Dlaczego Stany Zjednoczone nadal płacą za antysemicką farsę w ONZ?


Jonathan S. Tobin 2022-04-01

Michael Lynk, Specjalny sprawozdawca Rady Praw Człowieka ONZ ds. sytuacji praw człowieka na palestyńskim terytorium, przekazuje informacje dziennikarzom. Zdjęcie: UN Photo/Kim Haughton.
Michael Lynk, Specjalny sprawozdawca Rady Praw Człowieka ONZ ds. sytuacji praw człowieka na palestyńskim terytorium, przekazuje informacje dziennikarzom. Zdjęcie: UN Photo/Kim Haughton.

Kolejny dzień, kolejna porcja oficjalnie popieranego oenzetowskiego antysemityzmu. W tym tygodniu Rada Praw Człowieka ONZ przyjęła i zaakceptowała najnowszy raport swojego Specjalnego Sprawozdawcy na „Palestyńskie Terytoria”, a ten dokument potwierdził wszystko, co już wiadomo o obsesji tego światowego organu na punkcie demonizacji Izraela i stoczeniu się w antysemityzm.


Wielu ludzi w Izraelu i Stanach Zjednoczonych zobojętniało wobec ONZ i jej Rady Praw Człowieka do tego stopnia, że w zasadzie ignorują ją i zbywają jej działania jako nieistotne. Wskazują na rozwój Izraela, jego dobrobytu i siły militarnej. Notują także, że trend ku normalizacji stosunków między Izraelem a państwami arabskimi – czego symbolem są Porozumienia Abrahamowe -  zmarginalizował Palestyńczyków i ich odrzucanie pokoju.  Widzą biurokratów z ONZ i tak zwanych aktywistów “praw człowieka” z grup takich jak Amnesty International i Human Rights Watch, którzy poświęcają czas na propagowanie kłamstwa o Izraelu jako „państwie apartheidu”, wskrzeszając stare sowieckie kłamstwo o tym, że syjonizm jest rasizmem, jako nieistotne dla dyplomatycznej i strategicznej rzeczywistości.


W pewnym sensie mają rację. ONZ jest miejscem jałowych dyskusji, z którego rzuca się inwektywy na Izrael, ale które jest bezsilne i nie może zrealizować nikczemnych zamiarów tych, którzy dominują agencje ONZ. Jednak z drugiej strony mylą się. Ten światowy organ i grupy, które wykarmia, kontynuują budowanie międzynarodowego sojuszu aktywistów, którzy uważają za oczywistość, że demokratyczny Izrael w najgorszy sposób na całym globie łamie prawa człowieka. Fakt, że Rada Praw Człowieka uchwaliła więcej rezolucji potępiających maleńkie państwo żydowskie niż rezolucji potępiających jakikolwiek inny kraj, jest dowodem, jak oderwana od rzeczywistości jest ta Rada.  


Jednak rosnąca masa zwolenników lewicowych grup, choćby w samych Stanach Zjednoczonych, podpisuje się pod intersekcjonalnymi mitami o powiązaniu palestyńskiej wojny z Izraelem z ruchem praw obywatelskich, wierząc, że jest to funkcja “białego przywileju”, a wiec trzeba to potępić z zasady. Wpływ tych grup na partię Demokratyczną i amerykańską politykę widać wyraźnie, kiedy "Szwadron" i jego “postępowi” sojusznicy coraz bardziej ustawiają się przeciwko Izraelowi.


Kiedy więc Rada Praw Człowieka ONZ urządza kolejną izraelożerczą sesję w Genewie, gdzie przedstawia kolejny raport dający wiarę kłamstwu o apartheidzie, byłoby niemądre sądzić, że nie wzmacnia to szkalowania żydowskiego państwa, jakie głoszą ludzie tacy jak kongresmenki  Ilhan Omar (D-Minn.), Rashida Tlaib (D-Mich.) i Alexandria Ocasio-Cortez (D-N.Y.), a powtarzają lewicowi fani, którzy w znacznym stopniu kontrolują popularną kulturę świata.

Dlatego też ci, którzy myślą, że najnowszy raport Specjalnego Sprawozdawcy powinien być potraktowany z pogardą, nie zaś jako powód do bicia na alarm, nie rozumieją problemu. Jest to tym ważniejsze, że w odróżnieniu od administracji Trumpa – opuściła ona Radę Praw Człowieka ONZ, kiedy ambasador USA przy ONZ, Nikki Haley, poprawnie potępiła ją jako „szambo politycznych uprzedzeń - administracja Bidena przystąpiła do niej ponownie, przydając jej legitymacji amerykańską obecnością.  


Funkcjonariuszem, który sześć lat temu otrzymał od Rady Praw Człowieka ONZ zadanie monitorowania sytuacji na terytoriach, jest Michael Lynk, kanadyjski profesor prawa, który od dawna był hałaśliwym wrogiem Izraela. Pasuje doskonale do wzoru ustalonego przez jednego z jego poprzedników, amerykańskiego profesora Richarda Falka, który ustawił standard fałszu i hipokryzji w wypełnionych propagandą raportach, w których wyrzucał za okno rozsądek, logikę, historię i zasady prawa. Wszystko, co robił, było nastawione na delegitymizację żydowskiego państwa i ignorowania palestyńskiej odpowiedzialności za terroryzm w dodatku do trwającego impasu, który pozostawił region w dyplomatycznym limbo. Jego oficjalne sprawozdania z sytuacji były tak jednostronne i wypaczone, że nawet ambasador prezydenta Obamy przy Radzie Praw Człowieka zażądał jego rezygnacji.  

