Mazurek Dąbrowskiego w Świętochłowicach


Weronika Górska 2020-10-29

Zdjęcie Olga Krzyżyk.
Zdjęcie Olga Krzyżyk.

Polska należy nie tylko do zwolenników PiS-u i Kościoła, ale również do ich coraz liczniejszych dziś oponentów. To również, to jest naród, obywatele, suweren, z którego zdaniem należy się liczyć. Nie po raz pierwszy protestujący przeciw brutalnej władzy państwowej odczuwali potrzebę zaznaczenia swojej przynależności Mazurekiem Dąbrowskiego, świadomie lub podświadomie wysyłając przekaz, że po raz kolejny przestępcza władza probuje wydziedziczyć ich z ojczyzny. I tym razem odśpiewano go z przejeciem 27 października, podczas protestu w Świętochłowicach, do którego pod miejscową siedzibą PiS-u dołączył protest z sąsiedniego Chorzowa. Co więcej, protestujący znali hymn swojego kraju trochę lepiej niż Jarosław Kaczyński (pamiętamy, jak przed ośmiu laty zamiast „z ziemi włoskiej do polskiej” śpiewał „z ziemi polskiej do Polski”). Domagali się prawa do wyboru, prawa do decyzji o własnym ciele i życiu, kobiety dawały wyraz swojej niezgodzie na bycie inkubatorem czy trumną z gnijącym płodem w brzuchu, a także żądały świeckiego państwa. Tak, z ich ust padało również wiele wulgaryzmów i inwektyw w kierunku PiS-u oraz Konfederacji. Nie ma jednak prawa rzucać w protestujących  kamieniem Jarosław Kaczyński, który nie na ulicy, ale w Sejmie (gdzie powinny obowiązywać parlamentarne standardy) nazywał swoich oponentów „mordami zdradzieckimi” czy „gorszym sortem”.

Jarosław Kaczyński najpierw rozjuszył ludzi, w środku gwałtownie nasilającej się epidemii i kryzysu gospodarczego, na mocy decyzji zależnego od siebie Trybunału, znosząc prawo do aborcji nawet w przypadku ciężkiego, nieodwracalnego upośledzenia płodu. Również wtedy, gdy płód nie jest w stanie żyć poza organizmem matki. Teraz rzuca w protestujących już nie kamieniem, ale głazem, oburzając się, że wyszli na ulice mimo obostrzeń z powodu pandemii, a następnie napuszczając na nich bojówki ONR i innych „obrońców Kościoła” oraz „jedynie, słusznej tradycji”. W obu przypadkach chowa się za plecami innych, nie ma odwagi ponieść odpowiedzialności za swoje decyzje. Decyzje, które mogą powodować wzrost zachorowań na COVID19, ale również przemoc i rozlew krwi.  

 

Jak się protestuje?


W Świętochłowicach protest był spokojny. Krótkie wystąpienie organizatorek na Placu Słowiańskim, później przemarsz z transparentami i okrzykami pod siedzibę PiS-u, tam dalsze okrzyki, odśpiewanie hymnu państwowego oraz pozostawienie zniczy i transparentów. Organizatorki na wstępie zwróciły się z apelem, żeby nie wchodzić do kościołów ani niczego dewastować, żeby sprzeciw i wściekłość wyrażać bez wandalizmu. Kiedy ktoś z tłumu zaczął rzucać jajkami w siedzibę PiS-u, organizatorki natychmiast przywołały go do porządku.


Ciekawe, bo straż miejska rozdawała maseczki i rękawiczki tym, którzy ich potrzebowali. Policja nie pałowała, nie gazowała, ograniczając się do kierowania ruchem. Nic dziwnego, że przed rozejściem się protestujących, otrzymali oklaski i podziękowania.      

 

Kto protestuje?


W Świętochłowicach na proteście była głównie młodzież, zarówno dziewczęta, jak i chłopcy, ludzie którzy dopiero osiągnęli dojrzałość płciową i na których życiu decyzja Trybunału zaważy najbardziej. Protestowały też osoby w średnim i starszym wieku. Protestowała matka niepełnosprawnej, dorosłej już córki, która na samym początku demonstracji opowiedziała, z jakimi dramatami zmagają się osoby w jej sytuacji i jak niewiele pomocy otrzymały od państwa, zwłaszcza od  czasu wiosennego lockdownu. „Dziewczyny – mówiła - jeżeli zdecydujecie się na macierzyństwo tak ciężko upośledzonego dziecka, jak moje, zapomnijcie o miłości, seksie, karierze zawodowej, jakiejkolwiek samorealizacji i wytchnieniu”. Dalej mówiła o zakazie dorobienia do niewielkiego zasiłku pod groźbą jego utraty, o konieczności żebrania o wsparcie u różnych organizacji i osób prywatnych, o braku funduszy na środki higieniczne w ośrodkach dla niepełnosprawnych, o zawieszeniu ich działalności podczas wiosennego lockdownu, a także o przemocy, jakiej już dorosłe, upośledzone umysłowo, pozbawione terapii osoby dopuszczają się czasem na swoich rodzicach.


Codziennie na ulicach dużych i małych miast protestują nie tylko organizacje feministyczne domagające się legalizacji aborcji w każdym przypadku do 12 tygodnia ciąży (przed rozwinięciem układu nerwowego u płodu), ale również zwolennicy zerwanego przez Trybunał, dotychczasowego kompromisu aborcyjnego, popieranego między innymi przez zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, tak czczonego przez swojego brata Jarosława i resztę pisowskiej zgrai niczym święty. Protestują lekarze, studenci, artyści i celebryci – również ci, którzy dotąd nie wypowiadali się na tematy polityczne. Protestują nawet niektórzy dotychczasowi zwolennicy PiS-u, omamieni wcześniej propagandą TVP, bądź przekupieni programem 500+ lub trzynastą emeryturą. Protestują ci, którzy dotąd nie widzieli zagrożenia, jakie niesie z sobą ingerencja w wolność sądów i Trybunału Konstytucyjnego, a także sojusz tej władzy z ojcem Rydzykiem. Protestują ci, których oburza, że Jarosław Kaczyński przehandlował prawa kobiet za prawa fretek. Nawet gdy tak, jak dla mnie, prawa fretek również są dla nich ważne. Nawet gdy, jak ja, dotąd ze względu na epidemię i troskę o seniorów wyrzekali się wielu swobód i przyjemności, bez względu na to, czy rząd akurat ogłaszał zakończenie epidemii, czy też podejmował spóźnioną i nieudolną walkę z nią. Protestują, bo uważają nieposłuszeństwo obywatelskie za swój moralny obowiązek. Bo są wściekli i mają dość.


To właśnie z nami, z narodem, obywatelami, Jarosław Kaczyński chce wojować rękami ONR-owskich bojówek. Wojować zamiast wprowadzić rzetelną edukację seksualną, łatwy dostęp do antykoncepcji, również tej awaryjnej oraz zwiększyć zakres pomocy dla osób niepełnosprawnych i ich rodzin, tym samym czyniąc zjawisko aborcji o wiele, wiele rzadszym.



Weronika Górska

Poetka, autorka książki dla dzieci.