Oni umarli wszyscy, my wszyscy żyjemy


Andrzej Koraszewski 2022-09-09


Siedzę na schodkach werandy, patrzę na kolorowy klomb kwiatów, na obsypaną jabłkami jabłonkę. Trawa rośnie już wolniej, trzeba ją będzie raz jeszcze ściąć przed zimą, ale jeszcze nie teraz, może pod koniec września. Trzeba się dowiedzieć w ośrodku dla ukraińskich uchodźców, czy chcą jabłka. Palę papierosa, zastanawiam się nad pojęciem pytań granicznych. Czy można zrozumieć świat, którego już nie ma, którego nie przeżyłeś, dla opisu którego brakuje słów, a to, co powiesz, jest tylko martwym obrazem? Za mną, w pokoju na biurku leży książka Moniki Sznajderman Fałszerze pieprzu, Historia rodzinna, Wydawnictwo Czarne 2019. Zamknąłem ją wczoraj późnym wieczorem, przed snem przeczytałem jeszcze kilkanaście stron książki Anthonego Doerra All the Light We Cannot See.

Monika Sznajderman jest młodsza ode mnie o jakieś dwadzieścia lat, więc moja pamięć jest nieco bliższa opisywanej przez nią historii. Jest antropolożką, ma warsztat pozwalający na zbieranie okruchów w przekaz, który ma sens dla odbiorcy. Opowiada jednak historię, która wykracza poza możliwości wyobraźni. Jest dziedziczką dwóch zaginionych światów, rodziny żydowskiej po ojcu i ziemiańskiej po matce. Jest dziedziczką dworku pamięci sklejonego z własnej pamięci, ze starych fotografii, z opowieści ludzi i studiów. Dominuje koszmar Zagłady, bo po drugiej stronie jest zaledwie utrata raju. „Oni wszyscy umarli, my wszyscy żyjemy” zapisze jeden z jej krewnych. To prawda, niemal cała prawda. Dwa światy międzywojennej Polski, rajskich ogrodów ziemiańskiego świata, żydowskich chałatów i straganów, bulgoczącej nienawiści i sympatii do swoich „żydków”, przerażającej obojętności i miejsc przemysłowej eksterminacji narodu, końca wojny i kontynuacji mordów, strategii przetrwania w nadal wrogim świecie.   


Wstaję ze schodków, żeby sprawdzić winogrona, są już dojrzałe, słodkie, trzeba je szybko komuś dać, bo kuszą, a ja mam cukrzycę. W głowie kłębią się zdania z czytanej wczoraj książki. „Co począć z doświadczeniami wykraczającymi poza wszelkie granice rzeczywistości, z doświadczeniami, dla których opisu nie mamy języka, pojęć ani kategorii?” Wielu, może nawet większość wybrała milczenie. Znam to z własnego dzieciństwa i późniejszych prób dotarcia do doświadczeń rodziców. Są rzeczy, które nie mieszczą się w słowach. Więc szukając zrozumienia tego,  co przeżył jej nastoletni podczas wojny ojciec Monika Sznajderman czyta świadectwa innych.

„Dla niektórych figurą najskrajniejszą, upostaciowującą działanie czystego zła i wykraczająca poza skalę ludzkiego doświadczenia była figura muzułmanina, zwanego  przez Primo Leviego ‘świadkiem całkowitym’. Była to figura oksymoroniczna, gdyż muzułmanin to świadek, który nie miał szansy przemówić i dać świadectwa i w którego imieniu przemawiają ocaleli.”

W obozach zagłady byli to ludzi na wpół martwi, snujący się bez świadomości, obojętni na wszystko, chodzące trupy. Nieliczni, którzy przeżyli i którzy często czują się winni, czasem mówią, że ocaleli cudem, czasem są oburzeni na tych, którzy mówią o cudzie, bo cud implikuje jakiegoś boga, a jaki bóg mógłby zaakceptować ten bezmiar ludzkiego zła?


Gdzie jest granica między wyobrażalnym, a niewyobrażalnym? Trwa wojna w Ukrainie, od lat trwa koszmar w Syrii, w Nigerii codziennie płoną wioski chrześcijan. Od stu lat Arabowie mordują Żydów w „Palestynie” będącej europejską nazwą starożytnego Izraela, obecnie przyjętą przez Arabów mających nadzieję na dokończenie dzieła Hitlera. Czy zwyczajny koszmar zawsze gdzieś obecnej wojny jest bardziej wyobrażalny niż obóz zagłady, gdzie oczekujący na śmierć więzień przemyka do latryny mijając wózki wypełnione do szczytu trupami? Czy umiem sobie wyobrazić gwałcenie w więzieniu skazanej na śmierć Iranki?


