Czy koniec wojen o ropę naftową?


Andrzej Koraszewski 2020-10-24

Podpalone przez irackich żołnierzy szyby naftowe w Kuwejcie w 1991r.  

Podpalone przez irackich żołnierzy szyby naftowe w Kuwejcie w 1991r.  



Węgiel pchnął rewolucję przemysłową, zawdzięczamy mu więcej niż większość ludzi zdaje sobie z tego sprawę. To dzięki nowej energii poruszającej maszyny możliwe było uruchomienie masowej produkcji i rozpoczęcie procesu wychodzenia z powszechnej nędzy. Jeszcze lepszym, tańszym i wygodniejszym źródłem energii okazała się ropa naftowa. Węgiel przyniósł nam zmorę zanieczyszczonego powietrza. Ropa również nie okazała się ideałem, chociaż w tym przypadku bodaj większym problemem od powodowanych przez to paliwo zanieczyszczeń były zbrojne konflikty, nieustanna walka o panowanie nad tym bogactwem, stanowiącym od stu lat główny napęd przemysłowego rozwoju.


Zaczęło się na terenach rozebranej Polski, od naszego Ignacego Łukasiewicza, chociaż on zaledwie odkrył przydatność tej osobliwej cieczy do oświetlania, uzyskując przy okazji smołę i asfalt. Już to było ważnym powodem do zainteresowania się ropą naftową w USA i w innych krajach, jednak strzałem z Aurory było wynalezienie i opatentowanie przez Rudolfa Diesla wysokoprężnego silnika spalinowego, który zrewolucjonizował transport cywilny i wojskowy. Rok był 1897, a w pięć lat później ruszyła pierwsza seryjna produkcja samochodów (oczywiście Henry Ford). W pierwszej wojnie światowej brały już udział czołgi, opancerzone samochody i samoloty. Już wówczas Wielka Brytania uważała, że irańskie pola naftowe są zasobem strategicznym, nad którym trzeba zachować kontrolę. Stany Zjednoczone stawiały na wydobywanie własnych zasobów i faktycznie przemysł naftowy rozwijał się tam najszybciej. Sprzyjał temu lawinowy rozwój przemysłu samochodowego (w 1930 było już ponad 26 milionów samochodów na amerykańskich drogach), silnik spalinowy spowodował również kolejną rewolucję w rolnictwie. Niebawem ropa zaczęła wypierać węgiel w energetyce i ogrzewnictwie.

 

Walka o roponośne pola i wzajemne niszczenie rafinerii to osobny i ważny rozdział drugiej wojny światowej. Niedobory paliwa mogły uziemić potencjał militarny wroga. Arabska ropa naftowa była prawdopodobnie ważniejszym powodem wrogiego stosunku Brytyjczyków do żydowskiej imigracji do Palestyny niż ich zatwardziały antysemityzm (chociaż wpływ tego drugiego był niemal równie silny).

 

Historia drugiej połowy XX wieku była w niemałym stopniu kształtowana pod wpływem praktycznie nieustannej walki o kontrolę nad zasobami ropy naftowej. Poczynając od wojny o niepodległość Izraela poprzez konflikt sueski, wszystko kręciło się wokół ropy. (Po napaści połączonych armii arabskich w 1948 roku Zachód świadomie wstrzymał się od jakiegokolwiek wsparcia obrony mieszkańców Izraela przed kolejną zagładą, żeby nie drażnić arabskich posiadaczy ziemi z polami roponośnymi.)


Wcześniej, już w 1928 roku zawiązało się pierwsze porozumienie wielkich koncernów naftowych – Seven Sisters. Cel oczywisty, kontrola wydobycia, żeby uniknąć nadmiernego spadku cen. Kraje dysponujące największymi złożami ropy to były głównie kraje trzeciego świata, słabo rozwinięte, zależne od zachodniej technologii i bezgranicznie skorumpowane. Zimna wojna była również wojną o zasoby, więc toczyła się walka o wpływy w tych krajach, przechodząca nieustannie w wojny gorące.


Konflikt sueski militarnie wygrały mocarstwa zachodnie, ale od tego momentu Związek Radziecki miał dominujący wpływ ideologiczny na kraje arabskie, a wiele krajów arabskich zaczęło się przestawiać na radzieckie dostawy broni. W 1960 roku powstaje OPEC, konkurencyjne stowarzyszenie krajów produkujących ropę naftową. Zakłada go początkowo pięć państw – Arabia Saudyjska, Iran, Irak, Kuwejt i Wenezuela. Trzynaście lat później, pod koniec października 1973, liczący już kilkanaście państw OPEC ogłasza ograniczenie wydobycia ropy, zaś Arabia Saudyjska wprowadza embargo na dostawy ropy dla USA. Trwa wojna Jom Kipur, Kissinger zmusza Izrael do natychmiastowego wstrzymania ofensywy i zaakceptowania zawieszenia broni. Niczego to nie  zmienia, decyzja OPEC powoduje drastyczny wzrost cen ropy naftowej i załamanie się zachodniej gospodarki. Pada przemysł samochodowy, stoczniowy, maszynowy. Na tym konflikcie najbardziej wygrywają cztery azjatyckie tygrysy, które zalewają zachodnie rynki małolitrażowymi samochodami, tworzą nowy model przemysłu stoczniowego, już przestawiły się na automatyzację i mają niższe koszty zatrudnienia. (Nie wspominając w tym miejscu o modelu szkolnictwa nastawionego na dostarczanie wiedzy i modelu rodziny nastawionego na motywowanie dzieci do jej zdobywania.) Ten konflikt zmieni również podział zysków z wydobycia ropy naftowej i w ciągu kilku lat kraje produkujące ropę naftową staną się posiadaczami gór pieniędzy. Ubocznym produktem tego trzęsienia ziemi będzie muzułmański radykalizm.   


