Prawdziwy motor historii


Ludwik Lewin 2021-12-07


W zeszłym roku z ekranów telewizyjnych całego niemal świata wylewały się obrazy marszów Black Lives Matter, w skrócie BLM, a po polsku „życie Czarnych się liczy”. W reportażach pokazywano antyrasistowskie hasła, policjantów i innych Białych z kolanem na ziemi. Nie pokazywano rozwalania sklepów na V Avenue w Nowym Jorku, nie słychać też było żydożerczych sloganów, wznoszonych przez rozradowanych szabrowników.  Zostały przecież – a pojawiają się i nowe – wpisy na twitterze, których autorzy nawołują by Żydom dobrać się do skóry, bo walka z antysemityzmem zagłusza jakoby jedynie słuszną debatę o rasizmie wobec nie-Białych, LGBT i innych mniejszości seksualno-tożsamościowych.

Ostatnio antysemityzm najgłośniejszy jest na lewicy, ale nie oznacza to, że niknie stara, prawicowa nienawiść do Żydów. Jak podawał „The Wall Street Journal”, w zeszłym roku w USA rozpętała się kampania przeciw żydowskim kongresmanom, oskarżanym na tym samym twitterze o nielojalną walkę przeciw ówczesnemu prezydentowi Donaldowi Trumpowi, w imię interesów „deep state”, czyli państwa w państwie, którego manipulacje odbierają władzę demokratycznie wybranym przedstawicielom narodu. Autorami wpisów okazali się skrajnie prawicowi głosiciele teorii spiskowych.



W tym roku we Francji, na cotygodniowych manifestacjach przeciwko przepustce sanitarnej (koniecznej by wejść do kina, siłowni czy restauracji), pojawiły się liczne transparenty z pytaniem „ale kim oni są?” i żeby nie było wątpliwości, z nazwiskami Żydów, którzy – to oczywiste – rządzą krajem i światem. Za taki transparent w październiku jedna manifestantka, nauczycielka niemieckiego z Metz w Lotaryngii, skazana została na pół roku pozbawienia wolności z zawieszeniem.


Jest coś nowego – wraca nowe? – w tym bezpośrednim dobieraniu się do Żydów, już bez figowego listka antysyjonizmu. Na dużą skalę zaczęło się to w Wielkiej Brytanii, gdy przywódcą Partii Pracy był Jeremy Corbyn, znany ze swych powiązań z terrorystycznymi organizacjami islamskimi. Wtedy to działacze labourzystowscy, również ci wysoko postawieni, wsławili się czysto antysemickimi wypowiedziami. Corbyn zapłacił za to porażką swej partii w wyborach parlamentarnych, utratą jej szefostwa i zawieszeniem – na krótko – w prawach członka partii. Jean-Luc Mélenchon, przywódca skrajnie lewicowej partii Francja Nieujarzmiona, za te klęski obwinił rabina Anglii i Radę Reprezentatywną Instytucji Żydowskich Francji (sic!). 


To delirium jest znakiem kolejnego etapu w rozwoju europejskiego antysemityzmu. Tuż po II wojnie światowej publiczne wypowiedzi antyżydowskie były absolutnie wykluczone. Aż pojawił się antysyjonizm, o którym, jako jeden z pierwszych, pisał w roku 1967 wielki historyk Vladimir Yankelevitch: „to była prawdziwa manna z nieba, bo daje nam prawo, a nawet obowiązek bycia antysemitą w imię demokracji. Antysyjonizm to antysemityzm uprawniony, nareszcie dla każdego na wyciągnięcie ręki…” Wygląda na to, że można już po prostu znów wymyślać – od Żydów.


We wrześniu, dzięki wysiłkom ich radykalnie lewicowego skrzydła, któremu przewodzą „kolorowe antykolonialistki” i wyznawczynie „krytycznej teorii rasy”, Ilhan Omar, Rashida Tlaib, Alexandria Ocasio-Cortez, demokraci w Kongresie wstrzymali amerykańskie finansowanie „żelaznej kopuły”, izraelskiej obrony antyrakietowej, dzięki której nie ma prawie śmiertelnych ofiar bombardowań Hamasu na Południowy Izrael. 


Sprawę udało się odkręcić i tydzień później, Kongres ogromną większością głosów – 420/9 – przyznał miliard dolarów na wsparcie (głównie zaopatrzenie w amunicję) „żelaznej kopuły”. Wg „Times of Israel”, gdy ogłoszono wyniki głosowania, zrozpaczona i rozwścieczona Alexandria Ocasio-Cortez nie potrafiła powstrzymać łez.


