(Nie)Fachowe pośrednictwo religijne.

Czyli nieudana próba połączenia sprzecznych ze sobą zachowań.


Lucjan Ferus 2021-08-29


Pewien Czytelnik, który od wielu lat jest zainteresowany moją twórczością, przysłał mi niedawno (jako ciekawostkę), wykaz różnych Kościołów i Związków wyznaniowych w Polsce. Ile ich jest? Około 200 pozycji o przeróżnych nazwach! (choć w USA jest ich ponoć dziesięciokrotnie więcej!). Całkiem nieźle jak na jednego, jedynego Boga, nieprawdaż? A jest jeszcze reszta świata, która na pewno nie pozostaje w tyle w tej „uświęconej branży”, gdzie wszyscy zapewne zarabiają na „co łasce”, bo nie sądzę aby była to działalność charytatywna.

Pomyślałem więc sobie, że może warto byłoby „przyłączyć się” (oczywiście nie dosłownie) do tej branży pośredników w kontaktach między wyznawcami a ich bóstwem? Tym bardziej, że kiedyś „prowadziłem” w Internecie „Doradztwo religijne i religioznawcze”, które cieszyło się sporą popularnością u czytelników. Czyli jakby nie było, mam już doświadczenie w tej informacyjnej „branży”, które można będzie spożytkować dla dobra ogółu. Bo jak widać z ilości Kościołów i Związków wyznaniowych, ta forma pośrednictwa jest potrzebna ludziom.

 

Zamieściłem więc ogłoszenie w Internecie (za które można uznać ów tekst), podałem numer telefonu (nb. ten sam, jaki podałem przy „Doradztwach”, o czym uprzedzam próbujących się dodzwonić) i po jakimś czasie odezwał się pierwszy, a raczej pierwsza zainteresowana.

                                                           ------ // ------

Kobieta: Zaciekawiło mnie pańskie ogłoszenie. Proszę mi powiedzieć jak należy je rozumieć? W czym pan konkretnie pośredniczy i w jakim charakterze?

Ja: Jest to pośrednictwo między człowiekiem, a jego Bogiem, czy też wyobrażeniem Boga, które tak mocno utrwaliło się w jego umyśle, że uważa je za prawdziwe. W jakim występuję charakterze? Otóż „nieco” odbiegającym od tradycyjnego „pośredniczenia”, którym zajmują się kapłani religii sacerdotalistycznych. Czyli takich, w których pomiędzy Bogiem a ludźmi pośredniczą „powołani” (czyli wyspecjalizowani w tym „fachu”) kapłani różnych religii.

 

K: A więc rozumiem, że jest pan księdzem, tak?

J: Broń Boże! To znaczy, bynajmniej! Po prostu, pełnię rolę pośrednika pomiędzy Bogiem (wg głęboko wierzących, albo ideą Boga, wg mniej wierzących), a jego wyznawcami, którzy z różnych powodów nie mogą czy też nie chcą bezpośrednio kontaktować się z Najwyższym.

K: Niesłychane! I to tak można?! Bez żadnych święceń czy papieskiego zezwolenia?

 

J: A po co mi jakieś „święcenia”?! Przecież to są rytuały wymyślane przez kapłanów w trakcie historii religii, po to, by podnieść swe znaczenie w oczach wiernych i przydać sobie splendoru, czyli „godności”, która dla nich ma wielkie znaczenie. Jednak św.Tomasza radził: „Nie patrz kto mówi, ale co mówi”. Czyli liczy się słowo, a nie rytualne „święcenia” lub „wyświęcania” jednych kapłanów przez innych! Nie forma jest ważna lecz treść! No i moja oferta skierowana jest do osób, które z istotnych powodów nie mają zaufania do zakłamanej instytucji Kościoła, co nie znaczy zaraz, że są oni niewierzącymi w Boga osobnikami.

 

K: Ach tak?! A Bóg przynajmniej wie o pańskiej działalności?

J: Co do tej kwestii może być pani spokojna! Jeśli Bóg istnieje i jest taki, jakiego wyobraża sobie nasza religia, to musi wiedzieć, jest bowiem wszystkowiedzący o swym dziele.

K: Jak mam to rozumieć?: „Jeśli jest taki, jakiego wyobraża sobie nasza religia”. Czy to znaczy, że istnieje możliwość, iż może być on inny?! Nie pojmuję tego, prawdę mówiąc…

J: Oczywiście, że istnieje taka możliwość, choć religie wolą się do tego nie przyznawać. Dobrze ten problem ujął niejaki Lequier: „Gdy się wierzy, że posiadło się prawdę, trzeba wiedzieć, że się w to wierzy, a nie, że się to wie”. Jak to rozumieć?

