Po co Żydom państwo, a szczególnie żydowskie?


Andrzej Koraszewski 2020-10-19

Arabski publicysta o Arabach i Izraeluhttps://www.facebook.com/ImTirtzuEnglish/videos/257245235710397

Arabski publicysta o Arabach i Izraelu

https://www.facebook.com/ImTirtzuEnglish/videos/257245235710397



Dowiedziałem się od amerykańskiego myśliciela Petera Beinarta, że Izrael powinien natychmiast anektować cały Zachodni Brzeg i utworzyć jedno państwo. Chwilowo pomysł wzbudził największy entuzjazm w redakcji „New York Timesa”, która postanowiła uzupełnić braki personalne po odejściu Bari Weiss i zatrudnić go na etacie głównego specjalisty do rozwiązywania światowych konfliktów, z których nieodmiennie liczy się tak naprawdę tylko jeden.


Tymczasem komitet noblowski w Oslo sparzył się przyznając nazbyt pospiesznie  pokojową nagrodę Nobla Barakowi Obamie i z nagrodą dla Donalda Trumpa, Benjamina Netanjahu i dwóch arabskich ministrów postanowił odczekać przynajmniej dwanaście lat, żeby się wstępnie zorientować, co ich działania przyniosły.

 

Chwilowo przyniosły odroczenie rozciągnięcia izraelskiej jurysdykcji na tę część Judei i Samarii, której premier Rabin nie zamierzał nigdy oddawać, ale niezadowolenie budzi fakt, że kilka krajów arabskich z Arabią Saudyjską na czele, mówi dziś więcej o korupcji, nieustępliwości i popieraniu terroryzmu przez palestyńskie kierownictwo, niż o cierpieniach Palestyńczyków spowodowanych brakiem decyzji, kto i co ma anektować. Niektórzy nazywają to wbijaniem noża w plecy multimilionerów, ale z Zachodu wygląda to inaczej.

 

Tak więc, Izrael chwilowo nie zaanektuje ani części, ani całości Judei i Samarii, ograniczając się do tworzenia stosunków dyplomatycznych i rozwijania handlu z arabskimi braćmi.

 

Arabscy bracia (przynajmniej niektórzy) deklarują dziś zupełnie otwarcie, że Izraelczycy są na Bliskim Wschodzie u siebie w domu i że wojny z nimi niczemu nie służą (a jeśli to tylko wrogom Arabów). Opcja pokoju między Arabami i Izraelczykami budzi najsilniejszy niepokój w Ankarze i w Teheranie i poczucie ogromnej niewygody w Brukseli, a za oceanem jest politycznie bardzo niepoprawna. Niektórzy nazywają niedawne porozumienia umową handlarzy bronią, chociaż trudno powiedzieć, jak też oni na to wpadli. Sprawa zakupu F35 przez ZEA pojawiła się na marginesie, więc nie wiadomo o co chodzi z tymi handlarzami bronią. Prawdą jest, że Izrael wśród krajów semickich ma najsilniejszą i najbardziej nowoczesną armię, jak również to, że kraje semickie mają powody do traktowania podejrzliwie perskich i tureckich zakusów imperialnych. Tak więc, Porozumienia Abrahamowe mogą prowadzić do militarnego sojuszu krajów semickich przeciw krajom antysemickim. (Taka interpretacja tych porozumień może być jednak przykra dla wszystkich, którzy od dziesięcioleci przysięgali, że nie mogą być antysemitami, bo lubią Arabów, a Arabowie to przecież Semici.)          

 

Wśród tych, którzy wcześniej protestowali przeciw projektowi „anektowania” części Judei i Samarii bodaj najbardziej intrygował argument, że Izrael nie może rozciągać swojej suwerenności poza zieloną linię i pozostać państwem żydowskim oraz demokracją.

 

Tym argumentem szermowali ludzie, którzy uprzednio twierdzili, że Izrael jest jakimś państwem apartheidu, że określenie „żydowskie państwo” to ultranacjonalizm, a demokracją nie był nigdy. Oczywiście czepianie się słowa „pozostać” nie ma większego sensu, chociaż pytanie, czy Izrael ma prawo być państwem żydowskim pozostaje istotne, ponieważ jeszcze długo możemy spodziewać się uporczywych prób likwidacji państwa żydowskiego i zastąpienia go państwem nieżydowskim.            

