Jak “New York Times” pomógł ukryć masowe morderstwo Stalina na Ukrainie


Izabella Tabarovsky 2020-11-04

James Norton w “Obywatel Jones”, z Samuel Goldwyn Films

James Norton w “Obywatel Jones”, z Samuel Goldwyn Films



Dziennikarstwo nie musi ukrywać prawdy w służbie modnych idei i osobistego narcyzmu. To jest wybór.


Zaraz na początku filmu Obywatel Jones polskiej reżyserki, Agnieszki Holland, bohater, Gareth Jones, który przyjechał do Moskwy, by dowiedzieć się o radzieckiej kolektywizacji, mówi, że nie ma żadnego innego celu poza dotarciem do prawdy. Jest rok 1933 i dwie totalitarne siły spuszczają ze smyczy swoje rywalizujące wizje świata na euroazjatycki kontynent. Rozmówczyni Jonesa, Ada Brooks, zagraniczna reporterka w Moskwie, pyta Jonesa z niemałą dozą cynizmu, czyją prawdę stara się odkryć. Jones mówi, że szuka „prawdy. Istnieje tylko jeden rodzaj”.


Kwestia prawdy leży u sedna historii, którą zajmuje się Holland – koszmarnej klęski głodowej zorganizowanej przez reżim Stalina, która ogarnęła Ukrainę, Powołże, północno kaukaskie regiony Kubania i Donu oraz Kazachstan zimą 1932-1933. Na samej Ukrainie, gdzie jest znana pod ukraińską nazwą Hołodomor i często określana jako Wielki Głód, pochłonęła, jak się szacuje, 4 miliony ofiar. Na tę niezwykle żyzną ziemię Stalin narzucił żądania produkcyjne, odbierając całe dostępne ziarno i inwentarz żywy, i używając głodu, by złamać kark chłopstwu, którego opór wobec kolektywizacji groził podważeniem wysiłku industrializacji.  


Zbrodnia Stalina była jednak tylko jednym obliczem tej historii. Drugim obliczem było niezwykłe milczenie ze strony świata, który nie poinformował o tym i nie przyznał faktów. Wielu było wspólników tego przemilczenia, ale rola gwiazdorów niewątpliwie należy do stacjonujących w Moskwie zachodnich dziennikarzy, którzy informowali błędnie, umniejszali lub w ogóle nie donosili o tym, co wyraźnie działo się tuż przed ich oczyma. Walter Duranty, wysłannik “New York Timesa” w Moskwie, zwyczajnie kłamał o wydarzeniach, świadomie wprowadzając w błąd swoich czytelników. W 1932 roku otrzymał nagrodę Pulitzera za swoje reportaże z Rosji. Zgłębianie przez Holland kwestii wspólnictwa prasy w jednej z największych zbrodni Józefa Stalina, nadaje filmowi nieoczekiwanej istotności dla naszego obecnego czasu, kiedy rola i cel mediów i samego dziennikarstwa wydają się być atakowane – zarówno ze strony chętnych kandydatów na dyktatorów, jak i ludzi, dla których cnota jest arbitrem prawdy.


Kiedy po raz pierwszy spotykamy 27-letniego Jonesa, jest on doradcą ds. polityki zagranicznej brytyjskiego premiera, Davida Lloyd George’a i trochę pisze w wolnym czasie. Udała mu się wielka sprawa – wywiad z Hitlerem – i teraz ma nadzieję na wywiad ze Stalinem. Słuchając audycji radzieckiego radia próbuje rozwiązać zagadkę: jak może Kreml, o którym zakłada, że jest na skraju bankructwa, planować szaleństwo wydatków na industrializację? Liczby nie chcą się sumować. Zwolniony z pracy – jest Wielka Depresja i cięcia budżetowe – postanawia wybrać się do Związku Radzieckiego w poszukiwaniu odpowiedzi.  


Przybywa do Moskwy na początku marca, robi obchód zagranicznych dziennikarzy i szybko dowiaduje się, że nie wolno mu podróżować poza stolicę. Słyszy także, że tym, co płaci za stalinowską industrializację, jest ziarno – “złoto Stalina”. Kiedy jednak pyta o Ukrainę - “spichlerz Europy” i przypuszczalnie źródło tego złota – dają mu do zrozumienia, że zbyt wiele pytań na ten temat może prowadzić do przedwczesnej śmierci: tuż przed przyjazdem Jonesa do Moskwy znaleziono zagranicznego reportera koło hotelu Metropole z czterema kulami w plecach. Jego nowa znajoma, Ada Brooks, mówi mu, że ten reporter pracował nad sprawą Ukrainy i bał się o tym mówić. Jones pakuje nieco żywności i wsiada do jadącego na południe pociągu, żeby zbadać sprawę.



