Obywatele właściwie poinformowani


Andrzej Koraszewski 2022-03-16

Dmitry Popov (Zdjęcie: Pikabu.ru)
Dmitry Popov (Zdjęcie: Pikabu.ru)

Dlaczego Siergiej Ławrow nie obawiał się wybuchu homeryckiego śmiechu, kiedy na konferencji prasowej z zachodnimi dziennikarzami oznajmił, że Rosja nie napadła na Ukrainę, dodając jeszcze zabawniejsze stwierdzenie, że Rosja nigdy na nikogo nie napadła? Ławrow zna swój fach. Być może należałoby zastanowić się, dlaczego tłum zebranych dziennikarzy nie pokładał się na te wspaniałe słowa przez 90 sekund ze śmiechu, dlaczego dziennikarze ograniczyli się do dyskretnych kpiących półuśmiechów, żeby natychmiast napisać o szczycie bezczelnego kłamstwa w żywe oczy? Inni nie mają takiego profesjonalizmu jak Ławrow ani nie są tak opanowani jak obecni na tej konferencji dziennikarze.

Ławrow mówił do Zachodu i Zachód słuchał jego słów. Właściwie do Zachodu mówił również rzecznik prasowy Kremla, Dimitrij Pieskow, który dementował doniesienia jakoby Rosja prosiła Chiny o broń, zapewniał, że Rosja ma swojej pod dostatkiem, że operacja przebiega zgodnie z planem i zostanie ukończona w terminie.  


Sami Rosjanie są w coraz większym stopniu skazani na kołchoźnik, czyli na państwową telewizję, państwowe radio i państwową prasę. Po zablokowaniu niezależnych mediów i mediów społecznościowych poszukujący innych informacji są skazani na bi, bi, si – czyli baba babie skazała. Prawie, bo nadal działa Telegram (na który ja akurat patrzyłem i patrzę podejrzliwie, ponieważ służył i służy jako narzędzie komunikacji między islamskimi terrorystami), teraz jednak daje w Rosji szansę ucieczki przed tyranią Rozkomnadzoru (instytucji zajmującej się kontrolą mediów). 


To jednak jest coś dla tych, którzy są internetowo sprawni i zadają sobie trud poszukiwania informacji prawdziwych lub nieprawdziwych, ale zawsze zaszyfrowanych. Dla wielu mieszkańców Rosji (podobnie jak dla wielu mieszkańców Polski) kołchoźnik (czyli media państwowe, wzmacniane lub korygowane tylko przez opinie krewnych i sąsiadów) jest całkowicie zadawalającym źródłem informacji.


Co tam serwują? Zatrzymajmy się przy jednym artykule w „Moskiewskim Komsomolcu”. Buszujący tam „publicysta” Dymitrij Popow zapewniał czytelników 8 marca:

W ciągu tygodnia sprawy z Ukrainą w zasadzie stały się jasne; demilitaryzacja i denazyfikacja postępują spójnie, niespiesznie i nieodparcie. Cele te zostaną zrealizowane. W tej chwili druga strona jest gdzieś pomiędzy negocjacjami a akceptacją. O wiele większe znaczenie ma to, jak potoczy się dewesternizacja Rosji. Przecież teraz żyjemy w momencie, w którym istnieje potencjał ery odrodzenia i rosyjskiego renesansu.

Przez lata czytałem w publicystyce arabskiej o marzeniu, żeby zablokować demoralizujące wpływy Zachodu i zachować dziedzictwo czystego islamu. Ten głos był oczywiście silniejszy w meczetach, ale był również silny w mediach głównego nurtu. Liberalne media arabskie zwracają się do niszowej publiczności, oddają się marzeniom o oświeconych władcach absolutnych, którzy założą kaganiec duchownym i zaczną stopniowo wprowadzać kraj na drogę prowadzącą do demokracji. Ich publicyści o ekonomii na ogół nie mają pojęcia, wierzą, że rozłożony na etapy cud dokona się za pośrednictwem systemów oświatowych. Ich nadzieje mają czasem jakieś oparcie w rzeczywistości. Prezydent Egiptu Sisi, apeluje o zmianę religijnego dyskursu, następca tronu w Arabii Saudyjskiej zezwala kobietom na prowadzenie samochodów, a nawet krytykuje wahabizm, w stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich zagraniczny dziennikarz ma wrażenie, że Emiraty to właściwie część Zachodu. „Wszyscy” mówią po angielsku, sympatyczni, normalni ludzie, nawet jeśli mężczyźni chodzą w białych sukniach, a kobiety mają chusty na głowach.  


