Sprawy, których nie zauważają apologeci Putina


Amir Taheri 2022-04-19

Co zrobiłby rosyjski prezydent Władimir Putin, gdyby Chiny najechały Rosję, by odzyskać panowanie nad terytorium, które kiedyś było chińskie? Na zdjęciu: Putin (po lewej) i chiński prezydent Xi Jinping spotykają się w Pekinie 4 lutego 2022 r. (Źródło: Wikipedia)
Co zrobiłby rosyjski prezydent Władimir Putin, gdyby Chiny najechały Rosję, by odzyskać panowanie nad terytorium, które kiedyś było chińskie? Na zdjęciu: Putin (po lewej) i chiński prezydent Xi Jinping spotykają się w Pekinie 4 lutego 2022 r. (Źródło: Wikipedia)

Kto twoim zdaniem jest winien wojny w Ukrainie?


Dla Międzynarodówki Obwiniania Ameryki odpowiedź jest prosta: winowajcą są Stany Zjednoczone.


Na jednym krańcu Międzynarodówki Obwiniania Ameryki (MOA) znajdujemy tych, co zawsze: chomeistycznych mułłów, sudańskich i birmańskich żołdaków, maoistów z Erytrei, klan Assada z Damaszku i zbirów z Białorusi. Można byłoby ich zbyć, gdyby tylko ich status najemników był jasny.


Na drugim końcu spektrum znajdujemy potencjalnie bardziej niebezpieczną narrację w czasie, o którym eufemistycznie mówi się, że stanowi największe wyzwanie dla światowego porządku od II wojny światowej. Tu bowiem znajdujemy osoby i grupy, które starają się użyć, lub raczej nadużyć, takich etykietek jak “publiczni intelektualiści” i/lub “starsi mężowie stanu” do legitymizowania inwazji Putina.  


Tę narrację szerzą ludzie tacy jak były minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii David Lord Owen, profesorzy John Mearsheimer i Stephen Walt, francuscy kandydaci na prezydenta Marine Le Pen, Éric Zemmour i Jean-Luc Mélenchon, brytyjski publicysta Peter Hitchens i szereg mniej znanych postaci w Europie i w Stanach Zjednoczonych.


Wszyscy oni budują swoją narrację wokół trzech oskarżeń.


Pierwszym jest twierdzenie, że trzeba widzieć Putina i Rosję jako ofiary nienasyconego dążenia Stanów Zjednoczonych do światowej hegemonii przez nieustanne próby umniejszania statusu Rosji.


Drugim jest, że przez próby włączenia Ukrainy w swoje szeregi NATO stanowiło bezpośrednie zagrożenie narodowego bezpieczeństwa Rosji, a takiej groźby żaden rosyjski przywódca nie mógł zignorować.  


Trzecim argumentem jest to, że ukraińscy przywódcy, podbechtywani przez Waszyngton, odmówili uznania prawa Rosji do “ponownej integracji” Krymu, części rosyjskiej ojczyzny, którą Nikita Chruszczow, ukraiński szowinista przebrany za bolszewika, ukradł Matce Rosji.


Jeśli chodzi o pierwsze oskarżenie, bliżej prawdy może być jego odwrotność.


Cztery kolejne administracje USA, poczynając od George’a WH Busha, robiły, co mogły, nie tylko by złagodzić szok spowodowany przez upadek sowieckiego imperium, ale także, by uznać Rosję jako pełnoprawnego dziedzica ze statusem „supermocarstwa”.


Chociaż posowiecka Rosja był zmniejszona demograficznie, ekonomicznie, dyplomatycznie i militarnie, wszystkie traktaty i proceduralne porozumienia zawarte z ZSRR pozostały w mocy. USA blisko współpracowały z Moskwą, by ułatwić Europie trudne przejście, przed jakim stanęła, kiedy rozwiązał się Pakt Warszawski i rozszerzała Unia Europejska.  


Zatroskani o to, by utrzymać Rosję “na pokładzie” USA prowadziły kampanię na rzecz członkostwa Rosji w G7 (które stało się G8) i Światowej Organizacji Handlu (WTO), pomogły otworzyć rynki kapitałowe dla Rosji i zachęcały amerykańskie przedsiębiorstwa do wielkich inwestycji w rozwijającą się, posowiecką gospodarkę.  


Nie jest przesadą twierdzenie, że amerykańska pieczęć aprobaty odegrała kluczową rolę w zachęcaniu innych zagranicznych inwestycji, szczególnie europejskich, po których nastąpił największy transfer technologii, jaki kiedykolwiek widziano w historii Rosji.


Drugie oskarżenie, o rzekomy pęd NATO do włączenia Ukrainy czyli tego, co Mearsheimer nazywa "lekkomyślną ekspansją", który sprowokował Putina, jest równie absurdalne.  


