Rozum i Wiara (XVIII)


Lucjan Ferus 2021-08-15


Niedawno całkiem przypadkowo zauważyłem w spisie swoich tekstów, iż odcinek cyklu pod ogólnym tytułem „Rozum i Wiara”, który miał w zamyśle być zakończeniem owego cyklu, jest niedokończony. Dziś nie pamiętam już jaki był powód tego zaniechania (może jakieś ważne wydarzenie to spowodowało, albo „wpadł mi do głowy” ciekawszy pomysł?). Skoro poprzedzający go odcinek datowany jest na początek 2017 r., wyglądałoby, że ten musiał powstać w tym samym roku. Po jego ponownej lekturze i stwierdzeniu, że mimo wszystko warto go dokończyć, dopisałem zakończenie i postanowiłem go wysłać do redakcji „Listów”.

                                                           ------ // ------

Wiara: Nie uważasz, iż z zakończenia naszej ostatniej rozmowy wynikało niedwuznacznie, że skoro człowiek wcale nie chce służyć jednemu panu,to chcąc nie chcąc jesteśmy na siebie skazani? Bo jeśli rzeczywiście nasza wrogość miałaby wynikać z dwu nieprzezwyciężonych pragnień człowieka: potrzeby wiary i potrzeby poznania rzeczywistości,to może byłoby lepiej, abyśmy zamiast ze sobą walczyć, zastanowili się razem, czy mimo wszystko „da się zbudować most nad tą przepaścią”, a jeśli tak, to w jaki sposób powinniśmy się za to zabrać?

 

Rozum: Nie wierzę w to co usłyszałem! Cóż za zaskakująca zmiana w twojej postawie! Co prawda, nieco inaczej tłumaczyłbym przyczyny naszej odwiecznej antypatii; nie są one takie proste, jak się może wydawać na podstawie tego stwierdzenia. Ta sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana i w grę wchodzi o wiele więcej powodów. Ale co do obopólnych starań „zbudowania mostu nad tą przepaścią”, całkowicie się z tobą zgadzam. Co więc proponujesz?    

 

W: Widzę to tak: zróbmy na początek taki przegląd naszych oczekiwań względem siebie,a zarazem realnych możliwościich realizacji, co? Może jako pierwszy powiedziałbyś, jaka twoim zdaniem powinnam być, aby pozostać sobą, a jednocześnie spełniać twoje umysłowe wymagania tak, abyśmy mogli być przyjaciółmi,a nie wrogami bez mała, nieprzyjaciółmi, czy w najlepszym razie z trudem tolerowaną koniecznością. Co myślisz o tej propozycji?

 

R: Już dawno powinniśmy od tego zacząć, a oszczędzilibyśmy sobie wielu nieporozumień. A więc, zacząłbym od zmiany wizerunku Bogaw twojej religii. Nie dość, że jest on archaiczny i anachroniczny, to jeszcze pełen sprzeczności i niedorzeczności. Okrutny i bezlitosny z jednej strony, a zarazem rozbrajająco infantylny i nieporadny w relacji do swych stworzeń. Zapewne w dawnych czasach spełniał on swoją rolę i oczekiwania swoich wyznawców. Jednakże we współczesnym i cywilizowanym świecie wypadałoby chyba, aby funkcjonował wizerunek Boga odpowiedni do mentalności i poziomu umysłowego obecnych wiernych, a nie ten wykreowany pośród wędrownych pasterzy kóz, sprzed tysięcy lat, nie uważasz?

 

Na przykład ten jego pomysł z zapłodnieniem ziemskiego dziewczęcia-dziewicy (bardzo popularny w starodawnych religiach) przy pomocy Ducha Świętego, aby mu urodziła Syna (drugą osobę późniejszej Trójcy św.). Syna, którego będzie mógł złożyć samemu sobie w krwawej i okrutnej ofierze odkupującej grzechy ludzkości (których by ludzkość nie miała gdyby nie zachciało mu się wywieść rodzaju ludzkiego z protoplastów mających grzeszną naturę). Tą ofiarą Bóg zbawił dusze ludziw taki irracjonalny sposób, mając nieskończone możliwości rozwiązania tego problemu dużo wcześniej, zanim zaistniały jego przyczyny.