Holland korzysta z artystycznej swobody, by udramatyzować opowieść: morderstwo, tajemnica i milczenie wzmacnia narrację. W prawdziwym życiu jednak nie było poprzedzającego przybycie Jonesa morderstwa dziennikarza i nie było w ogóle żadnej tajemnicy w sprawie głodu na Ukrainie, także wśród korpusu zagranicznych dziennikarzy w Moskwie. Głód “był wielkim tematem we wszystkich naszych rozmowach w Moskwie. …Każdy, z kim mówiłeś, wiedział, że trwa straszliwa klęska głodowa” –powiedział w wywiadzie wiele lat później Malcolm Muggeridge, wówczas reporter „Manchester Guardian”. Nawet radziecka prasa przyznawała, że ludzie jedzą „ziarno siewne i bydło”. Nie trzeba było być geniuszem, powiedział Muggeridge, żeby zrozumieć, że ludzie w regionie głodowali, ani żeby zobaczyć, że „wszyscy korespondenci w Moskwie wypaczali” tę sprawę.  


Dla reportera z odrobiną odwagi i z ciekawością zakaz podróży służył raczej jako wyzwanie niż niemożliwa do przebicia się przeszkoda, a Muggeridge był właśnie takim reporterem. Pytania o głód dręczyły go przez długi czas. Przybył do Moskwy jesienią 1932 roku jako przekonany komunista, który wżenił się w rodzinę znanej brytyjskiej socjalistki i socjolożki, Beatrice Webb (to ona ukuła zwrot układy zbiorowe), planował rezygnację z brytyjskiego obywatelstwa, zostanie radzieckim obywatelem i dołączenie do galwanizującego wysiłku zbudowania pierwszego państwa robotników. Kiedy jednak zaczął wysuwać nos poza ciasny krąg siedzących w Moskwie zagraniczników, żeby zobaczyć, jak wygląda życie zwykłych Rosjan – planował przecież żyć wśród nich – spotkał się z rzeczywistością, która zmusiła go do rewizji swoich założeń.  


W zbeletryzowanej relacji, A Winter in Moscow, Muggeridge opisał spotkanie z chłopem na jednym z targów Moskwy. Chłop tak rzucił się na kawałek kiełbasy, który właśnie kupił aż zaczął się „dławić”. Na jego twarzy Muggeridge zobaczył coś „zwierzęcego, zdesperowanego, strasznego”. To był moment, w którym zaczął się zastanawiać. „Ten człowiek głoduje, pomyślał. Czy inni też głodują? Czy w ich oczach jest to samo spojrzenie?” Nagle „zobaczył głód wszędzie” – w “bladych, zbolałych  twarzach” wokół niego, w “cierpliwych kolejkach” czekających na podstawowe produkty żywnościowe i w pustych sklepach, gdzie nie było niczego poza kamiennymi popiersiami Marksa, Lenina i Stalina. Podczas obiadu ugotowanego z produktów, które jego żona kupiła w dobrze zaopatrzonym sklepie, gdzie kupowało się za zagraniczną walutę a wstęp mieli jedynie cudzoziemcy, zapytał siebie, jak to możliwe, że “Dyktatura Proletariatu serwuje taki doskonały posiłek jemu, cudzoziemcowi, podczas gdy miejscowa ludność głoduje”.


Muggeridge postanowił pójść za swoim dziennikarskim instynktem. „Bez jakichkolwiek planów i bez prośby o pozwolenie” kupił bilet kolejowy do Kijowa i Rostowa. „Radziecka służba bezpieczeństwa nie jest tak dobra, jak ludzie sądzą – opowiadał później. – Jeśli raz uda ci się jej umknąć, możesz zajechać całkiem daleko. A przynajmniej mogłeś w tamtych dniach”. I w ten sposób dotarł do Kaukazu Północnego i na Ukrainę (prawdopodobnie tuż przed przyjazdem Jonesa do Moskwy) podróżując w wygodnym wagonie Pullmana, pojony niekończącymi się ilościami herbaty i cieszący się wszystkimi wygodami należnymi jego zachodniej pensji i zachodnim przywilejom.  


