Human Rights Watch nienawidzi Izraela


Husain Abdul-Hussain 2021-05-01

<span>Na rysunku Human Rights Watch przedstawia błędnie i stereotypowo żydowską Izraelkę ze znacznie jaśniejszą skórą niż arabskiego Izraelczyka.</span>
Na rysunku Human Rights Watch przedstawia błędnie i stereotypowo żydowską Izraelkę ze znacznie jaśniejszą skórą niż arabskiego Izraelczyka.

Human Rights Watch nienawidzi Izraela, co jest zrozumiałe przy obecnej modzie widzenia świata z binarnej perspektywy: ludzie są albo białymi, niegodziwymi ciemiężcami, albo nie-białymi ciemiężonymi. W narracji “przebudzonych” niegodziwi biali odnoszą sukcesy tylko dlatego, że maltretują nieodnoszących sukcesów nie-białych.

Być może z powodu wyjątkowego sukcesu Izrael zaliczany jest do niegodziwych białych. W debatach o “dekolonizacji” nie ma miejsca na niuanse. Narody są albo kolonizatorami albo kolonizowanymi. Mimo że połowa populacji Izraela żyła – do 1948 roku – jako arabscy Żydzi pod władzą kolonialną, Izrael nadal jest wrzucany do jednego worka z kolonizatorami a Palestyńczycy do jednego worka z kolonizowanymi. Human Rights Watch posuwa się do narysowania dwojga ludzi, Izraelki Nurit i Palestyńczyka Wissama. Skóra Nurit jest znacznie jaśniejsza niż skóra Wissama. Organizacja najwyraźniej uważa, że wszyscy izraelscy Żydzi są jasnoskórymi, białymi ludźmi.


Arogancję “przebudzonych” organizacji zachodnich widać wyraźnie, kiedy wpychają się w debaty o odległych krajach i oznajmiają – autorytatywnie – jak należy rozwiązać konflikty. W wypadku Izraela i Palestyńczyków mieszcząca się w Nowym Jorku Human Rights Watch zdecydowała; Izrael powinien stać się dwunarodowym państwem, w którym Izraelczycy i Palestyńczycy żyją jako obywatele o równych prawach. 


Kto jednak mówi, że Palestyńczycy chcą przysięgać wierność państwu Izrael? Kto mówi, że Palestyńczycy nie dążą do własnego państwa, gdzie oficjalnymi świętami państwowymi są piątki i koniec Ramadanu zamiast soboty i Jom Kipur. Decydowanie przez Human Rights Watch o tym, jak należy rozwiązać konflikt izraelsko-palestyński jest, najłagodniej mówiąc, orientalizmem – wyświechtanym pojęciem, którego “przebudzeni”, zachodni dekolonizatorzy uwielbiają używać jako oskarżenie wobec Białego Człowieka.  


Aby nadać jakiś sens swojemu raportowi, Human Rights Watch otwiera go fałszywym założeniem, że “dwie główne grupy żyją dzisiaj w Izraelu i na OPT [Okupowanych Palestyńskich Terytoriach]: żydowscy Izraelczycy i Palestyńczycy”.


Wśród Palestyńczyków są jednak syjoniści – arabscy Izraelczycy, którzy są członkami partii politycznych głównego nurtu, takich jak Likud, Partia Pracy i Izrael Beiteinu. Są także arabscy Izraelczycy, którzy sprzeciwiają się istnieniu Izraela i chcą jego zniszczenia i zastąpienia przez palestyńskie państwo na całym terytorium. Jest też większość Palestyńczyków, którzy chcą palestyńskiego państwa na terenach 1967 roku (Zachodni Brzeg [Jordania przemianowała Judeę i Samarię na „Zachodni Brzeg” po jej nielegalnej okupacji i aneksji w 1950 r. Redakcja], Gaza, wschodnia Jerozolima) oraz znacząca mniejszość, która chce islamskiego państwa pod nazwą Palestyna na całości terytorium. Palestyńczycy, którzy dążą do dwunarodowego państwa, są głównie w diasporze, a większość z nich ledwo mówi po arabsku.  


