To demografia, głupcze!


Mitchell Bard 2022-04-10

Premier Izraela i „prezydent” Arafat zawierają pokojowe porozumienie znane jako Porozumienia z Oslo, których Arafat ani przez chwilę nie zamierzał respektować.
Premier Izraela i „prezydent” Arafat zawierają pokojowe porozumienie znane jako Porozumienia z Oslo, których Arafat ani przez chwilę nie zamierzał respektować.

Choć może to być zupełnie bezskuteczne, biorąc pod uwagę ich krótkowzroczność, przypomnijmy prezydentowi USA i jego dyplomatom o życiu takim, jakim ono jest w Izraelu i na “terytoriach spornych”, a nie takim, jakim chcieliby, żeby było. 

 

Mówmy wyraźnie. Jest jedna przyczyna – i tylko jedna – tego, że Palestyńczycy nie osiągnęli niepodległości i nie zawarli pokoju z Izraelem. Przyczyną jest to, że Palestyńczycy nie są tym zainteresowani i odrzucili wszystkie oferty osiągnięcia jednego i drugiego. Niemniej przedstawiciele USA i media nadal skrzeczą jak papugi o “rozwiązaniu w postaci dwóch państw”, jak gdyby samo wypowiadanie słów prowadziło do jego realizacji.


liście do premiera Ariela Szarona w 2004 roku prezydent George W. Bush napisał to, co powinno być oczywiste, że w sytuacji “nowej rzeczywistości w terenie, włącznie z już istniejącymi dużymi izraelskimi centrami populacyjnymi, jest nierealne oczekiwanie, że wynikiem negocjacji o ostatecznym statusie będzie pełen i całkowity powrót do linii zawieszenia broni z 1949 roku”. Każde ostateczne porozumienie, pisał, “będzie osiągnięte tylko na podstawie wzajemnie uzgodnionych zmian, które odzwierciedlają tę rzeczywistość”.


Niestety, prezydent Joe Biden idzie w ślady następcy Busha, byłego prezydenta Baracka Obamy i odmawia uznania tej rzeczywistości.


Choć może to być zupełnie bezskuteczne, biorąc pod uwagę ich krótkowzroczność, przypomnijmy prezydentowi i jego dyplomatom o życiu takim, jakim ono jest w Izraelu i na “terytoriach spornych”, a nie takim, jakim chcieliby, żeby było.


Jaakov Katz opublikował ostatnio zestaw danych statystycznych o żydowskich społecznościach na Zachodnim Brzegu (tak, nazywa to Zachodnim Brzegiem [a nie Judeą i Samarią]) w oparciu od dane izraelskiego rządu. Według jego raportu, żydowska populacja wynosi obecnie niemal pół miliona (a dokładnie, 490 493), co oznacza niemal 17 procent wzrostu przez ostatnie pięć lat. To nie obejmuje 330 tysięcy Żydów, którzy żyją w częściach Jerozolimy leżących na „spornym terytorium”.

 

Jeśli schowasz głowę w piasek i zignorujesz palestyński cel utworzenia państwa od rzeki do morza, i uwierzysz, że zadowolą się Judenrein państwem opartym na liniach zawieszenia broni z 1949 roku z wschodnią Jerozolimą jako ich stolicą, ponad 820 tysięcy Żydów trzeba będzie usunąć z ich domów – niemal 12 procent populacji Izraela. Widocznie Palestyńczycy wierzą, że na życzenie Palestyńczyków Żydzi pomaszerują do morza jak lemingi.


A teraz do tych, którzy twierdzą, że osiedla są przeszkodą dla pokoju: przeczytajcie pierwszy akapit. I jeszcze przypomnienie o historii: gdyby Palestyńczycy zaakceptowali autonomię w 1979 roku, liczba osadników byłaby prawdopodobnie zamrożona do około 10 tysięcy. Gdyby Palestyńczycy spełnili swoje zobowiązania z Oslo, liczba ta wynosiłaby z grubsza 170 tysięcy. Gdyby szef OWP Jaser Arafat nie odrzucił oferty pokojowej Ehuda Baraka, liczba ta wynosiłaby 200 tysięcy. Kiedy Bush pisał wspomniany list do Szarona i bezskutecznie starał się o palestyńskie poparcie dla swojej Mapy drogowej, było 246 tysięcy osadników. Ostatnim razem, kiedy Palestyńczycy brali udział w poważnych negocjacjach, w 2008 roku, wymaszerowali od oferty niepodległego państwa i pozostawili 260 tysięcy Żydów na „swojej ziemi”. Przez kolejne 13 lat ta liczba wzrosła o niemal 90 procent.  


Gratulacje, przywódco Autonomii Palestyńskiej, Mahmoudzie Abbasie. Twoje nieprzejednanie doprawdy opłaca się. Jesteś prawdziwym ojcem osiedli.


Tutaj jest więc ogląd rzeczywistości dla papug.


Większość propozycji rozwiązania w postaci dwóch państw zakłada, że Izrael anektuje Betar Illit (populacja 67 000) i pięć obszarów osiedli - Ma’ale Adumim (50 000), Modi’in Illit (91000), Ariel (65 000), Gusz Ecjon (37 000) i Givat Ze’ev (37 000) – obejmując 57 miejscowości. Jest to z grubsza jedna trzecia wszystkich osiedli i 71 procent całej żydowskiej populacji. W Camp David w 2000 roku Izrael nalegał, by 80 procent żydowskich mieszkańców Judei i Samarii było pod izraelską suwerennością.


