Konwalie na byłym cmentarzu


Lucjan Ferus 2021-05-30


Na dziś miałem przygotowany zupełnie inny tekst, ale kiedy przeczytałem dzisiejszy artykuł p.Koraszewskiego zatytułowany „Tak pięknie kwitną konwalie”, ze ślicznym zdjęciem tych pięknych, a zarazem urzekająco pachnących kwiatów, nie mogłem się oprzeć, by nie dorzucić swoich „trzech groszy” do podjętego tematu. Tak się bowiem składa, iż w ubiegłą niedzielę zrobiliśmy sobie z żoną wycieczkę do lasu potraktowaną jako wiosenny spacer, którego dodatkowym celem było właśnie narwanie konwalii, które potem rozwijają się w wazonie i pachną przepięknie w całym mieszkaniu.

Nie mamy jednak tak dobrze jak Pan Andrzej, u którego rosną konwalie w ogrodzie. Aby je pozyskać w naszym przypadku, trzeba było przejechać autem kilkanaście kilometrów, do lasu, który dość często odwiedzamy jesienią w okresie grzybobrań. Albo właśnie na wiosnę w związku z rosnącymi tam w dużych ilościach konwaliami. Znajdują się tam takie miejsca, w których biały dywan konwalii jest tak gęsty, że z daleka wygląda jak leśne runo przysypane śniegiem, albo białym, gęsim puchem. Nie wiem, jak to jest u innych osób lecz dla nas takie widoki robią tak silne wrażenie, że chciałoby się tam zostać dłużej, aż do ich przekwitnięcia.

 

Jednakże najpiękniejsze i największe okazy konwalii rosną na starym „poniemieckim” cmentarzu, który usytuowany jest na obrzeżach tego lasu, przy drodze biegnącej przez las do pobliskiej miejscowości. Pamiętam, że kiedy miałem kilkanaście lat i „zapuszczaliśmy” się tam na wycieczki rowerowe, ów cmentarz wyglądał zupełnie inaczej. Była wykuta w żelazie brama, obok podobna w wykonaniu furta, a dookoła ów cmentarz obłożony był znacznej wielkości kamieniami, pełniącymi rolę ogrodzenia zapewne. No i było na nim wiele płyt nagrobnych, tak poziomych jak i stojących, choć niekoniecznie w pionie.

 

Staraliśmy się wtedy odczytywać niektóre napisy lecz ku naszemu zdziwieniu, były one w obcym języku. Dopiero dużo później się dowiedziałem, że w pobliżu mieściła się kiedyś kolonia niemieckich osadników, którzy prawdopodobnie byli grzebani na tym cmentarzu. Podobnych cmentarzy w naszym rejonie jest parę i wszystkie raczej w podobnym stanie, wskazującym na nieuchronny upływ czasu, mający też niebagatelny wpływ na naszą pamięć o przeszłości. Tak było tam kilkadziesiąt lat temu, jak natomiast teraz wygląda ów cmentarz?

 

Po żelaznej bramie i furcie pozostały tylko murowane z kamieni słupy. Także sporo ubyło kamieni z „ogrodzenia” tego cmentarza, a te największe, które pozostały, porośnięta są prawie w całości mchem, który wbrew pozorom bardzo mocno się ich trzyma. Nie ma natomiast żadnych płyt nagrobnych, ani tym bardziej nagrobków. Niektóre z grobów zapadły się, odsłaniając betonowe obrzeża. Niespożyta przyroda zaanektowała ten teren dla siebie już od dawna, bowiem oprócz dużych drzew, rośnie na tym dawnym cmentarzu mnóstwo różnych krzewów. A pomiędzy nimi każdy wolny skrawek ziemi porastają konwalie, których jest tam tysiące zapewne, zamieniając to smętne miejsce w przepiękny, niby botaniczny ogród.

Wygląda to tak, jakby Matka Natura pamiętała o swych nieżyjących już istotach i każdego roku potwierdzała tę pamięć, przystrajając zarośnięte groby niezliczonymi bukietami żywych, pachnących kwiatów, skoro zapomnieli o nich ich ziomkowie. To miejsce nastraja do różnych refleksji o przemijaniu i zawsze, kiedy tam jestem przypomina mi się pewien wierszyk, choć nie znam jego autora: „Czas, który wielkie piramidy kruszy, życie ci weźmie i siły ci strawi i tylko to, co piękne w twej duszy, to ci zostawi”. Zastanawia mnie jego optymistyczna absurdalność i do dziś nie jestem pewien, czy jego wymowa jest optymistyczna, czy raczej przeciwnie?

 

Jakoś tak dziwnym trafem z kwiatowego tematu przeszedłem na problem przemijania. Może dlatego, że piękno kwiatu jest takie efemeryczne, tak krótkotrwałe, iż nie zdąży wywołać u oglądającego przesytu? (w odróżnieniu do sztucznych kwiatów, które prędzej czy później opatrzą się właścicielowi). W żywych kwiatach jest coś takiego ujmującego, że chyba wszystkim się podobają, choć może niekoniecznie w tym samym stopniu. Musi to mieć ścisły związek z naszą naturą i to być może większy, niż mogłoby się nam wydawać. Otóż w atlasie zielarskim, pięknie ilustrowanym i wydanym w 1987 r., znalazłem takie oto motto:

 

„O Zioła, wy urodzone przed laty, trzy wieki przed bogami, Chcę poznać sto siedem waszych składników! Podobne są wasze źródła, składniki, tysiące pędów. Dalej wy mędrcy, uleczcie mi tego chorego!” (Sakralna pochwała roślin leczniczych, zaczerpnięta z najstarszych świętych ksiąg. Rigweda, 2000 lat p.n.e.). A więc o to może chodzić?! Rośliny (czyli także kwiaty) od niepamiętnych czasów służyły człowiekowi w celach leczniczych. I ten głęboko tkwiący w nas podziw dla kwiatów (ale też dla wielu innych roślin ozdobnych) pozostał nam do dnia dzisiejszego, choć może nie zdajemy sobie sprawy jakie jest jego źródło?  

 

Może właśnie dlatego, podświadomie każdej wiosny, już od wielu lat jeździmy z żoną w te same miejsca, by narwać bukiet dorodnych konwalii (trafiają się też między nimi kokoryczki wonne) i cieszyć ich widokiem oczy, a ich pięknym zapachem nozdrza. W tym roku nie mogło być inaczej, tym bardziej, że pogoda była bardzo sprzyjająca dla takiej wycieczki.

 

Maj 2021 r.                                        ----- KONIEC-----