Arabia Saudyjska i progi zwalniające postęp na drodze do normalizacji


Hugh Fitzgerald 2021-01-10


Normalizacja stosunków między Marokiem – czwartym z kolei państwem arabskim – a Izraelem doprowadziła wielu analityków do wniosku, że z pewnością Arabia Saudyjska będzie następna, a jeśli nie, to następny będzie Oman. Taka perspektywa nie jest jednak całkiem oczywista. W najnowszym artykule o Arabii Saudyjskiej i zbliżeniu z Izraelem Saahar Klaiman pisze na łamach „Israel Hayom z 18 grudnia 2020 roku:

Umowa pokojowa z Marokiem jest czwartym porozumieniem między Izraelem a państwem arabskim, które odsuwa na bok sprawę palestyńską. Podczas gdy przywódcy Abu Dhabi, Manamy i Chartumu obiecali kontynuować poparcie dla państwowych aspiracji Palestyńczyków, w ostatecznym rachunku żaden z nich nie wybrał przedłożenia interesów Ramallah ponad własne.  


Podobnie jak z umowami pokojowymi ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Bahrajnem, także tutaj Stany Zjednoczone, które pośredniczyły w umowach, czyniły aluzje, że być może Arabia Saudyjska będzie następnym krajem, który znormalizuje stosunki z Izraelem…


Można argumentować, że do zbliżenia z Izraelem i Zachodem zmusiła Saudyjczyków potrzeba zróżnicowania gospodarki i odejścia od całkowitej zależności od ropy naftowej. W przeszłości Saudyjczycy walczyli z Izraelem militarnie i ekonomicznie, a Rijad uważa się za przywódcę świata arabskiego i siłę napędową z Arabską Inicjatywą Pokojową z 2002 roku – przynamniej na pokaz.

Saudyjczycy nie zostali zmuszeni do zbliżenia z Izraelem; chętnie przyjęli sojusz w sprawach bezpieczeństwa z Izraelem przeciwko zarówno Iranowi, jak Bractwu Muzułmańskiemu.  Oklaskiwali brawurowe działania Izraela, by powstrzymać program nuklearny Iranu, od komputerowego robaka Stuxnet, który w 2010 roku spowodował zniszczenie tysiąca irańskich centryfug, do likwidacji w latach 2010 i 2012 czterech irańskich naukowców nuklearnych, do przechwycenia praktycznie całego archiwum nuklearnego Iranu w 2018 roku – około 100 tysięcy stron informacji – aż do zniszczenia w tym roku miejsca produkcji nowoczesnych centryfug w Natanz i, najnowszego wyczynu, zabicia mózgu stojącego za irańskim programem nuklearnym, Mohsena Fachrizadeha. To jest główna, choć nie jedyna, z więzi między tymi dziwnymi sojusznikami, Izraelem i Arabią Saudyjską.


Saudyjczycy zdają sobie również w pełni sprawę z tego, że świat odchodzi od paliw kopalnych i zwraca się ku odnawialnym źródłom energii. Muszą zróżnicować swoją gospodarkę i Izrael, naród start-upów, może niezmiernie pomóc w tych staraniach, szczególnie w dziedzinie nowoczesnej technologii, w której osiągnięcia Izraela wykraczają daleko poza jego skromne rozmiary.

W odróżnieniu od króla Mohammeda VI z Markoka lub następcy tronu w Abu Dhabi, Mohammeda bin Zajed al-Nahjana, saudyjski następca tronu, Mohammed bin Salman, nadal cementuje swoją pozycję jako de facto władca i nadal musi zważać na politykę swojego ojca, króla Salmana.


84-letni monarcha trwa niewzruszenie przy stanowisku, że konflikt izraelsko-palestyński musi zostać rozwiązany, zanim Arabia Saudyjska znormalizuje stosunki z Izraelem.

