Atak ateizmu na ludzki rozum?!


Lucjan Ferus 2021-10-10

Szaleniec, czy tylko fanatyk? Święty Augustyn (354-430)
Szaleniec, czy tylko fanatyk? Święty Augustyn (354-430)

Do napisania niniejszego tekstu zainspirował mnie niedawny artykuł z „Listów z naszego sadu” autorstwa Andrzeja Koraszewskiego, pt. „Powolne odrzucanie religijnego mitu”. A mówiąc dokładniej, zacytowany w nim fragment: „Od czasów św.Augustyna /../ św.Tomasza z Akwinu istnieje przekonanie charakterystyczne dla kultury zachodu, że /../ Wielu ludzi nie nadaje się do tego, by być nauczycielami. Nie nadają się przede wszystkim ateiści, dlatego, że sam ateizm jest atakiem na ludzki rozum. Jest zgodą na absurd. Jest pogwałceniem racjonalności” (Paweł Skrzydlewski, doradca ministra edukacji. Wypowiedź z 2014 r.).


Choć p.Koraszewski dokładnie wyłożył w nim swoje racje, chcę dodać swoje „trzy grosze” mając nadzieję, że uda mi się pokazać ten problem z innej perspektywy. Mamy więc w tym cytacie zarysowane parę problemów, które można ująć w trzy pytania: „1.Ateistyczny czy religijny atak na ludzki rozum? 2.Ateistyczna czy religijna zgoda na absurd? 3.Ateistyczne czy religijne pogwałcenie racjonalności?” Jednak zacznę od innego fragmentu tej wypowiedzi: odwołania się jej autora do dwóch „wielkich świętych” katolicyzmu: św. Augustyna  i św. Tomasza z Akwinu. Znając ich „dokonania na niwie religijnej”, można będzie od razu poznać, jakie „chrześcijańskie wartości” reprezentuje jej autor.

                                                           ------ // ------

Aureliusz Augustyn, biskup Hippony, znany jako św.Augustyn, wykorzystywał swój talent krasomówczy, by usprawiedliwiać największe niegodziwości: niewolnictwo, wojny i karę śmierci. Uzupełniał więc kościelną doktrynę o pojęcia, które pozwalały uzasadniać karne ekspedycje i masakry. Uzasadniał też „słuszne prześladowania”, którym przeciwstawiał „prześladowania niesłuszne”. Otóż prześladowania kościelne są sprawiedliwe, ponieważ podyktowane są miłością. Zaś prześladowania uderzające w Kościół zasługują na potępienie, gdyż płyną z okrucieństwa. Opracował on teorię „wojny sprawiedliwej” i był jej aktywnym propagatorem. (wg Traktatu ateologicznego Michela Onfray’a).

 

Natomiast św.Tomasz z Akwinu będąc przekonany, że służy Bogu, służył Kościołowi kat. w umacnianiu jego ziemskiej potęgi. Uzasadnił on bowiem „rozumowo przy użyciu logiki”, iż Kościół ma prawo i obowiązek, używać przemocy podczas ewangelizacyjnej misji, włącznie ze skazywaniem ludzi na tortury i śmierć w męczarniach na stosie. Mówiąc wprost, stworzył on „rozumowe” uzasadnienie zbrodni dla instytucji Kościoła i to o tyle zbrodni doskonałej, iż opartej na niemożliwej do zweryfikowania „prawdzie” o istnieniu Boga, który autorytetem swoim miałby ponoć wspierać te zbrodnicze poczynania. W swych teologicznych wywodach używał on wielu analogii, których zadaniem było doprowadzenie do „logicznej” konkluzji:  