Monika Sznajderman próbuje odtworzyć nie tylko drogę swojego ojca przez kolejne obozy, ale również jego drogę powrotną po wyzwoleniu, zrozumieć doświadczenie zniknięcia całej rodziny, całego świata. Próbuje również zrozumieć tę drugą stronę, krewnego zaangażowanego w Stronnictwie Narodowym przed wojną i torturowanego oraz więzionego po wojnie, opisuje obojętność, mordy i grabieże.


Jeśli dziś, dziesiątki lat po tamtych wydarzeniach pójdziesz w niedzielę na dowolny pchli targ masz gwarancję, że znajdziesz tam wystawione na sprzedaż „mienie pożydowskie”. PiS żąda dziś od Niemiec reparacji wojennych. Jan Tomasz Gross pyta na łamach “Gazety Wyborczej” „Jaką część ewentualnych reparacji PiS zamierza oddać Żydom? Kilka pytań do posła Mularczyka”.


Zastanawiam się, co odpowiedziałby poseł Mularczyk, gdyby odpowiedział? Książka Moniki Sznajderman ma na końcu bibliografię, z której część pozycji znam, innych nie, My z Jedwabnego Anny Bikont, słynny artykuł Jana Błońskiego, Przez ruiny i zgliszcza Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce Mordechaja Canina, książki Barbary Engelking, Jan Tomasz Gross i Henryk Grynberg, Korczak, Jacek Leociak, Primo Levi, Spowiedź Perechodnika. To zaledwie ci autorzy i te pozycje, które po przeczytaniu nie dawały spać i które pamiętam z tej listy bez ponownego zaglądania. Mam wrażenie, że nawet jeśli Mularczyk którąkolwiek z nich czytał, to był wyłącznie oburzony, gdyż wykraczała poza jego zdolność akceptacji rzeczywistości.           


Pytania graniczne, pytania znajdujące się między jedną dyscypliną nauki a drugą, poszukiwanie pomostu między wiedzą i wiedzą, czasem między wiarą i wiedzą, na innym poziomie definiowane jako pytania „które mogą zmienić twoje życie”.


Nasza wyobraźnia korzysta z fundamentu naszych osobistych doświadczeń, bez trudu możemy sobie wyobrazić sytuacje podobne do tego, co sami przeżywaliśmy, próbujemy sobie wyobrazić sytuacje nieco bardziej odległe, ale w pewnym punkcie nasza wyobraźnia staje dęba i odmawia dalszej kooperacji. Jest gorzej, obojętność przechodzi w powtórkę ścieżek, którymi poszły poprzednie pokolenia, w usprawiedliwienie zła, w sympatię dla tych, którzy już je powtarzają.


Przyjaciel pyta, co można powiedzieć na takie stwierdzenie znajomego: „Winni nienawiści są sami Żydzi, tym co mieli zapisane w Talmudzie i co przez wieki wpajano im do głów oraz przez to czym się zajmowali. Jeszcze w X/XI wieku zajmowali się handlem ludźmi, lichwą… A w czasach współczesnych twórcy i krzewiciele największej zbrodniczej ideologii czyli komunizmu. Żydokomuna to nie jakiś wymysł, to im w dużej mierze zawdzięczamy nasz kiepski los po 1989 roku, pozbawienie większej części majątku narodowego, tania siła robocza, rynek zbytu…”

 

Nie umiem dać dobrej rady. Mam wrażenie, że sprawa jest beznadziejna, że odpowiedź wykraczałaby poza możliwości jej zrozumienia przez odbiorcę.

 

Siedzę na schodkach werandy, w ostrym świetle wrześniowego słońca, powracam myślą do obrazów z książki Moniki Sznajderman, zastanawiam się, czy pisać o tej książce, czy raczej wrócić do lektury rozpoczętej wczoraj, pisanej obłędnie piękną prozą książki Doerra. Przypominam sobie liścik nienawistnika, który czasem lubi o sobie przypominać: „I po co piszesz stary dziadu, przecież i tak nikt tego nie czyta”. Wracam do biurka, na którym leży wczorajsza lektura.