Dwa różne Dekalogi


Lucjan Ferus 2021-06-20


Czyli jak długo można „znęcać się” nad pewnym religijnym zakłamaniem?! Odpowiedź narzuca się sama: Tak długo, dopóki to oczywiste zakłamanie będzie głoszone przez kapłanów jako „prawda objawiona” przez Boga. Powyższe słowa nawiązują do pewnego epizodu sprzed 13 lat (gdy współpracowałem z Racjonalistą), kiedy uzasadnienie odmowy opublikowania jednego z moich tekstów brzmiało: „Jak długo jeszcze można się znęcać nad starymi chrześcijańskimi mitami?”. Odpowiedź powinna brzmieć: „Tak długo, jak te stare mity głoszone są wiernym jako Prawda objawiona ludziom przez Boga”. Jednak wrodzona nieśmiałość i szacunek do autora tych słów, nie pozwoliły mi udzielić takiej odpowiedzi.

Dlaczego przypomniałem ten epizod sprzed lat? Bowiem już nie jeden raz pisałem, że dzięki wielu sprzecznościom, które zawarte są w religijnych „prawdach objawionych”, są one dla mnie nieprzekonujące czyli niewiarygodne. Jednakże tym, co mnie dosłownie „odrzuca” od religii były (i są nadal) niezliczone przykłady zakłamania tkwiącego w religijnych doktrynach. Co siłą rzeczy, przenosi się na zakłamane zachowania religijnych hierarchów, czyli arcypasterzy. Czego nie można już zaliczyć do „zwykłych” sprzeczności ideowych, bowiem cechują je świadome działania kapłanów, podyktowane oportunizmem, niespotykaną gdzie indziej (oprócz polityki) hipokryzją, jak i obskurantyzmem. To jest dla mnie „nie do przełknięcia”.

                                                           ------- // ------

A teraz konkretnie. Otóż 3.06. br. (czyli w święto Bożego Ciała), publiczna telewizja pokazała „widowisko artystyczne inspirowane dziesięciorgiem przykazań, powstałe z okazji 30 rocznicy, czwartej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski” (wg gazetowego opisu programu telewizyjnego). Tytuł owego widowiska brzmi: „Dekalog AD 2021”. Czemu zainteresowała mnie ta stricte religijna produkcja? Bo wiem z wieloletniego doświadczenia, że w religii rzymskokatolickiej, kiedy jest mowa o „dziesięciorgu przykazaniach” i  Dekalogu zawsze dochodzi do wielkiego zakłamania, gdyż te dwa pojęcia są przez wiernych utożsamiane mylnie jako synonimy, a utwierdzają ich w tym poglądzie sami najwyżsi hierarchowie.

 

I nie pomyliłem się (choć nie oglądałem od początku tego widowiska), kiedy bowiem doszło do IX i X przykazania, które miały być cytowane z biblijnego Dekalogu, okazało się, (co  było do przewidzenia), że ów rzekomy „Dekalog”, to w istocie „Dziesięć przykazań Bożych”,  pozbawionych II przykazania, z X rozbitym na dwa oddzielne, by zgadzała się ich ilość z tytułem owego zbioru. I rzeczywiście, w ten pomysłowy sposób zachowano tę samą ilość przykazań, ale co z tego, kiedy nie o ilość tu chodzi, ale raczej o wymowę tej podejrzanie dziwnej „operacji” sprzed wielu wieków, jaka do dzisiejszego dnia jest skrzętnie ukrywana przed wiernymi, którzy nie powinni wiedzieć, że Kościół „poprawił nieco” swego Boga.

 

Wyrafinowanego smaku tej historii dodaje fakt, że podczas tego widowiska artystycznego, każde z tychże przekazań dodatkowo było „komentowane” cytatami naszego świętego papieża Jan Pawła II, który własnymi słowami „ubogacał” znaczenie owych przykazań. Jak było do przewidzenia, „najciekawsze” komentarze były te, które dotyczyły tych dwóch ostatnich przykazań. Nie dlatego, że wnosiły jakąś nową jakość w zrozumieniu prostych w istocie słów: IX „Nie pożądaj żony bliźniego swego” i X „Ani żadnej rzeczy, która jego jest”, ale głównie dlatego, iż ten święty mąż z łatwością „przełknął” fakt, iż X przykazanie stanowi zakończenie IX i bez niego brzmi bezsensownie i całkowicie niezrozumiale.