„ /../ heretyka należy nie tylko obłożyć klątwą, lecz także ukarać śmiercią /../ jasne jest więc, że Kościół słusznie czyni, gdy /../ mocą klątwy usuwa go ze społeczności wiernych i następnie przekazuje władzy świeckiej, gdyż jest on od tej chwili /../ tym, który musi być śmiercią usunięty z tego świata”. /../ „Dlatego śmierć heretyka konieczna jest zarówno z uwagi na jego zbawienie, jak i ze względu na zbawienie innych”. /../ „Tak więc karanie heretyków śmiercią słuszne jest i zbawienne. W świetle płonącego stosu tym jaśniej ukazuje się Prawda, a gorejący heretyk, mając nadal drogę do zbawienia otwartą, samym sobą zaświadcza, że ci, którzy mu ten stos zgotowali, tak wielką miłość ku niemu żywią, iż zmuszeni byli poświęcić jego ciało, byle mu duszę od zatracenia uratować” (Jerzy Kopania  Ludzkie oblicza boskiej prawdy).

                                                           ------ // ------

 

Teraz już wiemy (w dużym skrócie), do jakich „świętych mężów”, (a właściwie do „świętych zbrodniarzy”) odwołał się w swoim wystąpieniu z 2014 roku ów przyszły doradca ministra edukacji. Myślę, że skoro już zostali oni uwzględnieni w tej kuriozalnej wypowiedzi, to warto byłoby teraz rozpatrzyć, czy zarzuty, które zostały w niej postawione ateizmowi, nie pasują „przypadkiem” do religii? Mówiąc wprost: czy działalność św.Augustyna i św.Tomasza z Akwinu nosi znamiona ateistycznego czy religijnego ataku na ludzki rozum? Albo czy jest ona ateistyczną czy religijną zgodą na absurd? Czy też cechuje ją ateistyczne, czy religijne pogwałcenie racjonalności? Postaram się udzielić odpowiedzi na te pytania.     

 

Jeśli chodzi o św.Augustyna, którego poglądy miały wielki wpływ na kierunek rozwoju doktryny kościelnej, ocena historyków jest jednoznaczna i druzgocząca. Np. w przerażająco krytycznej książce Karlheinza Deschnera Opus diaboli, znajdują się m.in. takie fragmenty:   

„Od czasów Konstantyna cechami, po których rozpoznaje się ten Kościół, są obłuda i przemoc; codzienną praktyką tej religii stała się masowa zagłada. Surowo zakazywano zabijania pojedynczych osób, ale uśmiercanie tysięcy ludzi było dziełem miłym Bogu. To nie obłęd, to jest chrześcijaństwo. /../ Teoretycznie chrześcijaństwo jest najbardziej pokojową, ale w praktyce najkrwawszą religią w dziejach świata. /../ Kościół katolicki, stworzył najstraszniejszy w dziejach ludzkości mechanizm struktur władzy i właściwą temu doktrynę moralną, której metodą była zbrodnia/../ ale nade wszystko myśl usprawiedliwiająca zbrodnię i uzasadniająca potrzebę zbrodni”.

I jeszcze ocena zacytowana z innego źródła, mianowicie z Traktatu o tolerancji Woltera, w którym m.in. znajduje się taka konstatacja autora: „Mówię to z obrzydzeniem, ale w poczuciu prawdy. To my chrześcijanie, to my byliśmy prześladowcami, katami, mordercami! I czyimi? Naszych braci! To my zburzyliśmy sto miast trzymając krucyfiks lub Pismo Święte w ręku, to my nie zaprzestaliśmy przelewania krwi i zapalania stosów od panowania Konstantyna /../”.), Czy na podstawie powyższych argumentów można dojść do przekonania, do jakiego doszedł autor cytowanej na wstępie wypowiedzi? Bo wydaje mi się, iż bardzo wyraźnie rozminął się on z prawdą, choć nie mam na myśli religijnego pojęcia „Prawdy”, ale to potocznie używane.