 

Po prostu należy pamiętać, że cała „wiedza” o naszych bogach/Bogu opiera się na przyjętym założeniu, iż te nadprzyrodzone byty istnieją realnie, czyli są rzeczywiste. To założenie funkcjonuje w religiach jako wiara w istnienie Boga, której jednak nie da się potwierdzić żadnymi przekonującymi dowodami. Dlatego wiara odgrywa w religiach niebagatelną rolę, bo bez niej żadna religia nie miałaby racji bytu. Tym bardziej więc powinno się pamiętać, że nie jest to udowodniona wiedza, a jedynie wiara, że to co twierdzą religie jest prawdą. Jednak ich kapłani świadomie zakłamują ten problem, przedstawiając wiarę jako synonim pewności.

 

K: No, no! Nie pomyślałabym nawet, że takich rzeczy od pana się dowiem o swojej religii! Ale może nie odbiegajmy zbytnio od tematu, proszę mi lepiej powiedzieć, jaką będę miała gwarancję, że pańskie modlitewne pośrednictwo w moich sprawach będzie skuteczne?

J: Taką samą jak przy pośrednictwie kapłanów dowolnej religii i dowolnego Kościoła.

K: To znaczy jaką konkretnie?

J: To znaczy taką, że nie słyszałem jeszcze o przypadku, aby którakolwiek religia i Kościół dawali gwarancję na skuteczność i rzetelność swoich usług. Musi pani po prostu uwierzyć, że to działa, ponieważ i tak nie można tego w jakikolwiek sposób zweryfikować!

 

K: No, dobrze, może i ma pan rację. Powiedzmy, że będę chciała skorzystać z pańskiej oferty, jak będzie się to konkretnie odbywało?

J: W bardzo prosty sposób: nawiązujemy ze sobą kontakt telefoniczny lub mailowy, podczas którego przekazuje mi pani informację o intencji w jakiej mam się modlić oraz podaje ilość zamawianych modlitw (ma to bowiem wpływ na ogólną cenę tej usługi), wpłaca na podane przeze mnie konto zaliczkę, a po zakończeniu modlitw wysyłam pani rachunek i rozliczamy się całościowo. Proste, prawda?

K: Jak to? I to już wszystko?!

 

J: A co by pani jeszcze chciała?! Mogę rozszerzyć ofertę według życzenia, słucham.

K: No, nie wiem,.. chyba jakaś spowiedź powinna być od czasu do czasu,.. może jakaś pokuta, czy coś w tym rodzaju? Nie wiem,.. proszę samemu coś doradzić.

J: Spowiedź?! Chciałaby pani zwierzać się obcemu facetowi ze swoich intymnych spraw? Przecież religia uważa, że Bóg i tak zna pani myśli zanim pojawią się w pani głowie. A więc i pani uczynki muszą mu być doskonale znane. Nawet te, o których jeszcze pani nie wie!

K: To bardzo ciekawe, co pan mówi! Dlaczego więc księża o tym nie mówią wiernym? A poza tym, czemu spowiadają ludzi, skoro tak się sprawy mają, jak pan sugeruje?

 

J: O to już musiałaby pani ich spytać, lecz nie liczyłbym na szczerą odpowiedź. Według mojej wiedzy wszystko wskazuje na to, iż robią tak, aby mieć władzę nad (zbyt łatwo) wiernymi. Proszę wyobrazić sobie taką sytuację: cesarz lub król ma swojego kapłana spowiednika, któremu powierza najintymniejsze szczegóły ze swego życia. Kto w tej sytuacji nad kim panuje, jak pani myśli? Zna pani takie powiedzenie: „Kto ma kontrolę nad umysłami ludzi, ma też nad nimi realną władzę”? A co do pokuty: kimże ja jestem, aby pani zadawać pokutę? Czy nie powinno się to zostawić Bogu, który stworzył te wszystkie grzeszne istoty?

 

K: Rzeczywiście ma pan „nieco inne” podejście do problemów religijnych, niż kapłani religii tradycyjnych. Tylko czy aby właściwe? No, a sakramenty, których pan nie bierze pod uwagę? Przecież to sam Jezus Chrystus je ustanowił,.. muszą więc być ważne, prawda?

