Cicho płynie solidarność


Andrzej Koraszewski 2022-03-09


Koszmar wojny za miedzą wyzwolił w Polsce zdumiewająco potężną falę solidarności. Grubo ponad milion Ukraińców zastukało do naszych drzwi i dziesiątki tysięcy ludzi staje na głowach, żeby im pomóc dotrzeć do Polski, przekroczyć granicę, znaleźć dach nad głową. Tam gdzie Internet służy koordynacji pomocy, nikt nikogo nie pyta o polityczne poglądy, tu króluje konkret. Trzeba pojechać i odebrać tyle i tyle osób, potrzebna szybko kwatera dla kobiety w ciąży, zabrakło pasty do zębów i mydła na tym i na tym dworcu. Do kolejki oczekujących po ukraińskiej stronie granicy trzeba szybko dostarczyć napoje i żywność, dzieci mdleją z wyczerpania.

Zdjęcie wózków dla dzieci podstawionych przy przejściu granicznym obiegło cały świat. Nie interesuje mnie cały świat. Polska razem z moim zabitym dechami miasteczkiem jest dziś ludzkim miejscem. Zdumiewające, jaką pomocą w tym wszystkim okazał się Facebook. Zdumiewające ciągi komunikacyjne, reakcje z minuty na minutę. Pod kolejnymi komunikatami szybko pojawia się informacja: to załatwione. Przez lata imponowały reakcje na akcję Jurka Owsiaka. Były żywym dowodem, że mimo wszystko duch solidarności żyje.   


Dziś trolle próbujące wkładać kije w szprychy są wyrzucane za drzwi szybko i sprawnie. Ten ruch zdumiewa, jest zaprzeczeniem naszej kultury wzajemnych dąsów i pretensji. Teraz te ludzkie odruchy pokazują drugą twarz naszego społeczeństwa. Działają głównie ludzie młodzi, którym tak często zarzucano egoizm, brak zainteresowania, arogancję. Urzeka wielopoziomowość tej koordynacji działań. Banki hrywny nie wymieniają i okrzyk: ukraińskie dziewczyny szukają pracy, nie chcą jeść za darmo, okolice Płocka. Reakcje pojawiają się w ciągu kilku minut. Potrzebna karma dla ukraińskich zwierząt, zbiórka w klinice weterynaryjnej i znów data i godziny kolejnych wpisów z reakcjami pokazują mobilizację, której nie podejrzewaliśmy w najśmielszych snach.


Tak typowa dla naszego społeczeństwa podejrzliwość i nieufność nagle stopniała. Kredyt zaufania jest teraz cenniejszy niż nadmierna ostrożność. Na palcach można policzyć przypadki ostrzeżeń przed naciągaczami. Czy pojawili się? Tak. Czasem jednak okazuje się, że ktoś tylko zawieruszył się w zamieszaniu.      


Na FB byłej uczennicy naszego gimnazjum krótki wpis: „Zaczynam myśleć, że gdyby teraz poprosić wolontariusza, żeby odnalazł wymarłego dinozaura, ale żeby był żywy, to przywiezie go za 27 minut.” To nie jej pomysł, widziałem ten żart w dwóch innych miejscach. O czym opowiada? O ich doświadczeniu braterstwa.


Ktoś może zapytać, czy wszystkie te działania są naprawdę skuteczne? Czy wszystkie mają sens? Ani nie wszystko jest idealnie, ani nie ma to żadnych szans. Potrzeby przerastają możliwości. A jednak w tym całym koszmarze ta mobilizacje to nie jest marsz poparcia, to nie jest machanie chorągiewkami, to ręce pozwalające przetrwać dziś, jutro i pojutrze, bo dalej jest mrok nieznanego.            


Czy to znaczy, że nikt dziś nie jest obojętny? Bez przesady. Musiałem dziś wyrzucić człowieka z mojego Facebooka. Jakiś nietutejszy, może nie rozumieć, że nasza tolerancja jest teraz limitowana. Polska jest dziś przedsionkiem piekła i ci, którzy próbują zapewnić, żeby nie okazała się jego przedłużeniem, chwilami podpierają się nosami. Jadą, wiozą ludzi, wracają, czasem okazuje się, że ostatni pociąg już był i dworzec jest rozładowany.  Jeden z wolontariuszy pisze:

Zabrałem Panią z dwójką dzieci, która potrzebowała dostać się na lotnisko Warszawa-Modlin, aby uciec do rodziny. Postanowiłem ulokować ją w najbliższym hotelu obok lotniska, bo zajechaliśmy o 6 rano, a lot miała dopiero o 18. Poszedłem na recepcję z wyjaśnieniem sytuacji i prośbą, aby mogli zostać trochę dłużej niż kończy się doba Hotelowa czyli o 12:00 ze względu na samolot. Nieoczekiwanie usłyszałem, że mogą zostać… I że zostają na koszt Hotelu… Nie muszę chyba mówić, że się poryczałem…

Uczciwie mówiąc przeszkadza mi starość i niedołężność, ale oni są, są naprawdę. I to jest dziś Polska.