Widok, jaki powitał go po przybyciu na miejsce, był miażdżący i na dobre zakończył jego romans z socjalizmem. “Społeczeństwo głoduje – pisał w jednej z trzech depesz dla “Guardiana” po tej podróży. – Głód był słowem, które słyszałem najczęściej. … Bydło i konie są martwe; pola porzucone… całe wyprodukowane ziarno zabrane przez rząd; teraz w ogóle nie ma chleba, żadnego chleba nigdzie, nie ma też wszystkiego innego; rozpacz i bezgraniczne zagubienie”. Opisał małe miasta i wsie “po prostu odrętwiałe a ludzie w zbyt rozpaczliwym stanie, by choćby czynnie mieć za złe to, co się stało”, z ciałami często spuchniętymi z głodu. Zauważył, że “tylko wojsko i G.P.U. [tajna policja] są dobrze odżywieni, reszta społeczeństwa głoduje, jest wyraźnie sterroryzowana”.  


Kiedy zobaczył, że zadaniem żołnierzy i tajnej policji jest powstrzymanie ludzi przed opuszczeniem regionu, Muggeridge doszedł do wniosku, że klęska głodowa “została zorganizowana” i porównał to do “wojskowej okupacji; gorzej, do czynnej wojny”. Później nazywał cały plan “diabelskim”. Wizyta w niemieckiej prywatnej firmie rolniczej, która w odróżnieniu od otaczającego ją obszaru miała dobre zbiory, a zarówno zwierzęta, jak ludzie byli dobrze odżywieni, tylko potwierdziła jego wniosek.   


Po powrocie do Moskwy Muggeridge zrelacjonował to, co widział w brytyjskiej ambasadzie i poprosił o przeszmuglowanie jego depesz w poczcie dyplomatycznej. 25 marca, 27 marca i 28 marca “Guardian” opublikował je, ale bez podania nazwiska autora (możliwe po to, by zapobiec wydaleniu Muggeridge’a z Moskwy). Muggeridge uważał, że zostały “okaleczone” i rozwodnione przez redakcję. Niemniej, nawet w tej okrojonej postaci wywołały poruszenie.  


Jones, z kolei, rozpoczął podróż na Ukrainę 10 marca, właśnie kiedy Muggeridge kończył swoją. Żaden z nich nie wiedział o podróżach tego drugiego zanim obaj nie powrócili. Podróżowali różnymi drogami i odwiedzali różne miejsca, ale doszli do tych samych wniosków. W odróżnieniu od Muggeridge’a, wyprawa Jonesa nie była zabroniona: dla władz radzieckich nie był on dziennikarzem i dzięki związkowi z Lloydem Georgem udało mu się otrzymać oficjalne pozwolenie na podróż do Charkowa, ówczesnej stolicy Ukrainy. Zamiast jednak pojechać do stacji końcowej i swojego nominalnego celu podróży, Jones wysiadł z pociągu 65 kilometrów wcześniej i przeszedł piechotą resztę drogi.


Podczas marszu przez wiejskie tereny Ukrainy Jones odwiedził 22 wsie, prowadził wywiady z rolnikami, którzy głodowali i umierali. Rozmawiał z setkami chłopów, w cztery oczy, po rosyjsku, starannie zapisując rozmowy. Rozmawiał także z chłopami, którzy w poszukiwaniu żywności przenieśli się do miast. („Chłopi z najbogatszych części Rosji przybywali do miast po chleb!! – pisał później z osłupieniem.) Po powrocie do Moskwy przeprowadził wywiady z 20 do 30 członkami zagranicznego korpusu dyplomatycznego. Podobnie jak Muggeridge, odkrył, że narzucona przez rząd klęska głodowa była otwartą tajemnicą. Jones wyjechał z ZSRR pod koniec marca i w drodze powrotnej, 29 marca – w dzień po opublikowaniu przez „Guardiana” ostatniej relacji  Muggeridge’a – zorganizował w Berlinie konferencję prasową. Rozmaite gazety opublikowały jego opowieść. Po raz pierwszy doniesienia o klęsce głodowej można było przypisać konkretnemu człowiekowi, który widział to na własne oczy.


