Biblia, kobiety i Bóg? (III)


Lucjan Ferus 2021-08-08


Kontynuacja cyklu opartego na artykułach publikowanych w jednym z poradników dla kobiet, pod wspólnym tytułem „Czytamy Pismo Święte”. Tym razem jego autor/autorka spróbowali odpowiedzieć na pytanie: „Kto właściwie jest autorem Pisma Świętego, a kto je zapisał?”. Ten drugi problem nie powinien nastręczyć Czytelniczkom trudności, bo na zamieszczonej ilustracji widnieje zdjęcie starca, który wsłuchując się w natchnione słowa Boże, i skrupulatnie je zapisuje na jakimś zwoju.

Także kwestia autorstwa Pisma Świętego nie powinna być zbyt trudna do odgadnięcia, bo (wg artykułu) wystarczy pofatygować się do kościoła, wysłuchać mszy św. i zwrócić uwagę na kończące ją słowa: „Oto słowo Boże”, albo „Oto słowo Pańskie”, cytuję: „I już wiemy, że skoro to Słowa Boga, to właśnie On jest autorem Pisma Świętego”. Jakież to banalnie proste dla osób wierzących! Nie trzeba zastanawiać się nad sensem wypowiedzi, nie potrzeba weryfikować jej własnym rozumem – wystarczy usłyszeć autorytatywne zapewnienie z ambony i nie ma żadnych wątpliwości, że to musi być prawda. Cóż za ułatwienie dla wiary!

 

Jakby na potwierdzenie powyższego, dalej w artykule czytamy: „Taka jest właśnie nauka Kościoła. Autorem Pisma Świętego jest Bóg. To On zdecydował co w nim będzie, On zdecydował, co chce powiedzieć człowiekowi. Ale przecież nie usiadł i nie napisał tej wielkiej księgi i nie zesłał jej na Ziemię. /../ Wiemy tylko, że ludzie, którzy to wszystko spisali, byli wybrańcami – natchnieni przez samego Boga zanotowali Jego słowa”. Zaś w żółtej ramce (dla zwrócenia uwagi) zamieszczono taki cytat: „Jest tylko jeden autor Pisma Świętego. Dlatego jest ono spójne i przekazuje jedną, wciąż trwającą historię zbawienia”.

 

I wszystko się zgadza z „nauką Kościoła”, tak?! (włącznie z ową rzekomą „spójnością”?). A to np. to, że oprócz Biblii są jeszcze inne Pisma Święte, jak choćby Koran, w którym Bóg (Allah) nakazuje swym wyznawcom, jak powinni traktować innowierców czyli między innymi chrześcijan, katolików i im podobnych „niewiernych”? Oto cytaty z Koranu:  

„Przekleństwo Boga nad niewierzącymi!” (2:89).„Bóg jest wrogiem dla niewiernych” (2:98). „I zabijajcie ich, gdziekolwiek ich spotkacie, /../ Taka jest odpłata niewiernym!” (2:191-193). „Zaprawdę, tym, którzy nie uwierzyli, nie pomogą nic wobec Boga ani ich majątki, ani ich dzieci! Oni będą paliwem dla ognia” (3:10). „Religią prawdziwą w oczach Boga jest islam” (3:19). „Zaprawdę, tych, którzy nie uwierzyli w Nasze znaki, będziemy palić w ogniu. I /../ kiedy się ich skóra spali, zamienimy im skóry na inne, aby zakosztowali kary. Zaprawdę, Bóg jest potężny, mądry” (4:56). Itd. itp.

Jak więc to rozumieć? Jest jeden Autor wszystkich Pism Świętych, skoro Bóg jest jeden, jedyny? Czy Pisma Święte różnych religii mają własnych Autorów, czyli jest wielu Bogów? Wygląda na to, że ani ta pierwsza opcja nie wchodzi w rachubę, bowiem Bóg wymagałby od swych wiernych z różnych religii, by wzajemnie się nienawidzili i zabijali nawzajem! Ani ta druga opcja nie może być prawdą, skoro religie monoteistyczne twierdzą, iż Bóg jest jeden i właśnie one go wyznają (co jest sprzeczne samo w sobie, gdyż monoteizm może być tylko jeden), a reszta religii czci fałszywych bogów. Tak twierdzą wszystkie bez wyjątku religie.