 

Wszystko, co mówiono o Falku, jest równie prawdziwe o Lynku. Nie tylko ignorował on argumenty zakotwiczone w międzynarodowym prawie, które respektuje prawo Żydów do życia i budowania w sercu starożytnej żydowskiej ojczyzny. Przekazywał wyłącznie narrację  palestyńskich organizacjach pozarządowych, które są finansowane przez grupy terrorystyczne i innych, sprzeciwiających się istnieniu żydowskiego państwa, niezależnie od tego, w jakich byłoby ono granicach.  


Choć Lynk był wyjątkowo złośliwy, częścią problemu jest to, że tego właściwie życzy sobie instytucja, która mianuje osobę do wykonania tej brudnej roboty. Ich zadaniem jest wyłącznie informowanie o stronie palestyńskiej bez żadnego kontekstu ani równowagi.


Niemniej jego raport nie jest tylko zakłamany, ani nie jest tylko przykładem uprzedzeń ONZ wobec Izraela; tym razem przechodzi ze znanej, nieuczciwej krytyki Izraela w jawne, antysemickie obelgi.   


Całym celem raportu jest uzasadnienie kłamstwa o apartheidzie. Przedstawiając jednak swoje argumenty Lynk używa języka naładowanego tradycyjnym antysemickimi zwrotami. Mówi o Izraelu jako o “chciwej, obcej sile”, o żydowskiej “łapczywości”, o Izraelu jako “pazernym okupancie”, o “zachłannych żydowskich Izraelczykach” zdecydowanych na „trwałą dominację” i o „gorączkowych marzeniach osadniczego kolonializmu”. W elaboracie Lynka Izraelczycy są “bezlitosnymi” ciemiężcami, którzy budują mury bezpieczeństwa i bombardują Strefę Gazy bez żadnej widocznej przyczyny w “mrocznych” i “złowieszczych” zamiarach, „torturujący ludzi” i „zabijający dzieci” w celu realizowanie swojego programu „rasowej supremacji”.


Jak powiedziała profesor Anne Bayefsky z Touro College i grupy monitorującej, Human Rights Voices, w odpowiedzi na prezentację Lynka, używa on w raporcie języka, znanego czytelnikom Protokołów mędrców Syjonu i Mein Kampf, gdzie używano podobnego stylu i podobnych słów w celu propagowania mitów o żydowskiej niegodziwości. Kiedy jednak Bayefsky wskazała na to, przewodniczący Rady Praw Człowieka ONZ, Federico Villegas z Argentyny przerwał jej i skarcił ją za niewłaściwe słowa, chociaż bez słowa protestu słuchał z zadowoleniem antysemickich obelg wypowiadanych przez Lynka – i jego palestyńskich i zwolenników z różnych NGO.

 

Kontekstem tej farsy jest obecny projekt Zgromadzenia Ogólnego ONZ, które zamówiło formalny raport od tak zwanej “niezależnej komisji dochodzeniowej” o działaniach Izraela, a komisja otrzymała nieograniczony mandat na nękanie żydowskiego państwa. Tymczasem Międzynarodowy Trybunał Karny nadal planuje postawienie Izraela przed sądem za rzekome fałszywe zbrodnie wojenne z zamiarem uznania za niezgodną z prawem izraelską samoobronę przed terroryzmem.  

 

Najbardziej jednak doprowadzającym do szału aspektem tego jest sposób, w jaki administracja Bidena, mimo okazjonalnych, nieskutecznych protestów, nadal popiera Radę Praw Człowieka ONZ swoją obecnością  i płaci 22 procent jej kosztów z pieniędzy amerykańskich podatników.


Zespół polityki zagranicznej Bidena składa się z ludzi, którzy wierzą w multilateralizm i w Narody Zjednoczone, jak gdyby była to religia, której wartości nie wolno kwestionować mimo tego, co się robi w jej imieniu. Ani też nie można ignorować, że Departament Stanu USA przyłożył się teraz do wzmocnienia kłamstwa o apartheidzie ofertą niemal miliona dolarów z publicznych funduszy w formie grantów dla grup „praw człowieka” na Zachodnim Brzegu, które niewątpliwie będą kontynuować w tym samym duchu co elaborat Lynka.

 

Zamiast traktować to jako irytującą, ale nieistotną rzecz, która nie wyrządza prawdziwej szkody, należy zrozumieć, że Narody Zjednoczone i ich agencje, i sojusznicy tacy jak Amnesty i HRW dostarczają podstaw do dalszych „postępowych” ataków na Izrael, jak również przykrywki dla antysemickiego ruchu BDS. Zamiast tolerowania ich wyczynów, temu międzynarodowemu organowi należy odmówić funduszy, a jego nienawidzącej Żydów biurokracji powiedzieć, by zdobyła swoje płace z innego źródła niż amerykański naród, który – mimo lewicowej propagandy – nie chce brać udziału w antysemickich obelgach i akcjach. Aż do czasu, kiedy Biden odetnie Stany Zjednoczone od niebezpiecznej, antysemickiej rutyny w ONZ, trzeba pociągać Bidena do odpowiedzialności za gotowość jego administracji do bycia częścią instytucji, gdzie tego rodzaju zjadliwe uprzedzenia są uważane za “biznes jak zwykle”.


Why is the United States still paying for the UN’s anti-Semitic Farce
?

JNS Org., 25 marca 2022

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.