Depesza Waltera Duranty’ego z Moskwy w piątek, 31 marca 1933 r. „New York Times”
Depesza Waltera Duranty’ego z Moskwy w piątek, 31 marca 1933 r. „New York Times”

Podwójne uderzenie relacji Muggeridge-Jones było nie do zniesienia dla Radzieckiego Biura Prasowego. Biuro zaczęło naciskać zachodnich reporterów, by temu zaprzeczyli. I czy było to działanie w zmowie, jak twierdził później jeden z dziennikarzy, czy nie, głośne zaprzeczenie istotnie pojawiło się – autorstwa tak znanej postaci jak Walter Duranty, wychwalany laureat nagrody Pulitzera, korespondent „New York Timesa” w Moskwie i najwyższy zachodni, popularny autorytet we wszystkich sprawach dotyczących bolszewików. 31 marca “New York Times” opublikował obecnie uważany za haniebny artykuł: Russians Hungry but Not Starving, w którym zaprzeczał klęsce głodowej – faktowi, o którym wiedział, że jest prawdą i często o nim mówił w prywatnych rozmowach.


Tak, był głód, napisał Duranty, ale zgony były spowodowane chorobami związanymi z niedożywieniem, nie zaś klęską głodową. Istotnie występują braki, ale większe miasta mają żywność. “Nowość” kolektywnego rolnictwa po prostu “dokonała zamieszania w produkcji żywności”.  


Aby dobitnie przedstawić swoją tezę, Duranty posłużył się zwrotem, który już wtedy był jego znakiem firmowym: “Nie można zrobić omletu bez rozbicia jajek” – prawdopodobnie oparł to na rosyjskim odpowiedniku: “Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. To powiedzenie było szeroko używane w kraju w owym czasie, by zbywać niepokój o wstrząsy i ekscesy rewolucji. (Podobno sam Stalin to powtarzał.) Nabrało to złowieszczego tonu w kraju i na zawsze kojarzone jest z milionami istnień ludzkich poświęconych na ołtarzu rewolucji. Dla publiczności Duranty’ego jednak ten zwrot był dowodem jego geniuszu, zdobywając dla niego wiele punktów od wielbicieli sowieckiego eksperymentu.


Zadanie Duranty’ego nie zakończyło się jednak na zaprzeczeniu klęsce głodowej; koniecznie trzeba było zdyskredytować posłańca. Duranty przedstawiał Jonesa jako młodzieńca o wybujałej wyobraźni, mówiąc, że jego całe doświadczenie z Rosją ogranicza się do trzytygodniowego pobytu na ukraińskiej prowincji. (To nie była prawda: Jones studiował język rosyjski w Cambridge i dwukrotnie odwiedzał ten kraj wcześniej.) Duranty wypaczał i błędnie przedstawiał argumenty Jonesa.


W końcu Jones stał sam przeciwko “wielkiemu Duranty’emu” i szanowanej gazecie. Media wzgardziły jego reportażami. Lloyd George zdystansował się od niego. Dla wielu zaakceptowanie prawdy doniesień jego i Muggeridge’a było tym trudniejsze, że właśnie wtedy Hitler używał wielkiego głodu na Ukrainie w swojej propagandzie i atakował niemieckich socjaldemokratów twierdząc, że “marksiści” na całym świecie są odpowiedzialni za zbrodnie Stalina. Stało się “kontrowersyjne zauważanie, że w ogóle istnieje klęska głodowa” - napisał historyk Timothy Snyder.


Tak wychłostanemu Jonesowi nie pozostawało nic innego jak wrócić do domu. Tam został  reporterem dla “Western Mail” i “South Wales News”. W kolejnych miesiącach skupił swoją reporterską działalność na nazistowskich Niemczech. Podróżując tam w maju mógł zobaczyć, że jego wcześniejsze proroctwo o Niemczech „idących pełną parą” ku faszystowskiej dyktaturze, spełniło się. Był przerażony “śmiertelnym ciosem”, jaki Hitler zadał niemieckiej demokracji. Był także zaszokowany i obszernie pisał o „brutalnej” i „średniowiecznej” kampanii nienawiści do Żydów.


