Sprawa palestyńska w oczach Libańczyka


Hazem Saghija 2020-12-26

Hazem Saghija (Źródło: Hafryat.com)
Hazem Saghija (Źródło: Hafryat.com)

Znany libański dziennikarz, Hazem Saghija w artykule z 13 grudnia 2020 w wychodzącej w Londynie gazecie saudyjskiej „Al-Sharq Al-Awsat”,  broni krajów, które ostatnio znormalizowały swoje stosunki z Izraelem. Te kraje, pisze, mają istotne, egzystencjalne niepokoje i własne potrzeby narodowe, i nie można oczekiwać, że poświęcą je na rzecz sprawy palestyńskiej, „której nikt już dłużej nie przypisuje wielkiego znaczenia”. Rozmaite elementy w świecie arabskim, takie jak Iran i Syria, jak również islamiści, lewicowcy i panarabscy nacjonaliści wykorzystywali sprawę palestyńską dla własnych celów, wykrzykując bombastyczne hasła o arabskiej jedności i o pokonaniu Zachodu, co tylko powodowało, że kwestia palestyńska stawała się bardziej  nierozwiązywalną. Nostalgia za tym sloganami nie przyniesie Palestyńczykom żadnych osiągnięć.


Poniżej podajemy fragmenty jego artykułu.[1]


Reakcje potępiające niedawne arabskie kroki normalizujące stosunki z Izraelem pominęły i zlekceważyły jeden konkretny punkt, który był szeroko omawiany w innych kontekstach, mianowicie żywotne potrzeby normalizujących te stosunki krajów. Niewielu zauważyło fakt, że te kraje i ich narody mają własne problemy, włącznie z niebezpieczeństwem, jakie stanowi Iran i jego ekspansjonistyczne tendencje; pragnienie Maroka przywrócenia tego, co uważa za swoją terytorialną integralność i Sudanu by usunięto go z listy państw terrorystycznych, z wszystkimi ekonomicznymi skutkami, jakie to może przynieść. Te sprawy nie są trywialne. Nawet Liban, który nie znormalizował swoich stosunków z Izraelem, prowadził bezpośrednie negocjacje z Izraelczykami o wytyczeniu granicy morskiej między tymi dwoma krajami i wyjaśniał to przez potrzebę produkowania własnej ropy naftowej.


Jak długo pojęcie "Arabowie” obejmuje różne kraje i społeczeństwa, z różnymi interesami, trudno będzie ignorować te sprawy i troski, i twierdzić, że normalizacja stosunków z Izraelem jest jedynie wolą jakiejś rządzącej elity lub oczekiwać, że Arabowie poświęcą swoje interesy z lojalności dla “narodowego obowiązku” popierania sprawy palestyńskiej, obowiązku, któremu nikt nie przypisuje dłużej znaczenia.


Niektórzy przeciwnicy normalizacji twierdzą, że arabskie reżimy mogą z łatwością zdławić wolę swoich narodów i zmusić je do zaakceptowania normalizacji. Co jednak mówią, kiedy reżimy, które najgłośniej trąbią o swojej wrogości wobec Izraela i sprzeciwie wobec normalizacji stosunków z Izraelem, są tymi, które najbardziej uciskają własne narody i wyrządzają największe szkody Palestyńczykom?...


Rozgoryczenie Palestyńczyków jest z pewnością zrozumiałe, ponieważ osiedla, nieustanne podważanie ich terytorium i zanikanie możliwości rozwiązania w postaci dwóch państw nadal dławią ich niewątpliwe prawa. Co jeszcze powiększa tę gorycz i zwiększa poczucie oszukania, jest to, że Arabowie kiedyś wykrzykiwali tyle sloganów, takich jak “Palestyna jest najważniejszą sprawą Arabów”, “Palestyna jest naszą centralną sprawą”, “Palestyna jest naszym kompasem” i „nasz stosunek wobec krajów świata zależy od ich stosunku do sprawy palestyńskiej” itd. Ponadto, każdy, kto słyszał te slogany, albo wierzył w nie, albo udawał, że w nie wierzy…


W omawianiu krajów i polityki… ważne jest zauważenie, że sprawa palestyńska nie jest dłużej zgodna z narodowymi troskami innych krajów arabskich i nie niesie dłużej obietnicy wyzwolenia dla nikogo ani poprawy niczyjej sytuacji ekonomicznej. Nieustanne wezwania do oporu i konfrontacji, które nadal słychać na marginesach sprawy palestyńskiej, straciły wszelką atrakcyjność dla Arabów, a prawdopodobnie także dla samych Palestyńczyków.     


