lub finansuje – antyrządowe demonstracje. Nauczyłam się dawno temu w Copthall School w Anglii, że nawet protesty, które zaczynają się z najlepszymi intencjami i najlepszymi powodami, mogą zostać przejęte. 


Pewnego zimowego dnia – wyjątkowo mroźnego nawet jak na londyńskie standardy – stłukła się szyba w naszej klasie. Zostałam wyznaczona przez koleżanki z klasy na przedstawicielkę, która ma poprosić dyrektorkę o szybką naprawę.


Ruszyłam sama długim korytarzem, w którym zawsze można było usłyszeć okrzyk: „Dziewczyny, żadnego biegania!” Po drodze dołączała do mnie lub przynajmniej podążała za mną coraz większa liczba uczennic, z których każda namawiała mnie do wystosowania kolejnego żądania (aby pozwolono nam nosić spodnie zamiast spódnic podczas okresów zimna; aby pozwolono nam na wcześniejszy powrót do domu i inne rzeczy, których już nie pamiętam).


Protest przeciwko reformie sądownictwa. (zdjęcie: AVSHALOM SASSONI/FLASH90)
Protest przeciwko reformie sądownictwa. (zdjęcie: AVSHALOM SASSONI/FLASH90)

Kiedy dotarłam do gabinetu pani Frearson, był już spory tłumek – myślę, że ona użyłaby słowa „motłoch” – niektóre z nich nie miały pojęcia o mojej pierwotnej misji. – Co wy tu robicie, dziewczyny? – spytała panna Frearson swoim najbardziej angielskim głosem przełożonej, towarzyszące mi dziewczyny zniknęły niemal równocześnie – wręcz błyskawicznie, biorąc pod uwagę zakaz biegania.


„Dlaczego przyprowadziłaś ze sobą tyle dziewczyn do mojego gabinetu?” — zapytała pani Frearson, kiedy zostałyśmy same. Wyjaśniłem, że było to coś w rodzaju efektu kuli śnieżnej.


„Ach” westchnęła ta wykształcona w Oxfordzie była nauczycielka historii. „Niech to będzie dla ciebie nauczką. Kiedy rozpoczynasz rewolucję, nigdy nie wiesz, kto dołączy do ciebie po drodze, ani jaki będzie końcowy rezultat.”


Nie pamiętam już, czy moja interwencja przyspieszyła naprawę okna, ale ostrzeżenie pani Frearson pozostało ze mną na zawsze. 


Protesty przeciwko reformie sądownictwa


Zapoczątkowane sprzeciwem wobec proponowanej reformy sądownictwa protesty, których byliśmy świadkami przez ostatnie 11 tygodni, przekształciły się w Dni Niepokoju, które rozdzierają kraj. Uzasadniony protest za pomocą legalnych środków jest zasadą zapisaną w demokracji. Jest duża różnica między tym, a zachęcaniem żołnierzy rezerwy, by nie służyli w wojsku; zachęcaniem inwestorów i firm do przenoszenia pieniędzy gdzie indziej; i mówieniem o wojnie domowej. 


Podwójne standardy irytują mnie tak samo jak zamęt spowodowany przez demonstrantów blokujących autostrady. W zeszłym tygodniu kolejna izraelska firma zajmująca się zaawansowanymi technologiami ogłosiła, że wycofuje się z kraju. Firma fin-tech Riskified, wyceniana na 1 miliard dolarów, ogłosiła, że wyprowadza 500 milionów dolarów z Izraela zanim będzie to, co jej dyrektor generalny, Eido Gal, określił jako „znaczące i długotrwałe spowolnienie gospodarcze w Izraelu” – innymi słowy samospełniające się proroctwo.


Gal oświadczył, że reforma „doprowadzi do tego, że Izrael zmieni się z demokracji o liberalnych wartościach w państwo bardziej autorytarne”. Z tego, co mogłam stwierdzić, lista krajów, w których firma ma bazę operacyjną, obejmuje Chiny, gdzie prawdopodobnie Gal nie uważa, by utrzymywanie liberalnych wartości i demokracji było ważne.


Również w zeszłym tygodniu słyszałem, jak doradca finansowy sugerował w telewizyjnym programie informacyjnym, by izraelscy inwestorzy przenieśli swoje pieniądze z kraju z powodu reformy sądownictwa. Zasugerował, że Gruzja jest lepszym wyborem. Kiedy analityk siedział wygodnie w studiu izraelskiego nadawcy publicznego, w Gruzji toczyły się zamieszki w związku z tzw. prawem o zagranicznych agentach, co spowodowało, że zastanawiałam się, ile warta jest jego finansowa porada.


Podczas gdy izraelscy protestujący przeciwko reformom ostrzegali przed konsekwencjami ekonomicznymi, do których powstania sami się przyczyniali, uwaga była odwracana od miejsc, gdzie była najbardziej potrzebna. 