Jest prawdą, że król Salman nalegał, że trzeba trzymać się Arabskiej Inicjatywy Pokojowej z 2002 roku i że nie może być żadnej normalizacji saudyjskich stosunków z Izraelem przed utworzeniem państwa palestyńskiego i wypchnięciem Izraela ponownie poza linie zawieszenia broni z 1949 roku.  


Niemniej król Salman nie wyraził żadnej krytyki wobec krajów, które znormalizowały stosunki z Izraelem. Przyznał nawet izraelskim samolotom prawo przelatywania przez saudyjską przestrzeń powietrzną tuż po ogłoszeniu porozumienia między ZEA a Izraelem. Nie powiedział też niczego krytycznego, kiedy Bahrajn, który jest pod kuratelą Arabii Saudyjskiej, postanowił znormalizować stosunki z Izraelem. Z pewnością musiał za kulisami wyrazić zgodę Bahrańczykom.

Jednak były szef wywiadu, saudyjski książę Turki al-Faisal ostro napadł na Izrael na niedawnej konferencji w Bahrajnie nazywając go “zachodnim kolonialistą” i mówiąc, że sprawa palestyńska jest “otwartą raną, której nie można leczyć środkami uśmierzającymi ból”.  

Niesłychane wystąpienie Turkiego al-Faisala, chamskie i obraźliwe zarówno dla jego arabskich gospodarzy w Manamie, jak dla Izraela, z którym Bahrajn właśnie znormalizował stosunki, nie “naśladowało” zawsze powściągliwego króla Salmana. Bahrańczycy nie byli zadowolenie i można przyjąć, że również król Salman nie był zadowolony.

Stosunki tego państwa z Zatoki ze Stanami Zjednoczonymi także stanowią przeszkodę na drodze do pożądanego układu pokojowego, mimo że USA dokonują znacznych wysiłków by doprowadzić do takiego układu przed końcem kadencji prezydenta Donalda Trumpa w przyszłym miesiącu.  


Od ponad pięciu lat Arabia Saudyjska jest pogrążona w wojnie przeciwko wspieranym przez Iran Hutim w Jemenie. Ta wojna wiele kosztowała cywilną ludność i wywołała gniew Zachodu. Niemniej, w dziedzinie dyplomacji, administracja Trumpa oferowała Arabii Saudyjskiej trwałe poparcie na międzynarodowych arenach wobec jej największego wroga w Zatoce – Iranu.

Saudyjczycy wiedzą, że z powodu realpolitik administracja Trumpa starała się rozumieć problemy królestwa, przeciwdziałała jego krytykom w USA i na Zachodzie ogólnie. Teraz nadchodząca administracja Bidena prawdopodobnie zdystansuje USA od Rijadu. Ludzie Bidena zarzucają Arabii Saudyjskiej marne notowania w sprawie praw człowieka, wielokrotne bombardowanie ludności cywilnej Jemenu i zamordowanie Dżamala Chaszodżiego. Dla Saudyjczyków więc normalizacja stosunków z Izraelem ma sens, żeby ułagodzić przynamniej niektórych krytyków królestwa.

Co więc mogłoby skusić saudyjskiego następcę tronu do działania na rzecz zbliżenia z Izraelem? Specjalna pozycja w Radzie Islamskiego Wakf, która panuje nad Wzgórzem Świątynnym, mogłaby tego dokonać, chociaż nie jest jasne, jak bardzo Rijadowi zależy na zaangażowaniu się w punkt zapalny w Jerozolimie, jakim jest meczet Al-Aksa. Jest tu także kwestia, czy Izrael zgodzi się na “przehandlowanie” takich praw na Wzgórzu Świątynnym – coś, co wywołałoby kontrowersje w kraju i za granicą…   

Nie widzę, w jaki sposób Izrael, żydowskie państwo, miałoby mieć jakąkolwiek możliwość “przehandlowania” praw Rady Islamskiego Wakf, która panuje na Wzgórzu Świątynnym. Jordania, która kontroluje Radę Wakf, odrzucała w przeszłości dzielenie się tą kontrolą z innymi muzułmanami. Możliwe, że Saudyjczycy przedstawią królowi Abdullahowi ofertę (ciekawe ile setek milionów dolarów byłoby potrzebne?), żeby zgodził się zrobić miejsce dla Saudyjczyków w Radzie Wakf, ale nie ma to nic wspólnego z możliwym zbliżeniem między Arabią Saudyjską a Izraelem.  

