Apartheid – etykietka i oszczerstwo


Liat Collins 2021-07-06

Posłowie do Kneset, Mossi Raz i Aida Touma-Suleiman, w Knesecie na imprezie, którą zorganizowali pod hasłem: “Po 54 latach: Między okupacją a apartheidem”(zdjęcie: MARC ISRAEL SELLEM/THE JERUSALEM POST)

Posłowie do Kneset, Mossi Raz i Aida Touma-Suleiman, w Knesecie na imprezie, którą zorganizowali pod hasłem: “Po 54 latach: Między okupacją a apartheidem”

(zdjęcie: MARC ISRAEL SELLEM/THE JERUSALEM POST)



Miałam wykładowcę na Uniwersytecie Hebrajskim, który lubił mówić klasie przyszłych dziennikarzy, że jedną z dodatkowych korzyści tej pracy jest to, że dziennikarze mogą czytać gazety w pracy, zamiast czytać je w drodze do pracy. Z pewnymi wiadomościami nie jest to taka przyjemność. W tym tygodniu myślałam przez moment, że wybrałam zły zawód. Droga od publicysty lub dziennikarza do członka Knesetu jest dość częsta, ale nigdy mnie nie kusiła. Jednak we wtorek przypomniano mi o jednej z dodatkowych korzyści bycia posłem w Knesecie: połączenie wolności słowa z parlamentarnym immunitetem pozwala na bezkarne mówienie niemal wszystkiego.

Jako człowiek, który pracuje i bawi się słowami doceniam moc języka. To, co zdarzyło się podczas osobliwej dyskusji w Knesecie w tym tygodniu przypominało bardziej manipulację i granie na ludzkich uczuciach.

 

Podczas spotkania zatytułowanego “Po 54 latach: Między okupacją a apartheidem” posłowie do Knesetu siedzieli w Izbie na koszt podatników i próbowali przedstawić sprawę ich cierpienia jako czegoś w rodzaju południowoafrykańskiego ucisku. 

 

Właściwie kto wykorzystuje kogo? Trzeba specjalnego rodzaju czelności, by siedzieć jako członek Knesetu, w parlamencie, i udawać, że jest się ofiarą apartheidu. Wymaga to także specjalnej zdolności ignorowania historii i rzeczywistości na rzecz „narracji”. 

 

W systemie apartheidu (to jest dla tych, którzy potrzebują przypomnienia) biała mniejszość całkowicie podporządkowała sobie i odseparowała czarną większość, która nie miała prawa do głosowania i nie miała zupełnie nic do powiedzenia w instytucjach sprawujących władzę. 

 

Uczestnicy tego zgromadzenia przyszli zarówno z ław opozycji, jak i z koalicji, co odzwierciedla dziwaczność wzajemnej atrakcyjności, jaką można znaleźć w Knesecie. Z takimi posłami, kto potrzebuje wrogów? Wśród organizatorów tego wydarzenia był poseł z ramienia Meretz, Mossi Raz, były sekretarz generalny Peace Now, oraz posłanka Wspólnej Listy, Aida Touma-Suleiman. Chlubię się tym, że potrafię grać słowami. Nie było niczego, czym mogli szczycić się ci posłowie. Nie mogą nawet powtórzyć w druku całości ich rzucanych wokół słów.

 

Jesteście grupą terrorystów” – krzyczał poseł partii Religinych Syjonistów, Itamar Ben-Gvir do Touma-Sliman i Ofera Cassifa (oboje z Wspólnej Listy). Ben-Gvir, oczywiście, nie był zaproszony, ale i tak przyszedł na to międzypartyjne spotkanie.

 

“Jesteś kawałkiem faszystowskiego g***” – odkrzyknął Cassif.

 

Nawiasem mówiąc, Ben-Gvir nie był jedynym człowiekiem zainteresowanym uczestniczeniem w tym spotkaniu, którego nie było na liście gości. Izraelski Arab, Yoseph Haddad, dyrektor NGO Vouch for Each Other [Ręczcie wzajem za siebie], także został na lodzie. Haddad, który zachęca izraelskich Arabów do służby w IDF i do włączenia się do izraelskiego społeczeństwa, uciekł się do tweetowania: „Jestem izraelskim Arabem, który ma  z inną opinię niż oni i nie chcą mnie wewnątrz. To oni stosują rzeczywisty apartheid. Skoro Aida Touma-Sliman mówi, że Izrael jest apartheidem, to jak pozwalają jej na to spotkanie w siedzibie izraelskiej demokracji?”

 

Poseł Ahmad Tibi, którego życiorys obejmuje pracę ginekologa w szpitalu  Hadassah w Jerozolimie, stanowisko doradcy Jasera Arafata, stanowisko zastępcy przewodniczącego Knesetu (nieźle, jak na człowieka urodzonego w państwie „apartheidu”), powiedział debiutującemu posłowi z ramienia partii Jamina, Amichaiowi Chikliemu, że powinien być „pokorny” wobec starszych od siebie. Najwyraźniej Tibi nie zna lepiej znaczenia słowa pokorny niż tego, co oznacza apartheid, chociaż apartheid jest słowem, którym rzuca na prawo i lewo.

 

Wśród przemawiających był Omar Shakir, “Dyrektor Human Rights Watch na Izrael i Palestynę”, który brał udział via Zoom, bo odmówiono mu prawa wjazdu do kraju za jego antyizraelską i popierająca BDS działalność. On także nie przebierał w słowach i dorzucił do listy grzechów Izraela zawsze mile widziane “zbrodnie przeciwko ludzkości”.