Zacznijmy od tego, że NATO nigdy nie zaprasza państw, by do niego dołączyły. To państwa składają podania o członkostwo, a do dnia dzisiejszego Ukraina tego nie zrobiła. Jeśli by zrobiła, jest jasne, że według dzisiaj obowiązujących reguł jej podanie byłoby nie do przyjęcia, bo reguły NATO wykluczają możliwość przyjęcia kraju z nierozwiązanymi problemami, takimi jak wewnętrzny ruch o wyzwolenie narodowe i/lub terytorialne spory z innym krajem.


Przez niemal dwadzieścia lat Rosja nie czyniła żadnych zastrzeżeń do powiększania NATO, które objęło byłych członków Paktu Warszawskiego. Za czasów Putina Rosja nawet zawarła umowę o współpracy z NATO w kwestiach wzajemnego bezpieczeństwa, z porozumieniami z Helsinek jako historycznym punktem odniesienia. W 2002 roku Putin spotkał się z sekretarzem generalnym NATO, Georgem (Lordem) Robinsonem i dowcipkował: „może pora, by NATO zaproponowało Rosji członkostwo”.


Robinson nie był pewien, czy było to poważne, czy też był to rosyjski czarny humor, ale przypomniał Putinowi, że NATO nigdy nie wysyła zaproszeń, ale, jeśli Rosja złoży podanie,  to je rozważy.


Na szczycie NATO w 2008 roku w Bukareszcie zarówno Gruzja, jak Ukraina wyraziły pragnienie starania się o członkostwo, ale powiedziano im po cichu, by nie składały formalnego podania. Niewypowiedzianym powodem były trwające problemy graniczne, jakie oba te kraje miały z Rosją. Putin zinterpretował to jako odmowę NATO wobec Kijowa i Tbilisi, i najechał na Gruzję, zabierając Osetię Południową i Abchazję.  


Wreszcie, oskarżenie o "prowokację" jest równie nonsensowne.


Jednak, nawet gdyby była prowokacja, czy nie należy podzielić winy między prowokatora i sprowokowanego? Czy gwałciciel, który twierdzi, że jego ofiara nosiła prowokujący ubiór, nie jest przynajmniej tak samo winny jak ofiara?


Nie mówiąc tego wyraźnie, proputinowski chór oręduje teraz za nową koncepcją ograniczonej suwerenności dla krajów, które kiedyś były częścią imperium carskiego i/lub sowieckiego. Ta koncepcja miałaby stosować się nie tylko do Ukrainy i Gruzji, ale także do republik bałtyckich i wschodnioeuropejskich członków rozwiązanego Paktu Warszawskiego. W najnowszych wypowiedziach Putin rozszerzył tę koncepcję na republiki Azji Środkowej,  Serbię, Macedonię, Kosowo i Albanię na Bałkanach.  


Co być może ważniejsze, czy “zagrożenie bezpieczeństwa narodowego” powinno być uznane za wystarczającą wymówkę tylko dla Władimira Putina?


Konwencja Montevideo z 1933-34 w Artykule 8 określa, że “żadne państwo nie ma prawa interweniować w wewnętrzne lub zagraniczne sprawy innego państwa”. Później stało się to fundamentalną zasadą Narodów Zjednoczonych i porządku świata, jaki kształtował globalny system przez siedemdziesiąt lat.


Na szczęście nawet Éric Zemmour nie powtarza absurdalnego twierdzenia Putina, że w Ukrainie rządzą neonaziści, sugerując, że obecna wojna jest ciągiem dalszym II wojny światowej.


Jednak twierdzenie, że odmowa Ukrainy zaakceptowania utraty Krymu, a przypuszczalnie również Donbasu, nie pozostawiła Putinowi wyboru poza inwazją, jest równie wątpliwe. Co zrobiłby Putin, gdyby Chiny najechały Rosję, by odzyskać panowanie nad terytorium, które kiedyś było chińskie?  


Jeśli zaakceptujemy, że to co raz należało do jednego kraju, nigdy nie może należeć do innego, Krym należy oddać Turcji, jako dziedziczce kalifatu Imperium Osmańskiego, albo – jeszcze lepiej – tatarskim chanom, którzy rządzili nim przed Osmanami. Kiedy Donbas i kawałki południowej Rosji wracają do “pierwotnych właścicieli”, oznacza to odrodzenie kozackiego państwa, które kiedyś tam było.  


Szkoda, (żeby nie powiedzieć hańba), że nienawiść do Ameryki doprowadziła tak wielu skądinąd psychicznie zdrowych ludzi do popierania wielkiej tragedii sprokurowanej przez Putina.


Points that Putin Apologists Miss

Gatestone Institute, 10 kwietnia 2022

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Amir Taheri

Pochodzący z Iranu dziennikarz amerykański, znany publicysta, którego artykuły publikowane są często w ”International Herald Tribune”, ”New York Times”, ”Washington Post”, komentuje w CNN, wielokrotnie  przeprowadzał wywiady z głowami państw (Nixon, Frod, Clinton, Gorbaczow, Sadat, Kohl i inni)  jest również  prezesem Gatestone Institute).