 

Dajmy jednak spokój innym religiom i innym Bogom, to „śliski temat” w każdej religii. I bez tego w tej naszej, jest tak wiele sprzeczności pośród jej tzw. „prawd objawionych”, że lepiej zająć się ich wyjaśnianiem, bo jak widać z poprzednich dwóch części tego cyklu, na mądrą argumentację w artykułach z kobiecych poradników nie ma co liczyć. Wróćmy więc do tych „natchnionych wybrańców”, którym ponoć Bóg podyktował Pismo Święte, bo mam sporo wątpliwości co do owego rzekomego „Bożego natchnienia” licznych autorów Biblii.

 

No, bo tak: z jednej strony mamy autorytatywne stanowisko Kościoła katolickiego w postaci papieskiej wypowiedzi: „Wszystkie te księgi /../, które Kościół uważa za święte i kanoniczne, napisane zostały we wszystkich swych częściach z natchnienia Ducha Świętego. Zatem w ogóle nie uznaje się współistnienia błędu, Boskie natchnienie samo przez się błąd wszelki wyklucza, a to również z konieczności, gdyż Bóg, Prawda Absolutna, musi być niezdolny do nauczania błędu” (Leon XIII, 1893 r.). Może Bóg nie jest zdolny do nauczania błędu, ale co do „jego” kapłanów, już miałbym poważne (bo uzasadnione) wątpliwości!

 

Np. to, że kanon owych „świętych ksiąg” został ustanowiony przez Kościół wiele wieków po tym, jak je napisano i wiele ksiąg (uznawanych wcześniej za święte) do niego nie weszło, gdyż zaliczono je do apokryfów (Starego Testamentu jak i Nowego). Jak zatem kościelna komisja weryfikująca owe księgi i dokonująca ich selekcji, rozpoznawała, które z nich są autentycznie natchnione Duchem Świętym, a które nie są? Chyba, że jej członkowie także zostali wcześniej natchnieni Duchem Świętym w tej kwestii, aby nie popełnili pomyłki?

 

Dokonanie tej selekcji nie było łatwym zadaniem, o czym świadczą te oto wyjaśnienia, jakie znalazłem w książce Najtrudniejsze stronice Biblii Zenona Ziółkowskiego, gdzie w rozdziale pt. „Tajniki natchnienia biblijnego” możemy przeczytać m.in.: „Należy więc przyjąć, że Pismo Święte jest dziełem szczególnej współpracy Boga z człowiekiem. /../ Cały skutek czynności twórczych i pisarskich pochodził całkowicie od Boga i zarazem od autora przez Niego natchnionego. Wobec takiej jedynej w swoim rodzaju współpracy jest rzeczą niemożliwą rozróżnienie, co w księdze natchnionej pochodzi od Boga, a co od pisarza”.

 

Chyba miałem rację sugerując, iż członkowie komisji kościelnej dokonujący weryfikacji (!) ksiąg natchnionych przez Boga, musieli być podczas swej pracy pouczani przez Ducha Świętego (przez natchnienie, oczywiście!), bowiem żaden człowiek o własnych siłach umysłowych nie dałby rady dokonać właściwego wyboru w tej arcytrudnej sytuacji. Tylko tak się zastanawiam: skoro nie można odróżnić, które fragmenty Pisma Świętego są bożego autorstwa, a które ludzkiego – to po czym można poznać, że w ogóle są w nich takie, które bez żadnych wątpliwości muszą pochodzić od Boga?!