Także Muggeridge, który opuścił Moskwę wkrótce po podróży na Ukrainę, znalazł się w ogniu ataków. Beatrice Webb, słynna socjalistka i ukochana “ciocia Bo” jego żony, nazwała jego artykuły “histeryczną tyradą”, publicznie go odrzucając i nadając ton lewicowej opinii w tej kwestii. Już kilka tygodni wcześniej George Bernard Shaw wysłał otwarty list do “Guardiana”, podpisany przez siebie i 20 innych ludzi, by potępić to, co uznali za prawicowe oszczerstwo wobec państwa robotników. Muggeridge nadal pisał o klęsce głodowej pod własnym nazwiskiem, ale praktycznie był “anulowany”: oczerniany, bojkotowany, ignorowany i bez możliwości znalezienia zatrudnienia.


Przez kolejne dziesięciolecia ten kiedyś aspirujący do radzieckiego obywatelstwa Anglik był systematycznie zbywany jako reakcjonista, zwolennik zimnej wojny lub przeciwnik detente –zależnie od tego, jakie określenie było akurat modne. Przez resztę swojego życia Muggeridge był “zdumiony tym, że taki koszmar mógł się zdarzyć, a potem po prostu zniknąć, ignorowany przez wszystkich”.


Zaniechanie przez olbrzymią większość stacjonującego w Moskwie zagranicznego korpusu prasowego relacjonowania o okrutnej i morderczej klęsce głodowej, którą Stalin umyślnie wywołał na Ukrainie, podnosi szereg niewygodnych pytań. Dlaczego tak wielu dziennikarzy wybrało ignorowanie tak olbrzymiej sprawy, której nie mogli nie widzieć? Dlaczego okazali się tak ulegli i akceptowali ograniczenia poruszania się i relacjonowania narzucone przez władze radzieckie? Dlaczego wielu nawet nie informowało, że takie ograniczenia istnieją?  


Niewątpliwie Radzieckie Biuro Prasowe wywierało olbrzymi wpływ na zagranicznych dziennikarzy. Jego funkcjonariusze z łatwością manipulowali ich potrzebami dostępu do informacji i rozgrywali ich rywalizację. Tylko najbardziej ulegli mogli mieć nadzieję na doskonałe dojścia, które gwarantowały umieszczenie materiału na pierwszych stronach w macierzystej gazecie, a w czasie wielkiego głodu konkurująca sprawa – aresztowanie sześciu brytyjskich inżynierów pod zarzutem sabotażu – wymagała od nich nienagannego sprawowania się. Cenzura także odgrywała rolę. Zobowiązani do pokazywania każdego tekstu radzieckim cenzorom, dziennikarze szybko nauczyli się autocenzury: po co marnować czas na pisanie artykułu, który nigdy nie ujrzy światła dziennego? Poza tym niektórzy prawdopodobnie obawiali się, że mogą stracić swoje uprzywilejowane miejsce: nikt nie chciał wracać do domu i narazić się na bezrobocie podczas Wielkiej Depresji.  


Z pewnością jednak istotną rolę odgrywały także inne czynniki, włącznie z charakterem każdego konkretnego człowieka  i jego osobistymi przekonaniami. W tych czasach głębokiej polaryzacji potrzeba było ludzi o wyjątkowo niezależnym umyśle, żeby zobaczyć cały obraz – i odważyć się o nim napisać. Muggeridge i Jones widzieli głębokie niebezpieczeństwo zawarte zarówno w reżimie nazistowskim, jak radzieckim – a ten pierwszy był często chwalony przez prawicę, ale nienawidzony przez lewicę, która w dyktaturze Stalina widziała ostatnią, najlepszą nadzieję dla ludzkości.  


Z wyjątkową dalekowzrocznością Muggeridge przewidział, że państwo radzieckie nie zatrzyma się na “zniewoleniu” starej arystokracji i burżuazji – ludzi, nad którymi nikt spośród jego socjalistycznych towarzyszy nie uronił ani jednej łzy. (“Mieli swój czas, nadużywali swoich przywilejów i jest właściwe, że powinni ścinać drzewa i kopać kanały dla proletariatu”.) Problem, napisał, polega na tym, że państwo nie zatrzyma się, dopóki nie zdominuje życia „całego społeczeństwa”. Zatrzymując się w Berlinie po drodze z Moskwy, zrozumiał z oślepiającą jasnością, że naziści maszerujący po Unter den Linden nie różnili się od „komsomolców”: Byli „tymi samymi ludźmi, z tymi samymi twarzami. To jest to samo przedstawienie”.   