 

Albo ten absurdalny pomysł, że to jego stworzenie-człowiek jest winne i odpowiedzialneza wszelkie zło w dziele Stwórcy o nieograniczonych niczym możliwościach, posiadającego na dodatek wszechwiedzę o swym dziele i będącego wszechobecnym w każdej rzeczywistości wykreowanej przez siebie. To obarczenie winą człowieka za nasz chory świat (wg religii), w którym istnieje coś, co się nazywa łańcuchem pokarmowym(czyli wszelkie żyjące stworzenia wzajemnie się pożerają), jest już doprawdy „przegięciem” dużego kalibru, którego nie sposób zaakceptować rozumem, korzystającym z pomocy logiki. Tak, od tego można by zacząć!

 

W: Oszalałeś?! Jak to sobie w ogóle wyobrażasz?! Że ogłosi się wiernym: „Sorry, ale to, co dotąd głosiliśmy o naszym Bogu było nieprawdą i dopiero teraz poznacie Prawdę o nim”?! Tak, to widzisz!? Przecież to jest nierealne! Nie dostrzegasz śmieszności tej propozycji?

R: Oj, zaraz śmieszności! Czy Kościół katolicki, orzeczeniem komisji papieskiej z 1948r., dozwalającej wiernym na niedosłowne odczytywaniePięcioksiągu, nie kierował się właśnie zawartymi w nim mitami? Mimo tego, że w swojej historii spalił na stosie wiele osób, które ośmieliły się nie odczytywać dosłownie Biblię. Uważasz, że to orzeczenie było śmieszne?

 

W: Nie udawaj głupiego! Wiesz dobrze, że to jest zupełnie coś innego i ma się nijak do twojej niemądrej propozycji. Mam nadzieję, że stać cię na coś więcej?!

R: No dobrze, może i masz rację: nie przemyślałem dostatecznie tej pierwszej propozycji. To może tak: powinno się zdelegalizować zinstytucjonalizowane religie sacerdotalistyczne…

W: Nie możesz wyrażać się jaśniej?! To znaczy, jakie konkretnie?

 

R: Te, w których kapłani odgrywają pierwszoplanową rolęi są koniecznymi pośrednikami pomiędzy Bogiem, a jego wyznawcami. Pośrednikami zainteresowanymi tym, aby religia szła w kierunku liturgii, rytuałów i obrzędowości,dzięki którym mają oni zawsze zatrudnienie i szacunek wiernych. A nie w kierunku wewnętrznej przemianyludzkich serc, powodującej, iż wyznawcy stają się lepszymi ludźmi i wchodzą na wyższy poziom człowieczeństwa, czyli stają się bliżsi swemu wzorcowi moralnemu – Bogu. Ta zakłamana rola kapłanów szczególnie widoczna jest w religiach zinstytucjonalizowanych, gdzie najważniejsze dla nich jest miejsce w hierarchii,jaką sami sobie stworzyli, by dogadzać swemu (utuczonemu przez wieki) egoi autorytet „zastępcy” Boga na ziemi – papieża . Tak, to także warto by zmienić, nie myślisz?

 

W: Chybanie mówisz tego poważnie?! Przecież to byłoby trudniejszedo zrealizowania, niż ten twój pierwszy pomysł! Przez tyle tysięcy lat, nie kto inny jak właśnie kapłanigłosili prawdy o bogach i przekazywali wiernym Słowo Boże. Decydowali o tym, który Bóg jest prawdziwy, a który fałszywy, którą wiarę należy popierać i szanować, a którą nie tolerować i  zwalczać. Jakie ofiary składać bogom i jakie rytuały odprawiać, aby przychylnie ich do ludzi ustosunkować. To przez nich zawsze przemawiali bogowie i to przecież oni w imieniu bogów nakazywali budować im świątynie, składać w nich ofiary, modlić się do nich i wierzyć w nich. Jak więc twoim zdaniem można by wyeliminować to najważniejsze ogniwo pomiędzy ludźmi, a Bogiem? Religia bez kapłanów?! Piramidalna bzdura!

