Świat się zmienia na lepsze


Marcin Kruk 2022-04-22


Nikt mi nie wierzy, ale są różne sygnały, ot chociażby to, że zawsze jacyś panowie stali pod sklepem Franciszka i wszystkiego można się było dowiedzieć. Teraz czasem jeden albo dwóch piwo pod sklepem wypije, ale na ogół żywej duszy nie ma. Owszem, kupować kupują, ale piją w domu albo w plenerze i mniej ich widać. Cieplej się zrobiło, więc z krzaków nad rzeką dobiegają głosy, osobliwie wieczorową porą. Wyraźny dowód, że duch w narodzie nie ginie i nie wszyscy patrzą tylko w ekran telefonu. Opinie nadal się ścierają i ludzie próbują dochodzić prawdy, rozjaśniając umysł takim lub innym środkiem.

Usiadłem na zwalonej kłodzie i spuściłem psa ze smyczy, żeby zażył wolności póki jeszcze wolno. Z krzaków dobiegały odgłosy filozoficznych sporów.


- On zawsze wie swoje – mówił głos męski w nieokreślonym wieku, ale raczej w okolicach średniego.


- Nie swoje, tylko cudze i z przeceny, bo rabat go skusił.


Musiałem się przesłyszeć, albo coś mi się pomyliło. Spojrzałem na psa, czy słyszał to samo co ja, ale nie robił wrażenia zdziwionego, przeciwnie, obwąchiwał ziemię, jakby tam znajdował informację o tym co ważne. 


Ten drugi głos był wyraźnie młodszy, niemal młodzieńczy, naładowany buntem i świeżą mądrością.



Zastanawiałem się o kim mówią, kim jest ten, który zawsze wie swoje, lub jak twierdzi ten drugi, cudze i z przeceny, a którego w krzakach nie ma, więc można go swobodnie i bez obaw krytykować? Ściszyli głosy, albo zamilkli, poczułem dym, pewnie piekli zakąskę, więc mogli milczeć w skupieniu. Musiałem ich znać, przynajmniej z widzenia, ale głosy były obce, nie kojarzyły się z żadną twarzą. Pies nie zwracał na nich uwagi, albo był oszołomiony wolnością, albo oceniał, że wszystko jest pod kontrolą.


Czekałem w napięciu, czy dowiem się czegoś więcej. I było. Dobiegło do mnie wypowiedziane podniesionym głosem zdanie: „Co ty mówisz”? Zamiast słowa „mówisz” użyty był powszechny w narodzie synonim, nadający temu słowu nieco więcej mocy degradującej słowa rozmówcy. 


- Bo to wszystko złodzieje – usłyszałem w odpowiedzi, co niczego nie wyjaśniało i nawet zastanawiałem się, czy nie udać się dalej na zachód, gdzie jest inna kłoda i więcej kultury. (Chociaż dawno mnie tam nie było i teraz kultury mogło być mniej. Czytałem, że w Nigerii w jednym mieście pojawił się Spider-Man, który chodzi i zbiera śmieci, to może być troszkę bardziej skuteczne niż apele o wyższą kulturę. Cudu nie będzie, ale ten i ów może coś pomyśleć, inni dalej będą wiedzieli swoje.) Z krzaków docierał szmer głosów, trudno było jednak zrozumieć słowa poza jednym. A przecież to słowa są ważne, a nie szmer. Ostatnie dosłyszane zdanie skłaniało do refleksji nad lekturami z dzieciństwa.  Zamyśliłem się nad moralnością Jarosława, czy jak tam się ten afrykański chłopiec nazywał, o którym nasz noblista pisał, iż powiedział, że dobrze jest jak on ukraść krowę, a źle jak jemu ukraść krowę. Musiało się coś nobliście pomylić, bo wszystkie narody używają różnych słów na to pierwsze i na to drugie, więc nawet w obcym, słabo znanym języku pewnie by próbował powiedzieć to inaczej. Chyba, że to była taka  licentia poetica dla sursum corda, bo wiadomo, że my tak nigdy.            


- Nie swoje, tylko cudze i z przeceny. Ciekawe. Wszyscy wiemy cudze i żeby je przerobić na swoje, trzeba ciężko pracować. Nie powiedziałem tego głośno, ale pies spojrzał na mnie z zainteresowaniem, jakby prosił o wyjaśnienie, co właściwie mam na myśli. Wyjaśniłem, że kluczem jest zdolność oceny cudzego. Pytanie, jak się tego nauczyć i  jak uczyć innych, czy umiesz rozpoznawać ślady rzetelności.


- Kierujemy się węchem – powiedział pies, a z krzaków dobiegło głośniej wypowiedziane słowo.


Zacząłem się domyślać, że nie dowiem się wiele więcej i wstałem znacząco z kłody. Pies natychmiast zrozumiał, podbiegł i czekał, żebym zapiął mu smycz. Wiedział już, że nadmiar wolności oznacza bezpańskość, a tego doświadczył, kiedy raz się zgubił. Tylko na dwa dni, ale chyba zapamiętał, ponieważ teraz starał się nie tracić mnie z oczu. Wie swoje, w oparciu o przykre doświadczenie, szczęśliwie zakończone dzięki sprawności Facebooka (widziano go jak się błąkał w sąsiedniej wiosce). Świat jest coraz lepszy, chociaż mamy powody, żeby w to wątpić.


Ruszyliśmy w drogę powrotną, z krzaków dobiegło tylko jedno słowo, zawsze to samo, kiedyś mówiło, że zbliżam się do sklepu pana Franciszka. A ludzie mówią, że nic się nie zmienia.