To rozłączenie sprawy palestyńskiej i problemów krajów arabskich stało się katastrofą dla wszystkich i działania Palestyńczyków są za to częściowo odpowiedzialne, bowiem ich sprawa nie pasuje dłużej ani do interesów krajów i narodów arabskich, ani do ich obaw. W rzeczywistości, pogłębia te obawy. Pomyślcie o tym: ruchy takie jak Hamas i Islamski Dżihad mają pakt z Iranem, krajem, którego obawia się większość świata arabskiego. Te dwie organizacje powtarzają błąd OWP, poparcia dla inwazji Saddama Husajna w 1990 r. na Kuwejt, ale na znacznie większą skalę.  


Dzisiaj stosunki między Izraelczykami i Palestyńczykami mają bardzo mały wpływ na resztę świata arabskiego. Dokładniej, kiedy wrzask w sprawie palestyńskiej stał się większy od samej sprawy, wszystkim było łatwiej zawłaszczyć ją i wykorzystać. To pozwoliło Baszarowi Al-Assadowi na wykorzystanie jej tak, jak to zrobił i umożliwiło Iranowi utrzymywanie, że reprezentuje ją i przewodzi jej…   


Ta sprawa ma historię. Po tym co zdarzyło się w Jordanii w 1969 r. i w Libanie w 1970 r., stało się jasne, że interesy i aspiracje Palestyńczyków mogą rozejść się z interesami innych Arabów do tego stopnia, że nie można połączyć ich panarabskimi, narodowymi sloganami. Ten rozziew powiększył się bardziej kiedy zdarzyło się kilka innych rzeczy: porozumienie pokojowe Camp David między Egiptem a Izraelem, które nie wywołało żadnego masowego powstania w Egipcie, następnie wojna o wyzwolenie Kuwejtu [tj. wojna w Zatoce w 1990 r.] i wreszcie rewolucje Arabskiej Wiosny, które naświetliły wiele narodowych spraw, co odebrało centralność sprawie palestyńskiej na poziomie werbalnym… 


Równocześnie, liczba krajów walczących z Izraelem ciągle spadała: w 1948 r. było siedem krajów, w 1967 r. były trzy, w 1973 r. były dwa, a w 1982 r. był tylko jeden – potem wszystkie wojny były jedynie lokalnymi walkami w Libanie i w Gazie.  


To obiektywne spojrzenie na sprawę palestyńską stale zyskiwało grunt mimo zdecydowanej tendencji do wyolbrzymiania sprawy do tego stopnia, że stawała się nierozwiązywalna: islamiści wiązali ją z krucjatami, lewicowcy kojarzyli ją z imperializmem i jego ekspansją na świat, a nacjonaliści kojarzyli ją z rozrywaniem „arabskiej ojczyzny”. To znaczyło, że rozwiązanie można było osiągnąć tylko przez pokonanie Zachodu, czyli “nowoczesnych krzyżowców” lub jako część socjalistycznej, globalnej rewolucji, albo jako ruch ku pan-arabskiej jedności.


Te slogany jednak tonęły jeden za drugim, jak przeciekające statki, które nie mogą dotrzeć do żadnego portu… Ponieważ Izrael był militarnie potężniejszy od Arabów, był jedyną stroną, która odnosiła korzyści z wyolbrzymiania sprawy palestyńskiej, używając jej do wzmocnienia okupacji i erozji palestyńskiej ziemi.


Wszystko to jest bardzo smutne w nostalgiczny sposób. Przyjmowanie jednak nostalgii jako sposobu życia niekoniecznie przynosi rezultaty tym, którzy to robią.          

 


[1] Al-Sharq Al-Awsat (London), December 13, 2020.

 

MEMRI, Specjalny komunikat Nr 9100, 21 grudnia 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska 

 

Od Redakcji „Listów z naszego sadu”


Uważna lektura artykułu libańskiego dziennikarza w wydawanej po arabsku w Londynie gazecie pokazuje, że mimo całej otwartości, autor jest bardzo ostrożny. Wspominając Jordanię w 1969 roku i Liban w 1970 nie pisze otwarcie, że to chodzi o wywołanie dwóch wojen domowych przez terrorystów Arafata. Pisząc o związkach Hamasu i Islamskiego Dżihadu z Iranem nie wspomina o terrorze Hezbollahu w Libanie (którego rzekomą raison d'etre jest sprawa palestyńska). Słowa o osiedlach i okupacji brzmią w kontekście tej ewidentnej autocenzury bardziej jak zaklęcia w obawie przed prześladowaniami, aniżeli jak wyraz głębokiego przekonania. Tego jednak nie możemy wiedzieć. Liban nie jest wolnym krajem, a irańska marionetka, Hezbollah jest tam dziś największą siłą militarną i polityczną.