J: Po pierwsze: Jezus nie ustanowił żadnych sakramentów, bo i po co?!

K: Nie rozumiem. Jak to po co?! Przecież są one największą świętością religii i Kościoła! Dzięki nim, wierni mają możliwość bezpośredniego z nim kontaktu. Tak mi się wydaje…

 

J: Otóż to, wydaje się pani! Muszę więc panią uświadomić w tym względzie. Sakramenty wymyślali kapłani na przestrzeni wieków, po to, by instytucja Kościoła dysponowała jakimiś „świętościami”, skoro jej rzekomy założyciel nie został na Ziemi lecz „poszedł” do nieba. Ale też po to, by mocniej związać wiernych z religią i Kościołem i uzależnić ich od niego. I tak np. „święty sakrament małżeństwa” w Kościele kat. zaczął funkcjonować dopiero od XII w. Wcześniej go nie znano i nie stosowano. Ma pani jednak rację, że bez sakramentów nie mógłby funkcjonować żaden Kościół. Zapewne też z tego powodu Jezus ich nie ustanowił.

 

K: Nie rozumiem,.. wiedząc, że bez sakramentów nie będzie mógł funkcjonować jego przyszły Kościół, nie ustanowił ich?! Czy to przypadkiem nie jest wewnętrznie sprzeczne?

J: Nie, ponieważ Jezus nie miał zamiaru zakładać żadnego Kościoła. Czyżby nie zauważyła pani w Ewangeliach jego licznych zapowiedzi rychłego nadejścia królestwa Bożego na ziemi?   

 

„Zaprawdę powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy” (Mt 10,23). „ /../ Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim” (Mt 16,27-28). „To bowiem, co się do Mnie odnosi, dochodzi kresu” (Łk 22,37). „Ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni. W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dźwięk ostatniej trąby – zabrzmi bowiem trąba – umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni” (1Kor 15,51). „Trwajcie więc cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana /../ bo przyjście Pana jest już bliskie” (Jk 5,7). „On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na was” (P 1,20). „Dzieci, jest już ostatnia godzina, i tak, jak słyszeliście, Antychryst nadchodzi, bo oto teraz pojawiło się wielu Antychrystów; stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina” (P 2,18 BT).

 

J: Znane są pani te fragmenty, prawda? Po cóż więc Jezus miałby w takiej sytuacji zakładać swój Kościół? Przeczyłby wtedy samemu sobie i tym licznym zapowiedziom (a jest ich więcej w Ewangeliach) bliskiego nadejścia królestwa bożego na Ziemi. Nie uważa pani?

K: To kto w takim razie założył Kościół chrześcijański, jeśli nie Jezus Chrystus?!

J: Oczywiście Paweł z Tarsu, czyli późniejszy św.Paweł. To on zamienił oczekiwanie ówczesnych ludzi na rychłe nadejście królestwa bożego na ziemi, w indywidualną wędrówkę duszy ludzkiej (po śmierci ciała) do królestwa niebieskiego. Kiedy to na końcu dziejów ludzkości odbędzie się Sąd Ostateczny i każdy otrzyma „przydział” do nieba lub piekła.

 

K: No, pięknie! Ładnych rzeczy dowiaduję się przy okazji o swojej religii! To jakiego w końcu reprezentuje pan Boga i Kościół, bo prawdę mówiąc pogubiłam się już nieco..

J: Powiedzmy, Boga uniwersalnego, będącego ponad podziałami religijnymi. Podobnie zresztą jak Pascal, który w swoim słynnym „Zakładzie” przekonywał do korzyści płynących z bezrefleksyjnej (mówiąc otwarcie: bezmyślnej) wiary w Boga, nie wymieniając jego imienia. Dopiero na końcu okazało się, iż miał na myśli Jezusa Chrystusa, Boga chrześcijan.

 

K: Czy jednak taki pogląd jest uprawniony? Nie jest on może jakąś współczesną herezją?!

J: A skądże! Dam przykład, który panią przekona. W wywiadzie z eks księdzem, profesorem Stanisławem Obirkiem, na pytanie redaktorki: „W jakiego Boga pan wierzy?”, odpowiedział on: „W swojego. Czuję, że we mnie jest jakaś iskra, którą przyrównałbym do dajmoniona Sokratesa. Rzadko mi mówi co mam robić, częściej czego nie powinienem”. Skoro tak uważa były kapłan Kościoła kat., a na dodatek mądry człowiek (o czym najlepiej świadczy jego odejście z tej zakłamanej na wskroś instytucji), to znaczy, iż nie jest to pogląd odosobniony. Kiedyś przeczytałem gdzieś taką mądrą myśl: „Niech każdy ma taką koncepcję Boga, jaka mu najbardziej odpowiada, byle w niego wierzył i dzięki temu był dobrym człowiekiem”.

