Czy Palestyńczycy potrafią przystosować się do zmieniających się czasów?


Jonathan S. Tobin 2021-01-02

Przywódca Autonomii Palestyńskiej, Mahmoud Abbas, przemawia do Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie szczegółów bliskowschodniego planu pokojowego przedstawionego przez Stany Zjednoczone, 11 lutego 2020 roku. Zdjęcie: Eskinder Debebe/U.N. Photo.
Przywódca Autonomii Palestyńskiej, Mahmoud Abbas, przemawia do Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie szczegółów bliskowschodniego planu pokojowego przedstawionego przez Stany Zjednoczone, 11 lutego 2020 roku. Zdjęcie: Eskinder Debebe/U.N. Photo.

Państwa arabskie poszły do przodu. Izraelska lewica jest bezsilna. I nikt nie oczekuje, że administracja Bidena pomoże. Dlaczego więc Palestyńczycy zachowują się tak, jakby nie musieli się zmienić?

 

Zawsze będą mieli Narody Zjednoczone. Nawet jeśli reszta świata porzuci ich sprawę, Palestyńczycy nadal będą mogli liczyć na ten światowy organ, by był ich wiernym sojusznikiem w trwającej od stulecia walce z syjonizmem. Według UN Watch, Zgromadzenie Ogólne ONZ głosowało 17 razy, by potępić Izrael podczas obecnej sesji, w porównaniu do zaledwie sześciu rezolucji zauważających, że coś stało się na obszarach reszty globu. Międzynarodowa społeczność dyplomatyczna pozostaje oddana dawaniu priorytetu palestyńskim zażaleniom przeciwko żydowskiemu państwu.  


W rzeczywistym świecie jednak, poza krainą fantazji oenzetowskich rezolucji, które nie mają żadnego wpływu na rzeczywiste wydarzenia, Palestyńczycy są bardziej izolowani niż kiedykolwiek.


Państwa arabskie, które kiedyś poświęcały swoje narodowe interesy, jak również wiele krwi i majątku w imię sprawy palestyńskiej, w zasadzie ich opuściły. Kiedyś potężne partie lewego skrzydła w Izraelu, które orędowały na rzecz stworzenia kolejnego, niezależnego państwa palestyńskiego w dodatku do tego, które już istnieje we wszystkim poza nazwą, w Gazie, są teraz całkowicie zmarginalizowane. I nawet najbardziej zagorzali amerykańscy adwokaci propalestyńskiej polityki i rozwiązania w postaci dwóch państw mają niewielkie oczekiwania, że nadchodząca administracja Bidena wiele zrobi ku zrealizowaniu tych celów.  


Innymi słowy, po spędzeniu ostatnich dziesięcioleci w przekonaniu, że prędzej lub później społeczność międzynarodowa wręczy im na srebrnym półmisku izolowany Izrael - powszechnie napiętnowany jako państwo-parias - okazało się, że to Palestyńczycy są tymi, którzy pozostali bez znaczących sojuszników. Krytycy Izraela byli pewni, że kończy mu się czas na oddanie terytoriów w celu zapobieżenia “dyplomatycznemu tsunami” przeciwko niemu. Teraz jednak wydaje się, że stroną, której zabrakło czasu, są Palestyńczycy.


Uwieńczone sukcesem działania administracji Trumpa na rzecz Porozumień Abrahamowych znaczyły więcej niż tylko fakt, że Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn, Sudan i Maroko znormalizowały stosunki z Izraelem. Milczące poparcie Arabii Saudyjskiej dla tych porozumień i odmowa Ligi Arabskiej interweniowania przeciwko nowym przyjaciołom Izraela, obaliły założenie, że świat arabski będzie w nieskończoność popierał palestyńską odmowę zawarcia pokoju. I nikt w świecie arabskim lub wśród wrogów Izraela w Stanach Zjednoczonych nie sądzi, że pokonanie Trumpa przez Bidena doprowadzi do kolejnej rundy daremnego procesu niby pokojowego.

 

Jedynym prawdziwym pytaniem w tej sprawie jest, jakie (jeśli jakiekolwiek), wnioski wyciągają Palestyńczycy z tych wydarzeń?  Jak dotąd odpowiedź brzmi: żadnych – czyli takie same jak ich reakcje na 100 lat nieudanych wysiłków zmiażdżenia syjonizmu i ich ciągła odmowa pójścia na kompromis. Ich przywódcy wolą trwać przy swoim negacjonizmie i bezsensownych wezwaniach do wymazania historii, zarówno niedawnej (jak w sprawie Porozumień Abrahamowych), i odległej (jak w sprawie wojny sześciodniowej 1967 roku, utworzenia Izraela w 1948 roku i Deklaracji Balfoura w 1917 roku). Ani też nie ma żadnych dostrzegalnych dowodów, że Autonomia Palestyńska na Zachodnim Brzegu lub Hamas w Strefie Gazy są pod jakimś naciskiem ze strony ludności, którą podobno reprezentują, by dopasować się do nowej rzeczywistości i by ludzie zaczęli żądać rozmów z Izraelem zanim ich los pogorszy się jeszcze bardziej.  