 

No, bo co Bóg Jahwe mógłby mieć na myśli, dając ludziom przykazanie: „Ani żadnej rzeczy, która jego jest”? Co mianowicie wyznawca tej religii miałby z tą „żadną rzeczą, która jego jest” (choć w istocie nie jest!) robić czy też nie robić? Sprzedawać? Kupować? Handlować nią? Kraść? Dzierżawić? Wyrzucać do lasu? Na śmieci? A któż to może wiedzieć?! Chyba, że w zrozumieniu tego „teologicznego” problemu pomoże nam IX przykazanie, z którego wynika, że chodzi o to, by nie pożądać tej „żadnej rzeczy”, która należy do jego bliźniego (czyli mówiąc wprost: jest czyjąś własnością). Czego nie sposób wydedukować z samego X przykazania, które bez IX całkowicie pozbawione jest sensu. I w taki sposób jest nauczane!

 

Jak widać z takich i podobnych im „widowisk artystycznych”, mających podłoże religijne, w tym odwiecznym oszustwie biorą udział wszyscy (oszustwie prymitywnym, bo przecież łatwo jest porównać biblijny Dekalog z Księgi Wyjścia, z „Dziesięcioma przykazaniami Bożymi” z książeczek do nauki religii, z których uczą się dzieci i dostrzec różnice): księża, hierarchowie, arcypasterze, papieże, władze świeckie i duchowne, aktorzy, no i na końcu wierni, którzy chyba nawet nie są tego świadomi, że uczestniczą w Wielkiej Mistyfikacji religijnej. Dla mnie, takie problemy jak ten, są bardzo fascynujące od strony rozumowej, bo nie potrafię w żaden sposób pojąć, jak to jest możliwe, iż taka masa ludzi styka z nim i nikt nie widzi fałszu?

 

Wydawać by się mogło, że na takie nieprzebrane tłumu, jakie zbierały się na spotkaniach z papieżem, musi znaleźć się choć jeden promil ludzi, którzy zachowali umiejętność myślenia i obserwacji rzeczywistości, by wzorem małego dziecka z baśni Christiana Andersena, zawołać w odpowiednim momencie i określonych okolicznościach: „Król jest nagi!”. Niestety, tylko w bajkach dzieją się takie (bardzo rzadkie w świecie realnym) wydarzenia, dlatego ten „święty” papież może spokojnie wygłaszać przed wielkimi tłumami wiernych, podczas którejś ze swych pielgrzymek do Ojczyzny, np. takie słowa: „Należy przestrzegać Dekalogu, bo to są przykazania Boże!”. No właśnie: przykazania Boże! I to są dopiero Himalaje hipokryzji!

 

Bowiem najwyższy czas, by przypomnieć dlaczego w ogóle doszło do owego fałszerstwa Dekalogu, polegającego na „rozbiciu” X przykazania na dwa: IX i X, przez co to ostatnie stało się bezsensowne (ale jak widać nie przeszkadza to nikomu). Otóż dlatego, że dużo wcześniej (w IX w.), Kościół kat., pospołu z władzą cesarską wyrugował z Dekalogu II przykazanie, oczywiście nie dosłownie, gdyż w biblijnym Dekalogu nadal ono istnieje. „Wyrugował” je z nauczania, zastępując „Dziesięcioma przykazaniami Bożymi”, których uczy się małe dzieci na lekcjach religii. Zaś to „wyrugowane” przykazanie brzmi tak:

 

„Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę do tysięcznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań” (BT Wj 20,4-6).

 

Dlaczego doszło do tego, że ludzie pozwolili sobie na ocenzurowanie Bożego Dekalogu?  Otóż z powodu korzyści materialnych: malowanie i sprzedaż ikon stały się niezwykle opłacalne dla mnichów-malarzy, których 100-tysięczna armia sprzeciwiała się zakazowi wytwarzania i czczenia obrazów, wyrażonym w owym II przykazaniu bożym. Dlatego po prawie wiekowej walce z przeciwnikami malowania ikon (obrazoburcami lub ikonoklastami) zwyciężyli czciciele ikon (synod w 843 r.), mimo tego, że synod z 754 r. w Chalcedonie orzekł: „Pismo Święte raz na zawsze zabrania sporządzanie jakichkolwiek podobizn”.