 

R: Bzdura?! A nie widzisz żadnego dysonansu pomiędzy wielkością i stopniem komplikacji Wszechświata, jako bożego dzieła, a infantylnymi rytuałami, liturgią i obrzędami, które w większości religii są podstawą kultu bożego?!Tam masz niewyobrażalnie wielki i bardzo stary Wszechświat, w którym istnieją niezliczone miliardy galaktyk, a w każdej z nich setki miliardów gwiazd i światów – a tu „oddawanie czci” i adoracja „świętych” obrazów i figur gipsowych, jak i różnej wielkości posągów bóstw, bogiń, świętych i ... „świętego” papieża.

 

Tam, Wielki Wybuch sprzed prawie14 miliardów lat i kosmiczna ewolucja promieniowania i materii, której rezultaty widzimy dzisiaj, oglądając nocą rozgwieżdżone niebo, z którego światło potrzebowało milionów, miliardów lat, by do nas dotrzeć – do maleńkiego okruchu materii, którym jest Ziemia w bezmiarze Kosmosu. A tu kropienie wodą „święconą” czego się da, „cudowne” medaliki, modlitwy do „cudownych” obrazów, różaniec i „koronki” do Matki Boskiej, relikwie i pielgrzymki, egzorcyzmy (czyli wyganianie złych diabłów z ludzi), oleje „święte”, spowiedź i pokuta, oraz woda z „cudownych” źródełek i „świętych” miejsc, itd., itp.

 

Nie wspominając już o kilkunastotysięcznym panteonie „świętych”, który jest pokłosiem praktycznej potrzeby posiadania świętego na każdą okazję, aby „wstawiali się” u Boga w interesie żyjących ludzi. Sam pomysł „wyświęcania” jednych kapłanów przez drugich i „wynoszenia ich na ołtarze” już jest sam w sobie kuriozalny i śmieszny, nie uważasz?! Powiedz tak szczerze: naprawdę nie dostrzegasz tego kolosalnego dysonansupomiędzy wizerunkiem Boga Absolutu, Stwórcy Wszechświata słowami: „Niechaj się stanie!”, a tą całą jarmarczną celebrą, jaką od tysiącleci odgrywają przed wiernym ich kapłani, rzekomo w imieniu swych bogów? Chyba nawet ślepy by to dostrzegł! Musisz to obiektywnie przyznać!

 

W: Tak?!No i co z tego!? Co to ma do rzeczy? Widziałeś kiedyś jakiegoś wyznawcę którejkolwiek religii, by swoje wierzenia, swoje wyobrażenie Boga odnosiłdo wielkości Wszechświata? Aby w ogóle brał pod uwagę fakt, że oprócz „wiedzy” religijnej o Bogu, którą nabył podczas katechezy w przedszkolu i szkole, oraz strzępków homilii wysłuchiwanych podczas coniedzielnych nabożeństw w kościele – że istnieje jeszcze naukowa wiedzao świecie i Kosmosie, który według religii opartych na Biblii, takżejest dziełem bożym?

 

Wiesz chyba dobrze, jak ograniczony obraz rzeczywistości mają zazwyczaj osoby wierzące. Jak mało interesuje ich poza religijna wiedza o rzeczywistości, prawda? Dlatego wybacz, ale i ta twoja propozycja jest niemożliwa do zrealizowania. Kapłani poruszyliby niebo i ziemię – a wiesz jaki mają silny wpływ na wiernych, jak i na władze świeckie (szczególnie u nas) – aby nie dopuścić do realizacji tego pomysłu. Wobec tego, co jeszcze miałbyś do zaproponowania? Przychodzą ci na myśl jakieś bardziej realne pomysły, które mogłyby zbliżyć nas do siebie i uczynić przyjaciółmi? Jeśli tak, słucham z uwagą…

 

R: No, dobrze! Skoro dotychczasowe propozycje wydają ci się niemożliwe do zrealizowania, to mój następny pomysł jest taki: otóż należałoby dokładnie określić rolę religiiw życiu człowieka. A skoro ta rola ma ponoć polegać na tym, iż jest mu ona pomocnana ziemskiej drodze życia do uzyskania zbawienia,to chyba najlepszym sposobem do określenia wzorca norm moralnychdla osób wierzących, powinny być ewangeliczne nauki Jezusa, czyż nie? To one w najbardziej przejrzysty sposób pokazują, jakimi wartościami powinien kierować się w życiu człowiek wierzący, aby mógł liczyć na zbawienie po śmierci. Dobrze mówię?