Upadek Silicone Valley Bank (SVB), a później Signature Bank, stanowi o wiele większe ryzyko dla światowej gospodarki niż to, które klauzule proponowanej przez izraelski rząd legislacji faktycznie dojdą do skutku.


W moim nastroju podróży w czasie przypomniała mi się scena z Mary Poppins, kiedy Michael próbuje powstrzymać pana Dawesa seniora przed zabraniem jego dwupensówki, przypadkowo wywołując panikę bankową. 


Izraelskie firmy hi-tech, których fundusze były w SVB, są teraz kuszone przez lokalne banki, które wydają się znacznie bezpieczniejsze, niezależnie od reformy sądownictwa lub jej braku. Jak mówi stary dowcip, ekonomiści trafnie przewidzieli dziewięć z czterech ostatnich kryzysów gospodarczych.


Globalna wioska jest pełna niepewności. Pojednanie między Iranem a Arabią Saudyjską ogłoszone w Chinach 10 marca zaskoczyło wielu ekspertów, chociaż negocjacje toczą się z przerwami od 2021 roku. Jest zbyt wcześnie na powiedzenie, jakie będą ich rezultaty, ale tej wielkości regionalna zmiana sojuszy musi mieć efekt kręgów na wodzie. Niektóre z nich docierają do Nilu, który przepływa przez Kair. Kiedy szyicki Iran jest bliski wejścia w posiadanie broni nuklearnej, dogadanie się z sunnickim gigantem Arabią Saudyjską, może w Egipcie wywołać poczucie zagrożenia jego statusu w świecie muzułmańskim. To zaś może prowadzić do zażądania własnej broni nuklearnej.


Poprawa stosunków między Iranem i Arabią Saudyjską wydaje się symbolizować wycofywanie się USA ze spraw bliskowschodnich, stanowiąc z punktu widzenia Chin okazję zbyt dobrą, by ją przegapić. Cokolwiek stanie się dalej, odmawiam określenia któregokolwiek z tych trzech krajów – Królestwa Arabii Saudyjskiej, Islamskiej Republiki Iranu czy Chińskiej Republiki Ludowej – mianem kraju „umiarkowanego”.


Podczas gdy Iran realizował kurs dyplomatyczny za granicą, w kraju nadal prześladował własnych obywateli, zwłaszcza młode kobiety. 


Podczas gdy moje szkolne przyjaciółki i ja mogłyśmy narzekać, że możemy się przeziębić z powodu wybitej szyby, nie groziło nam żadne realne niebezpieczeństwo. Porównaj to z tym, co dzieje się w całym Iranie, gdzie pojawiają się doniesienia o możliwych masowych zatruciach w szkołach dla dziewcząt. 


W najlepszym przypadku może to być wynikiem jakiejś formy masowej histerii. Ale nie lekceważ obaw dziewcząt w reżimie, w którym kobieta może zostać zabita za to, że nie nosi obowiązkowego hidżabu w sposób, w jaki uważa się, że niewystarczająco zakrywa jej włosy. Irańskie kobiety demonstrujące na rzecz zniesienia nakazu noszenia hidżabu są rzeczywiście odważnymi protestującymi, dosłownie ryzykującymi życiem, za wyrażanie swoich poglądów.


Nie bagatelizuję obaw moich przyjaciół, którzy protestują przeciwko reformie sądownictwa w Izraelu. Czuję jednak, że protesty są coraz częściej przejmowane przez grupy o własnych interesach, które nadal podsycają obawy, zamiast próbować łagodzić napięcia. Coraz bardziej zróżnicowane grupy wysuwają swoje roszczenia, a jasnym celem jest obalenie rządu Netanjahu, który został wybrany w listopadzie.


Poza niepokojami społecznymi kraj nadal stoi w obliczu poważnych zagrożeń –  od trwającej fali terroryzmu, do niebezpieczeństwa ze strony Iranu stojącego na progu posiadania broni nuklearnej.


Palestyński atak terrorystyczny w Tel Awiwie i próba zamachu bombowego na autobus w Beitar Illit w zeszłym tygodniu oraz wiadomości z tego tygodnia o infiltracji terrorystów z Libanu, których kulminacją była eksplozja IED w pobliżu Megiddo, są więcej niż wystarczającym przypomnieniem o wszechobecnych niebezpieczeństwach. I tak czy inaczej mała Hadar, o którym wspomniałem wcześniej, padła ofiarą terroru na drogach.


Izrael nie może sobie pozwolić na dalszą walkę wewnętrzną. Pamiętaj o zasadzie pani Frearson: ci, którzy dążą do rewolucji, nigdy nie wiedzą, jaki będzie efekt końcowy. Najwyższy czas, aby liderzy koalicji i opozycji udali się do rezydencji prezydenta, aby, zanim będzie za późno, wypracować proponowany przez niego kompromis. Nawet jeśli nie pobiegną korytarzami władzy, to przynajmniej powinni szybko zmierzać we właściwym kierunku.


Protests and Miss Fearson’s Principle

Jerusalem Post, 17 marca 2023

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post