W Iranie i Chinach protestujący domagają się wolności. Gdzie jest przywódca wolnego świata?


Jeff Jacoby 2022-12-22

Dziesiątki tysięcy Irańczyków wyszło na ulice, by zaprotestować przeciwko represjom i okrucieństwu teokratycznego reżimu w Teheranie.
Dziesiątki tysięcy Irańczyków wyszło na ulice, by zaprotestować przeciwko represjom i okrucieństwu teokratycznego reżimu w Teheranie.

TIME MAGAZINE ogłasza odważne kobiety z Iranu „Bohaterkami 2022 roku”.


Dlaczego prezydent Biden nie może zrobić tego samego?


Odkąd 22-letnia Mahsa Amini zmarła w areszcie irańskiej „policji moralności” po tym, jak została aresztowana za niewłaściwe noszenie hidżabu, dziesiątki tysięcy Irańczyków w całym kraju wyszło na ulice w proteście. Kobiety i uczennice odegrały znaczącą rolę w demonstracjach. Reakcja rządu była brutalna — według doniesień aresztowano ponad 18 tysięcy demonstrantów, a blisko 500 zabito. Irańscy urzędnicy używają karetek pogotowia do infiltracji demonstracji i chwytania protestujących i jest wiele doniesień o torturowaniu zatrzymanych.


Jednak Irańczycy nie wycofali się. Protesty stały się najbardziej trwałym powstaniem od czasu stworzenia Republiki Islamskiej 43 lata temu. Dysydenci domagają się nie tylko sprawiedliwości za śmierć Amini i zniesienia obowiązku noszenia chusty na głowie, ale także gruntownej reformy samego represyjnego reżimu teokratycznego.


W takich okolicznościach przywódca najstarszej i najbardziej wpływowej demokracji na świecie powinien używać swojej ambony, by wspierać dzielnych irańskich protestujących – otwarcie, wielokrotnie, głośno i konsekwentnie. To prawda, urzędnicy administracji Bidena wyrazili poparcie dla narodu irańskiego; w październiku Biały Dom nałożył sankcje na 14 urzędników z Teheranu. Ale było bardzo niewiele słów otuchy ze strony samego prezydenta – a jest to najwyższa waluta w amerykańskiej dyplomacji publicznej.


W przemówieniu przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ krótko po rozpoczęciu demonstracji Biden wypowiedział jedno zdanie poparcia: „Stoimy po stronie odważnych obywateli i odważnych kobiet Iranu, które teraz demonstrują, by zabezpieczyć swoje podstawowe prawa”. To było jego jedyne oficjalne oświadczenie w sprawie protestów. Od tamtej pory jedynymi słowami zachęty Bidena były mimochodem wygłoszone uwagi w college'u i na wiecu wyborczym. W obu przypadkach słowa zostały powiedziane po tym, jak widzowie pokazali plakat „Wolny Iran”. Na wiecu Biden powiedział: „Nie martwcie się, uwolnimy Iran – oni wkrótce się uwolnią”. Rzecznik Białego Domu natychmiast zbagatelizował te słowa, mówiąc dziennikarzom, że Biden jedynie „wyrażał solidarność” z protestującymi.


Jeśli chodzi o Chiny, nie posunął się nawet tak daleko.


Od 25 listopada antyrządowe protesty na skalę niespotykaną od 1989 roku – roku masakry na placu Tiananmen – wybuchły w ponad 30 chińskich miastach. Wrzawa została wywołana przez pożar mieszkania, w którym zginęło co najmniej 10 osób, które nie mogły uciec z powodu fanatycznie rygorystycznych środków „zero-COVID” w Chinach. Spontaniczne demonstracje — niezwykle śmiałe, biorąc pod uwagę wszechobecny, zaawansowany technologicznie nadzór reżimu — szybko przerodziły się w wezwania do zaprzestania represji. Studenci trzymają kartki czystego papieru jako symbol cenzury. „Demokracja i rządy prawa!”  skandowali niektórzy. "Wolność słowa!"


A reakcja Bidena na to oddolne potępienie totalitarnego reżimu Xi Jinpinga? Głuche milczenie. Rzeczniczka Białego Domu powiedziała tylko, że „każdy ma prawo do pokojowego protestu”. Sam prezydent nic nie powiedział, chociaż, jak zauważył „New York Times, Biden „twierdził, że będzie wytykał nadużycia ze strony autorytarnych rządów na całym świecie”.


Wszystko to jest zgodne z wieloletnią tradycją amerykańskich prezydentów popierających wolność, demokrację i abstrakcyjny opór wobec tyranii – ale mówiących niewiele lub nic, gdy prawdziwi ludzie, którzy mają dość życia pod dyktaturą, powstają, by domagać się swobód obywatelskich i wolności politycznych, które Amerykanie uważają za coś oczywistego.


