Spadanie w przepaść


Łukasz Turski 2022-01-27

Williamn Blake: Newton<span> Tate Britain.</span>
Williamn Blake: Newton Tate Britain.

Przełom XIX i XX wieku obfitował w dzieła literackie i „naukowe” głoszące zbliżający się kres zbyt, zdaniem ich autorów, burzliwie rozwijającej się cywilizacji. Objawami tego zbliżającego się kataklizmu był gwałtowny rozwój technologiczny świata – głównie masowe wykorzystanie energii elektrycznej i powstanie przemysłu nawozów sztucznych, prowadzące do fundamentalnych przeobrażeń przemysłu i rolnictwa, oraz rozwój radia, filmu i komunikacji telefonicznej i bezprzewodowej, zmieniający całkowicie styl, a przede wszystkim tempo życia intelektualnego świata.

 Opublikowane sto lat temu monumentalne dzieło Oswalda Spenglera wraz z późniejszymi tegoż autora książkami obwiniało za upadek „faustowskiej cywilizacji” rozwój nauki, szczególnie powstałe w tym samym okresie historycznym nowe działy fizyki, które na zawsze zmieniły nasz świat – teorię względności i mechanikę kwantową – dyscypliny, które dziś są fundamentami naszego codziennego życia. Próbami opisu konsekwencji tego „naukopochodnego” krachu cywilizacyjnego były liczne ciekawe, choć dzisiaj zapomniane dzieła literackie, np. Wyspa doktora Moreau H.G. Wellsa czy Tunel B. Kellermanna. Zapobieżenie katastrofie Spenglerowskiej widziano w ograniczeniu rozwoju technologicznego świata i zakazie badań naukowych. Jerzy Żuławski poświęcił ostatni tom swojej księżycowej trylogii tej wizji globalnego świata, „ratowanego” przed zagładą przez powracających z Księżyca kapłanów księżycowej religii, zakazujących wszelkiej pracy naukowej i rozwoju.

Historia XX wieku pokazała, że to nie rozwój nauki, ale gloryfikacja nieuctwa doprowadziła do panświatowych katastrof i kosztowała życie milionów ludzi.

Towarzyszący nam przez drugą połowę XX wieku rozkwit cywilizacji, to, że dziś ludzkość świata jest jak nigdy syta, zdrowa i bezpieczna, zawdzięczamy rozwojowi wolnej nauki w wolnym świecie i wykorzystaniu osiągnięć tej nauki przez wolną działalność gospodarczą. Moloch totalitarny ZSRR, który przetrwał II wojnę światową, tłumiący wolne badania naukowe (np. genetykę, czego konsekwencje rosyjskie rolnictwo ponosi do dziś), zawalił się przede wszystkim w wyniku niezdolności do sprostania nowym wyzwaniom technologicznym ostatniego 25-lecia XX wieku. Odzyskanie wolności skomunizowanej Europy, zjednoczenie Niemiec, przemiany w Chinach itp. zawdzięczamy rozwojowi nauki, de facto odkryciu w latach 50. ubiegłego wieku miniaturowego urządzenia kwantowo-mechanicznego – tranzystora – bez którego nie byłoby dzisiejszej „cyfryzacji”, „sztucznej inteligencji”, rozruszników serca, tomografów komputerowych, postępów w onkologii, zielonej rewolucji itp.


Powstały zalążek nowej cywilizacji końca XX wieku był niestety trudny, ponieważ wymagał do odnalezienia się w nim zupełnie innego wykształcenia niż tradycyjne, XIX-wieczne kształcenie oparte na werbalnym poznawaniu wiedzy, a przede wszystkim wymagał umiejętności odróżniania prawdy od fałszu. Wymagał zrozumienia praw przyrody wraz z tego konsekwencjami, np. ochroną środowiska naturalnego. Dla wielu ludzi było to trudne. Podobnie jak pod koniec XIX wieku, pod koniec ubiegłego stulecia rozległy się dywagacje nad klęską światowej cywilizacji, widzianej jednakże z perspektywy innej niż ta Spenglera.


W słynnym wystąpieniu w Davos w 1992 r. Václav Havel powiedział: Współczesna myśl oparta na założeniu, że świat jest obiektywnie poznawalny i że zdobyta w ten sposób wiedza może być uogólniana, znalazł się w ostatecznym kryzysie. Nasza epoka stworzyła pierwszą globalną czy planetarną cywilizację techniczną, ale osiągnęła granice swojego potencjalnego rozwoju, punkt, poza którym rozciąga się przepaść.


W szóstym numerze Wszystko co Najważniejsze ukazał się zastanawiająco niesłuszny tekst pióra Andrzeja Zybertowicza pt. Demon różnorodności, którego finalny fragment brzmi: Zacząć od wyrzeczenia się utopijnej ideologii błogosławionej różnorodności. Potem spowolnić rozwój techniki przez desakralizację roli nauki w kulturze współczesnej. Wreszcie wprowadzić moratorium technologiczne. Dopiero w spowolnionym, mniej zróżnicowanym świecie rozum ludzki będzie mógł nieco przybliżyć się do obietnicy Oświecenia – do racjonalnego porządkowania świata. Niemożliwe? Czyż nie jest oczywistą prawdą, że jeśli nadmiernie zbliżyliśmy się do przepaści, to należy zrobić krok w tył?


