Jak odstraszyć wystraszonego, że nie dość straszy?


Andrzej Koraszewski 2022-03-21


Idea wzajemnego odstraszania wydawała się niesłychanie racjonalna, w szczególności, kiedy ilość nagromadzonej broni nuklearnej dotarła do punktu pozwalającego na stworzenie teorii „wzajemnie zagwarantowanego zniszczenia”, co w języku angielskim ładnie nazwano Mutual Assured Destruction, czyli w skrócie MAD. Zakładano, że nikt nie jest tak szalony, żeby wdać się w konflikt, który zakończy historię naszego gatunku. Zapomniano, że istnieją ludzie autentycznie chorzy psychicznie, ludzie obłąkani wiarą w takiego lub innego boga, obłąkani ideologią i zwyczajni pokerzyści. Założenie racjonalności wroga, prowadzi do sytuacji, w której nuklearny parasol chroni szantażystę i praktycznie niweluje odstraszanie przez stronę bardziej racjonalną. Krótko mówiąc wariat lub boży człowiek dobrze wie, że po drugiej stronie jest goły i ciężko wystraszony rozsądek.      

Koniec wieku ideologii nie tylko nie nastąpił, ale wyznawcy nowych fanatycznych ideologii odkryli, że w  połączeniu z bronią masowego zniszczenia szaleństwo daje im niebywałą  przewagę, nawet nad teoretycznie silniejszym przeciwnikiem. 


Zastraszanie to taktyka stara jak świat, ale zastraszanie pod parasolem atomowym jest nowością. Czy strona odwołująca się do racjonalizmu ma możliwość skutecznego reagowania na pokerowe zagrania szaleńców? Nie znam na to pytanie odpowiedzi, ale zgadzam się z autorami przekonanymi, że niezbędne jest poważne traktowanie również tych ideologii, które odbieramy jako irracjonalne. Imperialne zakusy, zapowiedzi barbarzyńskich ataków, nie są pustosłowiem, jak to sobie wyobrażał niemiecki pisarz, autor słynnego grafomańskiego i antysemickiego wiersza oraz weteran Hitlerjugend.


Wczesna stanowczość, reagowania na słowa, zanim przyjdą za nimi czyny, wyjaśnianie znaczenia ideologicznej propagandy, mogą być czasem dla ludzi nazbyt abstrakcyjnie traktujących wartości demokracji bardzo trudne. Szanujemy wolność słowa, więc różne Facebooki, Twittery i Youtube, nie tylko nie blokują ideologów nienawiści, dostarczając im znakomitych platform szerzenia ich ideologii, ale traktują odsłanianie mechanizmów tej propagandy, jako mowę nienawiści naruszającą „zasady społeczności”.    


Tu oczywiście mamy osławioną „islamofobię”, czyli postrzeganie odsłaniania ideologii islamu jako wyrazu nieuzasadnionego lęku przed wyznawcami tej religii. Jeśli jednak ci wierni są ustawicznie przekonywani, że ich zadaniem jest podbój świata, podporzadkowanie świata islamowi, jeśli ustawicznie słyszą, że mają siać terror wśród niewiernych, że morderca jest męczennikiem, który pójdzie do nieba, to nie jest fobia, tylko racjonalna obawa, że ci wierni mogą chcieć robić to, do czego ich duchowni ich namawiają.


W obecnej chwili koncentrujemy się na napaści Rosji na sąsiedni kraj. Tu dla odmiany mamy nieskrywane marzenie o odbudowaniu rosyjskiego imperium od Archangielska do Odry, ale i intrygujące przekonywanie świata, że rosyjska armia tylko walczy z faszyzmem, bombardując miasta i zabijając ludzi stojących w kolejce po chleb.                    


Putin i jego propagandyści głosili, że Ukraina musi być zdenazyfikowana. To bardzo sprytna taktyka. Nie tylko towarzyszy jej świadomość, że bardzo wielu ludzi w Rosji da się na to nabrać, ale że również znajdą się klienci na tę propagandę na Zachodzie. Warto przypomnieć, że nie jest to nowa sztuczka. Związek Radziecki stosował ją podczas najazdu na Czechosłowację w sierpniu 1968 roku. Rok wcześniej Ambasador ZSRR przy Narodach Zjednoczonych, twierdził, że izraelska operacja obronna w czasie wojny sześciodniowej  była „faszystowską agresją”, kiedy uzbrojone przez ZSRR armie arabskie znów napadły na Izrael w 1973 roku, radziecki ambasador na forum ONZ porównał działania obronne Izraela do „agresji nazistów podczas II wojny światowej”.


Pod pozorem walki z faszyzmem i nazizmem widzimy całkowite odwrócenie znaczeń słów. Brutalni napastnicy na spokojną ludność, twierdzą, że są obrońcami  pokoju i demokracji i mimo całej absurdalności, to powiązanie barbarzyńskiej agresji z językiem antyfaszyzmu okazuje się, jeśli nie skuteczne, to zadawalające.       