Wielokrotnie byliśmy świadkami tego przygnębiającego scenariusza.


Kiedy milion demonstrantów wylało się na ulice Hongkongu w 2019 r., sprzeciwiając się prawu o bezpieczeństwie, które groziło zniszczeniem ich autonomii, prezydent Donald Trump powiedział tylko, że jest pewien, że Chiny i Hongkong „będą w stanie to rozwiązać” i podkreślił, że Xi Jinping był „moim przyjacielem”. Kiedy ogromna fala antyrządowych protestów przetoczyła się przez Iran w 2009 roku, prezydent Barack Obama najpierw nic nie powiedział, a potem twierdził, że nie byłoby „produktywne”, gdyby prezydent USA „był postrzegany jako wtrącający się” w sprawy Iranu.


Podczas zdumiewającego, prodemokratycznego powstania w Chinach w 1989 roku prezydent George HW Bush odmówił wspierania reformatorów i studentów. „Zachęcałbym do powściągliwości – powiedział. - Myślę, że może jest czas na ostrożność”. Dwa lata później, kiedy wszystkie oczy skierowane były na Irak Saddama Husajna, Bush publicznie wezwał Irakijczyków do obalenia ich dyktatora. Kiedy jednak od dawna cierpiący szyici i Kurdowie odpowiedzieli na wezwanie prezydenta i rozpoczęli bunt, Bush odmówił im minimalnej pomocy, jakiej potrzebowaliby do obalenia Rzeźnika z Bagdadu. Saddam przystąpił do masakry opozycji, a Bush bezczelnie twierdził, że „nikogo nie wprowadził w błąd” co do stanowiska Ameryki.


Ten wzór powtarzał się przez cały okres powojenny. Być może najbardziej znany przykład miał miejsce w 1956 roku, kiedy Węgrzy powstali przeciwko komunistycznej dyktaturze. Wielu z nich liczyło na zdecydowane poparcie prezydenta Dwighta Eisenhowera, który jako kandydat zadeklarował poparcie dla „wyzwolenia” Europy Wschodniej. Ale Eisenhower milczał, nawet gdy sowieckie czołgi wjechały do Budapesztu, by stłumić rebelię.


W Chinach młodzi demonstranci trzymają kartki białego papieru symbolizujące bezwzględną cenzurę Komunistycznej Partii Chin.
W Chinach młodzi demonstranci trzymają kartki białego papieru symbolizujące bezwzględną cenzurę Komunistycznej Partii Chin.

We wszystkich tych przypadkach amerykańscy prezydenci nie rozumieli, że Stany Zjednoczone i wolny świat toczą ideologiczną bitwę ze światowymi tyraniami. Zmarnowali okazję do przedstawienia otwartej argumentacji za liberalną demokracją – nie tylko po to, by bronić mdłego „prawa do pokojowego protestu”, ale by wyjaśnić, dlaczego społeczeństwa oparte na wolności, odpowiedzialności i zgodzie rządzonych są z natury lepsze od rządów teokratów lub komunistycznych dyktatorów. Kiedy rzesze obywateli podnoszą głos przeciwko uciskowi w krajach takich jak Chiny i Iran, odpowiedzią ze strony Stanów Zjednoczonych powinno być ich ośmielanie i wzmacnianie zasadności ich żądań. Przecież ostatecznym celem Ameryki dla tych krajów nie jest stabilizacja ani spokój. Chodzi o to, aby stały się wolne.


Zakończenie represji i utrzymanie demokracji są częścią misji Ameryki. Stany Zjednoczone są jedynym krajem w historii, który opiera się na „oczywistej prawdzie”, że wolność jest niezbywalnym prawem. Żaden inny naród nie walczył tak zawzięcie w obronie praw człowieka i wolności poza własnymi granicami. Możemy zapomnieć, jak duży wpływ ma przykład Ameryki na wyobraźnię uciskanych na świecie, ale oni tego nie robią. Dlatego protestujący w Hongkongu śpiewali „The Star-Spangled Banner” podczas protestu w 2019 roku. Dlatego chińscy studenci 20 lat wcześniej stworzyli „Boginię Demokracji” wzorowaną na naszej Statui Wolności. Dlatego Irańczycy w 2009 roku błagali Obamę o zabranie głosu w obronie ich wolności.


Kiedy dysydenci powstają przeciwko despotom, w interesie Ameryki zawsze leży ich wzmacnianie i zachęcanie. Jeśli „Time Magazine” może głosić bohaterstwo irańskich  protestujących w obronie wolności, z pewnością prezydent Ameryki też może to zrobić.


In Iran and China, protesters plead for liberty. Where is the leader of the free world?

Boston Globe, 11 grudnia 2022

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


*Jeff Jacoby

Amerykański prawnik i dziennikarz, publicysta “Boston Globe” od 1994 roku.