Palestyńskie państwo: co powiedziałby Ben Gurion?


Amir Taheri 2021-05-11

Palestinians carry posters depicting Palestinian President Mahmoud Abbas with a red cross during a protest against him in Gaza 22 March 2018 [Ashraf ANa zdjęciu: Palestyńczycy z plakatami ze zdjęciem Abbasa przekreślonym czerwonym. Gaza marzec 2018r. (Źródło: Ashref Amra)

Palestinians carry posters depicting Palestinian President Mahmoud Abbas with a red cross during a protest against him in Gaza 22 March 2018 [Ashraf A

Na zdjęciu: Palestyńczycy z plakatami ze zdjęciem Abbasa przekreślonym czerwonym. Gaza marzec 2018r. (Źródło: Ashref Amra)



Kolejna stracona okazja?


To pytanie przychodzi na myśl, kiedy obserwuje się nadchodzące, niezmiernie opóźnione palestyńskie wybory [obecnie już znowu odłożone na czas nieokreślony. przyp. red.]. Kiedy ogłoszono decyzję o wyborach, niektórzy z nas mieli nadzieję, że da to okazję Palestyńczykom na próbę dokonania trzech zmian w ich politycznej trajektorii:  zorganizowanie wymiany pokoleniowej na najwyższych szczeblach podejmowania decyzji politycznych; wykucie minimum porozumienia między od lat rywalizującymi grupami politycznymi na bazie ustalonych reguł gry; i, co najważniejsze, przekształcenie ich rozmaitych wersji „Sprawy” w oparty na rzeczywistości projekt budowania państwa.


Sądząc po kierunku, jaki przyjęła bezbarwna kampania wyborcza oraz ciągłej dominacji dzisiejszej sceny przez niedzisiejszych ludzi, żadna z tych nadziei nawet nie zbliżała się do możliwości jej realizacji. W obecnej postaci palestyńska polityka pozostaje zwyrodniała w dawno temu straconej Sprawie, która na podobieństwo zombie zagradza drogę pozytywnej energii.


Niecały rok temu podczas swojej ostatniej podróży za granicę, palestyński “negocjator” Saeb Erekat powiedział niewielkiej publiczności zebranej w domu kuwejckiego ambasadora w Londynie, że Palestyńczycy przygotowują się do próby radykalnej zmiany kursu w nadziei osiągnięcia „sprawiedliwego pokoju”.


W debacie po tym jego wstępie, sugerowaliśmy, że używanie jakiegokolwiek przymiotnika  określającego pokój może uczynić go niemożliwym do osiągnięcia. W pewnym sensie każdy pokój jest zawsze niesprawiedliwy dla jednej z stron i sprawiedliwy dla drugiej.


Erekat upierał się, że nie może być pokoju, jeśli nie zostaną spełnione cztery warunki.  


Pierwszy: Izrael musi zgodzić się na powrót do linii zawieszenia ognia z 1949 roku. Erekat zignorował fakt, że linie zawieszenia ognia istnieją w kontekście rozejmu, a nie pokoju i że jeśli osiągnięcie pokoju jest jego celem, nie ma sensu traktowanie tych linii jako warunku sine qua non dla końcowej umowy.


W każdym razie: dlaczego wybierać linie z 1949 roku? Dlaczego nie z 1048 lub nawet z 68 roku (naszej ery)? Ponadto, te linie zawieszenia broni zostały wytyczone między, z jednej strony, Izraelem a z drugiej czterema państwami arabskimi bez angażowania Palestyny poza jakimś niejasnym, symbolicznym pojęciem. Te linie zawieszenia broni z Egiptem, Jordanią, Syrią i Libanem uległy zmianom, czasami bardzo znacznym i próba ożywienia ich wpłynęłaby na całą architekturę stabilności w regionie.


Drugi “warunek” Erekata dotyczył “prawa powrotu”, pozwalającego Palestyńczykom, którzy chcą osiedlić się w kraju swoich przodków, na zrobienie tego. „Prawo powrotu” jest uznane w międzynarodowym prawie i regularnie wykorzystywane każdego roku przez setki ludzi w wielu krajach. Jest to jednak prawo indywidualne, nie kolektywne, i jego realizacja zależy od zgody i praw w krajach, którego dotyczy. Innymi słowy ani Izrael, ani żadne inne państwo nie może przyznać kolektywnego prawa, które pozwoliłoby każdemu i wszystkim starającym się o „powrót” na zrobienie tego, kiedy i jak sobie życzą. Innymi słowy, Palestyńczycy powinni najpierw uznać Izrael jako prawomocne państwo zanim zaczną pracować z nim, by pozwoliło starającym się o powrót na osiągniecie ich celu za zgodą Izraela.  