Zgoda na demontaż osiedli poza uzgodnionymi obszarami wymagałaby usunięcia ponad 140 tysięcy ludzi. Podczas rozmów w Camp David zakładano, że jedna trzecia Żydów mieszkających w innych osiedlach zgodzi się przenieść na te obszary lub do innych części Izraela. Nigdy nie sprawdzano tego założenia i tak liczba może być większa lub mniejsza. Jeśli jest poprawna, procent mieszkających w uzgodnionych obszarach doszedłby do 80, ale nadal wymagałoby to od Izraela ewakuowanie niemal 100 tysięcy ludzi czyli odpowiednik całego miasta takiego jak West Palm Beach. To zakłada, że Izrael nie zostanie zmuszony do usunięcia tysięcy Żydów z wschodniej Jerozolimy, by zrobić miejsca dla palestyńskiej stolicy.


Ilu Amerykanów pamięta koszty i traumę, jakie towarzyszyły ewakuacji 9 tysięcy Żydów ze Strefy Gazy? Czy te papugi rzeczywiście wierzą, że jakikolwiek izraelski rząd wyśle armię, by wyrzuciła 100 tysięcy lub więcej Żydów z ich domów?


Och, ależ czy nie odejdą oni dobrowolnie w interesie pokoju?


Po dziesięcioleciach palestyńskiego podżegania, terroru, nieprzejednania i indoktrynowania dzieci nienawiścią, czego twoim zdaniem potrzeba, by przekonać Izraelczyków, że Palestyńczycy rzeczywiście są gotowi żyć w pokoju? Kolejnego uścisku dłoni, taki jak ten, który przypieczętował porozumienia z Oslo?


OK, osadnicy nie są idiotami, ale odejdą za pieniądze.


Wielu osadników zrezygnowałoby ze swoich domów, gdyby dostali rekompensatę i wierzyli, że przyczyni się to do pokoju. Stany Zjednoczone powiedziały, że nie zapłacą za usunięcie osadników, więc kosztowałoby to Izrael miliardy dolarów na wypłaty dla Żydów, by opuścili swoje domy. Ci, którzy prawdziwie wierzą, że Ziemia Izraela jest ważniejsza od państwa Izrael, nie przeprowadzą się za żadną cenę. Wszyscy osadnicy wiedzą także, że mimo pieniędzy, jakie otrzymali, życie i możliwości zarobkowania wielu Żydów z Gazy zostały zrujnowane.


Demografia nie działa także na rzecz entuzjastów Większego Izraela. Wiem, że istnieje szkoła myśli według której wszystkie palestyńskie statystyki demograficzne są zawyżone, że żydowska stopa urodzeń przewyższa teraz arabską i że w nadchodzących latach będzie duża liczebnie imigracja Żydów. Niemniej, jeśli patrzymy na dzisiejsze dane demograficzne, obraz nie jest korzystny dla aneksji. Mimo miliona Żydów, którzy przybyli z byłego Związku Radzieckiego, procent izraelskiej populacji, która jest żydowska, spadł z 85 procent w 1975 roku do 74 procent dzisiaj.  


Jeśli dodamy do obecnej populacji Izraela, 9 450 000 (6 998 000 Żydów) populację terytoriów spornych (4,9 miliona, według danych CIA, w porównaniu do 5 164 173, według palestyńskiego Centralnego Biura Statystycznego), otrzymujemy 14,4 miliona ludzi, a odsetek Żydów spada poniżej 50 procent. Nawet jeśli dane CIA są zawyżone o milion, Żydzi stanowiliby minimalną większość.


Niektórzy twierdzą, że Izrael nie powinien anektować Gazy – co miałoby się z nią stać, nie jest jasne – a w takim wypadku żydowska populacja wzrosłaby do 56 procent, ale Palestyńczycy nadal stanowiliby znaczącą mniejszość  (44 procent w porównaniu do dzisiejszych 21 procent).


Według tradycyjnego argumentu, Izrael stanąłby wówczas przed dylematem, czy odmówić Palestyńczykom prawa do głosowania i przestać być demokracją, czy dać im równe prawa i stracić swój żydowski charakter. Ludzie, którzy zaprzeczają istnieniu tego dylematu, zazwyczaj twierdzą, że Żydzi pozostaną większością i bagatelizują lub ignorują wpływ znacznie większej populacji arabskiej niż ta, która jest dzisiaj.  


Weźmy jednak pod uwagę, że w odróżnieniu od większości izraelskich Arabów dzisiaj, Palestyńczycy na terytoriach byliby potencjalnie wrogą piątą kolumną. Gdyby zdecydowali się na uczestnictwo w procesie politycznym, niewątpliwie zmieniłoby to charakter państwa. Z tylko 21 procentami populacji partie arabskie mają 10 miejsc w Knesecie, są trzecią największą frakcją, a partia Ra’am utrzymuje koalicję razem. Jeśli populacja podwoi się, jak również ich reprezentacja w Knesecie, partie arabskie będą drugą największą frakcją, jeśli wyniki wyborów będą podobne do wyniku ostatnich wyborów. 


Izrael mógłby zamrozić osiedla jutro i demograficzna rzeczywistość nie zmieniłaby się, a populacja nadal rosłaby w sposób naturalny.  


To było niepopularne, ale plan Trumpa po raz pierwszy na poważnie wziął pod uwagę demografię. Powrót do tej samej, nieudanej polityki z przeszłości, jak chce to zrobić Biden, nie ma żadnych szans powodzenia, ale papugi powtarzają mantrę, którą znają.


It’s demography, stupid!

JNS Org., 23 marca 2022

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Mitchell Geoffrey Bard

Amerykański analityk polityki zagranicznej, redaktor i autor, który specjalizuje się w polityce USA – Bliski Wschód. Jest dyrektorem wykonawczym organizacji non-profit American-Israeli Cooperative Enterprise i dyrektorem Jewish Virtual Library. Wikipedia (angielski)