 

W: Teraz, to już wygłupiłeś się na całego! To nie wiesz, że Kościół katolicki ma swoją wielowiekową Tradycję, która w inny sposób interpretuje większość religijnych prawd wiary? Co prawda jego głównym założycielem jest Jezus Chrystus z Nowego Testamentu, ale akcenty wiaryrozkładają się różnie, w zależności od religijnych dogmatów obowiązujących wszystkich wiernych. Weź choćby taki prosty przykład: Gdyby Kościół kat. miał kierować się wyłącznie ewangelicznyminaukami Jezusa, to wierni tej religii zamiast coniedzielnego uczestnictwa w kościele w celu wysłuchania mszy św. (obowiązkowej dla nich, inaczej popełniają grzech śmiertelny!) – modliliby się w domu, bo tak właśnie zalecał to Jezus.

 

Zaś kapłani tej religii i tego Kościoła nie mogliby brać pieniędzy od wiernych za swoją „duchową posługę”, stosując się do ewangelicznych zaleceń Jezusa wyrażonych słowami: „Darmo dostaliście, darmo dawajcie”, oraz „Nie możecie służyć Bogu i Mamonie”! Nie mogłaby też powstać instytucja papiestwa, roszczącego sobie prawo do rządzenia całym światem w imieniu Boga tej religii, ze swoją rozbudowaną hierarchią arcykapłanów, ze „świętymi” papieżami (czyli tzw. Ojcami Świętymi) pełniącymi rolę zastępców Boga na Ziemi. Jezus w Ewangeliach wyraźnie dał do zrozumienia co myśli o tych zakłamanych „pomocnikach” Boga i tych pseudo-sługach bożych. Masz jakieś mądrzejsze propozycje?       

   

R: To już doprawdy nie wiem, co by mogło cię zadowolić i co wg ciebie – a i mnie przy okazji – miałoby sens, który przysłużyłby się naszej wspólnej sprawie? Niech no pomyślę! O, już wiem! Posłuchaj! Nie wydaje ci się, że w religii, która szczycie się tym, że jej Bóg jest nieskończenie miłosierny i kochający ludzi do tego stopnia, iż przeznaczył swego Syna na męczeńską ofiarę odkupującą grzechy ludzkości, gdzie na kościołach umieszcza się wielkie napisy: „Bóg bogaty w Miłosierdzie” itp. – i że w takiej religii jednocześnie funkcjonuje „w najlepsze” koncepcja piekła ognistego dla grzeszników, którzy przez wieczność będą w nim cierpieli niewyobrażalne męki! (bo o Czyśćcu i odpustach już nawet nie wspomnę!).

 

Ale to jeszcze nie wszystko! Można by przy okazji niejako zrobić także porządek z tym oto teologicznym problemem. Otóż religia wykreowała nadprzyrodzonego wroga człowieka – Szatana (nie istniejącego w fizycznej rzeczywistości) i z odwiecznej walki z nim, uczyniła swoją nadrzędną misję i wzniosły cel, który wymaga nadzwyczajnych środków („Cel uświęca środki”, naczelna maksyma jezuitów), niezależnie od czasów i okoliczności. Kościół kat. tak widzi ów problem: „W ciągu bowiem całej historii ludzkiej toczy się ciężka walka przeciw mocom ciemności; walka ta zaczęta ongiś u początku świata trwać będzie do ostatniego dnia, według słowa Pana” (Sobór Wat. II Geudium et spes).

 

Nie uważasz, że powyższa konstatacja „teologiczna” jest sprzeczna z atrybutami Boga, który wg religii jest nie tylko wszechmogący, ale i wszechwiedzący? Jak więc można ją inaczej rozumieć, jak nie tak tylko, że ów Bóg po prostu zaplanował taką parszywą i przerażającą rzeczywistość dla swych rozumnych stworzeń – ludzi, by przez całe ich dzieje toczyli „ciężką walkę przeciw mocom ciemności”, bowiem ich Stwórca taki właśnie przewidział dla nich los! No i może na koniec, warto też byłoby zająć się choć jedną z tych spraw, które są powodem wielu poważnych problemów życiowych dość licznej grupy ludzi (jak się okazuje).