 

Oto jest pytanie, na które próżno by szukać odpowiedzi w książce apologetycznej, takiej, jak w/wym. Za to można znaleźć takie „perełki religijnego myślenia”, jak np. te, w których autor  książki stara się wytłumaczyć Boga Jahwe z niedoskonałości przekazu zawartego w Piśmie Świętym: „Autor główny Biblii przyjmował niedoskonałe narzędzie – człowieka, by jego myśl stała się myślami ludzkimi i nimi została wyrażona”. /../ „Z ówczesną umysłowością musiał się liczyć sam Jahwe i przyzwalał na niedoskonałe sformułowania w odniesieniu do siebie”. Ciekawe,.. Bóg musiał się liczyć z niedoskonałością swych stworzeń! No, no!

 

I czym to poskutkowało w tym konkretnym przypadku (chodzi o niemożliwe do ustalenia współautorstwo Boga z człowiekiem w przekazie biblijnym)? Ano tym, że ludzie piszący tę świętą księgę (rzekomo) pod dyktando Ducha Świętego, przedstawili w niej niewiarygodny wizerunek swego Stwórcy (bo nie sądzę, aby to Duch Święty pozwolił sobie na taki brzydki „dowcip” zrobiony Bogu Ojcu?!). Głównie przez liczne sprzeczności w nim zawarte, dezorientujące tych wyznawców, którzy  nie potrafią wierzyć w sprzeczne ze sobą prawdy.

 

Aby nie być gołosłownym przedstawię, jaki wizerunek Boga wyłania się z lektury Starego Testamentu, a konkretnie Księgi Rodzaju. Można się z niej dowiedzieć jak wielką mocą dysponuje biblijny Bóg, który cały Wszechświat stworzył słowami: „Niechaj się stanie!”. Np.: „Niechaj się stanie światłość!”, „Niechaj powstanie sklepienie w środku wód i niechaj ono oddzieli jedne wody od drugich!”. „Niechaj zbiorą się wody spod nieba w jedno miejsce i niech się ukaże powierzchnia sucha!”. „Niechaj ziemia wyda rośliny zielone /../”. „Niechaj powstaną ciała niebieskie, świecące na sklepieniu nieba /../”, „Niechaj się zaroją wody od roju istot żywych /../!”. „Niechaj ziemia wyda istoty żywe różnego rodzaju /../!”.

 

I na koniec tego aktu kreacji: „Uczyńmy człowieka na nasz obraz, podobnego Nam /../!”. „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, /../ stworzył mężczyznę i niewiastę”. „A Bóg widział, że wszystko co uczynił, było bardzo dobre.” (BT Rdz 1,1-31). Przyjmując powyższe za prawdę, świadczy ona niewątpliwie o wszechmocy owego Boga. Szczególnie teraz, kiedy orientujemy się już, jak wielka jest Ziemia i jak niewyobrażalnie wielki jest Wszechświat, zawierający niezliczone miliardy galaktyk, a w każdej z nich setki miliardów gwiazd, poruszających się w czarnej i zimnej pustce Kosmosu. Tak, ten trudny do ogarnięcia ludzką wyobraźnią Byt, najlepiej świadczy o potędze jego Stwórcy (wg tej religijnej koncepcji). 

 

Jednakże z dalszej  lektury Starego Testamentu możemy się dowiedzieć ze zdziwieniem, zaskoczeniem i niedowierzaniem wręcz, że Bóg (wpierw objawiający się jako „Jestem Który Jestem”, później jako Jahwe), mimo swych nieskończonych możliwości jest także (uwaga!): gniewny, materialny, zapalczywy, porywczy, okrutny, żądny krwi, zmienny, niesprawiedliwy, obłudny, małostkowy, nie wszechmocny, nie wszechwiedzący, bezlitosny, omylny, karzący za byle przewinienia, wręcz lubujący się w karaniu, lubiący woń spalanej ofiary, mściwy, wykonawca czyichś praw, czyniący cuda na pokaz, zawistny i zazdrosny itd. itp.

 

Dla pewności dodam, że powyższe cechy tego Boga (choć w istocie znalazłoby się ich dużo więcej) mają w Biblii uzasadnienie i na każdą z nich można znaleźć konkretne przykłady potwierdzające ich „prawdziwość”, czyli zgodność z opisem zachowań Stwórcy. Jak ten opis ma się do wizerunku Boga stwarzającego Wszechświat słowami: „Niechaj się stanie!”? Który sugeruje również, iż Bóg jest wszechwiedzący, czyli musi doskonale znać całą przyszłość swego dzieła, bo bez niej Boża wszechmoc byłaby ułomna, skoro nie mógłby przewidzieć skutków swych poczynań. Skąd ta niesamowita rozbieżność w wizerunku biblijnego Boga?!  

