Pokaż figę sykofantom


Andrzej Koraszewski 2022-02-19


Brazylijski entomolog Athayde Tonhasca Júnior opisywał niedawno niezwykłą historię fig, których zapylanie przez osy to wyższa szkoła jazdy. Z każdą figą zjadamy co najmniej jedną martwą i rozłożoną już na czynniki pierwsze osę, a cała sprawa jest bajecznie skomplikowana i z ewolucyjnego punktu widzenia doprawdy cudowna. Zainteresowanych odsyłam do artykułu, a sam korzystam z okazji, że autor przypomniał, jak ważne są figi w naszym ekosystgemie, za co różne zwierzęta kochają figi, a wreszcie skąd się wzięło słowo sykofant, czyli donosiciel.

Słowo sykofant nie jest tak popularne, jak amen, po grecku mówimy nieco rzadziej niż po hebrajsku, ale i tak łacinie nic nie podskoczy.


Figa to w języku starożytnych Greków sykon, drzewo, które z jakiegoś powodu uznawano za święte. (Może dlatego, że daje wartościowe pożywienie niemal przez cały rok na okrągło, a może powody były inne, dziś już nie dojdziemy.) Kradzież owoców (to nie są owoce, ale po biologiczne szczegóły odsyłam do wspomnianego tekstu), z tych świętych drzew była surowo karana, a ich eksport był równy zbrodni stanu. Jedni zarabiali na szmuglu, inni na donosicielstwie, stąd sykophántēs, to człowiek pokazujący ukryte figi. Nagrody za wskazanie szmuglera były wysokie, ale tej roboty nie wystarczało dla wszystkich, więc niebawem zastosowanie słowa rozszerzyło się na wszelkie inne intratne donosy i słowo sykofant weszło na stałe do języków europejskich, stając się trwałym elementem naszego wspólnego dziedzictwa.


Powodów do zdziwienie nie ma, kultura donosicielstwa była wzmacniana przez władze religijne i świeckie. Prawdopodobnie ustalenie, który z chrześcijańskich narodów jest najbardziej przeżarty donosicielstwem, nie jest możliwe, chociaż niektórzy twierdzą, że islam jest w tym sporcie doskonalszy i na głowę bije naszą europejską tradycję, zarówno w czasach pokoju, jak i w czasach wojny. (Dobrze poinformowane źródła twierdzą, że na polu zachęcania obywateli do donosów władzom chińskim nie zagraża żadna konkurencja.)


W Biblii mamy wzmianki o karach za fałszywy donos. W starożytnej Grecji ustanowiono specjalny urząd do przyjmowania donosów, a ta praktyka była i jest naśladowana do dnia dzisiejszego. Walka z korupcją może przybrać osobliwe formy. Pewien kalif wydał prawo, że urzędnik przyłapany na wzięciu łapówki ma być obdarty ze skóry, zaś jego następca ma siedzieć na zrobionej z tej skóry poduszce. Efekt był łatwy do przewidzenia, urzędnicy byli ciągle szantażowani, a żeby móc opłacić szantażystów, musieli brać więcej łapówek. W Grecji, w piątym wieku przed naszą erą sytuacja była troszkę podobna i szantaż dawał lepsze i pewniejsze zyski niż donos, który jednak podlegał procedurze sprawdzania. Tak więc zastosowanie będącego w powszechnym użyciu słowa zostało rozszerzone i zaczęło ono obejmować również szantażystów.


W naszym uroczym kraju upadek komunizmu znacznie zmniejszył liczbę donosów do władz, z czasem jednak ze smoleńskiej mgły wyłonił się stary i dobrze znany potwór. W 2018 roku władze zwolniły od podatku wynagrodzenia za donos do pewnych urzędów, pandemia, jak informowała „Polityka”, wywołała obywatelską plagę donosów (ponoć na skalę niespotykaną od czasów wojny, w co trudno uwierzyć, ponieważ nie ma porządnych badań porównawczych donosicielstwa pod okupacją i w czasach komunistycznych). Kuratoria pana Czarnka nabierają rozpędu i coraz częściej słyszymy zachęty do donosów na nauczycieli i dyrektorów szkół. 