W Rosji spór między słowianofilami i okcydentalistami był silnym nurtem w XIX wieku i  wydawał się interesować już tylko historyków idei. „Moskiewski Komsomolec” informuje, że ten spór przetrwał i wraca z mocą wiary i patriotyzmu.


Wracając na chwilę do Ukrainy Dymitrij Popow pisze:

Jeśli chodzi o aspekty czysto militarne, warto zwrócić uwagę na całkowitą przewagę Rosji w powietrzu (obrona przeciwlotnicza Ukrainy przestała istnieć, jej lotnictwo zostało skutecznie zniszczone), maleją ich zapasy paliwa, jest ogromny postęp w Republice Donieckiej i Ługańskiej, gdzie zneutralizowano najbardziej fanatyczne jednostki ukraińskie.  


Te aspekty militarne wpłynęły już na retorykę Zełeńskiego, który po pierwsze ostudził swój zapał do NATO, (w końcu zdał sobie sprawę, że zachodni partnerzy są gotowi walczyć [z Rosją] tylko ukraińskimi rękami), a po drugie, komentując uznanie, że Krym należy do Rosji i sprawę niepodległości Doniecka i Ługańska, stwierdził, że „możemy o tym dyskutować i znaleźć kompromis na temat tego, jak ludzie będą tam żyć”.

Dla Popowa najważniejsze jest jednak to, jak wojna z Ukrainą zmienia Rosję. „Publicysta” gadzinówki pisze, że ci, którzy spędzili większość swojego życia na Zachodzie, teraz masowo uciekają z Rosji, to ludzie, o których pisze, że „dyskretnie podkopywali kraj, przez niszczenie jego kultury”.      

Wreszcie pszenica jest oddzielana od plew, kraj nie może przegrać w wojnie ideologicznej, „rdza” zżerająca Rosę musi zostać całkowicie wyczyszczona. Nie możemy pozwolić, aby pojawiła się od nowa. Słowa rosyjskiego poety ze Srebrnego Wieku, Georgija Iwanowa, są dziś jak najbardziej aktualne: "Jestem za wojną, za interwencją, jestem za carem, nawet jeśli on nie żyje. Do głębi gardzę rosyjską inteligencją".

Popow pisze dalej, że „inteligencja rosyjska" jest po prostu bardzo głośna, ale uznaje za „inteligencję" tylko swoich rusofobów. „Sprawia to wrażenie, że ‘najlepsi ludzie’, ‘elita’ potępiają kraj”.


To brzmi więcej niż tylko znajomo. Dalej widzimy klasyczny manewr, autor omawianego artykułu łączy oligarchów i ludzi kultury, i pisze, że „prawdziwa rosyjska elita kształtuje się teraz na ukraińskich polach bitew”.  


No i oczywiście Popow obiecuje ożywienie w gospodarce, bo wielcy gracze żywili się na promowaniu zagranicznych firm i wypychaniu rodzimych przedsiębiorstw.   


Zdumiewające jak podobne do siebie są tego rodzaju pieśni rosyjskich słowianofilów i obrońców  świętych narodowych wartości pod innymi szerokościami geograficznymi. Nic co ludzkie nie jest im bliskie. Popow i inni pilnują, żeby obywatele byli zawsze właściwie poinformowani. Czy jest jednak ktoś, kto jest gotów kupić, tę papkę? Obawiam się, że jest wielu, chociaż podobno szybko się wykruszają. Czas pokaże jak szybko.


h/t MEMRI