Kaczyński w Kórniku i powrót towarzysza Szmaciaka


Andrzej Koraszewski 2022-07-26

Fragment zdjęcia z doniesienia w wiadomości.gazeta.pl o wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego w Poznaniu.
Fragment zdjęcia z doniesienia w wiadomości.gazeta.pl o wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego w Poznaniu.

Media nasze ojczyźniane donoszą nam od rana, że gensek PIS-u powiedział w Poznaniu, iż w Kórniku były „Rozwrzeszczane grupy ludzi, którzy naprawdę upadli bardzo nisko, biorąc pod uwagę ich język, ich agresję, ich twarze. Te twarze, te zachowania, które przenoszą się także w inne miejsce, może nie aż w tak drastycznym wydaniu, ale nawet i parlament nie jest od tego wolny.”

Setki razy porównywano Jarosława Kaczyńskiego do Władysława Gomułki. Teraz jednak zbliżył się do swojego prototypu w kabaretowym stylu. Gomułka umarł w 1982 roku, więc dla tych, którzy urodzili się już po jego śmierci nic te porównania nie znaczą. Staruszkowie i owszem, mogą pamiętać pierwszego sekretarza PZPR jak kompletnie zapluty wrzeszczał z trybuny o „człowieku o moralności alfonsa”. Na myśli miał ten długoletni władca ludowej Polski autora poematu Towarzysz Szmaciak, w którym prezentował bohaterów polskiej sceny politycznej – Szmaciaka, Buca i Rurkę, zaś satyryczny poemat w nieco jarmarcznym stylu zaczyna się tak:

Straszny miał dzień towarzysz Szmaciak.
Ach, wprost odchodził od rozumu,
kiedy uciekać musiał w gaciach
ścigany wyzwiskami tłumu.

Prawdę mówiąc towarzysz Gomułka tak okrutnie zdenerwował się na Janusza Szpotańskiego za operę „Cisi i gęgacze” i za tę to operę Szpotański skazany został w 1968 na trzy lata więzienia „za rozpowszechnianie informacji szkodliwych dla interesów państwa”. „Towarzysz Szmaciak” powstał już pod koniec dekady Gierka, ale to drobny szczegół. Ważne, że nasz ojciec narodu, obywatel Kaczyński, trzyma się tradycji, a nawet ją wzmacnia.


Związany z Pcimiem Szmaciak był mocnym ramieniem władzy. I nakopać umiał komu trzeba, i świnię podłożyć, i zadbać o właściwą alokację funduszy publicznych, żeby do swoich trafiły. Dumę też posiadał z tytułu dobrze wykonanej roboty.    

A jak umieli my dla władzy
wpoić tu posłuch, respekt, miłość!
Do czerwca bieżącego roku
żadnych warchołów tu nie było!

Szmaciak jest nie tylko stróżem prawa i porządku, ale operatorem nowego ładu, więc kiedy przyszła pora na zagospodarowanie nadmiaru blachy, przestawia produkcję obręczy do kół na medaliki i krzyżyki, bo tu będzie popyt nieograniczony. Szmaciak wie, kogo trzeba łomem załatwić, kogo wsadzić za kratki w majestacie władzy, a kogo jarzębiakiem ugościć w wiadomej sprawie. Szmaciak bowiem: „chce władzy nie dla śmichu/lecz dla bogactwa, dla przepychu”.    


Poezji wielkiej w poemacie o Szmaciaku nie szukaj, wszelako obserwacji ponadczasowych jest owszem całkiem sporo. Napisany czterdzieści pięć lat temu poemat nadal nieźle rzeczywistość naszej Najjaśniejszej pokazuje i objaśnia dlaczego Szmaciak z Bucem tak głośno „Jeszcze Polska” śpiewają. Patrząc na zdjęcie obywatela Kaczyńskiego wysiadającego z limuzyny i na towarzyszące mu postaci mam dziwne wrażenie, że już ich kiedyś widziałem i to na żywo, a nie tylko w literackich obrazach.


Pod doniesieniem o Kaczyńskim w Poznaniu zdjęcie z Kanady z papieżem Franciszkiem w jednych szatach na klęczkach przed wodzem Indian w innych gustownych szatach i z pióropuszem na głowie jak Pan Bóg przykazał.


Przepraszał Franciszek za nie swoje grzechy, bo za jego własne inni będą przepraszać. Prawdę mówiąc brakowało mi troszkę zdjęcia z dokumentacją, jaką limuzyną wódz Indian na spotkanie z wodzem katolików przyjechał, ale przerwałem studia nad świeżymi doniesieniami i powróciłem myślami do czytanej w nocy książki poznańskiego literata, Ryszarda Ćwirleja, którego kryminał Zaśpiewaj mi kołysankę pokazuje nam Poznań z maja 1922 roku. Świetnie pokazuje i strasznie. Sto lat temu w świeżo odzyskanej niepodległości Szmaciaków i Buców nie brakowało. Książka pisana żywym językiem, pełna soczystej poznańskiej gwary, więc obcujemy z szkiełami, bejmami, girami i gemylą, kajzerki w tytce i kejter za bramą. Na łajdactwo możnych lud reaguje mówiąc, że nie jest glapami futrowany i za pomocą złodziejstwa i cwaniactwa próbuje wyjść na swoje. Świetnie napisany kryminał, autor socjolog i dziennikarz z wyborną znajomością języka poznańskiej ulicy i realiów tamtych czasów. Ciarki po plecach przechodzą, a już w zestawie z napisem nad trybuną, na której Jarosław K. niemal powtarzał słowa Gomułki, to już całkiem człowiekowi niedobrze.