 

„Ale zakaz Pisma Świętego i wysiłki pierwszych ojców Kościoła były sprzeczne z tym, co ludzie robią i czego pragną. Okazało się, że nawet prawda objawiona nie ma szans przyjęcia w przypadku, gdy nie odpowiada potrzebom i interesom człowieka” (Edmund Lewandowski W kręgu religii i historii). Otóż to! Choć w tym konkretnym przypadku nie tyle chodziło (i chodzi nadal) o interes człowieka, co o szeroko pojęte interesy kapłanów. Bowiem dzięki „zlikwidowaniu” tego II przykazania z Dekalogu, do wszelakich miejsc religijnego kultu, gdzie już od wielu wieków poczesne miejsca zajmują „święte” czy też „cudowne obrazy”, każdego roku udają się niezliczone rzesze pielgrzymów „czczących i oddających hołd” tymże obrazom i figurom, co wg biblijnego Boga Jahwe jest karygodnym bałwochwalstwem.

 

Czego lepszego jednak można spodziewać się po religii i Kościele, który nie tylko ma „na sumieniu” ten ordynarny „przekręt” z tymi dwoma (trzema?) przykazaniami z Dekalogu? O wiele poważniejszy zarzut można by mu postawić, mianowicie taki, że nigdy w swej 1700-letniej historii na przestrzegał VI przykazania tegoż Dekalogu, które brzmi: „Nie będziesz zabijał” (Wj 20,16). Dlatego osąd przez historię tego Kościoła i tej religii, jest miażdżący: „Od czasów Konstantyna, cechami po których rozpoznaje się ten Kościół, są obłuda i przemoc; codzienną praktyką tej religii stała się masowa zagłada. Surowo zakazywano zabijanie pojedynczych osób, ale uśmiercanie tysięcy ludzi było dziełem miłym Bogu. To nie obłęd, to jest chrześcijaństwo!” (Karlheiz Deschner Opus diaboli).

 

Tych religijnych zbrodni wynikających z nieprzestrzegania owego VI przykazania Dekalogu jest tak wiele, że nie sposób wyliczyć tego w jednym krótkim tekście. Zatem zamiast tego makabrycznego wyliczania, przypomnę bardzo niechlubną historię tzw. „Roku Świętego”, która dobitnie pokazuje o co tak naprawdę zawsze chodziło wszelakim „sługom Bożym”, czy „pomocnikom Boga”, a mówiąc wprost: kapłanom wszechczasów w tym „zbożnym dziele”. Oto stosowne fragmenty z pozycji pt. Zbrodnie w imieniu Chrystusa Roberta A.Haaslera:      

                                              ------- // ------

„Bonifacy VIII ogłosił rok 1300 Rokiem Świętym. Miał on przypadać raz na sto lat. Największą atrakcją miały być hojne odpusty dla odwiedzających bazylikę i odbywający się co tydzień pokaz chusty św. Weroniki. Bonifacy jako papież zajmował się głównie gromadzeniem bogactw i rozszerzaniem swej władzy. Rozpętał całą biurokratyczną machinę w Roku Świętym, mającą głównie na celu sprawne przyjmowanie ofiar, które wyrażałyby pobożność pielgrzymów. Niewiele natomiast interesował się stroną religijną uroczystości. /../ Według relacji ówczesnych kronikarzy, duchowni dniem i nocą zgarniali ofiary przy użyciu grabi”.

„Klemens VI /../ zgodził się rok 1350 ogłosić drugim z kolei Rokiem Świętym, łamiąc w ten sposób zasadę stuletniej przerwy, ogłoszonej przez Bonifacego VIII. Z siedmioletnim wyprzedzeniem zapowiedział uroczystości w proklamowanej przez siebie bulli. Gwarantował także odpusty pielgrzymom, oddającym cześć chuście św. Weroniki. Tłumy pielgrzymów były tak ogromne, że wielu zostało stratowanych i uduszonych. To zagrożenie skłoniło władze kościelne do wznowienia prywatnych pokazów za specjalnym zezwoleniem i /../ specjalną ofiarą. /../ Rok Święty był więc dla Kościoła kolejną okazją do zdobycia bogactw”.

