Netanjahu nadaje treść słowom „Nigdy więcej”, po raz kolejny


Anjuli Pandavar 2022-11-11


Benjamin Netanjahu, wydaje się mieć powołanie do wyciągania swojego kraju z nieuchronnej katastrofy. A w jego przypadku zawsze pojawia się na scenie za pięć dwunasta. Izrael miał już wcześniej samobójcze rządy. Jeden z nich opuścił Har haBayit (Wzgórze Świątynne) zostawiając je w rękach Jordańczyków, dając dżihadystom bezcenny przyczółek. Kolejny wycofał się z Gazy, a wynikająca z tego katastrofa trwa do dziś. Jeszcze inny, wcześniej, podpisał porozumienia z Oslo i pozwolił uzbrojonym po zęby hordom terrorystów na okopanie się w odległości krótkiej przejażdżki autobusem od śpiących w domach Izraelczyków. Ale ustępujący obecnie rząd izraelski przebił je wszystkie. Trudno zdecydować, który z jego różnych czynów jest najgorszy. Czy gorzej było na przykład wpuścić Bractwo Muzułmańskie do rządu, czy też obejść nakaz potrącania z przekazywanych Autonomii Palestyńskiej pieniędzy kwoty wypłacanej przez AP „Palestyńczykom” za mordowanie Żydów? A co powiesz na a priori obietnicę, że nigdy nie będzie żadnej konfrontacji z otwarciem proirańskim rządem USA? Co powiesz na nagradzanie arabskich dzikich lokatorów za zajmowanie ziemi państwowej? OK, na tym skończę. Wystarczy.

Cóż, nie, nie wystarczy. Dlaczego pęd ustępującego rządu do przepaści był potencjalnie śmiertelny dla państwa żydowskiego? Ponieważ zarówno rząd Stanów Zjednoczonych, jak i Unia Europejska są zdecydowane dać irańskiemu reżimowi to, czego chce, a mianowicie zdolność do zniszczenia Izraela, ograniczoną jedynie tym, co pozostało z gotowości irańskiej ludności do obrony swojej wolności, a tym samym ich cywilizacji. Atakowanie Żydów na ulicach miast zachodnich jest już przestępstwem tylko na papierze. Antysemityzm jest otwarty, rażący, bezczelny i szybko staje się cnotą. Na zachodnich uniwersytetach pracownicy i studenci łączą siły, by nękać żydowskich studentów. Pod koniec lat czterdziestych i przez całe lata pięćdziesiąte zdumieni ludzie w setkach książek zadawali palące pytanie: „Jak to się mogło stać?”. Drogi Czytelniku, TAK WŁAŚNIE jak to się dzieje teraz.


Ci, których później dręczyło to pytanie, nie byli wystarczająco oburzeni, nie dość obrażeni, nie dość poruszeni, żeby coś powiedzieć, coś napisać, coś zrobić, gdy wszędzie wokół nich likwidowano hamulce na nieludzkie zachowania wobec Żydów, a oni odwracali wzrok. Stało się to nie dlatego, że nie widzieli, ale dlatego, że nie chcieli widzieć. Stało się to nie dlatego, że nie słyszeli, ale dlatego, że nie chcieli słyszeć. Nie przyszło im do głowy, że nie chodziło o Żydów; że chodziło o cywilizację; chodziło o ludzkość; chodziło o nas wszystkich.


Zarzuty o zabójstwo Chrystusa i konsumowanie dziecięcej krwi już wtedy w dużej mierze wyszły z mody. Jaka była więc ich wymówka we współczesnym świecie? Nic tak prostackiego jak chciwi manipulatorzy i panowie całego świata zagarniający pieniądze, uhhh, nie! W Żydach było po prostu „coś”. „Coś” na tyle istotne, by nie ingerować, gdy znów rozbudzano morderczą nienawiść. Jak na dzisiejsze fałszywe cnoty, tamto „coś w nich jest” może być zbyt niejasne, niewystarczająco „różnorodne”. Wpisz zatem „Palestyńczycy”. Wreszcie! Prawdziwe ofiary, których ziemię ukradli Żydzi. To na pewno zadziała.


Teraz możemy być antysemitami, nie będąc antysemitami. OK, więc kilku Żydów jest atakowanych na ulicach, kilka cmentarzy jest zbezczeszczonych i tak dalej. Ale nie powinniśmy tego wyolbrzymiać. Pomyśl o Palestyńczykach. Oczywiście, jeśli będzie coś poważnego, to coś powiemy... Stało się tak, ponieważ okłamywaliśmy się, tak jak teraz, uprzedzając pytanie, które zadamy po kolejnej próbie eksterminacji narodu żydowskiego, i w końcu wrócimy do zdrowych zmysłów: „Jak to się mogło stać?”


Udręczeni badacze sumień po poprzedniej rundzie nie potrafili lub nie chcieli odpowiedzieć na pytanie, niemniej jednak czuli się w pełni kwalifikowani do przysięgania: „Nigdy więcej”. Nigdy więcej? Czy zamierzali się upewnić, że nikt nigdy więcej nie spróbuje zabić całego narodu żydowskiego, czy możemy nawet gwarantować, że widzieliśmy ostatnią z takich prób? Nic z tych rzeczy. Nie mieli pojęcia, jak to się mogło stać, bo nawet wtedy, w swojej udręce, okłamywali samych siebie. „Nigdy więcej” było niczym innym jak osobistym katharsis. Nawiążemy dialog międzywyznaniowy. Będziemy współistnieć. W ten sposób zapewnimy „Nigdy więcej”. Dogadujmy się wszyscy, nawet z tymi, którzy spiskują i planują zabicie Żydów. Jak cudownie jest siedzieć obok takich ludzi w Knesecie. Problem rozwiązany.


