Otwarcie nawiasu prezydentury Bidena


Amir Taheri 2020-12-30


Wraz z decyzją Kolegium Elektorów wygrana Joego Bidena w wyborach jest pewna i 6 stycznia zostanie zatwierdzony jako następny prezydent Stanów Zjednoczonych.


I, jeśli nie zdarzy się nic surrealistycznego, złoży przysięgę 20 stycznia.


Jak może wyglądać prezydentura Bidena?


Przy dziwactwach amerykańskiej demokracji takie spekulacje równają się zdaniu się na łaskę losu. Prezydenci, o których prorokowano, że doprowadzą naród do katastrofy, okazywali się najbezpieczniejszymi sternikami. Ci, którzy inspirowali romantyczne marzenia, spadali z niebios, jak Ikar, kiedy stopiły się jego skrzydła.  


Część obserwatorów wyraża opinię, że administracja Bidena będzie trzecią kadencją byłego prezydenta, Baracka Obamy. Biden był wiceprezydentem Obamy przez osiem lat i wielu ludzi, których wybrał do swojego zespołu, to absolwenci szkoły Obamy.  


Sądzę, że mylą się.


Zespół Bidena jest obamowy na poziomie personalnym. Wątpię jednak, by był obamowy na poziomie polityki. Ten sam zespół aktorów może grać zarówno “Wiele hałasu o nic” jak i „Hamleta”.  


Lyndon Johnson odziedziczył prezydenturę Johna Kennedy'ego z tym samym personelem, ale okazał się zupełnie innym prezydentem w działaniu. Obama był wyjątkowy, ponieważ miał tak niewiele politycznego doświadczenia zanim wkroczył do Białego Domu. Jako “organizator społeczności” wierzył, że sprawy załatwia się przez wygłaszanie przemówień. Podczas swojej krótkiej kadencji senatora często był nieobecny na sali obrad i nie dokonał niemal niczego jako ustawodawca. Jako prezydent sądził, że rzeczy dokonują się przez ich dekretowanie, a problemy rozwiązuje się przez unikanie ich.  


Ponieważ Biden spędził większość swojego zawodowego życia w legislaturze, jest innym politykiem. Wie, że twierdzenie, iż “cofniemy oceany”, jak to powiedział Obama, jest mało rozsądne. Wie także, że w amerykańskiej polityce każda kwestia może wywołać to, co George Shultz nazywał "battle royal", i że nic nigdy nie jest ustalone „raz na zawsze”, jak głosił Obama o swoich planach rozwiązania arabsko-izraelskiego problemu.  


Również obecna sytuacja w kraju zasadniczo różni się od tej, jaka była, kiedy Obama stawał do wyborów. W owym czasie Amerykanie poszli za Obamą jak na odpust, jedni w pokucie za rzeczywiste lub wyimaginowane winy odziedziczone po przodkach, inni w nadziei pchnięcia kraju na lewo.  


Wówczas Obama był inspirującym kandydatem a John McCain był nudny i bezbarwny. Tym razem nudny był ten, który stawiał wyzwanie. Jak mówi Mark Ash, czołowy członek progresywnego skrzydła partii Demokratycznej:

"Kampania 2020 roku była dziwaczna… Zwycięzca w żaden sposób nie inspirował, a przegrany był chyba jednym z najbardziej inspirujących ludzi w amerykańskiej historii. To Trump, a nie Biden, spowodował rekordową frekwencję wyborczą zarówno wśród Republikanów, jak Demokratów. Ludzie byli albo zainspirowani do głosowania na Trumpa, albo zainspirowani do głosowania przeciwko niemu; Trump by zdecydowanie definiującą postacią”.   

Jednak, niezależnie od słów Asha, sądzę, że w demokracji bycie nudnym może być pozytywne. Czy Clement Attlee nie był nudnym człowiekiem w brytyjskim cyrku politycznym? Czy George Pompidou, nie był najbardziej szary wśród szarych polityków Francji? Czy Arystoteles nie powiedział, że w demokracji najlepszymi przywódcami są „przeciętni obywatele”? I czy Konfucjusz nie ostrzegał przed “barwnymi mężami” nawet w despotycznych Chinach?


Obama został wybrany, bo był Obamą; Biden zwyciężył, bo nie był Trumpem.


Niektórzy obserwatorzy twierdzą, że administracja Bidena poniesie porażkę, ponieważ składa się głównie z Robinów, to jest pomocników, zamiast z Batmanów. Niedocenianie tych, którzy zajmują drugie miejsce, jest częstym błędem, tak w polityce, jak i w biznesie. Pierwsza kampania  Kserksesa, by zaanektować Grecję, udała się dzięki Mardoniuszowi, który był drugim po szefie. Pod Waterloo Markiz Anglesey wykonał ciężką pracę, ale zasługa przypadła Wellingtonowi.


