Polityka jest sztuką realizowania tego co jest  możliwe


Andrzej Koraszewski 2022-11-28

Ukraiński żołnierz w pierwszych dniach zimy. (Autor zdjęcia nieznany.)
Ukraiński żołnierz w pierwszych dniach zimy. (Autor zdjęcia nieznany.)

Próba zrealizowania tego, co jest możliwe, wymaga zdobycia poparcia wyborców, co zmusza w kampaniach do dostosowania się do oczekiwań związanych nie tylko z faktycznymi oczekiwaniami różnych grup, ale również z wyobrażeniami kształtowanymi przez media publiczne i społecznościowe. W rwącym strumieniu wiadomości bzdurnych, błahych, mających poruszyć, przykuć uwagę i tych, które mogą nabrać znaczenia w czasie, przemknął mi incydent z wystąpienia Donalda Tuska. Chwilę wcześniej oglądałem zdjęcie przesłane przez ukraińską przyjaciółkę, żołnierza obsypanego śniegiem przed wejściem do ziemianki. Przyjaciółka zdjęcia nie komentuje, pisze, że jakoś sobie radzą, chociaż na ogół nie ma prądu i jest zimno.

W dzień później wróciłem do wiadomości o reakcji Tuska, bo wydała mi się ciekawa z socjologicznego punktu widzenia. Straż podczas spotkania z politykiem chciała zatrzymać kobietę z transparentem głoszącym "Gaz ziemny to broń dyktatorów". Tusk zaprosił kobietę bliżej mikrofonu, nie wdawał się w wyjaśnianie, że sprawa jest złożona, że zasoby naturalne są bogactwem, dzięki któremu możemy żyć w luksusie i mamy czas na protesty, chociaż faktycznie, mogą być wykorzystywane jako broń. Rosjanie rozgniewani, że Ukraińcy nie powitali ich kwiatami i bronią się przeciw ich bratniej pomocy, niszczą teraz ukraińską infrastrukturę, próbując zmusić ich do poddania się zimnem i głodem. Mają również nadzieję, że zakręcając kurki z gazem zduszą europejską sympatię do Ukraińców. Trudno o wątpliwości, że demonstrująca kobieta miała na myśli właśnie barbarzyństwo Putina.


Donald Tusk uznał, że to nie czas i miejsce na wykład o trudnościach poszukiwania najlepszej strategii walki z ociepleniem. Przeciwnie. Uznał, że dramatycznie uproszczony przekaz demonstrującej kobiety jest dobrą okazją, żeby powiedzieć o potrzebie wspólnego działania dla dobra planety. Dodał, że „bezpieczna ekologicznie planeta wymaga kompetencji, energii, odwagi, wizji i sprawczości”, że jego pokolenie myliło się nie doceniając kwestii ochrony klimatu.

 

Ta uproszczona prezentacja wizji powróciła na zamkniętej części Rady Krajowej PO, gdzie zastanawiano się nad strategią kampanii wyborczej. Prawdopodobieństwo wspólnej listy wszystkich partii opozycyjnych maleje, ale ta możliwość jeszcze nie została przekreślona.   


Jak donosi „Gazeta Wyborcza”:

„Tusk mówił: „jednoczmy siły”, „musimy wygrać wielka grę”, „stawką nie jest zwycięstwo jakiejś partii politycznej”. – Ciepła Polska, zielona, bezpieczna energia, ochrona środowiska, to naprawdę jest więcej niż potrzeba, by pójść do wyborów jako zjednoczona opozycja”.

Czy jest to nazbyt skrócony przekaz dziennikarski, czy ogłaszając walkę z kryzysem klimatycznym jako priorytet na nową kadencję, w desperackiej próbie zjednoczenia opozycji, nawet w zamkniętym, gronie ignoruje się rzeczywistość?


Czy jest możliwe, że nawet ci politycy, na których liczymy najbardziej, nie zdają sobie sprawy z tego, o czym doskonale wiedzą ludzie na prowincji?          


Co wiedzą? Wiedzą, że ta zima (i obawiają się, że również następna), będzie okresem kryzysu energetycznego, niedoborów węgla, być może braków gazu, obawiają się przerw w dostawach elektryczności, obawiają się dalszego wzrostu cen energii. Wiedzą również, że ta „zielona energia” dostarcza minimalnych ilości energii, a jej rozwój jest opłacany astronomicznymi subwencjami. Wiedzą, że obłąkany wzrost kosztów opału i elektryczności nie jest spowodowany wyłącznie szaleństwami Putina. Czy to znaczy, że ignorują zmiany klimatyczne? Z pewnością obecnie nie jest to temat codziennych rozmów. Na ogół nie zaprzeczają, że problem istnieje, chwilowo mówią, że będą wycinać drzewa w lesie, co może oznaczać, że ich priorytetem jest przetrwanie.

 

Nie wiem, czy jest jeszcze szansa na wspólną listę wszystkich partii opozycyjnych, mam jednak ponure wrażenie, że wyjście do wyborców z tym priorytetem, prezentowanym w charakterze kolorowego obrazka, bez wspomnienia o wszystkich wątpliwościach i trudnościach, dramatycznie wzmocnionych przez już toczącą się wojnę, wydaje się być grą samobójczą.

 

Na arenie politycznej siły są dość wyrównane, o zwycięstwie bądź przegranej w dużym stopniu zadecyduje zdolność przedstawienia wyborcom politycznej wizji realizowania tego, co możliwe. Jest mało prawdopodobne, żeby tak przedstawiony priorytet na następną kadencję pozwolił nam doczekać, że nie będzie to kolejna kadencja ogłupiałej zjednoczonej prawicy. Obym się mylił.