To jest syndrom sztokholmski na sterydach, ponieważ skutecznie mówi nam, że gdyby tylko ofiary nazistów zrobiły więcej, aby się dogadać, można było tego wszystkiego uniknąć. Nie pomaga ani Żydom, ani Izraelowi posiadanie przywódców, którzy nabierają swoich ludzi, by uwierzyli, że jeśli nie zrezygnują z tego, nie zrezygnują z tamtego, nie zrezygnują z następnej rzeczy i staną na głowie, to spowodują wszystko to, co nienawidzący ich i tak im zrobią. Żadna ilość „dogadywania się” ze strony potencjalnej ofiary w żaden sposób nie opóźni, nie mówiąc już o uniemożliwieniu potencjalnemu sprawcy zrealizowania jego zamiarów. Jeśli już, to po prostu wygładzi jego drogę i zachęci go. Groteskowe jest narażanie całego narodu na haniebną iluzję, na tchórzliwą fantazję.


„Palestyńczycy” i ich zwolennicy nie przypomną nam, że Żydzi byli nienawidzeni, zanim „ukradli” komukolwiek ziemię. Kiedy we wszystkich cyklach zabijania Żydów, poczynając od wypędzenia Żydów z ich ziemi, Żydzi lub ktokolwiek inny mógł zagwarantować „Nigdy więcej”? Tylko raz: teraz. Teraz, kiedy odzyskali swoje państwo i są w stanie sami się bronić siłą uzbrojonych obrońców narodu żydowskiego. Niech to na chwilę zapadnie ci w umysł, drogi czytelniku: uzbrojeni obrońcy narodu żydowskiego. To jest koncepcja.


Rozważmy teraz, co to znaczy, gdy sam rząd Izraela i instytucje państwowe czują się cnotliwie tworząc warunki, w których zabójcy Żydów są wystarczająco ośmieleni, by atakować żołnierzy i funkcjonariuszy policji Izraela, rzekomych uzbrojonych obrońców narodu żydowskiego. Czy ktokolwiek wyciągnął lekcję ze sposobu, w jaki zwracano się do żydowskich posłów w Knesecie w momencie objęcia urzędu przez ostatni rząd?


Osłabienie własnych sił obronnych jest wystarczająco złe. Przekonywanie własnej ludności, że w ten sposób będą bezpieczniejsi, jest nieporównywalnie gorsze, gdyż osłabia również prawo do obrony. Jak bardzo oddala cię to od prawa do nie bycia atakowanym w pierwszej kolejności i zbliża do złudnej nadziei, że potężni obrońcy odstraszą taki atak, w drugiej? Jak bardzo przybliża cię to do ambiwalentnych reakcji na ataki wroga? Do bagatelizowania zła, jakie dzieje się?


Trzy lata temu piłam kawę z izraelskim kolegą w kawiarni w Tel Awiwie. Rozmowa była rozsądna, sympatyczna, dopóki jako temat nie pojawił się Netanjahu. Wow. Widok takiej goryczy w stosunku do tego człowieka był niepokojący. Gdzie ludzie, których samo istnienie jest raz za razem zagrożone, znajdują czas na tak niewiarygodną małostkowość? Kiedy Benjamin Netanjahu jest postrzegany jako większy problem niż Mansour Abbas, to rzeczywiście jest bardzo, bardzo późno.


Wróg jest nie tylko u bram. Jest w sercach Żydów i jest w Knesecie. Na szczęście Benjamin Netanjahu o tym wie i nie jest nieśmiałym człowiekiem. Ci, którzy dołączą do niego w nowym rządzie, też nie są bojaźliwi. Jest nadzieja. Jest duże prawdopodobieństwo, że wróg zostanie wykorzeniony i zniszczony do tego stopnia, że naród żydowski sam będzie miał dość siły na „Nigdy więcej”. Możliwe, tylko możliwe, że to się więcej nie powtórzy.


Premier Netanjahu odda Zachodowi wielką przysługę, przypominając mu, co oznacza eskalacja dominacji. Może też przypominać sobie, że zwykłe osłabienie zdolności wroga do wojny jest zaproszeniem go do ponownego ataku.


Netanyahu gives substance to “Never again”, again

Murtadd to human, 9 listopada 2022

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Anjuli Pandavar


Urodzona w RPA, w muzułmańskiej rodzinie, czarna Brytyjka, pisarka, która porzuciła islam i którą kilka lat temu wyrzucono z jednego z forów dyskusyjnych amerykańskich ateistów pod zarzutem rasizmu, bigoterii i kilku innych grzechów głównych, z których kroplę goryczy przelało jej stwierdzenie, że czarny bandyta to nadal bandyta.


Anjuli Pandavar przedstawia się czasem jako obywatelkę świata. Faktycznie jeździ po świecie, wykłada literaturę angielską, czyta lokalną, pasjonuje się historią, a ta pasja towarzyszy jej od dziecka. Na polskim rynku księgarskim jest jej dostępna książka „Islam. Wiara a człowieczeństwo. Wydana przez wydawnictwo „Stapis” .