Ból głowy po święcie pracy
Wiwat maj, pierwszy maj, do trzeciego jest zamknięty cały kraj – podśpiewuje koleżanka Klara, życząc dziecinom szeptem i zdalnie „wesołej konstytucji”. Dzień konstytucji jest u nas świętem kościelnym, więc sprawa jest jasna. To taki dzień, w którym dzieci uczą się historii w kościołach, bez prawa zaglądania do źródeł. Nauczycielska brać oddycha z ulgą, bo to jednak nie tylko szansa na spotkania z przyjaciółmi w plenerze, ale i radość życia z dala od dyrekcji.
Siedzimy na trawie w gronie niepoprawnych, szczupłym ale doborowym i wszyscy mają nadzieję, że nie ma między nami wtyki. Dyrekcja ma wszędzie wtyki i czasem jesteśmy niemile zdziwieni.
Konstytucyjny demokrata siedzi po turecku na trawie i trzyma w ręku zbrukaną papierową chorągiewkę, którą ktoś rzucił na ziemię po festynie zorganizowanym narodowo ku czci święta pracy. Święto pracy mamy narodowe, a święto konstytucji kościelne, mamrocze patrząc pożądliwym okiem w dal.
- A tobie co – pyta zaniepokojona koleżanka Klara z jakimś trudnym do zinterpretowania podtekstem.
- Jam nie z roli, ani z soli… - odpowiada konstytucyjny demokrata studiując stopień zbrukania papierowej świętości.
- Mnie też coś strzyka – mówi Magda, która wiekiem jest najstarsza, duchem młoda ale zgorzkniała inaczej. Wzdycha i mówi, że człowiek chciałby, ale właściwie nie ma szans.
- Ten kraj jest w mentalnej ruinie – stwierdza matematyk, na co koleżanka Klara odpowiada, że nie jest tak źle, bo teraz wszystko kwitnie. Kto wie, może właśnie to kwitnienie było najbardziej irytujące dla nas, którzy obcujemy z istotami w okresie pokwitania.
Odbudowa mentalnej ruiny wymagałaby wielkich inwestycji w infrastrukturę – kontynuuje matematyk, dolewając sobie nalewki z kolekcji Piotra, który jest bezkompromisowym artystą w dziedzinie zdrowej żywności przetworzonej na antidotum na wszystko.
Między nami mówiąc, nie byłem pewien, jak mogłaby wyglądać infrastruktura pozwalająca na odbudowę mentalnej ruiny. Też sobie nalałem, żeby wspomóc wyobraźnię, a wypiwszy przesłałem Piotrowi wzrokiem wyrazy uznania.
- Co to właściwie jest mentalność – zapytała koleżanka Klara, na co wpatrzony w papierową chorągiewkę konstytucyjny demokrata odpowiedział, że jest to chichot historii w mózgach spowitych mgłą mitów. Dodał jednak, że nie należy traktować go poważnie. Bo on posiada mentalność nieprawomyślną, a nawet cokolwiek zboczoną z kursu.
- Chcesz powiedzieć – zapytał matematyk, a konstytucyjny demokrata kiwnął głowa i machnął ręką, co ze względu na trzymaną w ręku chorągiewkę nabrało mocy symbolu.
Na pytanie jak ten kraj mógłby wyglądać, gdyby jakoś wyglądał, nikt nie umiał rozsądnie odpowiedzieć, wszyscy patrzyli z zainteresowaniem na kolejną butelkę w rękach Piotra.
Zadałem pytanie pomocnicze: czy powinniśmy się czuć winni?
Tylko koleżanka Klara spojrzała na mnie zdumionym wzrokiem, inni chyba nie dosłyszeli. Magda nerwowo sprawdzała wiadomości w telefonie, ale chyba nie było żadnych, bo podnosiła wzrok z wyraźnym poczuciem zawodu.
Zawód mieliśmy wszyscy ten sam. Głęboki, bezgraniczny, połączony z przekonaniem, że nic się nie da zrobić.
Rozstaliśmy się z poczuciem miło spędzonego czasu i jakiegoś nienasycenia. Nienasycenie, tak, to jest właściwe słowo charakteryzujące nasze warsztaty na trawie z okazji święta pracy.
Na pożegnanie historyk powiedział, żeby nie poddawać się terapii komórkami macierzystymi na lekcjach historii. Czegoś nie rozumiem. W końcu nikt z nas na lekcje historii już nie chodzi.
Piszę te notatki w przerwie między świętami, po święcie pracy i przed świętem konstytucji. Są trochę chaotyczne ze względu na ból głowy.