 

Każdy, komu nie jest obca lektura Biblii musi zauważyć w niej ten niewiarygodny paradoks teologiczny: wizerunek Boga przedstawionego podczas sześciodniowego aktu kreacji Kosmosu, Ziemi i wszystkiego co na niej istnieje, jest całkowicie sprzeczny z opisem dalszej historii ludzkości i jej wzajemnych relacji z Bogiem. I nie chodzi nawet o to, że wg Pisma Świętego ta nasza historia jest pełna okrucieństwa, przemocy i zakłamania! A także przelanej krwi ludzkiej i zwierzęcej, jak i cierpienia i niezawinionych krzywd niezliczonych milionów ofiar, które były torturowane, palone na stosach lub zabijane na wiele sposobów w imię tegoż Boga, w jego obronie, czy też z jego rozkazu, a nawet przy jego pomocy!

 

Jest jeszcze coś o wiele gorszego w biblijnym opisie naszej (rzekomej) rzeczywistości! Jest to bardzo niebezpieczna wersja odwiecznej, religijnej idei bogów/Boga, która była (i jest nadal) powodem tego wszelkiego zła, które powyżej wyliczyłem, a która w cytowanej wyżej książce pt. Najtrudniejsze stronice Biblii, tak została przedstawiona (w dużym skrócie myślowym) przez jej autora Zenona Ziółkowskiego:

„Jest to przecież historia człowieka. Rozpoczęła się ona popełnieniem grzechu, który wywarł wpływ na dalsze postępowanie ludzkie: był nieposłuszeństwem i buntem przeciwko Bogu, a skutki tego rozciągają się na następne pokolenia. Teologia nazywa go „grzechem pierworodnym”. Całe Pismo Święte ukazuje pochód zła, biorącego swój początek z owego „wydarzenia”. Od samego jednak początku przedstawia z nim walkę, której inicjatorem i propagatorem jest Bóg. Wkroczył On w historię wybranego narodu po to właśnie, by przezwyciężyć grzech, by ocalić człowieka od jego szkodliwych skutków, co w języku biblijnym oddawane jest terminem „zbawienie”.

No i mamy teologiczną „zagwozdkę”, rozpisaną ponoć na wszystkich stronach Biblii. Oto wszechmogący i wszechwiedzący Bóg, który potrafi stworzyć dowolne byty wypowiadanymi słowami, doświadcza „aktu buntu i nieposłuszeństwa” ze strony stworzonych przez siebie istot rozumnych – ludzi! Chociaż mógł zapobiec „upadkowi” pierwszej pary w raju i nie dopuścić, by ich natura została skażona grzesznymi skłonnościami, które będą przekazywane następnym pokoleniom „drogą rozrodu”, on nie tylko nic nie zrobił w tym względzie, ale (aż trudno uwierzyć) wiedząc już, że pierwsi ludzie zostali skażeni grzechem i nie nadają się na doskonałych protoplastów ludzkości – wywiódł z nich nasz gatunek, ułomnych istot!

 

I choć w każdej chwili mógł naprawić swój błąd (np. cofając czas do początku), on po dwóch tysiącleciach (wg wyliczeń egzegetów), podjął tragiczną w skutkach decyzję, aby w potopie ogólnoświatowym utopić wszystkie żyjące stworzenia, skażone grzeszną naturą ludzką. Może i byłoby to jakieś wyjście, gdyby potopił wszystkich i wziął się od nowa za dzieło stworzenia. Jednakże on postanowił uratować z tego kataklizmu rodzinę Noego i po parze zwierząt z każdego gatunku żyjącego na Ziemi. Tym sposobem po-potopowa ludzkość i świat zwierzęcy „odrodziły się” ponownie z osobników o skażonej grzechem naturze, czyli ów boży masowy mord nie poprawił w niczym ani sytuacji człowieka, ani wszelkich innych stworzeń.

