Nie ma chleba bez wolności?


Andrzej Koraszewski 2023-01-11

Port handlowy w New Jersey, (Źródło zdjęcia: Wikipedia)
Port handlowy w New Jersey, (Źródło zdjęcia: Wikipedia)

Witold Gadomski pisze na łamach “Gazety Wyborczej”, że wolny handel nie przyniósł pokoju. To długi artykuł, prezentujący historię handlu od czasów starożytnych, do najnowszego kryzysu. Autor pisze o niebezpieczeństwach izolacjonizmu, co kończyło się, jak w przypadku Chin i Japonii, cywilizacyjnym samobójstwem. Przechodzi do czasów najnowszych, do porozumień GATT i Światowej Organizacji Handlu (WTO), żeby dojść do wniosku, że nadzieje Stanów Zjednoczonych i innych krajów demokratycznych na to, że liberalizacja światowego handlu przyniesie wszystkim dobrobyt i pokój okazała się złudna.

„…zasada ta okazała się korzystna przede wszystkim dla Chin i Rosji. Chiny stały się największym na świecie eksporterem, a Rosja największym dostawcą surowców energetycznych do Europy.”

Długi, może nawet zbyt długi, historyczny szkic, zaczyna się zbyt późno. Handel jest dużo starszy niż rolnictwo, prawdę mówiąc, handel jest starszy niż nasz gatunek. Czy seks za smaczne kąski to najstarszy przykład wymiany towarowej? Tak twierdzą prymatolodzy i nie tylko oni. Nasz ludzki handel sięga głęboko w epokę kamienia łupanego. Archeolodzy ze zdumieniem odkrywają, że bulwy krzemienia i inne kamienie nadające się na narzędzia były czasem sprowadzane z odległych o setki kilometrów terenów. Antropolodzy badają wymianę towarową między nierzadko wrogimi plemionami, historia religii pokazuje jak często miejsca kultu były równocześnie częścią sieci wymiany towarów.


Handel był korzystniejszy od rabunku, ale rabunek dawał łatwiejsze i szybsze zyski, przynajmniej na krótką metę.    


Próba podziału na społeczeństwa kupców i rabusiów na nic się nie zda, bo kultura handlu i kultura rabunku nazbyt często się mieszały. Wraz z wynalezieniem rolnictwa, nowym, cennym towarem stał się człowiek.                       


W czerwcu 1956 roku byłem na rok przed maturą, podczas wypadków poznańskich przybiegłem do domu i z zachwytem opowiadałem o transparencie niesionym przez tłum, który głosił: „Nie ma chleba bez wolności”. Kolejne dziesięć lat zajęło mi zrozumienie, że chleb bez wolności wyprodukować jest najłatwiej, że przez ostatnie dziesięć tysięcy lat produkowano coraz więcej chleba bez wolności, zaś handel był częściej handlem owocami pracy przymusowej niż wolnej.      


Gadomski w swoim historycznym szkicu pisze, iż kraje bardziej rozwinięte starały się więcej sprzedawać niż kupują. To prawda, inna zasada była jednak ważniejsza, kupujemy surowce, sprzedajemy towary przetworzone i jeszcze inna zasada – kupujemy towary wytworzone w systemie pracy przymusowej, sprzedajemy towary wyprodukowane przez ludzi wolnych. (Nie zawsze, ale bardzo często, bo tu zysk jest najwyższy.)


Czy dla historyka gospodarki ważna jest mowa Peryklesa? Sądzę, że tak. Nie wiemy, ile w tej mowie upiększeń dodanych przez Tukidydesa, a na ile jest to dokładny zapis mowy pogrzebowej sprzed bez mała dwóch i pół tysiącleci. Perykles o ustroju Aten między innymi mówił:

„Nazywa się ten ustrój demokracją, ponieważ opiera się na większości obywateli, a nie na mniejszości. W sporach prywatnych każdy obywatel jest równy w obliczu prawa; jeśli zaś chodzi o znaczenie, to jednostkę ceni się nie ze względu na jej przynależność do pewnej grupy, lecz ze względu na talent osobisty, jakim się wyróżnia; nikomu też, kto jest zdolny służyć ojczyźnie, ubóstwo albo nieznane pochodzenie nie przeszkadza w osiągnięciu zaszczytów. W naszym życiu państwowym kierujemy się zasadą wolności. W życiu prywatnym nie wglądamy z podejrzliwą ciekawością w zachowanie się naszych współobywateli, nie odnosimy się z niechęcią do sąsiada, jeśli się zajmuje tym, co mu sprawia przyjemność, i nie rzucamy w jego stronę owych pogardliwych spojrzeń, które wprawdzie nie wyrządzają szkody, ale ranią. Kierując się wyrozumiałością w życiu prywatnym, szanujemy prawa w życiu publicznym; jesteśmy posłuszni każdoczesnej władzy i prawom, zwłaszcza tym niepisanym, które bronią pokrzywdzonych i których przekroczenie przynosi powszechną hańbę.”