W raporcie Human Rights Watch twierdzi, że Izrael ma “państwową politykę ‘separacji’ Palestyńczyków między Zachodnim Brzegiem i Gazą” i nie dopuszcza do “ruchu ludzi i towarów wewnątrz OPT”. Nawet przy najróżowszym scenariuszu, takim, który ma niemal globalny konsensus, suwerenne państwo palestyńskie nie będzie miało ciągłości między Zachodnim  Brzegiem a Gazą. Te dwa terytoria są rozdzielone przez międzynarodowo uznane państwo Izrael i jeśli te dwa palestyńskie terytoria mają kiedykolwiek zostać połączone, może to się zdarzyć wyłącznie za zgodą Izraela. Odmowa Izraela, które jest jego suwerenna decyzją, nie stanowi apartheidu ani zbrodni przeciwko ludzkości.


Human Rights Watch zrównuje także całkowicie legalne kroki ze zbrodniami przeciwko ludzkości, kiedy protestuje przeciwko “judaizacji obszarów ze znaczącą palestyńską populacją, włącznie z Jerozolimą, jak też Galileą i Negewem w Izraelu”. 


Zgodnie z prawem międzynarodowym można wysuwać argument, że Izrael jest siłą okupacyjną na Zachodnim Brzegu i we wschodniej Jerozolimie *, a więc oczekuje się, że Izrael będzie nimi rządził w tymczasowy sposób i unikał wszystkich posunięć, które mogą fundamentalnie zmienić status quo. Jednak, zgodnie z prawem międzynarodowym, Izrael ma suwerenność w zachodniej Jerozolimie, Galilei i na Negewie, także na „obszarach ze znaczącą palestyńską populacją". Jeśli Izrael "judaizuje" te obszary, to byłoby to odpowiednikiem Francji wymagającej, by wszystkie miejscowości, także te, w których jest znacząca populacja północnoafrykańska, zawieszały francuską flagę, śpiewały Marsyliankę jako hymn narodowy i używały francuskiego jako języka oficjalnego.   


Proszę zauważyć, że judaizm tutaj nie jest religią, ale kulturą – głównie chodzi o język hebrajski, narodowe tradycje i założycielskie narracje, takie jak przeżycie Holocaustu. Izrael nie nakazuje swoim obywatelom praktykowania jakiejkolwiek konkretnej religii. Żyją tam setki tysięcy świeckich, ateistycznych i niepraktykujących Żydów.


Potem, pośrodku opluwania Izraela za traktowanie obywateli jako dwa różne, monolityczne bloki, zamiast jako indywidualnych ludzi o równych prawach, Human Rights Watch pisze coś dokładnie odwrotnego: „Izrael ogranicza Palestyńczykom dostęp do ziemi, skonfiskowanej im”. „Oni” w tym kontekście, nie oznaczają właścicieli jako jednostek, ale Arabów jako blok. W 1950 roku Izrael uchwalił prawo o konfiskacie nieruchomości nieobecnych obywateli, głównie Arabów. Większość Arabów, która została w Izraelu, przyjęła izraelskie obywatelstwo i zachowała własność swoich nieruchomości. 


W raporcie jest więcej niestworzonych historii. Próbuje przedstawić Izrael jako jedyną władzę wydającą pozwolenia na budowę na Zachodnim Brzegu. W rzeczywistości, 40 procent Zachodniego Brzegu – których powierzchnia wynosi 5600 kilometrów kwadratowych i gdzie mieszka większość Palestyńczyków – jest pod wyłącznymi administracyjnymi rządami Autonomii Palestyńskiej, która wydaje pozwolenia na budowę. W pozostałych, rzadko zaludnionych 60 procentach Zachodniego Brzegu, gdzie żyje 300 tysięcy Palestyńczyków i 500 tysięcy izraelskich Żydów, pozwolenia na budowę wydaje Izrael (i tutaj Izrael faworyzuje izraelskich obywateli).  


Z jakiegoś powodu Human Rights Watch uogólnia problem z pozwoleniami na budowę, który dotyka 4,5 procenta wszystkich Palestyńczyków, na całe 6,8 miliona Palestyńczyków, którzy żyją zarówno w Izraelu, jak na Terytoriach (podaję liczbę ludności za HRW i nie mogę jej sprawdzić).  