 

K: No, dobrze! A jak pan zamierza pośredniczyć przez telefon w komunii świętej?

J: Wcale nie mam takiego zamiaru! Dlaczego przez cały czas dopytuje się pani o rytuały!? Myśli pani, że poprzez obrzędowość, liturgię i rytuały zbliża się pani do Boga?

K: A nie?! To dlaczego w Kościele katolickim tak wielką wagę przywiązuje się do obrzędów?

J: Naprawdę chce pani wiedzieć? Ponieważ mieliśmy swojego świętego papieża, który w tym kierunku prowadził swój Kościół, a wraz z nim jego bezwolne owieczki. Nie wiem na ile jest pani zorientowana w tym wstydliwym aspekcie naszej religii, ale znawcy uważają, że jego pontyfikat cofnął Kościół o parę dziesięcioleci, do czasów sprzed soboru Watykańskiego II.

 

K: No tu już pan przesadził z tą swoją „szczerością”! Nie mogę pozwolić, aby szargano naszą największą świętość! Rezygnuję z pańskich usług, bo jak widzę absolutnie nie nadaje się pan do tej pracy, która nie bez powodu łączona jest z bożym powołaniem. Żegnam pana!

                                                           ------ // ------      

Czy ja już całkowicie zgłupiałem?! Co takiego sobie wyobrażałem? Że skoro dobrze mi szło w „doradzaniu ludziom” w kwestiach religijno-religioznawczych, to podobnie będzie przy pośrednictwie w „sprzedawaniu” ludziom ciemnoty, nieodłącznej religijnym „prawdom”?! Czy to by miało znaczyć, iż uważam siebie za tak zakłamanego osobnika, który potrafiłby z premedytacją przekonywać ludzi do religianckich (bo przecież nie do religijnych!) zachowań, jakie przez te wszystkie lata krytykowałem, pokazując ich niewyobrażalne zakłamanie?!

 

Przecież różnice między tamtym religioznawczym doradzaniem, a tym „pośrednictwem w sprzedaży” tego odwiecznego i perfidnie spreparowanego przez kapłanów poglądu, iż do Stwórcy można dotrzeć tylko za ich pośrednictwem, i że ich „uświęcona” działalność jest miła Bogu, bo to on rzekomo im zlecił taką „ewangelizacyjną misję” na Ziemi – są tak krańcowo różne, jak różna jest wiedza religioznawcza od wiary religijnej. Bowiem nie można być jednocześnie znawcą i wyznawcą religii, czyli wierzyć w jej „prawdy” i nie wierzyć.

 

Mówiąc wprost: to moje niby „religijne pośredniczenie” nie mogło się udać, gdyż zbyt oczywisty jest dla mnie fakt, że religie są gigantyczną mistyfikacją, opartą na obietnicy życia wiecznego po śmierci, którą to „prawdę” od tysięcy lat wierni „kupują” bez namysłu i bez opamiętania. I każdy, kto chciałby im w tym przeszkodzić, będzie dla nich śmiertelnym wrogiem, którego powinno usunąć się z tego „bożego” świata. Wygląda na to, iż muszę pogodzić się z tym, że nie potrafię być przekonujący w sprawach, co do których mam pewność, iż są ewidentnymi fałszerstwami. A ich gorliwych propagatorów ratuje tylko fakt, że wierni (każdej religii) są aż nazbyt łatwowierni i nie dostrzegają tego ideowego odwiecznego „szwindlu”, którym karmieni są od maleńkości przez swych duszpasterzy.

 

Jednakże zamiast skasować ów tekst, który w zamyśle miał nawiązywać do pomysłu, jaki wykorzystałem w „Doradztwach”, a okazałby się wielkim nieporozumieniem, gdybym go chciał dokończyć w zamierzonej formie – postanowiłem poprawić tytuł i zachować go, aby świadczył za przestrogę, by podobne pomysły nie przychodziły mi więcej do głowy. Tak mi dopomóż,.. mój własny rozumie, w którym dotąd zawsze mogłem mieć oparcie.

 

Sierpień 2021 r.                                  ------ KONIEC-----