Według doniesień w arabskich mediach w przyszłym miesiącu Rijad ma być gospodarzem szczytu na temat kryzysu w Zatoce Arabskiej.


Ze zbliżaniem się momentu przejęcia władzy przez prezydenta-elekta, Joego Bidena, nadchodzące tygodnie mogą okazać się krytyczne w sprawie osiągnięcia kompromisu z Doha. Takie posunięcie wzmocniłoby także umiarkowane siły w Zatoce wobec wyłaniającego się frontu Iran-Turcja.  

Arabia Saudyjska bez wątpienia ma nadzieję przekonania Kataru na tym nadchodzącym szczycie do ponownego dołączenia do Arabów Zatoki i przeciwstawienia się Iranowi. Nawet jeśli tego nie da się osiągnąć, Katar może zgodzić się na neutralność, zamiast stawanie po stronie Iranu w tej wielkiej rywalizacji między wrogami w Zatoce. Zniesienie trzyletniej blokady Kataru z powietrza lądu i morza byłoby radośnie powitane w Doha, a do teraz Katarczycy wycierpieli wystarczająco dużo, by być skłonni do pojednania z ich „arabskimi braćmi”. Saudyjczycy mogliby pokazać się administracji Bidena jako ludzie załatwiający pokój, którzy pomogli podważyć sojusz Iranu z Katarem. To może wystarczyć jako rekompensata za zabicie Chaszodżiego, bombardowanie San’a i prześladowanie saudyjskich dysydentów.

Obawy przed administracją Bidena narastają w regionie. Prezydent-elekt już powiedział, że wierzy, iż Stany Zjednoczone muszą służyć jako światło przewodnie liberalnych wartości dla całego świata – nawet jeśli oznacza to osadzenie własnych sojuszników „na miejscu”.   

Arabia Saudyjska jest “sojusznikiem”, który natychmiast przychodzi na myśl z powodu całkowitego braku liberalnych wartości, więc obietnica osadzenia niektórych sojuszników “na miejscu” wywołuje dreszcze na plecach rodziny królewskiej w Rijadzie.

Niemniej “Wall Street Journal” donosił niedawno, że książę Mohammed mógłby użyć potencjalnego układu pokojowego z Izraelem jako przeciwwagi wobec administracji Bidena. W ten sposób Arabia Saudyjska może przedstawiać się jako ta, która promuje izraelsko-palestyński proces pokojowy przez normalizację, żeby ugłaskać administrację Bidena…

Te stwierdzenia trochę mnie dziwią. Jak normalizacja stosunków z Izraelem służy promowaniu “izraelsko-palestyńskiego procesu pokojowego”? Moim zdaniem te umowy o normalizacji oparte są na tym, że Arabowie odkładają na bok tak zwany “proces pokojowy” między Izraelem a Palestyńczykami i zamiast tego zawierają umowy z Izraelem, które służą narodowym interesom państw arabskich.


Arabia Saudyjska i Izrael będą kontynuować budowanie więzi w sprawie bezpieczeństwa, które będą zacieśniać się w miarę jak program nuklearny Iranu i wielostronne agresje Teheranu – od Jemenu, poprzez Irak i Syrię do Libanu – alarmują coraz bardziej państwa Zatoki i Izrael. A następca tronu będzie w tym czasie czekał na śmierć swojego ojca, kiedy to on wstąpi na tron i będzie mógł dokonać tego, czego chce od dawna – znormalizować stosunki z Izraelem.  


Saudi Arabia and Speed Bumps On the Road to Normalization

Jihadwatch, 2 stycznia 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Hugh Fitzgerald

Publicysta Jihad Watch