Szach Iranu korzystając z nowej fortuny postanawia przenieść swój kraj z średniowiecza do współczesności. Najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z faktu, że taki plan musi się zacząć od reform wsi i rolnictwa i od przeciągnięcia na swoją stronę sprzyjających reformom ludzi z instytucji religijnych. Wywiady obcych państw skutecznie pomagają zdestabilizować kraj, zaś rzucający mu wyzwanie skrajnie konserwatywny duchowny zyskuje miłość lewicy całego świata. Szach zostaje wygnany, Chomeini ustanawia w Iranie teokrację i w podzięce za pomoc ogłasza Amerykę „wielkim szatanem”. W tym samym roku Zbigniew Brzeziński namawia prezydenta Cartera, żeby wesprzeć w Afganistanie mudżahedinów i wepchnąć ZSRR w takie samo bagno, w jakim Amerykanie znaleźli się w Wietnamie. Dowcip się udał, Brzeziński prawdopodobnie przyczynił się do upadku ZSRR w większym stopniu niż polski papież, ale Ameryka siedzi w tym bagnie do dziś. Jaki to ma związek z ropą naftową? Ogromny. Zwycięstwo nad Armią Czerwoną w Afganistanie świat islamu uznał za punkt zwrotny w historii, a inwestycje w islamski terroryzm za priorytet ważniejszy niż rozwój własnych krajów. Islamską rewolucję można było teraz finansować z zysków z ropy naftowej. Arabia Saudyjska, Iran i Libia stają się teraz głównymi kasjerami islamskiego terroryzmu. Świat przymykał oczy na miliardy dolarów łożone na wojnę islamu z Żydami i nie miał nic przeciwko wojnom o to, który islam jest lepszy. Kiedy Saddam Husajn rozpoczął wojnę z Iranem miał wsparcie ZSRR i Ameryki. Ośmioletnia wojna nie przyniosła rozstrzygnięcia, ale Islamska Republika Iranu wyszła z niej ideologicznie wzmocniona. Nie udało się Saddamowi przejąć irańskich pól roponośnych, postanowił zająć Kuwejt. Tym razem jednak Stany Zjednoczone zdecydowały się na rozgromienie jego armii (umożliwiając zamienienie Iraku w irańską kolonię).


Tymczasem palestyńscy terroryści byli zbrojeni przez Związek Radziecki i finansowani przez kraje arabskie. Wywołali wojnę domową w Jordanii, zniszczyli kwitnący Liban, kiedy jednak palestyński terror uderzył w kraje zachodnie, Ameryka i Europa rozpoczęły trwający dziesięciolecia „proces pokojowy”. Ten proces polegał głównie na ustępstwach wobec organizacji terrorystycznych. Porwania samolotów stały się głównym narzędziem islamistycznej dyplomacji, głównym, ale nie jedynym. Arabia Saudyjska stała się wielkim finansistą radykalizacji mieszkających na Zachodzie muzułmanów. Fundowała tysiące meczetów, kształciła imamów, zaczęła również inwestować miliardy dolarów w zachodnie uniwersytety i zachodnie media. Mieszkańcy Zachodu długo przy każdym tankowaniu płacili haracz dla islamskich terrorystów i na rzecz pełzającego podboju Zachodu przez radykalny islam.


Zdawać by się mogło, że zamach na WTC we wrześniu 2001 roku powinien przynieść przebudzenie. Stało się wręcz odwrotnie. Walczono po tym zamachu z terroryzmem udając, że ten terroryzm nie ma nic wspólnego z islamem, walka z „islamofobią” stała się powodem ignorowania muzułmańskich zwolenników reform. Zachód nie niepokoił się, kiedy Hamas będący odnogą Bractwa Muzułmańskiego przechwycił władzę w Gazie; nie widział powodu do niepokoju, kiedy partia polityczna związana z Bractwem Muzułmańskim zdobyła władzę w Turcji, amerykańska administracja jednoznacznie poparła rząd Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie.


Prorocy apokalipsy oczywiście przepowiadali, że przy takim popycie złoża ropy szybko się wyczerpią. Naftowe eldorado nadal trwa, ale ceny ropy zaczęły spadać z powodu konkurencji z gazem ziemnym i z powodu lęku przed globalnym ociepleniem. Poszukiwanie alternatywnych źródeł energii nabrało przyspieszenia. Jednak popyt na ropę naftową będzie trwał jeszcze długo i możemy być świadkami kolejnych konfliktów zbrojnych o ropę (obecna wojna domowa w Libii angażuje Turcję, Egipt, i Rosję). Mimo tego prawdopodobnie ropa przestaje być głównym powodem konfliktów zbrojnych na świecie.


Patrząc na ostatnie półwiecze statystyki pokazują, że najwięcej ofiar ponieśli walczący ze sobą muzułmanie. Trudno tu rozgraniczyć dążenie do zdobycia kontroli nad terenami roponośnymi od antagonizmów religijnych i ambicji imperialnych, jednak długotrwałe popierania islamskiego terroryzmu z zysków za ropę naftową okazało się tak destrukcyjne, że obecnie obserwujemy próby wyplątania się z tego bagna i wykorzystanie resztek pańskiej fortuny raczej na rozwój niż na podbój. (Nie jest to jednak opcja, która kusi władców Iranu, Turcji  czy Kataru.)  


Tak czy inaczej, epoka wojen o ropę naftową prawdopodobnie powoli dobiega końca. Co nie znaczy, że nie będzie innych powodów.