Prymas częściowo nieświeży


Andrzej Koraszewski 2021-02-19

Wojciech Polak (Zdjęcie: Wikipedia)
Wojciech Polak (Zdjęcie: Wikipedia)

Ciekawe, czy chociażby w jednym polskim kościele padnie w niedzielę nazwisko zmarłego pedofila, księdza Andrzeja Dymera. Zmarły cieszył się zaufaniem i dobrą opinią (przynajmniej w kwestiach dotyczących pozyskiwania gruntów). Wiele wskazuje na to, że miesięcznik „Więź” publikując cykl reportaży pod znamiennym tytułem „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie” wyrządził polskiemu chrześcijaństwu krzywdę, ale szczęśliwie Bóg Ojciec zabrał swojego kapłana do siebie i Państwowa Komisja ds. Pedofilii chciała umyć ręce ze względu na jego śmierć, (wygląda na to, że to się jednak nie uda). Sąd kościelny wydał wyrok na kilka dni przed śmiercią, ale wyrok nie zostanie upubliczniony. Prymas, Wojciech Polak ponoć nie ma kompetencji, ale niepokoi go niesłychana przewlekłość kościelnych procedur, co jak mówi, w tej sprawie nie znajduje usprawiedliwienia.

Jako całkowicie postronny obserwator mam wrażenie, że ksiądz prymas jest w tym spektaklu postacią najbardziej interesującą. Pedofil jak pedofil, Kościół polski dysponuje dużą ilością takich postaci w swoich szeregach i to poczynając od świeżo wyświęconych po szacownych hierarchów. Kościół wie znacznie więcej niż reszta społeczeństwa i nikt już chyba nie ma wątpliwości, że ukrywa co może. 


Prymas jako głowa Kościoła katolickiego w Polsce jest przynajmniej teoretycznie odpowiedzialny za to, co się w tym Kościele dzieje. Wojciech Polak to prymas kolejnego tysiąclecia. Ma wśród wiernych ksywkę „porządny człowiek”. Bierze z radością na swoje barki swój krzyż i oznajmia, iż jest mu przykro, że nie sprostał oczekiwaniom pokrzywdzonych. Prymas spotkał się bowiem z dwoma osobami skrzywdzonymi przez zmarłego kapłana, ale wiedział o sprawie niewiele, skrzywdzonym towarzyszyło dwóch prawników, więc sądził, że będą mieli wystarczającą pomoc. Zaproponował wsparcie swojego biura w przygotowaniu zgłoszenia sprawy do Stolicy Apostolskiej i kontakt do Fundacji Świętego Józefa, gdzie dają psychoterapię.  


Tak więc, Prymas nie sprostał, ale miał najlepsze chęci. Jeśli o sprawie wiedział niewiele, to znaczy, że bardzo nie chciał, jako że sprawa tliła się od 1995 roku, a od czerwca 2019 Prymas wiedział wszystko, ale nie odczuwał potrzeby działania. 


Ksiądz Prymas wiedział, że arcybiskup Głódź ignorował polecenia Watykanu przez dziewięć lat, ksiądz Prymas wiedział, że arcybiskup świadomie i z premedytacją chronił księdza pedofila. Ksiądz Prymas był Prymasem bolejącym, bezradnym, płaczącym, gotowym nawet rozmawiać z Sekielskim, ale nie gotowym na stanowcze działanie, nie gotowym na stanowczą reakcję na wrzaski o rzekomych „atakach na Kościół”, nie gotowym na stanowczą reakcję w grudniu 2020, kiedy ksiądz Tadeusz Rydzyk, w obecności przedstawicieli Partii i rządu mówił o „atakach na Kościół”, o robieniu męczennika z biskupa Janika, o tym, że „ksiądz zgrzeszył, no zgrzeszył…”.


Prymas Wojciech Polak może być dowodem na konstytucyjny rozdział Kościoła i państwa. Dla państwa Jarosława Kaczyńskiego jest postacią bez znaczenia. Dla Partii i rządu naczelnym Pasterzem jest Tadeusz Rydzyk, ksiądz Prymas o tym wie, ksiądz Prymas boleje, ale nie jest gotów do podniesienia głosu. Jak sam mówi, jest zwolennikiem dialogu. Prawdopodobnie wie, że dialog nie jest możliwy, może nie wiedzieć, że w tej sytuacji jego milczenie, jego półgębkiem wyrażane niepokoje czynią go nie tylko współwinnym, ale wręcz bardziej winnym od zmarłego księdza pedofila. Ksiądz Prymas jest bowiem przyzwoitym człowiekiem firmującym łajdactwo.


Katolicki publicysta Tomasz Terlikowski opisuje jak w początkach naszego tysiąclecia pracował w „Rzeczpospolitej”, której naczelnym był wówczas ultrakatolicki „dziennikarz” Paweł Lisiecki. Do Terlikowskiego zgłosił się dominikanin Marcin Mogielski, który sam w dzieciństwie doświadczył zalotów księdza Dymera i śledził dalsze losy tego kapłana, Mogielski mówił o kryciu tego seryjnego przestępcy przez kolejnego hierarchę, metropolitę szczecińskiego, arcybiskupa Dzięgę. Terlikowski rozmawiał o tym ze swoim przełożonym, ale „Lisiecki nie chciał, żeby do niego przylgnęła łatka”. Jak czytamy w tym doniesieniu:

„Według Terlikowskiego Lisicki miał informacje o ks. Dymerze od innego dziennikarza, który napisał o tym artykuł, ale naczelny zdecydował się go nie publikować. "I wtedy, i teraz mówi to samo: nie chciał, żeby do 'Rzeczpospolitej' przylgnęła łatka pisma walczącego z Kościołem. Bardzo tego wówczas żałowałem, ale nie byłem w stanie zmienić tej decyzji, a nie miałem środków, by temat ujawnić w inny sposób" - stwierdził Terlikowski.”

Terlikowski rzekomo „nie miał środków”. To nie jest cała prawda. Nie starczyło mu determinacji. Ten sam werdykt w odniesieniu do księdza Prymasa Wojciecha Polaka jest znacznie poważniejszy. Ksiądz Prymas jest bolejącą twarzą polskiego Kościoła, człowiekiem prawdopodobnie przyzwoitym, który postanowił unikać łatki atakującego Kościół za to, że jest siedliskiem działalności przestępczej. Przestępcy zdarzają się w każdym środowisku. Środowisko, w którym przestępcy są chronieni, a stojący na ich czele pomrukują coś o swoim bólu z tego powodu, jest środowiskiem przestępczym.


Rządząca dziś w Polsce partia polityczna nie musi się obawiać, że nagle jakiś Prymas głośno i wyraźnie powie, że ta partia świadomie i z premedytacją wspiera się na kościelnych środowiskach przestępczych. Podobno ryba psuje się od głowy. Głowa polskiego Kościoła wydaje się cokolwiek nieświeża.