Także Jones widział uderzające podobieństwa między tymi dwoma opozycyjnymi wobec siebie ruchami i reżimami. Zabrało mu zaledwie kilka godzin pobytu w Niemczech, by ogarnęło go poczucie déjà vu. Gdzie doświadczył “podobnej atmosfery idealizmu połączonego ze strachem, nieograniczonej nadziei z jednej strony i szeptanej rozpaczy z drugiej”? Natychmiast uświadomił sobie  odpowiedź: to było już w radzieckiej Rosji i w faszystowskich Włoszech. Doszedł do wniosku, że “metody nazistów i faszystów są takie same jak metody bolszewików, niezależnie od tego, jak bardzo mogą różnić się ich cele”.


W filmie Agnieszka Holland zastanawia się nad wagą próby dostrzeżenia całej prawdy w przejmującym dialogu między Jonesem a Brooks. Brooks mieszkała w Berlinie zanim została skierowana do Moskwy i widziała nazistów niszczących wszystko, co było jej drogie, widziała aresztowanie swoich komunistycznych przyjaciół i uważa się za część antynazistowskiego ruchu oporu. Jest w Związku Radzieckim, by dołączyć do ruchu, który jest większy od niej. Radziecki rząd dba o ludzi – “prawdziwych ludzi, robotników”, mówi Jonesowi. Nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy, Jones pyta ją, jak może wierzyć w reżim, który wystrzelił cztery kule w plecy jej przyjaciela, odrzucając go jak rozbite jajko lub wiór drewna.


A co z Walterem Durantym, człowiekiem, który zaprzeczał klęsce głodowej w najważniejszej i najbardziej szanowanej gazecie Ameryki? Może to być zaskakujące lub nie, ale jedyną sprawą, jakiej Duranty był prawdziwie oddany, był on sam. Zwolennik elityzmu z natury, a prawdopodobnie w niemałej mierze narcyz, lubił być w centrum uwagi. Jego stosunek do radzieckiego reżimu zapewnił mu status znakomitości w kulturalnych i społecznych elitach Paryża i Nowego Jorku, a to się dla niego naprawdę liczyło. Właśnie wtedy starał się ustawić jako główny pośrednik nadchodzącego dyplomatycznego uznania Związku Radzieckiego przez Amerykę i nie zamierzał tolerować jakiegoś młodego pętaka, który zrujnowałby mu wystawne przyjęcie. W 1941 roku na chwilę przyznał, że nie docenił rozmiarów klęski głodowej, a nawet posunął się do tego, by nazwać ją sztucznie wywołaną przez człowieka klęską, ale bardzo szybko zmienił ponownie kurs.


Niemniej, choć Duranty był niewątpliwie głównym winnym utkania “narzuty milczenia” nad klęską głodową, niewielu innych z “moskiewskiej kolonii” było “chętnych do relacjonowania tej sprawy”. Prawdopodobnie jako komentarz do tego Holland powierza najbardziej idealistyczne słowa o dziennikarstwie Jonesowi – młodemu wolnemu strzelcowi i outsiderowi – zamiast akredytowanemu członkowi korpusu prasowego: „Dziennikarstwo jest najszlachetniejszym zawodem – mówi Jones do Brooks. – Idziesz za faktami tam, dokąd one prowadzą. Nie stajesz po żadnej stronie”.


Właśnie te rozważania o roli i misji dziennikarstwa nadają filmowi Obywatel Jones takie wrażenie współczesności. Tandetny “pierwszy brudnopis historii”, jaki Duranty i jego koledzy reporterzy pozostawili za sobą, wpłynął na rozumienie przez świat Wielkiego Głodu i całości zbrodni Stalina przez dziesięciolecia. Jaki rodzaj brudnopisów historii jest pisany dzisiaj i jak znane media i poszczególni dziennikarze zajmują pozycje na barykadach w naszych spolaryzowanych czasach? Licząca 90 lat historia klęski głodowej Stalina oferuje niezwykle trafny przypadek do badania tych pytań.  


This story originally appeared in English in Tablet Magazine, at tabletmag.com, and is reprinted with permission.

 

Link do oryginału: https://www.tabletmag.com/sections/arts-letters/articles/walter-duranty-ukraine-new-york-times-mr-jones-agnieszka-holland 

Tablet, 23 października 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Izabella Tabarovsky 

Studiowała historię na Uniwersytecie Harvarda, zajmuje się badaniem historii i ekonomii Rosji i Europy Wschodniej. Obecnie kieruje rosyjskim wydziałem w Kennan Institute.