Tak zaprezentowana recepta na dalszy rozwój naszej cywilizacji, zapobiegająca runięciu w Havlowską przepaść, współbrzmi z doktryną księżycowych kapłanów stworzonych piórem Żuławskiego. Jest ona całkowicie sprzeczna z pojęciem „odpowiedzialności na miarę możliwości” i jest konsekwencją błędnego założenia o szkodliwości różnorodności. To właśnie rozważaniom nad szkodliwością różnorodności poświęcony jest tekst Andrzeja Zybertowicza.


Jak sto lat temu Spengler, Zybertowicz, wzywając świat do ograniczenia bardzo szeroko rozumianej różnorodności, ujawnia, podobnie jak kapłani księżycowi, niezrozumienie podstawowych praw przyrody, które, czy się mu to podoba, czy nie, regulują działania także tak skomplikowanych struktur, jak społeczność świata. Jeżeli ludzkość ma jako całość być nadal strukturą żywą, to musi być zdolna do wykonywania użytecznej pracy. Taka zdolność zanika wraz z zanikiem różnorodności. Jest to prosta konsekwencja II zasady termodynamiki. Nieróżnorodny, jednorodny świat o maksymalnej entropii, świat koszmaru opisanego przez Żuławskiego czy wyśnionego przez Zybertowicza to świat zamarły. Intelektualny, a i zapewne biologicznie wymarły karzeł, relikt po jedynej, jak należy mniemać, myślącej cywilizacji w znanej nam części Wszechświata.


W jednym z najsmutniejszych okresów rozwoju naszej europejskiej cywilizacji, „mrokach średniowiecza”, brak różnorodności intelektualnej – jednorodność myśli i religii w Europie Zachodniej doprowadziłaby niechybnie do całkowitego skarlenia, gdyby nie oazy burzliwego rozwoju technologicznego, których świadectwem były młyny nad Loarą, liczne klasztory cystersów i istnienie różnorodnych cywilizacji Bliskiego i Dalekiego Wschodu, stanowiących rezerwuar dostarczający naszej Europie paliwo rozwoju.


Dzisiejszy świat przechodzi rewolucję technologiczną wraz z jej społecznymi konsekwencjami, o niespotykanej dotychczas w historii szybkości i głębokości przemian. To ta rewolucja technologiczna, wykorzystująca osiągnięcia nauk podstawowych z ubiegłego wieku, doprowadziła w ciągu ostatniego ćwierćwiecza do powstania cywilizacji, która codziennie ratuje tysiącom ludzi życie, wykorzystując antymaterię, która poza okruchami niesionymi w promieniowaniu kosmicznym nie istnieje w otaczającej nas części Wszechświata. Wytworzone przez ludzi urządzenia schładzające materię do temperatur niewystępujących w przestrzeni kosmicznej zbliżają nas z każdym dniem do ery informatyki kwantowej, która całkowicie odmieni sposoby i zakres przetwarzania informacji. Współczesna genetyka otwiera drogę do świata wolnego od tych chorób, których dzisiejsza medycyna jeszcze nie potrafi zwalczyć. Miliony ludzi wyleczonych z chorób nowotworowych normalnie żyją dzięki osiągnięciom chemii jądrowej. Przekleństwo ślepoty zwalczono w milionach przypadków błyskiem światła laserowego. Jesteśmy w stanie wyżywić miliardy nowych obywateli naszego globu, wykorzystując osiągnięcia biologii molekularnej. Miliardy ludzi mają dostęp do praktycznie całego dziedzictwa kulturalnego wszystkich różnorodnych fragmentów naszej cywilizacji dzięki osiągnięciom matematyki, umożliwiającym bezprzykładnie sprawne działanie światowej sieci internetu i telefonii komórkowej. Świat praktycznie zwalczył analfabetyzm.


Jeżeli gdzieś ta rozwijająca się, różnorodna cywilizacja zawodzi, to na skutek działalności polityków i ideologów starających się zapanować nad tą rewolucją światową, którzy bojąc się jej, starają się zakuć świat w okowy znanych im XVIII- i XIX-wiecznych idei. Jeżeli coś się im udaje, to lokalnie utopić w nienawiści i morzu krwi kraje i rejony. Rewolucja Gutenberga też doprowadziła do trwających dziesiątki lat wojen. Przemierzające Europę armie cesarskie, biskupie i chłopskie wyrzynały miasta, wsie i księstwa w imię powrotu do starych zwyczajów, do zatrzymania rozwoju nowego świata. W dzisiejszym świecie próba przerwania przeżywanej przez nas Schumpeterowskiej kreatywnej destrukcji starego świata byłaby zdecydowanie prostsza, bo mamy dostateczną liczbę głowic jądrowych i hektolitrów nowiczoków, by to szybko i bardzo boleśnie przeprowadzić. Wtedy Ziemia będzie cudownym globem o braku różnorodności, a ludzkość już nie będzie spadać w przepaść. Będzie martwa na jej dnie.


Tekst pierwotnie opublikowany w nr 8 miesięcznika opinii “Wszystko Co Najważniejsze”
https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-lukasz-turski-spadanie-w-przepasc/


Prof. Łukasz A.TURSKI

Profesor zwyczajny nauk fizycznych, związany z Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i Centrum Nauki Kopernik.