Nie tylko ona. Zarówno pierwsze, jak i drugie głosowanie, stały się pretekstem do zmasowanych ataków na rasizm, apartheid, ludobójstwo izraelskie. Te oskarżenia jedynej demokracji na Bliskim Wschodzie, tak są dalekie od prawdy, że wydawałoby się, że nikogo nie mogą poruszyć. Wydawałoby się, ale rację miał Goebbels twierdząc, że kłamstwo odpowiednio często powtarzane, staje się prawdą. 


Kilka dni później, z tego samego powodu, łez nie potrafiła powstrzymać studentka Uniwersytetu George’a Masona w Wirginii, gdy na spotkaniu z wiceprezydent Kamalą Harris uznała pomoc dla „żelaznej kopuły” za współudział w „etnicznym ludobójstwie i przemieszczaniu ludności”, według niej, takim samym, jak w USA.


Jakąś monstrualną aberracją jest już to, że ta panienka, przedstawiająca się jako „pół Iranka, pół Jemenka”, ośmiela się opluwać Amerykę w obecności wiceprezydent. 


Jeszcze gorszą perwersją jest jednak odpowiedź Kamali Harris, która zamiast potępić antysemityzm i antyamerykanizm studentki, „wyraziła dumę”, że ta podzieliła się swymi poglądami.


Według amerykańsko-izraelskiej publicystki Caroline B. Glick, dwa mogą być powody zachowania wiceprezydent. Pierwszy to obawa przed rozwijaniem polemiki, transmitowanej przez telewizję. Drugim powodem, dla którego Harris poparła wypowiedź studentki, może być to, że tak naprawdę zgadza się z jej poglądami, wywodzącymi się z coraz drapieżniejszych deklaracji i poczynań różnych ugrupowań „krytycznej teorii rasy”, „woke”, czyli przebudzonych, czy „cancel culture” – kultury unieważniania.  


Łączy te wszystkie ideologie esencjonalne traktowanie ludzi. Rasa, płeć, religia, orientacja seksualna, to czynniki determinujące człowieka. Wszystko w ramach walki z dyskryminacją i z rasizmem. Z tym, że jest to jeden jedyny rasizm, rasizm Białych ludzi, kolonizatorów i wyzyskiwaczy. Rasizm wrodzony i niezmywalny, który pokolenia temu zbrukał ich na wsze czasy. 


Jeśli o sprzyjanie tym poglądom można podejrzewać wiceprezydent USA, to znaczy, że nie są to ruchy marginalne. A jeszcze bardziej twardym na to dowodem, są obowiązkowe szkolenia w amerykańskich instytucjach rządowych i w wojsku, piętnujące „biały przywilej”. (Najbardziej uprzywilejowany jest dojrzały, heteroseksualny Biały mężczyzna. A najbardziej Białym okazuje się Żyd.)


Nihil novi
pod słońcem. Francuski myśliciel Nicolas Baverez zwrócił uwagę, że ta rzekoma walka z rasizmem to tryumf Arthura de Gobineau, autora wydanego w połowie XIX w. Eseju o nierówności ras ludzkich. Jego autor przekonywał, że „ludzkość podzielona jest na rasy zgodnie ze stałą i niezmywalną logiką”.  


Przyjaciel Wagnera, de Gobineau cieszył się za życia dużym wpływem w Niemczech. Jego idee podchwycili amerykańscy zwolennicy niewolnictwa. W XX w. jego myśli przeniknęły do licznych teorii antysemickich.  


Pisze Nicolas Baverez: Jest jakaś ironia w tym, że idee de Gobineau powracają dziś pod maską krytycznej teorii rasy i dekolonializmu. To prawda, hierarchia ras, płci i cywilizacji zostaje odwrócona: Czarni, mulaci, kobiety, dawne kolonie i islam wskazywani są jako modele polityczne i moralne. W tym odwróceniu biegunów odnajdujemy przecież identyczne rozumowanie: rasy i kolonizacja to stałe struktury, będące prawdziwym motorem historii.


Gdy patrzę na coraz silniejszy wpływ tego rozumowania na instytucje i przedsiębiorstwa amerykańskie, gdy widzę, jak coraz szerszą falą przedostaje się do uczelni, mediów i społecznych organizacji w Europie, to nie mam pewności, że historia zdementuje to odwrócenie biegunów.


Pierwodruk w „Słowie Żydowskim”



Ludwik Lewin

 

Dziennikarz i poeta, od 1967 roku mieszka w Paryżu, wieloletni korespondent Polskiej Sekcji BBC.