 

Tym bardziej odrażająca i zakłamana jest postawa św.Augustyna, bo nie wierzę, iż nie był on świadomy niebotycznej hipokryzji, którą się kierował wymyślając i propagując ideę „wojny sprawiedliwej”. Warto nadmienić, iż dla najdawniejszych chrześcijan służba frontowa była nie do pomyślenia. W ich pismach z pierwszych stuleci nie ma zgody na to. Także wszyscy Ojcowie Kościoła zakazywali zabijania nawet w obronie koniecznej. Nie było więc wcześniej zgody na prowadzenie religijnych wojen, które pochłonęły miliony niewinnych ofiar. To tyle, jeśli chodzi o działalność św.Augustyna „na niwie religijnej”. Musiał on być niesamowitym wręcz hipokrytą, nie posiadać empatii i mieć jakąś wrodzoną wadę swego człowieczeństwa.

                                                           ------ // ------

Teraz chciałbym przeanalizować „wkład” do religijnej doktryny katolicyzmu, tego drugiego „wielkiego myśliciela” chrześcijaństwa, czyli św.Tomasza z Akwinu, gdyż zaprezentowane tu fragmenty jego rozumowania można by uznać za szczyt późniejszego makiawelizmu (i to ponoć miało podobać się Bogu? Ciekawe!). Zacząłbym od tego, iż jako religijny myśliciel powinien on wiedzieć, że analogie nie są dowodem, a „dowiedzione prawdy” na ich podstawie, nie są żadnymi prawdami. W skrócie można przyjąć, iż analogia jest konstrukcją myślową, która w obrazowy sposób ma pomóc rozumowi wyobrazić sobie dany problem. (Takie zadanie np. miały liczne przypowieści w Ewangeliach, wygłaszane przez Jezusa). Św. Tomasz z Akwinu chętnie używał analogii przemawiających do wyobraźni, np.:

„Skoro nieznajomość Prawdy sprawia, że człowiek pozostaje niby w gęstych ciemnościach, to czyż nie należy wyprowadzić go na Światło, choćby używając przymusu, jeśli on sam nie potrafi ocenić właściwie swego stanu?”. „Czyż nie zatrzymamy niewidomego kroczącego ku przepaści, nawet jeśli będzie się opierał, błędnie sądząc, że idzie drogą właściwą?” /../ Cóż jednak począć z tymi, którzy ze złej woli od Prawdy odchodzą? /../ niewiara jako grzech jest rezultatem pychy ludzkiej – zaślepiony pychą człowiek nie chce ukorzyć swego rozumu poddając go zdrowemu osądowi Ojców Kościoła” /../„Nikt nie wątpi, że większą zbrodnią jest fałszowanie wiary niż fałszowanie pieniędzy, bo wiara służy życiu wiecznemu duszy”, lub: „Niewiara jako przeciwieństwo wiary jest grzechem największym z możliwych, bo powoduje, że człowiek odwraca się od Boga, a im większe oddalenie człowieka od Boga, tym większy grzech /../”. itd. itp. (wg Ludzkie oblicza boskiej prawdy Jerzy Kopania).

Zacznijmy od tej „nieznajomości Prawdy, sprawiającej jakoby, że człowiek pozostaje niby w głębokich ciemnościach”. Jeśli miał on na myśli „prawdy” religijne, to są one tak często ze sobą sprzeczne, iż „konia z rzędem” temu, kto wskaże mi choć jedną prawdę w religiach, która zasługiwałaby na pisanie jej z dużej litery (co ma sugerować Prawdę objawioną przez Boga) i której nie dałoby się w żaden sposób podważyć. Nie mówiąc już o absurdalnych religijnych „prawdach”, których ilość wielokrotnie przekracza te nie urągające rozumowi. Jednak chyba w większych ciemnościach pozostaje ten człowiek, nad którego umysłem panuje jakakolwiek religia, niż ten, który zrządzeniem losu został pozbawiony jej „opieki”.