W kolejnych wyborach izraelskich, podobnie jak w trzech poprzednich, nie będzie żadnej debaty o tym, co zrobić z Palestyńczykami, ponieważ to zostało zdecydowane lata temu na rzecz narodowego konsensusu, że status quo, jakby był nieprzyjemny, jest lepszy niż powtórzenie na Zachodnim Brzegu katastrofalnego eksperymentu Ariela Szarona z Gazą. W rzeczywistości, te kolejne wybory mogą być nawet jeszcze gorszą wiadomością dla orędowników rozwiązania w postaci dwóch państw, ponieważ prawdziwa konkurencja jest obecnie między partiami, które sprzeciwiają się takiemu kierunkowi działania.


Podczas gdy amerykańscy liberałowie uparcie ignorują dowody, które stworzyły ten konsensus, zespół polityki zagranicznej Trumpa dowiódł, że kraje arabskie tego nie robią.   Porozumienia Abrahamowe, z cichym błogosławieństwem Arabii Saudyjskiej, pokazały, że poza bandyckimi państwami, takimi jak Iran i stowarzyszeni z nim islamiści, świat arabski i muzułmański rozumie, że Palestyńczycy nie mają zamiaru pójścia na żadne kompromisy, które umożliwiłyby realizację rozwiązania w postaci dwóch państw. Ich kultura polityczna jest tak nierozerwalnie związana z ich trwającą stulecie wojną z Żydami, że taka elastyczność wydaje się niemożliwa.  


Nie jest tak, że inni Arabowie i muzułmanie nagle stali się syjonistami lub zakochali się w Izraelu, chociaż w miarę postępowania normalizacji stosunków, zniknie nieco antysemityzmu, które jest endemiczny w regionie.


Państwom arabskim grozi zarówno Iran, który został wzbogacony i wzmocniony przez administracje Obamy, jak islamistyczny terror. Patrzą na Izrael jako na sojusznika, który wzmocni ich obronę, jak również jak na jedyną w regionie gospodarkę pierwszego świata, która jest cennym partnerem handlowym. Niemniej Palestyńczycy rzeczywiście spodziewali się, że te państwa pozostaną zakładnikami ich weto wobec normalizacji stosunków z Izraelem. Palestyńscy przywódcy nadal są zaszokowani informacją, że podczas gdy oni tkwią w mentalności, która uważa Izrael za nielegalne państwo, które zostanie wymazane z mapy, inni Arabowie i muzułmanie uznają, że to się nie zdarzy. Jeśli Palestyńczycy nadal nie chcą zawrzeć pokoju, inni Arabowie nie będą poświęcali własnych interesów dla nich, wyłącznie z powodu sentymentu.


Niektórzy liberałowie twierdzą, że nacisk ze strony państw arabskich przekona Palestyńczyków, by zmienili ton. Jeśli jednak jest coś, czego powinniśmy byli nauczyć się od dyplomacji zespołu Trumpa, to że strategia „z zewnątrz do środka”, w której państwa arabskie użyłyby swoich finansowych wpływów, by przekonać Palestyńczyków do negocjacji, jest mitem. Faktycznie, Porozumienia Abrahamowe są dowodem, że także Arabowie nie wierzą już w ten mit.


Chociaż państwa, które znormalizowały stosunki z Izraelem, nadal wypowiadają puste słowa o sprawie palestyńskiej, myśl, że są gorliwymi zwolennikami stworzenia palestyńskiego państwa, może także być mitem. Ostatnią rzeczą, jaką chcą rządy arabskie, to jeszcze jedno niestabilne, słabe państwo, które może być łatwym łupem islamistycznych ekstremistów.  Taki rozwój sytuacji byłby równie groźny dla nich, jak byłby groźny dla Izraela.


Choć wszystkie te czynniki powinny przekonać Palestyńczyków do wielkiego rachunku sumienia, gdzie pobłądzili, nie ma śladu, by to się działo. Zamiast tego, wszystko, co słyszymy z Ramallah i z Gazy, to jeszcze więcej obelg o arabskich zdrajcach i nikczemnych Izraelczykach i Amerykanach, nie zaś zrozumienie, że czas im uciekł.  


Racjonalną reakcją na niedawne wydarzenia byłoby dla Palestyńczyków zrewidowanie ich oczekiwań w dodatku do ich strategii i taktyki. Jak długo odmawiają zrobienia tego, ich izolacja będzie tylko narastała, zapewniając, że każdy wynik poza kontynuacją status quo jest coraz bardziej nieprawdopodobny.


Can the Palestinians adjust to changing times?

JNS.Org., 28 grudnia 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.