Zawieszony w prawach członka


Marcin Kruk 2021-07-21


Spotkany w pobliżu urzędu gminy były uczeń, a obecnie student prowincjonalnej uczelni, będącej filią uczelni podrzędnej, ucieszył się na mój widok i natychmiast po powitaniu zadał mi pytanie, czy zwrot „zawieszony w prawach członka” jest politycznie poprawnym synonimem impotenta? Nie byłem pewien, chociaż być może, ale jednak należy pamiętać, że impotencja jest albo problemem medycznym, albo psychosomatycznym, natomiast zawieszenie w prawach członka jest decyzją uprawnioną bądź nieuprawnioną, podjętą przez upoważnione bądź uzurpatorskie gremium stowarzyszenia lub partii, do której zawieszony uprzednio się wpisał, zostając członkiem.

Były uczeń najwyraźniej zamyślił się, przechylił głowę w lewo, odsłaniając przed moimi oczyma stojącą pięćdziesiąt metrów dalej figurkę Matki Boskiej odzianej w niebieski letni płaszczyk. 


Zastanawiałem się, czy do byłego ucznia należy zwracać się per pan, czy normalnie. To zawsze jest skomplikowana sprawa, bo czas, który upłynął od wyjścia z gimnazjum, to dla niego całe lata, a dla mnie to zaledwie kilka lat. W takich sytuacjach, rozstrzygającym kryterium jest sympatia. Jak człowiek lubił i nadal lubi, to dalej traktuje jak gówniarza, bo przecież nie będę z sympatycznym człowiekiem przechodził na pan, bo się obrazi. Co innego taki, którego człowiek wolałby więcej w życiu nie spotkać, chociaż zdarza się również, że taki klient niespodziewanie dorasta i przechodzi do kategorii sympatycznych. Stojący przede mną osobnik należał do kategorii niepewnych, nie wyróżniał się w przeszłości, jego późniejszego rozwoju nie znałem. Zapytałem, czy jego pytanie jest związane z doniesieniami o działaniach członka przewodzącego Nowej Lewicy.


Były uczeń rozpromienił się i powiedział, że on i jego dziewczyna są w sporze dotyczącym znamion czynu polegającego na zawieszaniu członków.


- Rozumiem, że państwo oboje studiujecie prawo – zapytałem w celu ustalenia stanu faktycznego.


Były uczeń poinformował, że studiują zarządzanie, ale to niemal to samo, bo na pierwszym roku było dużo prawa, a na drugim nie będzie lepiej. Powiedział, że trochę dla żartu zaczęli się sprzeczać o zarządzanie członkami, a ona, która jest normalnie ponadprzeciętnie inteligentna, nie dość że popiera Nową Lewicę, to jeszcze w sprawie tych członków stanęła po niewłaściwej stronie.


Czując, że sprawa jest śliska postanowiłem przejść na pan i tak delikatnie jak mogłem zapytałem: A pan kogo popiera?                         


Uczciwie mówiąc, trochę bałem się, że mi z Konfederacją wyskoczy, albo z innym Kukizem, a on jak dziecko uczciwie mi odpowiedział, że sam nie wie, bo on ich wszystkich… Nie dokończył zdania i stał przede mną trochę bezradny, ale po chwili dodał, że próbuje sprawę w żart obrócić, chociaż nie wie, czy to się uda, bo ona się usztywniła.


Przyznałem, że usztywnienie może okazać się przeszkodą obrócenia w żart i zastanawiałem się jak ocenić fakt, że zwrócił się akurat do mnie w tak poważnej sprawie. Postanowiłem się dowiedzieć, co ponadprzeciętnie inteligentną dziewczynę skłoniło do popierania Nowej Lewicy. Były uczeń powiedział, że zdaniem jego dziewczyny tylko Nowa Lewica naprawdę popiera dziewuchy i w pełni akceptuje hasło „wypierdalać”. Odpowiedziałem, że to nie jest cała prawda, bo ja na przykład w pełni popieram dziewuchy i ich wiodące hasło, a Nowej Lewicy raczej nie, a w tej konkretnej sprawie, to nawet chyba zgadzam się z byłym przewodniczącym Millerem, że ten Czarzasty, to może nie tyle uzurpator, ile kombinator, ale na polskiej scenie politycznej mamy takich bez liku.


- No, widzi pan – ucieszył się były uczeń – to co mam teraz zrobić, żeby nie powodować napięć w stosunkach międzyludzkich?


Przesunąłem się o pół kroku, żeby mi Matki Boskiej nie zasłaniał, bo nie wiadomo, gdzie w takiej sytuacji szukać inspiracji. Powiedziałem, że właściwie najlepiej sprawę zignorować, porzucić temat, w żart broń boże nie obracać, bo może być źle zrozumiany. Można nawet powiedzieć, że może ma rację, ale nie zbyt lekceważącym tonem, nie na odczepnego, ale z przekonaniem,  jako wyraz niepewności i braku mocnego przywiązania do zdania odrębnego. Przyznałem się, że sam miewam zdanie odrębne, które zachowuję dla siebie ze względu na higienę psychiczną i potrzebę oszczędzania pryncypialności na specjalne okazje.


Spojrzał na mnie i powiedział: może ma pan rację, ponownie przesłaniając mi swoją osobą Matkę Boską. A jeśli ona będzie drążyć… – zapytał.


- To musi pan być stanowczy w unikach.


Zerkałem dyskretnie na zegarek, dając do zrozumienia.


Były uczeń zapytał na odchodnym, czy dalej wojuję  z księdzem? Sprostowałem, mówiąc, że nigdy nie wojowałem z księdzem, że ksiądz wojował ze mną, a ja go ignorowałem.


- Ale pan wie, że on się domagał, żeby pana zwolnili.


- Już go stąd przenieśli – odpowiedziałem, odzyskując kontakt z Matką Boską i wyciągając rękę na pożegnanie. Ciekawe, kto go zawiesił w prawach członka – roześmiał się były uczeń, ściskając moją dłoń.


Odszedł chyba zadowolony z tego spotkania, a ja musiałem zwymyślać Matkę Boską za to, że mi zupełnie nie w porę przypomniała przypisywany Tuwimowi wierszyk:


„Usiadł za stołem Moniek Skowronek
i napisał do tej partii od PPS,
proszę mnie więcej nie trzymać za członek,
bo to dla mnie żaden interes jest.”   


Jak zawsze wzruszyła ramionami na moje pretensje i obróciła sprawę w żart.