Human Rights Watch przechodzi następnie od opowiadania bajek do gry słowami. “Na Negewie w Izraelu – czytamy w raporcie – izraelskie władze odmówiły legalnego uznania 35 miejscowości palestyńskich Beduinów, uniemożliwiając około 90 tysiącom mieszkańców na legalne życie w ich miejscowościach, w których żyją od dziesięcioleci”. Proszę zauważyć, że ci Beduini nigdy nie posiadali ziemi na Negewie, a tylko “żyją tam od dziesięcioleci”. Jest tak dlatego, że Beduini są nomadami i zaczęli osiedlać się stosunkowo niedawno. Niemniej, Human Rights Watch chce, by brzmiało to, jak gdyby Beduini posiadali ziemię bez tego, by musieli użyć słowa “posiadali”.


Argumenty w raporcie stają się jeszcze słabsze przy próbach wykazania, że Izrael, który wycofał się z Gazy i rozmontował izraelskie osiedla w 2006 roku, nadal w rzeczywistości okupuje Strefę Gazy. W tym celu Human Rights Watch cytuje Czerwony Krzyż jako autorytet deklarujący, że Izrael jest okupantem Gazy. Dla dalszego poparcia tego marnego argumentu cytują także ONZ, ale bez podania, która agencja ONZ oznajmiła, że Izrael okupuje Gazę (może Rada Praw Człowieka, wśród której członków są tacy orędownicy praw człowieka jak Iran i Korea Północna).


Wreszcie, mieszcząca się w Nowym Jorku organizacja Human Rights Watch publikuje jawne podżeganie: “Autonomia Palestyńska (AP) powinna zakończyć wszelką współpracę  w sprawach bezpieczeństwa z armią izraelską”. A także, globalny biznes powinien bojkotować Izrael, a rządy na świecie powinny zawiesić stosunki z nim i przestać sprzedawać mu broń.


Każdy kto zna Kartę Praw Człowieka ONZ, wie, że była zaprojektowana do ochrony indywidualnych osób lub podstawowej jednostki społecznej, którą ONZ definiuje jak „rodzinę”. Prawa człowieka zabraniają arbitralnych zatrzymań, tortur lub innych rodzajów maltretowania. Ale Karta Praw Człowieka niczego nie mówi o “dostępie do ziemi” lub miejsc pracy.


Karta ONZ nie oczekuje, że państwo zaopiekuje się nie-obywatelami. W wypadku okupacji stosują się inne zasady, według których siła okupacyjna rządzi, ale tylko na bazie tymczasowej i do osiągnięcia rozwiązania konfliktu, co jest sytuacją na palestyńskich terytoriach. Jeśli Human Rights Watch chce, by Izrael traktował Palestyńczyków jak obywateli, Izrael musiałby zaanektować całe palestyńskie terytoria, a temu krokowi jest zdecydowanie przeciwna większość Palestyńczyków i świata.


Fakt, że nie ma pokojowego rozwiązania, które zakończyłoby tymczasową sytuację na palestyńskich terytoriach, nie jest tylko problemem Izraela. Do pokoju, jak do tanga, potrzeba dwojga, a Palestyńczycy nie pokazali chęci na zaakceptowanie pokoju ani tego, że potrafią stworzyć państwo, które nie upada i nie stanowi egzystencjalnego zagrożenia dla Izraela.


Wydaje się, że Human Rights Watch od dawna nie zaglądała do Karty Praw Człowieka ONZ. Ta grupa była prawdopodobnie zajęta czytaniem super stronniczej literatury organizacji, które nawet nie twierdzą, że są obiektywne, takich jak Peace Now i BTselem. Być może, potrzebny jest raport o działaniu Human Rights Watch i o tym, jak ta grupa powinna trzymać się praw człowieka i pozostawić politykę i nienawiść do Izraela stronniczym organizacjom.


Human Rights Watch hates Israel

House of Wisdom, 28 kwietnia 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Hussain Abdul-Hussain


Iracko-libański dziennikarz i naczelny kuwejckiej gazety „Al Rai” w Waszyngtonie. Wcześniej pracował w utworzonej przez amerykański Kongres Arabic TV, przed tym był reporterem w wychodzącej w Bejrucie The Daily Star. Jest absolwentem Amerykańskiego Uniwersytetu w Bejrucie, gdzie studiował historię Bliskiego Wschodu.