Ateny były pierwszą demokracją, ale była to demokracja obywateli-właścicieli niewolników. Oczywiście los ateńskiego niewolnika był zdecydowanie lepszy od losu niewolnika w Związku Radzieckim, w nazistowskim obozie pracy, czy w Chinach, ale w starożytności niewolnictwo było powszechne, zaś dobra organizacja pracy niewolniczej była ówczesnym źródłem bogactwa narodów. Handel wewnętrzny i handel zagraniczny są ze sobą splecione i ten splot jest ważnym elementem rozważań zarówno o drodze do dobrobytu, jak i o bezpieczeństwie. Handel zagraniczny jest niesłychanie ważny, jeśli jednak zakup surowców strategicznych może być nagle zablokowany, gdyż korzystamy z dostaw jakiegoś monopolisty, może pojawić się poważne zagrożenie bezpieczeństwa.


Anglicy mieli swoje prawa zbożowe od XII wieku. Nakładali wysokie cła na import zbóż, żeby zwiększyć opłacalność produkcji krajowej. Te prawa zbożowe uderzały mocno w Polskę, która dysponując połową Ukrainy, była przez stulecia spichlerzem Europy. Brytyjczycy wzmocnili swoje prawa zbożowe po tym, jak Napoleon zarządził blokadę angielskich portów, powodując dramatyczne kłopoty z zaopatrzeniem. Najbardziej znanym przeciwnikiem praw zbożowych był David Ricardo. (Jeden z ulubionych ekonomistów Karola Marksa).


Ricardo urodził się w tym samym roku, w którym był pierwszy rozbiór Polski. Prawdziwi Polacy lubią zwalać winę za rozbiory na Rosjan i Niemców, dla historyka gospodarki nie jest to takie pewne. Wzorowana na Atenach republika właścicieli niewolników była demokracją ciężko pracującą na własne samobójstwo. Polska pszenica była niesłychanie konkurencyjna, bo siła robocza była praktycznie darmowa. Ale państwo słabło, bo byliśmy zajęci pilnowaniem zniewolonej większości, i byliśmy coraz bardziej zacofani, bo innowacje mieliśmy właściwie wyłącznie z importu, a ich szerokie wdrażanie nie było opłacalne, bo rynek wewnętrzny był zbyt słaby.


Davida Ricardo fascynowały koszty pracy, wiedział, że w interesie właściciela jest utrzymywanie tych kosztów na najniższym poziomie, to znaczy na poziomie pozwalającym zatrudnionym utrzymać się przy życiu. Jeśli płace z jakiegoś powodu rosną, pracodawca pozbywa się części pracowników i ci ludzie muszą z konieczności ubiegać się o zatrudnienie na gorszych warunkach. Był to czas, w którym zwalniani z rolnictwa i przemysłu przymierali głodem, a reakcją elit było oskarżenie o nadmierną dzietność klas niższych. Teoria Malthusa nie wzięła się znikąd, a jego przekonanie o zbliżającym się kresie możliwości wyżywienia nadmiernie liczebnej populacji ludzkiej były uzasadnione ówczesnym poziomem wydajności w rolnictwie.


Ricardo, podobnie jak Malthus, dzieląc społeczeństwo na ziemian, robotników i właścicieli kapitału nie brał pod uwagę zmian wynikających z innowacyjności, która dla Adama Smitha była kluczowa. (Smith mógłby zaproponować poznańskim robotnikom transparent z hasłem „Nie ma innowacyjności bez wolności”.) Pragnienie zbudowania dobrobytu na niskich kosztach pracy i na handlu owocami pracy niewolniczej kończy się jak Polska w 1772 roku i Związek Radziecki w 1991 roku.


Liberalizacja światowego handlu była świetnym pomysłem, ale zignorowano pierwsze dzwonki alarmowe informujące o zagrożeniach. Kraje zachodnie były święcie przekonane, że nikt i nic nie jest w stanie zagrozić ich imponującej przewadze technicznej, że kraje „rozwijające się” będą na zawsze zależne od krajów rozwiniętych i będą zależne od zakupów w krajach, w których wolność daje największy przyrost innowacji i pozwala na produkcję najbardziej technicznie skomplikowanych towarów. Zignorowano fakt, że w systemie pracy przymusowej można wyprodukować i bombę atomową, i sputnik. Wymagało to kradzieży cudzych innowacji, ale kradzież nigdy nie była obca naszemu gatunkowi.         