    

Natomiast największym złem, jakie wyrządzała ludzkości ta religia, było owo przymusowe „wyprowadzanie błądzących ludzi na Światło” (które po niewczasie okazywało się zazwyczaj diabelskim jądrem ciemności), czyli wymyślony przez św. Pawła prozelityzm, nazywany eufemistycznie „ewangelizowaniem ludzkości” lub „Dobrą Nowiną”. Gdyż ta religia niemal od początku uzurpowała sobie prawo do narzucania wszystkim swych „prawd objawionych przez Boga”. Jeśli zaś chodzi o „wielką zbrodnię fałszowania wiary służącej życiu wiecznemu duszy”, to należy mieć na uwadze, iż nie ma żadnych dowodów na istnienie duszy, jak i na zbawienie czyli wieczne życie duszy w zaświatach, po śmierci ciała ludzkiego. Czy można jeszcze bardziej sfałszować ideę, która sama jest fałszywym wizerunkiem rzeczywistości?!

 

W ogóle ta skomplikowana argumentacja, która miała „rozumowo” uzasadnić potrzebę ścigania, prześladowania i karania ludzi śmiercią, za to, iż nie godzili się dobrowolnie na narzucenie sobie obcych religijnych poglądów, ma tyle wspólnego z rozumem, co papieże ze świętością. Skoro (wg tejże religii) człowiek dostał od Boga wolną wolę, bo uczynki moralne mają o tyle sens, o ile towarzyszy im dobrowolność (wszak uważa się, że „Bóg tak ukochał człowieka, iż chciał by mu dobrowolnie służył”), to narzucanie psychicznego i fizycznego przymusu przez Kościół katolicki było (i nadal jest praktykowane jako indoktrynacja małych dzieci za zgodą ich nieświadomych rodziców) największą z możliwych hipokryzją, a wręcz perfidią wyrządzaną ludziom przez religię z premedytacją, w imię miłosiernego ponoć Boga. 

 

Czyżby kapłani jak i dostojnicy tej religii nie wiedzieli o tym? Oczywiście, że zdawali sobie z tego sprawę, co znajduje potwierdzenie w starych dokumentach kościelnych, gdzie można znaleźć takie oto deklaracje wyrażające sprzeciw stosowaniu przemocy w religii. Owe fragmenty znalazłem w Traktacie o tolerancji Woltera, chociaż jego przerażająca treść w większym stopniu dotyczy jednak nietolerancji, spowodowanej bezmyślną wiarą religijną.  

„Religia wymuszona przestaje być religią. Trzeba przekonywać, a nie zniewalać. Nie narzuca się religii” (Laktancjusz). „To niecna herezja, gdy się chce siłą, razami, więzieniem przyciągnąć tych, których nie zdołano przekonać za pomocą rozumu” (św.Atanazy). „Nie ma nic bardziej sprzecznego z religią, niż przymus” (św. Justyn męczennik). „Przymus wyznawania religii jest /../ dowodem, że duch, który nią włada, jest duchem wrogim prawdzie” (Dirois). „To barbarzyńska żarliwość, jeśli się chce religie wtłoczyć w serca, jak gdyby przekonanie mogło być skutkiem przymusu” (Boulainvilliers) itd. itp.

Jak powyższe deklaracje mają się do historii tego Kościoła i tej religii, pełnej przemocy, przelanej krwi i niewyobrażalnej wręcz hipokryzji? Otóż nijak! Wracając zaś do św.Tomasza z Akwinu; pomijając już te wszystkie „puste” analogie, które choć ładnie wyglądają, nie są opisem rzeczywistych wydarzeń, to (moim zdaniem) najsłabszym punktem owej argumentacji jest ten, że to wszystko ponoć ma służyć dobru człowieka, dobru ludzkości. Że to wszystko, o czym przekonuje św.Tomasz, ma być konieczne do tego, by ludzkie dusze po śmierci ciała dostąpiły zbawienia, a nie potępienia bożego. Co ma być jednoznaczne z wypełnieniem obietnicy życia wiecznego (po śmierci) w niebie, dla tych, co wierzą w tego Boga.

