Klimat, klimat pokaż rogi…


Andrzej Koraszewski 2021-08-14


Wzrost temperatur jest faktem poza wszelkimi wątpliwościami, prawdopodobieństwo, że ludzkie działania są przynajmniej jedną z przyczyn tego zjawiska ma bardzo silne podstawy, kontrowersje koncentrują się na dwóch sprawach – pierwsza dotyczy tego jak wiarogodne są modele komputerowe przewidujące tempo i charakter zmian klimatycznych w kolejnych dziesięcioleciach (ale warto traktować poważnie nawet te niedoskonałe narzędzia, którymi dysponujemy), i druga sprawa, jeszcze poważniejsza, jakie wybrać strategie odchodzenia od paliw kopalnych, a bardziej ogólnie, jak reagować na zmiany klimatyczne.

Właśnie ukazał się kolejny raport IPCC, czyli Intergovernmental Panel on Climate Change działający przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Dowiedziałem się, że już jest, od autora, którego lubię czytać, bo  kompetentnie i dobrym językiem opisuje nowiny naukowe i to te, które rozumiem i o których lubię czytać. Tytuł artykułu Tomasza Ulanowskiego w „Gazecie Wyborczej” głosił: Dziś wielki, alarmistyczny raport IPCC. Nowa biblia globalnego ocieplenia?          


Zatrzymajmy się przy tym tytule. Nie wiem, czy autor był tego świadomy, czy nie, ale informacja, że ukazał się alarmistyczny raport sugeruje, że przedstawiono jakiś raport zawierający wiadomości przesadzone, lub zgoła nieprawdziwe. Dla odmiany twierdzenie, że dostaliśmy nowe pismo święte sugeruje, że mamy do czynienia z kultem, a nie z nauką. Artykuł Ulanowskiego był zaledwie zapowiedzią i to chyba nazbyt szybko napisaną.     


W dwa dni później publicysta brytyjskiego „Spectatora”, Ross Clark pisał o samym raporcie, ale zaczął od dziennikarskich i nie tylko dziennikarskich reakcji.

“Jak można się było tego spodziewać raport IPCC został powitany krzykiem o pożarach, powodziach i apokaliptycznych burzach. To alarm dla ludzkości. Według sekretarza generalnego ONZ, Antonio Gutteresa ‘ten raport powinien zabrzmieć jak wystrzał armatni kończący epokę węgla i innych paliw kopalnych zanim zniszczą one planetę’.


Jak zwykle zawartość raportu nie odpowiada histerycznym doniesieniom. Gdyby przedstawiona w nim wizja miała być scenariuszem filmu o katastrofie, zażądalibyście zwrotu pieniędzy za bilet.”

W Niemczech wiele gazet ilustrowało doniesienie o publikacji raportu zdjęciami z niedawnej powodzi, ale raport nie twierdzi, że jest związek między tą (czy jakąkolwiek inną) powodzią a spowodowanymi przez człowieka zmianami  klimatycznymi. Raport używa innego języka. W streszczeniu na początku czytamy, że “globalnie ilość opadów nad lądami prawdopodobnie zwiększyła się od 1950 roku z możliwością pewnego przyspieszenia po roku 1980 (średni przedział ufności) – innymi słowy autorzy stwierdzają: sądzimy, aczkolwiek nie jest to pewne, że mamy do czynienia z pewnym wzrostem opadów deszczu.


Być może jednym z ciekawszych fragmentów samego raportu jest podawana już wcześniej przez tę instytucję informacja, że dane nie potwierdzają tezy, iż zmiany klimatyczne spowodowały nasilenie się częstotliwości i siły huraganów i sztormów.


Jak czytamy w rozdziale drugim:

'… całkowita liczba ekstratropikalnych cyklonów prawdopodobnie wzrosła od lat 80. W północnej hemisferze (niski przedział ufności), jednak z mniejszą liczbą głębokich cyklonów, w szczególności w okresach letnich. Liczba silnych ekstratropikalnych cyklonów prawdopodobnie wzrosła w południowej hemisferze (średni poziom ufności). Drogi ekstratropikalnych cyklonów w obu hemisferach prawdopodobnie po 1980 roku przesunęły się w kierunku biegunów z wyraźnym trendem sezonowym (średni poziom ufności).

Nie jest to język, który może skłonić nowych czytelników do prenumeraty, chociaż nie ma przymusu, żeby to przerabiać na bardziej alarmistyczny język. Zatrudnieni przez ONZ specjaliści informują nas, że na jednej półkuli jest więcej sztormów, ale mniej groźnych, że występują w innych miejscach niż 40 lat temu oraz, że podobny trend był w średniowieczu, zanim zaczęliśmy używać na wielką skalę paliw kopalnych. Trendy nie są wyraźnie i mogą nie usprawiedliwiać apokaliptycznych wizji.


Jednym z poważniejszych problemów jest podnoszenie się poziomu mórz. Autorzy raportu stwierdzają, że w latach 1901 do 1971 poziom mórz podnosił się średnio o 1,3 milimetra rocznie, zaś w latach 2006 – 2018 średnia wzrostu podniosła się do 3,7 milimetra. Jeśli to tempo wzrostu się utrzyma to za sto lat poziom mórz wzrośnie o 37 centymetrów, a jeśli nadal będzie wzrastać, to możliwy jest wzrost o 80-100 centymetrów. To dla takich krajów jak Bangladesz bardzo poważna sprawa, dla innych tylko poważna i wymagająca przygotowania się na taką możliwość, kiedy jednak gazeta reklamująca się jako najpoważniejszy dziennik świata atakuje mnie „zdjęciem” nowojorskiej statuy wolności zalanej po szyję wodą, mamy w ręku jedno ze źródeł sceptycyzmu wobec nauki (zamiast wobec ludzi zatrudnionych jako informatorzy).


Redukcja gazów cieplarnianych jest koniecznością, motywują do tego prezentacje sytuacji przedstawiane przez naukowców, jak i przewidywania oparte na komputerowych modelach (nawet jeśli nie są one w stu procentach pewne), strategie działania muszą być jednak przedmiotem nieustannej otwartej dyskusji. Nie wolno ukrywać faktu, że dotychczasowe efekty są więcej niż skromne, że dzisiejsze źródła energii odnawialnej nie są w stanie zapewnić alternatywy dla węgla i ropy naftowej, że energia wiatrowa potrzebuje ogromnych obszarów ziemi, a energia słoneczna ma szereg innych wad. Czy rację mają specjaliści twierdzący, że dziś jedyną prawdziwą alternatywą dla węgla jest energia jądrowa? Czy lepiej ograniczać produkcję elektryczności (i wszystkiego innego), czy raczej pogodzić się z faktem, że odejście od elektrowni węglowych będzie procesem rozciągniętym w czasie i konieczne jest szukanie możliwości redukcji ich szkodliwości. Już wiadomo, że trzeci świat nie tylko bardzo wolno będzie odchodzić od węgla i ropy, ale ze względów ekonomicznych nadal będzie rozwijał energetykę opartą na węglu i ropie.


Zmiany klimatyczne są zbyt poważnym problem, by zostawić go zapalonym i ograniczonym aktywistom. Jest problem zbyt powolnego odchodzenia od węgla i żałośnie małych efektów dotychczasowej polityki, jest problem wzrostu poziomu mórz, malejących zasobów wody pitnej, zmian warunków dla rolnictwa, dla którego ratunkiem jest szybkie przechodzenie na GMO. To wszystko wymaga poważniejszej dyskusji niż tylko straszenia apokalipsą (bo to bardzo stara i mało skuteczna praktyka).