W dotychczasowej historii prawdopodobnie najdoskonalszą okupacją była amerykańska okupacja Japonii. Wiele razy opowiadałem o moim szoku, kiedy w Londynie japoński inżynier powiedział mi, że japoński cud gospodarczy nie byłby możliwy bez bomb atomowych zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki, że te bomby złamały ducha japońskiego nacjonalizmu i rasizmu, że pozwoliły zaakceptować okupację i jej warunki.

Sama okupacja była dzieleniem się tajemnicą własnego sukcesu. Amerykanie narzucili Japończykom konstytucję, która była mniej lub bardziej kopią konstytucji amerykańskiej, narzucili reformy. Popełniali błędy, nie zawsze rozumiejąc lokalne warunki, ale ogólna zasada była prosta: macie respektować indywidualną własność i prawa jednostki. Koniec życia na kradzionym chlebie.

To było sprzeczne z ekonomią Ricardo i z ekonomią Marksa. Japończycy dorzucili do tego swoją pracowitość, umiejętność kopiowania, pedantyczność. W ciągu kilku dekad stali się narodem równie lub bardziej innowacyjnym jak Amerykanie. Przekonanie, że nikt nie jest w stanie produkować towarów równie skomplikowanych jak nasze, po kosztach niższych niż nasze, okazało się złudne. Świat dowiedział się o tym dopiero, kiedy na parkingach przed General Motors było więcej samochodów marek japońskich niż amerykańskich. Zadecydował o tym jednak kryzys naftowy z 1973 roku.

Decyzja Arabii Saudyjskiej i innych krajów OPEC ujawniła z dnia na dzień, że nazbyt lekceważąco traktowano zmiany, jakie zaszły na światowych rynkach i w kosztach produkcji wysokiej jakości towarów przemysłowych. Sztuczny kryzys naftowy ujawnił rozmiary tych zmian i przyspieszył przebudowę międzynarodowego handlu. Czy świat zachodni czegoś się nauczył? Pół wieku później rosyjska napaść na Ukrainę pokazała głębię uzależnienia energetycznego od Rosji i technicznego od Chin. Przyzwyczailiśmy się, że samochody japońskie i koreańskie są równie dobre ale tańsze od głównych  marek zachodnich, nie zauważyliśmy, jak drogo trzeba płacić za brak zainteresowania bezpieczeństwem. Ideologiczny entuzjazm kazał rezygnować z korzystania z własnych zasobów gazu w łupkach, zamykać elektrownie atomowe, walczyć z klimatem za pomocą chińskich paneli słonecznych i wierzyć bardziej Ricardo i Marksowi niż Smithowi.


Liberalizacja globalnego handlu jest wspaniałą rzeczą, bezmyślność może jednak prowadzić nie tylko do utraty zysków, może również okazać się samobójcza. Rosyjski szantaż energetyczny prawdopodobnie uda się zneutralizować, chociaż los Ukrainy nadal jest bardzo niepewny. Chiny wydają się być zagrożeniem poważniejszym, ponieważ tam udało się poszerzyć obszary wolności ekonomicznej, wywołać eksplozję innowacyjności, przy równoczesnym dławieniu swobód obywatelskich, co pokazuje możliwość skutecznej produkcji chleba bez wolności na znacznie wyższym poziomie. Ta część kryzysu w globalnym handlu może być znacznie trudniejsza do opanowania.

[Rosyjska] agresja pokazała, że wolny handel nie jest sposobem na utrzymanie pokoju. Władcy nie zawsze kierują się korzyściami gospodarczymi. Czasem mają ambicje niezrozumiałe dla reszty świata – pisze Witold Gadomski.

To święta prawda, pytanie, czy będziemy teraz mądrzejsi?


A co z nami, Polakami? Czy dalej będziemy śpiewać „Boże! Coś Polskę przez tak liczne wieki/Otaczał blaskiem potęgi i chwały…”, pracowicie zapominając, że wypichcona w 1816 roku pieśń była hymnem pochwalnym rozbiorów i cara Aleksandra, i kończyła się słowami: „Niech zaprzyjaźnione dwa narody kwitną/I błogosławią Jego panowanie.”

 

Handel nie jest sprawa łatwą ani małą, najłatwiej rozum przehandlować. Wolność jeszcze nie gwarantuje ani mądrości, ani uczciwości. Kończy się czasami fałszowaniem starych piosenek.


Powinien również pamiętać o tym wielki naród amerykański. Pół wieku temu Henry Kissinger doskonale wiedział, co i dlaczego robi Arabia Saudyjska i czego oczekuje. Oczekiwała nacisków na Izrael w związku z kolejną nieudaną napaścią armii arabskich na Izrael. Kissinger namówił na ustępstwa nie pamiętając, że uleganie szantażystom nigdy nie pomaga ani własnym interesom, ani pokojowi na świecie.