 

Czy na tej nieudanej „potopowej naprawie” swego ułomnego dzieła, ów biblijny Bóg zaprzestał dalszych prób „naprawczych” swych grzesznych stworzeń – ludzi? Otóż nie! Po czterech tysiącleciach (wg wyliczeń egzegetów) od ich stworzenia, postanowił pomóc ludziom w ich pożałowania godnej sytuacji i w tym celu „posłał” na Ziemię swego Syna Jezusa Chrystusa, który miał złożyć swe życie w męczeńskiej, okrutnej ofierze na krzyżu, by odkupić nią wszelkie grzechy ludzkości. Biorąc pod uwagę ustanowiony dogmat o Trójcy Świętej – Bóg Ojciec złożył tę ofiarę z siebie, samemu sobie, po to, by przebłagać/przekupić siebie za swe wielce nieudane stworzenia – ludzi.

 

Według owej religijnej koncepcji „zbawienia”, ta krwawa ofiara z jego Syna miała zbawić tych wszystkich, którzy uwierzą w jego Syna i w jego ofiarę. Co wiązało się z obietnicą życia wiecznego w niebie, ale dopiero po biologicznej śmierci na Ziemi oraz po pomyślnym zweryfikowaniu każdego grzesznika na Sądzie Ostatecznym. Od tego wszak zależeć będzie czy dusza danego wiernego pójdzie do nieba, czy do piekła na wieczne męki (chyba, że za życia był bogaty, to będzie jeszcze mógł mieć nadzieję na „szybkie opuszczenie” Czyśćca).

 

Przypomnę tylko, że mówimy o Bogu, który problem „zbawienia” ludzkości mógł rozwiązać w bardzo prosty sposób. Np. wypowiadając słowa: „Niechaj wszyscy ludzie na Ziemi zostaną zbawieni już teraz!”. Podobnie jak robił to podczas sześciodniowego aktu kreacji. Jednakże Bóg wolał taką okrutną i krwawą wersję zbawienia ludzi. Czas zatem na pytania, jakie mi się nasunęły podczas pisania tego tekstu: Co jest bardziej prawdopodobne, a zarazem bardziej wiarygodne? Czy to, że mamy takiego „ekscentrycznego” Boga (bo jak to inaczej nazwać?), który mając nieskończone możliwości, użył ich tylko na początku swej kreacji, a później już z nich nie korzystał, jak gdyby się ich wstydził przed swymi „rozumnymi” stworzeniami?

 

Czy to, że Duch Święty, który udzielał natchnienia ludziom piszącym Biblię coś „pokręcił” podczas przekazu słów Boga Ojca, albo mówił za cicho? Czy może to, że ludzie, którym „dyktował” on Pismo Święte niezbyt dokładnie go zrozumieli, a bojąc się do tego przyznać, pisali „co usłyszeli” ponoć? Czy raczej to, że z tą „radosną twórczością” ludzką żaden „bóg” nie miał nigdy niczego wspólnego, i że to sami kapłani wypisywali m.in. takie absurdy o „swoich bogach” i podobne im „niestworzone historie”, aby naiwni i łatwowierni wyznawcy uwierzyli, że są oni „wybrańcami”, poprzez których „ich bogowie” komunikują się z ludźmi?

 

I dzięki tym przemyślnym i wyrachowanym „płodom” własnej (i bogatej) wyobraźni, darzyli ich szacunkiem, wielbili ich i składali im dary dziękczynne, by wyprosili u bogów łaskawe wejrzenie w swój niepewny los, w pełnym niebezpieczeństw świecie? Która opcja z w/wym. jest najbardziej wiarygodna? Jednakże nie będę udzielał odpowiedzi na te pytania. Myślę, że Czytelniczki tych artykułów już same na nie odpowiedzą sobie wg własnego uznania, wszak to do nich są one kierowane przez wydawców tego i podobnych mu pism.

 

Sierpień 2021 r.                                  ------ KONIEC------