 

Ów problem jest związany z seksualnym aspektem natury ludzkiej, który zdaje się  nie być akceptowany przez większość ludzkości. A to głównie dzięki temu zapisowi biblijnemu: „Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą. To jest obrzydliwość!” (Kpł 18,22). Czy to nie dziwne?! Dla Boga coś jest „obrzydliwością”, a mimo to istnieje ona w naturze ludzkiej od powstania naszego gatunku zapewne, a Bóg przez ten czas nie wpadł nie tylko na to, by nie dopuścić do jej zaistnienia, ale też, by po prostu zlikwidować u człowieka tę seksualną „przypadłość”. (Notabene wynikającą z natury ludzkiej danej nam od Boga).  

 

A czy to przypadkiem nie jest sprzeczne z tym zapisem biblijnym?: „Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał?” (Syr 11,24-25). Czy to możliwe, że biblijny Bóg sam sobie przeczy i to w tak istotnych sprawach?! No, właśnie! Skoro już mówimy o „tych sprawach”, to warto byłoby też przy okazji wyjaśnić mylnie tłumaczony problem biblijnego Onana: Bóg go ukarał nie za masturbację (czyli za durnie nazwany „samogwałt”), lecz za pogwałcenie żydowskiego „prawa lewiratu”, co jest całkowicie czymś innym. Nie uważasz, iż   

także jest to warte wyjaśnienia? Może dołożyłabyś coś jeszcze od siebie istotnego?

 

W (płaczliwym tonem): Jaja sobie robisz?! Czy zabawiasz się moim kosztem?! Przecież niemożliwością jest, abyś nie zdawał sobie sprawy, że te wszystkie twoje pomysły mające na celu jakoby polepszenie naszych relacji, są niemożliwe do zrealizowania w rzeczywistości! Ani w tej bliższej (wiadomo wszystkim jakie mamy „bogobojne” i „pobożne” władze ), ani w tej dalszej zapewne (dopóki funkcjonuje w najlepsze, odwieczny sojusz Ołtarza z Tronem)! Wiesz z czego zdałam sobie teraz sprawę? Że nie zanosi się chyba na to, aby między nami kiedykolwiek doszło do całkowitego porozumienia. Miał rację ten, kto wymyślił termin tych „Nieobejmujących się magisteriów”! Teraz do mnie dotarło na czym to polega!

 

R: Wydaje mi się, że autor tego określenia miał na myśli ciągłe perypetie religii z nauką, ale w naszym przypadku to i tak nie ma większego znaczenia. Do mnie natomiast dotarło to już dawno, ale nie chciałem popsuć ci samopoczucia. W każdym bądź razie warto rozmawiać, pamiętając, że „kropla drąży skałę”, a siła argumentów powinna zwyciężać nad argumentami siły. Zamiast ze sobą walczyć przy pomocy środków niegodnych ludzi rozumnych, czyż nie?

                                                           ------ // ------

„Rozum jest najgorszym wrogiem twojej wiary; w sprawach duchowych nigdy nie przychodzi z pomocą, zwykle jeno zwalcza Słowo Boże i każe wątpić we wszystko, czym emanuje Bóg”.

„Każdy, kto chce być chrześcijaninem, powinien wyłupić oczy własnemu rozumowi”.

„Rozum powinien być zniszczony u wszystkich chrześcijan” (Marcin Luter).

 

Jak na te zarzuty mógłby odpowiedzieć występujący w tym tekście Rozum?:

„O ile człowiek potrzebuje religii, aby postępować przyzwoicie, oznacza to, że albo ma ograniczony umysł, albo też zepsute serce” (Ninon de Lenclos).

Dlatego właśnie: „Starannie dobieram to, w co wierzę” (Oscar Wilde).

 

2017 r. – sierpień 2021 r.                   ----- KONIEC-----