 

Przed spotkaniem posłowie z partii Jesz Atid, Nowa Nadzieja, Jamina, Israel Bejtenu i Niebieskobiali napisali do przewodniczącego Knesetu, Mickey’a Levy’ego, dając wyraz swojej “odrazie” i mówiąc, że “ podczas gdy wolność słowa jest duszą tej Izby, nie możemy milczeć w sytuacji cynicznego wykorzystywania Knesetu jako platformy do podważania samego istnienia Izraela jako żydowskiego i demokratycznego państwa i do oczerniania tego państwa przed światem zewnętrznym”.

 

To spotkanie było częścią trendu – próby napiętnowania Izraela jako nielegalnego państwa-pariasa.

 

Używanie słów “apartheid” i “okupacja” jest jednym ze sposobów dążenia do tego celu. Innym jest potępianie Izraela za reakcje, kiedy dostaje się pod zmasowany ogień rakiet z Gazy, jak to było w zeszłym miesiącu.

 

Delegitymizacja i bojkot przynoszą oczekiwany efekt. Palestyńczycy otrzymują zachętę do używania przemocy i taktyk mobilizujących media w nadziei na zwiększenie nacisków na Izrael. 

 

Nie wszyscy jednak dają się na to nabrać. W zeszłym tygodniu Mathias Döpfner, dyrektor wykonawczy Axel Springer SE, największego w Europie cyfrowego wydawnictwa, powiedział 16 tysiącom zatrudnionych w jego firmie, że każdy, “kto ma problem z izraelską flagą podniesioną tutaj przez jeden tydzień po antysemickich demonstracjach, powinien poszukać sobie innej pracy”.

 

Także w zeszłym tygodniu Lahav Harkov z “Jerusalem Post” napisała, że Unia Europejska wreszcie opublikowała raport o podręcznikach szkolnych Autonomii Palestyńskiej, który zawiera dziesiątki przykładów zachęcania do przemocy i demonizacji Izraela i Żydów. Pod przykrywką “oporu” (kolejne ulubione słowo tego towarzystwa), pierze się dzieciom mózgi opowieściami o  chwale męczeństwa. Po opublikowaniu raportu Europejski Komisarz ds. sąsiedztwa i rozszerzenia, Oliver Varhelyi, powiedział, że UE powinna zrewidować swoje finansowanie edukacji w Autonomii Palestyńskiej.  

 

Harkov poinformowała także, że Wielka Brytania dołączy do USA, Kanady i Australii w zbojkotowaniu imprezy ONZ we wrześniu w 20. rocznicę Światowej Konferencji o Rasizmie Durban, która zamieniła się w antyizraelski festiwal, ociekający antysemityzmem.

 

Przywódca Hamasu w Gazie, Jahja Sinwar, miał własną wersję dwójmowy w tym tygodniu po spotkaniu z dygnitarzami z ONZ. Sinwar oskarżył Izrael o “szantaż”, ponieważ władze Izraela odmówiły spełnienia żądań tej terrorystycznej organizacji. „Poinformowaliśmy ONZ, że nie zaakceptujemy tego – powiedział Sinwar. – Wydaje się, że okupant nie zrozumiał naszego przesłania. Zastosujemy powszechny opór”.

 

Rodzaj oporu, który jest powszechny w Gazie niezbyt dobrze jest przyjmowany w Izraelu, gdzie obywatele przez 11 dni w zeszłym miesiącu starali się uniknąć ponad czterech tysięcy rakiet, a podpalające i wybuchowe urządzenia podczepione do balonów powodują olbrzymie zniszczenia tym ekoterrorem na południu Izraela.   

 

Ludzie mają “wolność” mówienia, co myślą, także na terytoriach Autonomii Palestyńskiej, ale biorąc pod uwagę ostatnią falę aresztowań przez siły bezpieczeństwa szefa AP, Mahmouda Abbasa, potrzeba tam znacznie więcej odwagi niż okazują krytycy polityki Izraela.

 

Obecnie gorącym tematem na terenie AP jest umowa z Izraelem o szczepionkach. Zaledwie kilka miesięcy temu wzywano Izrael, by dał szczepionki Pfizera Palestyńczykom żyjącym pod panowaniem AP, zamiast izraelskim obywatelom, których podatki sfinansowały zakup tych szczepionek. W tym tygodniu AP postanowiła raczej strzelić sobie w stopę niż kolektywnie ukłuć się w ramię. 

 

W ciągu kilku godzin od zgody na umowę, według której Palestyńczycy mieli otrzymać ponad milion szczepionek od Izraela zanim stracą one datę ważności, władcy AP wycofali się i odmówili zaakceptowania ratującej życie pomocy.

 

Zgodnie z tą umową, Palestyńczycy otrzymaliby szczepionki do natychmiastowego użycia, a Izrael poczekałby do września lub października na dawki Pfizera, które mają przyjść do AP.

 

Poza wszystkim innym wydaje się, że po całym praniu mózgów apartheidem i okupacją Palestyńczycy nie potrafili zmusić się do zaakceptowania pomocy od „wroga”.

 

Oczywiście, izraelscy Arabowie, podobnie jak wszyscy inni obywatele, są uprawnieni do szczepień w ramach krajowego systemu opieki zdrowotnej.

 

To jest wolny kraj, mimo tego, w co aktywiści BDS chcieliby, byście uwierzyli: Izraelczycy wszelkiego rodzaju otwarcie mówią, co myślą. Biorąc pod uwagę, jakich mamy sąsiadów, nie powinno to być traktowane jako oczywistość. Ani nadużywane.

 

Kneset powinien być miejscem głoszenia nawet gorzkich prawd, ale Izba nie jest właściwym lokalem na kłamstwa o apartheidzie. Krytyka jest legalna, delegitymizacja nie jest.

 

The apartheid label and libel

Jerusalem Post, 24 czerwca 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

 



Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post.