Całkowicie nieodpowiedzialny wirus


Andrzej Koraszewski 2020-10-21


Oboje z żoną należymy do grupy osób, które mogą nie doczekać końca pandemii. Wiek i przebyte choroby nie dają nam dobrych prognoz. Na szczęście oboje jesteśmy palaczami (a palacze mają zniszczone receptory w nosach, co utrudnia temu wirusowi czepianie się). Nie wiemy jak to jest u nas z genami po neandertalczykach, ale podobno ci, którym neandertalscy przodkowie zostawili w spadku więcej, są nieco bardziej podatni. (O tej sprawie donosił brytyjski „Guardian”, a to gazeta niepewna jak tyłek  niemowlęcia.) Niby mieszkamy strategicznie, czyli na odludziu, jednak bardzo trudno być stu procentowym odludkiem, a zaraza zastukała już do bram naszego miasteczka, więc jakiś kontakt z tym świństwem już był, albo zaraz będzie.

Sprawdzona i działająca szczepionka jest nadal tylko obietnicą. Niby Rosjanie rozpoczęli szczepienia, jednak znawcy patrzą na tę ich szczepionkę podejrzliwie. Podejrzliwe patrzenie to stała część programu, bo to zawsze najłatwiejsze. (Warknie sobie człowiek i od razu lżej mu się na duszy robi, a jak jest dziennikarzem na etacie, to mu jeszcze za to zapłacą.)  Co drugi dzień czytam, że ktoś na Zachodzie jest już w dołkach startowych z rewelacyjną szczepionką. Więc nie można wykluczyć, że jestem uodporniony.

 

Z leczeniem też problem, uczeni bardzo się spierają, które leki działają, a które funkcjonują raczej jako placebo.

 

Przeprowadzone w Izraelu szeroko zakrojone badania pokazują, że wśród osób, które już przebyły chorobę 20 procent nie nabyło odporności. Co oznacza, że 80 procent ma antyciała (mogą zatem wirusa na ciele i ubraniach przenosić, ale nie będą go produkować).

 

Druga fala zarażeń jest znacznie wyższa niż pierwsza, co grozi załamaniem się służby zdrowia, ale daje nadzieję na osiągnięcie progu, za którym liczba zakażeń zacznie spadać. Nikt nie wie, gdzie właściwie ten próg się znajduje, ani dlaczego w chwili obecnej w jednych krajach zaraza wybucha ze zdwojoną siłą, a w innych albo utrzymuje się, albo liczba zakażeń wręcz spada. W Czechach pani minister pracy, w głębokim przekonaniu, że mikrofony są już wyłączone, powiedziała, że premier jest debilem, a w kraju jest burdel. Publikacja tej informacji wywołała u sąsiadów poważną dyskusję na temat etyki dziennikarskiej, ale niektórzy stwierdzili, że pani minister powiedziała (off the record) szczerą prawdę i to nie tylko o swoim kraju. Strasznie trudno powiedzieć, kiedy sukces jest sukcesem władz, a porażka ich winą, bo nie tylko wirus jest nieodpowiedzialny, ale ludzie też gonią w piętkę i trudno im uzgodnić, co w zalecanych przez władze działaniach prewencyjnych jest racjonalne, a co bez sensu.

 

Na moje odczucie większość zaleceń kierowanych do społeczeństwa jest zasadnych, wiele pretensji społeczeństwa pod adresem władz również. W szczególności jeśli idzie o wysoce zorganizowaną niezdolność ułatwiania pracy służbie zdrowia. Trudno pozbyć się wrażenia, że władze krajowe i regionalne częściej pracę personelowi medycznemu utrudniają niż ułatwiają. (Takie wrażenie nie zawsze musi być w stu procentach poprawne. Ale to, że jesteśmy narodem wielu przegranych wojen i powstań i nasz narodowy zmysł organizacyjny wygląda na organ szczątkowy, jest dobrze udokumentowane).