 

„W 1389 r. Urban VI nie mogąc doczekać się końca wieku, ogłosił rok 1390 Rokiem Świętym. Zapowiedział jednocześnie, że odtąd kolejne jubileusze będą się odbywać co 33 lata. /../ Prawdopodobnie więc, że w tym czasie dostojnicy kościelni mogli wpaść na pomysł /../ aby całun turyński przynosił im zyski podobne jak znana już od dwóch wieków chusta św. Weroniki. Papieże walczyli wówczas uparcie o tron, chroniąc jednocześnie chustę i przenosząc ją z bazyliki w coraz to bezpieczniejsze miejsca. W roku 1423 Marcin V zorganizował obchody Roku Świętego, przestrzegając ustalonej przez Urbana VI formuły trzydziestoletniej przerwy /../”.

 

„Mikołaj V, zrezygnował z trzydziestoletniego cyklu pokazywania chusty i rok 1450 ogłosił Rokiem Świętym. Ten rok okazał się szczególnym sukcesem, wziąwszy pod uwagę liczbę uczestników. Ogromne rzesze pielgrzymów zginęły wówczas z powodu zimy i zarazy. /../ Jeden z następnych papieży Paweł II zarządził, by Rok Święty obchodzić co 25 lat. Roku Świętego 1475 jednak nie dożył. Zapiski kronikarzy świadczą o tym, że chustę pokazywano częściej – nie tylko w latach jubileuszowych, ale nawet co roku. Na pokazy wybierano Wielkanoc. Papież udzielał wówczas specjalnych odpustów, a wierni nadal tratowali się w tłumie. Następni papieże także strzegli chusty, mając na uwadze fakt, jakie może im przynieść zyski. /../ Aleksander VI czynił także przygotowania do Roku Świętego 1500”.

 

„W 1506 r. papież Juliusz II kładł u podstawy obecnego filaru św. Weroniki kamień węgielny pod budowę nowej bazyliki św. Piotra. Koszty tego przedsięwzięcia miały być ogromne, dlatego też system odpustów został absurdalnie wyolbrzymiony, aby liczyć na tym większe zyski /../ Papież Jan Paweł II poczuł się /../ nawet zmuszony do ogłoszenia roku 1983 za „nadzwyczajny rok święty”, który miał przysporzyć pielgrzymów i pieniędzy. Ponieważ i to nie pomogło w dostatecznym wymiarze, spróbowano sprzedawać płyty, mające upowszechnić wśród ludu przemówienia namiestnika Chrystusa z podkładem muzycznym; w samym tylko 1987 r. prałaci obliczyli czysty zysk na 13 mln dolarów z 30 mln płyt, sprzedawanych możliwie wszędzie”.

                                                           ------- // ------

Co mogę do powyższego dodać od siebie? Wg mnie wymowa zaprezentowanych faktów historycznych jest tak jednoznacznie druzgocząca dla „duchowych” pasterzy Kościoła katolickiego, że uwalnia mnie od wymyślania jakiegokolwiek podsumowania. Czyż te przykłady „zbawicielskiej” działalności owych „sług bożych” nie mówią same za siebie? Nie przekonują w sposób nie budzący żadnych wątpliwości, iż metoda, którą posługują się od siedemnastu wieków pasterze Kościoła katolickiego podczas „zbawiania” ludzkości, ma się nijak do nauk Jezusowych zapisanych w Ewangeliach?

 

I jakże przy tym wszystkim (a to „wszystko” w tym tekście, to zaledwie drobny ułamek misji „ewangelizacyjnej” tego Kościoła i tej religii w ich niechlubnej historii) wygląda niewinnie ów „przekręt” z Dekalogiem, który jedynie miał na celu bogacenie się kapłanów i wyższej hierarchii, a więc przekonywanie Jezusa przez 17 wieków, iż mylił się mówiąc w Ewangelii do swych uczniów: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, /../ Nikt nie może dwom panom służyć, bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Mt 6,19-24).

 

Jak widać z powyższego, ewangeliczny Jezus często mylił się w swych prognozach i to nie tylko w powyższej kwestii. Bowiem jego kapłani doskonale sobie radzili (i radzą dalej) ze służeniem i Bogu i Mamonie i nie narzekają nigdy na nadmiar obowiązków w tym względzie. A przecież mają na swych świętych głowach jeszcze tyle innych obowiązków (jak choćby odpowiedzialność i dbałość o nieustające poprawianie grzesznej moralności człowieka, co nie jest łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę nieprzewidywalną i buntowniczą naturę kobiet!), że „im się chyba należy”! ta „odrobina luksusu”, czyż nie?! A pewno! To oczywiste dla ogółu wiernych, nie wspominając już o ich przenajświętszych duszpasterzach.

 

Czerwiec 2021 r.                                ------ KONIEC------