Chociaż w zespole Bidena wielu było drugimi, a nawet trzecimi po szefie w poprzednich administracjach, przynoszą ze sobą bogate doświadczenie które może przywrócić dyscyplinę naruszoną za czasów Trumpa. Biden umieścił najbardziej kontrowersyjnych członków administracji Obamy na izolowanych stanowiskach.  


Bezużyteczny John Kerry będzie używał swojej bezużyteczności jako koordynator fikcyjnych działań środowiskowych. Susan Rice, która próbowała zostać sekretarzem stanu, otrzymała coś niewyraźnego o nazwie “wewnętrzny koordynator”. Hillary Clinton, która pragnęła Pentagonu, będzie nadal przeżuwać  swoje rozgoryczenie.


Biden odmówił także dopuszczenia do wysokiego stołu tak zwanych progresistów. Elisabeth Warren prowadziła kampanię, by dostać ministerstwo skarbu, podczas gdy Bernie Sanders prosił o stanowisko ministra pracy.


W zeszłym tygodniu Biden wezwał przywódców “praw obywatelskich’ i zjechał ich solidnie, mówiąc, że ich ekstremizm, wyrażający się w działaniach organizacji Black Lives Matter i kampanii zakończenia finansowania policji, przeszkodziła mu w „zmiażdżeniu Trumpa” przytłaczającą większością głosów. Winił „progresistów” za to, że Trump podwoił liczbę głosujących na niego Afro-Amerykanów i Latynosów.


Jeśli motto Ronalda Reagana brzmiało “kampania w formule poezji i rządzenie w formule prozy”, Biden wydaje się wybierać prozę przez cały czas. Dlatego platforma, którą przedstawił, była jeszcze  bardziej bezbarwna niż ta, którą przedstawił Mitt Romney w 2008 roku.


Mimo nacisków ze strony "progresistów" Bidenowi udało się uniknąć zobowiązania do cofnięcia wszystkiego, co zrobił Trump.  


Nie uzależni USA od importu energii, skoro eksportujące ropę obszary obejmują Bliski Wschód, Morze Kaspijskie i Wenezuelę, które pozostają niestabilne. Starania o podcięcie skrzydeł Chinom będą trwały, mogą być nawet bardziej intensywne, choćby z powodu podejrzanych układów Huntera Bidena z chińskimi biznesami, co z pewnością będzie prześladować prezydenturę Bidena.


Nie jest też prawdopodobne, że Biden cofnie kampanię przekonywania krajów arabskich, by znormalizowały stosunki z Izraelem, a nikt nie sądzi, że zabierze ambasadę USA z Jerozolimy.


W stosunkach z Islamską Republiką Iranu Biden ma mocne karty sankcji stworzonych za czasów Obamy i zastosowanych przez Trumpa. Obama oferował marchewkę i nie udało mu się. Trump oferował tylko kij i nie osiągnął swojego celu sesji zdjęciowej z najwyższym mułłą, Alim Chameneim, lub choćby z Hassanem Rouhanim. Biden ma silniejszą pozycję niż mieli Obama lub Trump, ponieważ reżim chomeinistów jest słabszy niż cztery lata temu.


Przyjęcie paryskiej umowy klimatycznej też nie jest łatwe. W zeszłym tygodniu sygnatariusze bezczelnie przyznali, że nie wprowadzili jej w życie. Biden nie może zrobić nic poza przedstawieniem propozycji Senatowi, który prawdopodobnie odrzuci ją w jej obecnej postaci.  


Także jeśli Republikanie stracą miejsca, o które nadal toczy się walka w Georgii, Biden nie będzie miał senackiej większości, jaka jest mu potrzebna. Jego obóz Demokratów jest podzielony na „progresistów” i konserwatystów, którzy oskrzydlają go z lewej i z prawej. W 2022 roku będą nowe wybory jednej trzeciej Senatu, tym razem dotyczące więcej demokratycznych senatorów niż republikańskich. W tym czasie kraj będzie raz jeszcze przygotowywał się do kolejnych wyborów prezydenckich. Pytanie powinno brzmieć: czy Biden stanie do nich i czy znowu Trump będzie jego rywalem?


Wielu Amerykanów ma nadzieję, że kadencja Trumpa okaże się zaledwie nawiasem. Nie wiedzą, że kadencja Bidena także będzie nawiasem. W rzeczywistości, wszystkie amerykańskiej kadencje prezydenckie są szybko zamykającymi się nawiasami. Tym, co jest trwałe, to jest amerykańska demokracja, która trzyma kurs statku nawet podczas największych sztormów.  


No cóż, zaczęliśmy od prozy, a kończymy poezją. To nie jest dobry znak!


The Biden Parenthesis Opens

Gatestone Institute, 20 grudnia 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Amir Taheri

Pochodzący z Iranu dziennikarz amerykański, znany publicysta, którego artykuły publikowane są często w ”International Herald Tribune”, ”New York Times”, ”Washington Post”, komentuje w CNN, wielokrotnie  przeprowadzał wywiady z głowami państw (Nixon, Frod, Clinton, Gorbaczow, Sadat, Kohl i inni)  jest również  prezesem Gatestone Institute).