Pandemia zniszczyła turystykę protestu


Seth J. Frantzman 2021-01-15

American-Colony-Hotel
American-Colony-Hotel

Kiedy mieszkałem w Jerozolimie w co drugi piątek grupa europejskich aktywistów w wieku średnim urządzała antyizraelskie protesty niedaleko mojego domu.  


Można było natknąć się na nich później w jednym z pubów Jerozolimy. Byli to na ogół Niemcy lub Szwedzi i przyjechali tutaj na tydzień aktywizmu, głównie na Zachodnim Brzegu.


Ci szczególnie eleganccy nosili palestyńskie szaliki i mówili o najnowszej “demo” i o “okropnych Izraelczykach”. Popijali palestyńskie piwo Taybeh, jeśli mogli je znaleźć. W ciągu wieczora topili całkiem sporo gotówki w izraelskich barach, których ewidentnie nie bojkotowali.  


“Turystyka protestu obsługuje głównie małą, uprzywilejowaną grupę lewicowców z klasy średniej”

Przez dziesięciolecia Izrael był Mekką dla ludzi z kompleksem zbawiciela. Niezliczone grupy obsługiwały to towarzystwo, od aktywistów z Breaking the Silence do Christian Peacemaker Teams. Wyczyny organizacji takich, jak Code Pink, która rozwinęła transparent BDS koło Kotelu [przy Ścianie Zachodniej], stały się rutyną.


Co mieli z tego Palestyńczycy? Przez ostatni rok międzynarodowi aktywiści nie mogli przylatywać do kraju z powodu pandemii koronawirusa, niemniej nie wydaje się, by dotknęło to jakoś Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu.


Beduińscy wieśniacy w Chan al-Ahmar są nadal na swojej ziemi, mimo twierdzeń aktywistów, że stanowią ostatnią linię obrony przeciwko izraelskim buldożerom. Beduini w Susija, sercu jednej z tras turystycznego protestu, także są nadal w swoich domach.


Wiem, bo relacjonowałem z obu tych miejsc w szczycie protestów. Społeczności pozostają w miejscu mimo ostrzeżeń zachodnich radykałów o  natychmiastowym wyburzeniu ich domów.


W Hebronie, sercu całego aktywizmu, było mniej starć, godzin policyjnych i ataków nożowniczych od czasu rozpoczęcia pandemii. Czy ludzi zmęczyła walka podczas zdrowotnego kryzysu? Czy jest mniej punktów zapalnych między Izraelczykami, zagranicznymi aktywistami a Palestyńczykami?


Nie jest to jasne. Jasne jest jednak, że Palestyńczykom nie wiedzie się gorzej, od kiedy ludzie Zachodu w arabskich szalikach przestali wykorzystywać ich walkę.


Turystyka protestu obsługuje głównie małą, uprzywilejowaną grupę lewicowców z klasy średniej. Używają jej jako sposobu poprawienia swojego radykalnego wizerunku u siebie w domu lub też czerpiąc zyski z organizacji „nie dla zysku”, jaką kierują. Dla większości jest to krótka wycieczka, a potem powrót samolotem do domu.


Pandemia nauczyła nas, że aktywność najlepiej wykonywać lokalnie. Fundusze zmarnowane na bilety lotnicze i wytworne hotele, jak American Colony w Jerozolimie, mogą być lepiej wykorzystane na lokalne troski lub palestyńskie NGO, które zatrudniają Palestyńczyków.


Lockdown dał nam dobrą okazję do spojrzenia w lustro i zapytania, o co chodziło w całej tej błazenadzie? Czy rzeczywiście był to tylko sposób “zabawiania się” nagonką na Izrael? Czy był to rodzaj sygnalizowania cnoty na sterydach – łechtający próżność cudzoziemców kosztem Palestyńczyków?


Aktywiści mogli sadzić drzewa lub eskortować ludzi przez punkty kontrolne, ale większość była farsą. Życie Palestyńczyków nie zmieniło się. Radykalni aktywiści z Zachodu po prostu żerowali na zasobach, które mogły rzeczywiście pomóc w zrobieniu czegoś dobrego.  


Pandemic has destroyed protest tourism

Jewish Chronicle, 7 stycznia 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Seth J. Frantzman


Publicysta “Jerusalem Post”. Zajmował się badaniami nad historią ziemi świętej, historią Beduinów i arabskich chrześcijan, historią Jerozolimy, prowadził również wykłady w zakresie kultury amerykańskiej. Urodzony w Stanach Zjednoczonych w rodzinie farmerskiej, studiował w USA i we Włoszech, zajmował się handlem nieruchomościami, doktoryzował się na  Hebrew University w Jerozolimie.