 

Tyle, że nie ma żadnego dowodu potwierdzającego istnienie nieba czy piekła, zbawienia i potępienia, Boga, jedynej Prawdy, której wszyscy muszą się podporządkować. To wszystko na co powołuje się ów religijny myśliciel, to po prostu fikcyjne pojęcia wymyślane przez kapłanów wszechczasów, nie mające żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Jedyne, co było rzeczywiste w przerażającej historii tej religii (innych także), to prawdziwy strach, ból i cierpienia katowanych, torturowanych, zamęczanych na śmierć i palonych na stosach ludzi, którym to wszystko czyniono z rzekomej „miłości” do nich, aby ponoć ich biedne dusze mogły dostać się do nieba. Tak bardzo te ofiary były „kochane” przez swych oprawców!

 

Jak bardzo, niech świadczy ta żartobliwa „rozmowa” Woltera (oddająca jednak prawdę o tym przerażającym aspekcie naszej historii) z przykładowym „inkwizytorem”, który odpowiadając na zarzut, że zbyt wiele przemocy stosuje się w religii, nie licującej z miłosiernym Bogiem, w taki „rozsądny” sposób tłumaczy mu potrzebę i zasadność postępowania inkwizycji:

„To wielka różnica, tutaj chodzi o zbawienie twojej duszy. To dla twojego dobra dyrektorium inkwizycji nakazuje, aby cię pojmano na podstawie zeznania jednej jedynej osoby, chociażby to był niegodziwiec i kryminalista, abyś nie znał nawet imienia swego oskarżyciela, aby inkwizytor obiecywał ci łaskę, a następnie cię skazywał, aby cię poddawał pięciu różnym torturom, aby cię potem wychłostano, zesłano na galery lub uroczyście spalono. Ojciec Ivonet i doktorowie /../ wyrażają się całkowicie jednoznacznie w owej materii i tej pobożnej praktyce sprzeciwiać się nie wolno”. Pozwoliłbym sobie odpowiedzieć mu: „Mój bracie, może masz rację, jestem przekonany, że chcesz mi wyświadczyć dobro, ale czy nie mógłbym być zbawiony bez tego wszystkiego?” (Wolter Traktat o tolerancji).

Ciekawi mnie, czy którykolwiek ze współczesnych obrońców religii, który jednocześnie z taką zaciętością atakuje ateizm, wyraziłby teraz zgodę, aby go osądził taki „sprawiedliwy” trybunał, jakim była stricte religijna Święta Inkwizycja, wg „sprawiedliwych” zasad wyżej opisanych? Skoro wszelkiemu złu winien jest ateizm, a nie religia, to powinni znaleźć się chętni, którzy poświadczyli by tym samym, iż wierzą, że religia jest wyłącznie dobrem.

                                                           ------ // ------

Reasumując. Biorąc pod uwagę argumenty wyżej przedstawione, jak można odpowiedzieć na zaproponowane na wstępie pytania? Czy są to przykłady ateistycznego czy religijnego ataku na ludzki rozum? Czy są to przykłady ateistycznej czy religijnej zgody na absurd? No i czy są to ateistyczne czy religijne przykłady pogwałcenia racjonalności? Wydaje mi się (a każdy, kto nie zatracił umiejętności myślenia zgodzi się ze mną), że opisane tu przykłady wyraźnie potwierdzają, że to jednak religia/religie są winne temu wszelakiemu złu, za które obłudnie i z szatańską premedytacją oskarża się ateizm. Ponieważ podobnych przykładów odrażającej hipokryzji jest w naszej religii dużo więcej, nie wykluczone, że jeszcze jakiś tekst powstanie o tej tematyce.

 

Październik 2021 r.                            ------ cdn.-----