Trzeci "warunek" dotyczył statusu Jerozolimy jako stolicy palestyńskiego państwa. Także tutaj palestyńskie stanowisko odpowiada tym, dla których Palestyna jest Sprawą, a nie projektem budowania państwa. Perskie przysłowie mówi: Nie spalisz Cezarei dla chusteczki do nosa, co znaczy, że nie należy poświęcać większego celu dla pomniejszych względów. Umieszczenie “stolicy” dla jeszcze nieistniejącego państwa palestyńskiego na terenie większej Jerozolimy uważano za możliwość od lat 1990.  


Jeśli chodzi o “stolice”, jest wiele nietypowych przykładów, żeby nie powiedzieć anomalii. „Stolicą”  Niemieckiej Republiki Demokratycznej był Berlin, podzielony wówczas między Związek Radziecki z jednej strony, a USA, Wielką Brytanię i Francję z drugiej. W rzeczywistości jednak komunistyczny rząd miał swoją siedzibę w Panko, na przedmieściu Berlina. Kinszasa i Brazzaville są w rzeczywistości miejskimi bliźniętami na dwóch brzegach tej samej rzeki, ale są stolicami dwóch różnych państw.


Oczywiście można odrzucać ten argument przez powoływanie się na “specjalne miejsce” Jerozolimy w kategoriach religijnych, by nie rzec mitologicznych. Taki wzgląd jest zrozumiały, jeśli Palestyna pozostaje zamrożona jako Sprawa, a nie jako projekt budowania państwa. Co ciekawe, syjonistyczni pionierzy stali przed podobnym dylematem: państwo czy sprawa. Wielu sprzeciwiało się decyzji Davida Ben Guriona zaakceptowania podziału tego, co pozostało z brytyjskiego mandatu, a co pozostawiało Żydów z terytorium o kształcie kawałka szwajcarskiego sera z dziurami, który, co gorsza, nie obejmował zachodniej Jerozolimy, żeby nie wspomnieć o innych lokalizacjach, gdzie znajdują się żydowskie „miejsca święte”. Jeśli najwyższym celem było utworzenie żydowskiego państwa, wszystkie inne względy musiały być uważane za drugorzędne.


Czwartym warunkiem Erekata była “terytorialna ciągłość” między Zachodnim Brzegiem a Gazą. Zakładając, że celem jest zbudowanie państwa, to także jest pomniejszym problemem, który można rozwiązać podziemnym lub nadziemnym przejściem przez izraelskie terytorium. W końcu, wiele państw nie ma terytorialnej ciągłości, wśród nich są USA, Wielka Brytania, Francja i Dania. W 1947 roku fakt, że Pakistan Wschodni i Pakistan Zachodni były o tysiące kilometrów od siebie, rozdzielone przez wrogo nastawione Indie, nie przeszkodził muzułmanom w zaakceptowaniu umowy zaofiarowanej im przez brytyjskich imperialistów.


Kiedy w 1948 roku zakończył się brytyjski mandat, nie istniał naród palestyński, przynajmniej w uniwersalnie zaakceptowanym sensie w kategoriach traktatów westfalskich, by żądać jakiegoś państwa dla siebie. W rzeczywistości cały mandat i wszystkie kolejne dokumenty Narodów Zjednoczonych mówią o “mieszkańcach” mandatu Palestyny przedstawianych jako Arabowie, Żydzi, Druzowie, Ormianie, Bahajowie, Turcy i liczne chrześcijańskie wyznania, włącznie z Asyryjczykami i Chaldejczykami. Dzisiaj jednak naród palestyński jest rzeczywistością ukształtowaną przez osiemdziesiąt lat wspólnych doświadczeń.


Ten nowopowstały naród ma własną kulturę, literaturę, muzykę i światopogląd, które – choć zakorzenione w głębszych, zlewających się historycznych zaszłościach – różnią się od swoich arabskich i izraelskich sąsiadów. Masy palestyńskie wydają się gotowe na dokonanie przejścia od Sprawy do państwa. Jednak ludzie ich politycznego establishmentu zarówno w Fatahu, jak w Hamasie pozostają więźniami strategii, której miejsce jest w muzeum przegranych spraw.


Sprawiedliwa czy niesprawiedliwa rzeczywistość nie ma dzisiaj środków na zrealizowanie ideału, który oferują handlarze „Palestyną jako Sprawą”.


Młodsi Palestyńczycy mogą jednak zastanawiać się: co powiedziałby Ben Gurion: zaakceptować trudną umowę, czy czepiać się Sprawy i pozostawać bez państwa?  


Te wybory nie odpowiedzą na to pytanie.


Palestinian State: What Woulod Ben Gurion Have Said?

Gatestone Institute, 2 maja 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Amir Taheri

Pochodzący z Iranu dziennikarz amerykański, znany publicysta, którego artykuły publikowane są często w ”International Herald Tribune”, ”New York Times”, ”Washington Post”, komentuje w CNN, wielokrotnie  przeprowadzał wywiady z głowami państw (Nixon, Frod, Clinton, Gorbaczow, Sadat, Kohl i inni)  jest również  prezesem Gatestone Institute).