Najnowszy apel do obywatelskich „sumień” wystosowała organizacja Ordo Iuris, wzywając do składania donosów przez „świadków zniesławienia” postaci na załączonym poniżej zdjęciu. Ordo Iuris to podobno zespół chrześcijańskich prawników, którzy (o ile mogłem się zorientować) nie próbują oświecić chętnych, jak też oni definiują słowo zniesławienie, pozostawiając chętnym swobodę interpretacji tego, co ma ich oburzać i do donosu skłaniać. 



Akcja jest pod hasłem „Murem za wielkimi Polakami” chyba i mnie jakoś odmłodziła, bo natychmiast pod wskazany adres (zgloszenie@ordoiuris.pl) napisałem:;

Kochane Ordo Iuris,


Uprzejmie donoszę, że czytałem prześmiewczą książkę o szkole imienia Jana Pawła, leżącej przy ulicy Jana Pawła, w miasteczku Janowopawłowo Małe. Książka wydana przez wydawnictwo „Stapis” nosi tytuł „Grzeszyć inteligencją”, wyśmiewa naszego Jana Pawła, wierzących i księży. Czuję się oburzony tym moim czytaniem niezmiernie i zgłaszam moje oburzenie oraz proszę o wstawienniczą modlitwę do Jana Pawła II za grzechy moje i okoliczne.


Andrzej Koraszewski

W oczekiwaniu na reakcję przypomniałem sobie pierwszy dowcip, który słyszałem na temat Jana Pawła II, jeszcze w 1987 roku z ust katolika, który już wówczas był przekonany, że ten wielki Polak może nie być tak wielki, jak się niektórym wydaje.


Ponieważ ten dowcip lubię, a co gorsza przekazuję go nadal młodym ludziom, postanowiłem pospiesznie na siebie donieść, żeby nie było wątpliwości.


W kolejnym donosie pisałem:

Kochane Ordo Iurius,


Donosiłem wcześniej o moim publicznym zniesławieniu Wielkiego Polaka przez (publiczne) przeczytanie książki o szkole im. Jana Pawła II, leżącej przy ulicy Jana Pawła II w Janowiepawłowie Małym, zapomniałem dodać, że czasem demoralizuję młodych ludzi opowiadając im poniższy dowcip usłyszany ponad trzydzieści lat temu:


Jan Paweł II przechadza się po ogrodach watykańskich i nagle staje przed Panem Bogiem. Pyta go Bóg Ojciec: „Powiedz mi synu, kiedy wy zrezygnujecie z tego celibatu księży?”. Odpowiedział Jan Paweł II - „Nie za mojej kandencji.”
Zapytał Bóg Ojciec: „A powiedz mi synu, kiedy pogodzicie się z medycznym planowaniem rodziny?”
- „Nie za mojej kandencji” - odowiedział Papież-Polak.
Pyta więc Bóg Ojciec: „A kiedy dopuścicie kobiety do kapłaństwa?”
I znów powiedział Jan Paweł II: „Nie za mojej kadencji”
Zamyślił się Bóg Ojciec, więc Papież skorzystał z okazji i zapytał: „Kiedy będzie następny papież-Polak?”
Uśmiechnął się Bóg Ojciec  i odpowiedział: „A to już nie za mojej kadencji”.


Nie jestem pewien, czy bardzo zniesławiłem Wielkiego Polaka twierdzeniem, że rozmawiał za życia z Panem Bogiem, ale donoszę, żeby nikt nie mówił, że nie doniosłem.

Podpisałem imieniem i nazwiskiem, a nie tam jakimś pseudonimem  „Straszny Ali”, kusiło jeszcze, żeby dodać coś z poematów o donosach, ale wybór jest trudny, bo jest tego w naszej poezji całkiem sporo. Taki Gałczyński pisał:

„Donoszę, panie naczelniku,
że przed godziną moja żona
się spytała: — Co to jest
takiego grupa Laokoona?

Porzuciłem tę myśl z obawy, że juryści nie skojarzą i zaczną tej grupy szukać.


Chciałem zakończyć ten tekst apelem: pokaż figę sykofantom, okazało się jednak, że wielu już skorzystało z podanego adresu e-meilowego i z oburzeniem na siebie doniosło stając murem za Bóg wie czym.