Jak pisał amerykański historyk Jeffrey Herf                    

To odwrócenie i przekształcenie znaczenia antyfaszyzmu z tego, co oznaczał on w latach przed i podczas II wojny światowej oraz Holokaustu, miało konsekwencje. Nadało pozornej legitymacji temu, co w rzeczywistości było antysemickimi teoriami spiskowymi dotyczącymi polityki Izraela. Niestety Związek Radziecki odniósł wielki sukces dzięki swojej propagandzie pod hasłem „Izrael to państwo nazistowskie”. Powiązanie ataków na państwo żydowskie z językiem antyfaszyzmu stanowiło kluczowy rozdział w odrodzeniu się antysemityzmu i odnowieniu jego poważania przez międzynarodową radykalną lewicę w okresie zimnej wojny. Nic więc dziwnego, że Putin, którego korzenie sięgają sowieckich służb wywiadowczych KGB, potępił Ukrainę jako państwo nazistów i faszystów.

Wielkoruski nacjonalizm, w czasach carskich (ale również w Związku Radzieckim), wykorzystywał podobnie jak nazizm antysemityzm w podżeganiu do nienawiści do innego, a dzisiejsza putinowska ideologia stanowi mieszankę nacjonalizmu i imperializmu, której prawdziwe oblicze ukrywać ma walka z rzekomym nazizmem. 


Innym elementem putinowskiej propagandy jest rzekome gwałcenie praw rosyjskiej mniejszości w krajach niegdyś przez Rosję skolonizowanych. Można powiedzieć, że problem jest skomplikowany, bo faktycznie rosyjskojęzyczne mniejszości w krajach, które odzyskały niepodległość, utraciły swoją pozycję warstwy władczej, jednak bliższy ogląd zarówno propagandy, jak i działań pokazuje niedwuznaczne, że za tą „obroną praw mniejszości” kryje się pragnienie powrotu do stanu posiadania sprzed upadku ZSRR.          


Tymczasem w krajach demokratycznych przekonanie, że racjonalizm ekonomiczny wyprze ideologiczne pasje, prowadziło do udawania, że nie słyszymy ani oczywistych kłamstw, ani podżegania do nienawiści, ani wreszcie  otwarcie deklarowanych gróźb. Poważne rozmowy z dyktatorami w rodzaju Putina, czy z tyranami w rodzaju władców Islamskiej Republiki Iranu, czy wreszcie z ludźmi takimi jak politycy w Pekinie, charakteryzuje udawanie, że nie słyszymy, co oni właściwie mówią, w głębokim przekonaniu, że na tym właśnie polega dyplomacja. W efekcie majaczenia o „denazyfikacji Ukrainy”, czy o jednych Chinach nie natrafiają na stanowczy protest na polu dyplomatycznym i prowadzą do ustawicznego podbijania stawki.


W przywoływanym tu wcześniej artykule Herf pisał:

W tygodniach bezpośrednio poprzedzających rosyjską inwazję Putin wywrócił fakty i prawdę do góry nogami, ostrzegając przed zagrożeniem, jakie Ukraina rzekomo stanowi dla Rosji. Hitler rozpoczął swoją wojnę od podobnych dezinformacji i prognoz dotyczących Polski, absurdalnie twierdząc, że Polska stanowi militarne zagrożenie dla nazistowskich Niemiec. 1 września 1939 r. Hitler rozpoczął inwazję na Polskę słynnym kłamstwem. „Dziś rano o 5:45 my [Niemcy] odpowiedzieliśmy ogniem”. Polacy nie strzelali; Niemcy zorganizowali fałszywy atak na placówkę graniczną. 

Amerykański historyk stwierdza, że samo istnienie wolnej, niepodległej i demokratycznej Ukrainy stanowi zagrożenie dla Putina i putinizmu, choć nie dla jego wyobraźni. Jest to takie samo zagrożenie, jakie demokratyczna Europa Zachodnia stanowiła dla Związku Radzieckiego. To nie była groźba inwazji lub ataku wojskowego. Było to raczej istnienie społeczeństw wolnych, odnoszących sukcesy rynkowe w połączeniu z liberalną demokracją, rządami prawa, wolną prasą, autonomicznymi uniwersytetami i pokojowym przekazywaniem władzy poprzez wybory. To, czego się ludzie tacy jak Putin, Xi czy władcy Iranu boją, to jest atrakcyjność wolności.    


W swoim strachu przed wolnością tyrani są gotowi zrównywać miasta z ziemią, w strachu przed wolnością tyrani wynajmują zbirów z innych tyranii, ze strachu przed wolnością straszą bronią nuklearną. Czy można odstraszyć  tyrana wystraszonego, że jego własne społeczeństwo usłyszy zew wolności? Z pewnością drogą do tego celu nie jest dyplomacja, w której udajemy, że nie słyszeliśmy, co właściwie mówią tyrani, i odwoływanie się do ich rozsądku. Już wiemy, że ta taktyka nigdy ich nie odstraszała i potrzebny jest kaftan bezpieczeństwa.