 

Nieubłaganie zbliżamy się do 10 tysięcy zarażeń na dobę, w prawie czterokrotnie mniej licznym społeczeństwie czeskim jest tyle samo, czyli licząc na głowę czterokrotnie więcej. W całej zachodniej Europie fala zakażeń jest wysoka, najczęściej pisze się o Włoszech i Belgii. (Dawniej pewnie bym się mozolił i porównywał społeczeństwa katolickie i protestanckie, ale teraz te dwie zmienne są już tak zakłócone przez ateistów i innych wichrzycieli, że szkoda czasu.) Z Wielkiej Brytanii Matt Ridley donosi, że tam obecnie dominują zakażenia wśród uczniów i studentów i nie musi to być takie złe, bowiem w tej grupie objawy są łagodne, powikłania rzadkie, a śmiertelność znikoma, więc nie obciążają zbyt mocno służby zdrowia i zdrowiejąc z antyciałami przybliżają nas do progu, za którym będzie łatwiej. (Byle dziadków nie całowali, co jeśli idzie o dorastających, może być bez trudu zaakceptowane).      


W Izraelu (czort wie z jakiego powodu), niemal z dnia na dzień liczba zakażeń spadła z 9 tysięcy do mniej niż 1500. Zdyscyplinowanie religijnych nieco wzrosło, areligijnych zmalało, testów jest więcej, ale testy głupoty nie leczą, więc ten i ów żywi tam nadzieję, że są już na progu, albo i za progiem. Z tym wirusem niczego nie można być pewnym, chociaż trudno pozbyć się wrażenia, że lepiej czekać na przeskoczenie progu niż na szczepionkę. Jak wykazują badania modły sensu nie mają, ale zawsze można się zakładać z nadzieją na jakiś zysk (oczywiście o ile dożyję i moja intuicja okaże się słuszna).


Kilkadziesiąt firm farmaceutycznych pracuje nad szczepionkami przeciw Covid 19, a kilka jest już na trzecim etapie prób klinicznych (żadna nie uzyskała jeszcze pełnej aprobaty). Janssen COVID-19 vaccine (JNJ-78436725) zapobiega symptomom Covid -19 po jednej dozie. Wchodzi obecnie w czwartą fazę prób klinicznych, które mają objąć 60 tysięcy wolontariuszy rekrutowanych zarówno w USA jak i w innych krajach. W trzecią fazę prób klinicznych wchodzi również szczepionka wyprodukowana wspólnie przez firmy Moderna i Pfizer. Po próbach na małpach zaczęto ją testować na ludziach i obecnie mogą zacząć próby na dużej próbie 30 tysięcy ochotników. Po trzech etapach prób klinicznych jest już  szczepionka chińska i szczepionka rosyjska.

 

Izraelczycy poinformowali, że zaczynają próby kliniczne swojej szczepionki. Ich szczepionka pod nazwą brilife jest podobno na ostatniej prostej i w ciągu dwóch tygodni w ramach prób klinicznych zacznie się jej podawanie wybranym ochotnikom (zdrowym, między 18 a 55 lat). Na początek 80 osób, obejrzą, podyskutują, potem tysiąc, znowu trzeba poczekać i zobaczyć, czy wszystko działa jak trzeba (jeden przypadek powikłań może wszystko wykoleić), zanim do 9 tysięcy na dobę dojdą to trochę czasu zajmie.


Tymczasem ten nieodpowiedzialny wirus będzie sobie mutował, a to w stronę jakiegoś łagodniejszego szczepu, a to znowu zgoła odwrotnie. Im dłużej czekamy na ten próg i jazdę z górki, tym więcej jasnowidzów informujących nas co będzie, więc koszyk przepowiedni jest pełen, a nowych wciąż przybywa, więc mamy przekleństwo dobrobytu.


Niechaj żywi nie tracą nadziei, bo na ministra oświaty liczyć nie można, więc w naszym wieku unikajmy bliźnich jak zarazy w nadziei, że pewnego dnia Covid-19 przejdzie do historii.