 

Co właściwie Arabowie rozumieją mówiąc dziś, że Izrael jest prawomocną częścią Bliskiego Wschodu? Po pierwsze mówią, że żydowskie państwo ma prawo istnieć. Po drugie mówią głośno i wyraźnie, że Żydzi byli częścią Bliskiego Wschodu od niepamiętnych czasów i byli tam przez cały czas, mówią że Izrael jest ich ziemią ojczystą i nie jest to zatem żaden kolonialny projekt. Po trzecie mówią, że problem palestyński mógł być dawno temu rozwiązany, że winne jest kierownictwo palestyńskie, które czerpie korzyści z uwieczniania konfliktu, dodając, że sami popełnili błąd i trzeba ten błąd naprawić. Po czwarte (co słyszy się nieco rzadziej), że religijny fanatyzm jest samobójczy, że różne religie mogą istnieć obok siebie, że nie tylko judaizm, ale i chrześcijaństwo jest integralną częścią Bliskiego Wschodu.    

 

Oczywiście nie wszyscy Arabowie to mówią, ale wystarczająco wielu i wystarczająco ważnych, żeby zastanawiać się, co z tego wyniknie. Oczekiwanie, że zaraz to wszystko pięknie się poukłada, byłoby wyrazem braku zaufania do ludzkości. Wkładanie kija w szprychy zapowiada wielu. W tłumie chętnych do położenia kresu temu bezeceństwu widzimy Turków, Persów, Palestyńczyków, Europejczyków i Amerykanów. (Zabawne, bo widać w tym tłumie również garść Izraelczyków, ale nie ma się czemu aż tak bardzo dziwić, naród jak naród. W żydowskiej diasporze znacznie więcej postaci w rodzaju Petera Beinarta, a tym, co się nadziwić nie mogą, polecam Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk.)

 

Niebawem idzie do drukarni moja kolejna książka, kilka osób już ją czytało. Pierwszy, do którego posłałem manuskrypt, człowiek niesłychanie mądry i znający poruszaną w mojej książce problematykę, przeczytał manuskrypt i napisał, iż całkowicie zgadza się z tezą, że świat solidarnie znęca się nad Izraelem w oparciu o fałszywe przesłanki, ale nie zgadza się z tezą, że powodem jest antysemityzm. Obawia się, że z mojej książki wynika, iż wszelka krytyka Izraela jest antysemityzmem i brakuje mu w niej mojej krytyki Izraela, a przede wszystkim krytyki izraelskiego nacjonalizmu. (Nie wnikałem w to jak definiuje żydowski nacjonalizm i jak go odróżnia od żydowskiego patriotyzmu, ani czy Żydzi powinni mieć państwo żydowskie, czy wręcz przeciwnie, powinni mieć państwo nieżydowskie. Zależało mi na krytyce i dostałem garść bardzo solidnych uwag krytycznych, a to zawsze bezcenne.)

 

Prawdą jest, że w mojej książce mojej krytyki Izraela nie ma nawet w ilościach śladowych, jako, że tematem jest krytyka krytyki, a więc tego jak w swoich krytykach Izraela krytycy mijają się z prawdą. Książka ma tytuł Co izraelscy żołnierze robią palestyńskim dzieciom?, co zapewne spowoduje, że wielu złapie ją łapczywie, żeby po przeczytaniu informacji na okładce odrzucić z obrzydzeniem.         

 

Czy odpowiadam w niej na  pytanie, po co Żydom państwo, a szczególnie żydowskie? Próbuję, chociaż to zadanie przekracza moje umiejętności. Teoretycznie łatwiej było by odpowiedzieć na pytanie, dlaczego świat tak bardzo tego przedsięwzięcia nie lubi, ale uczciwa odpowiedź wywołuje gwałtowne protesty, bo przecież to nie może być antysemityzm.

 

Dowodem na to, że to nie może być antysemityzm jest podobno krytyka żydowskiego państwa przez żydowskich krytyków, a tych jest legion. To jednak jest nazbyt skomplikowane na moje umiejętności i nazbyt drażliwe, kiedy człowiek ma wielu znajomych i przyjaciół w świecie niepewnych czy Żydom potrzebne żydowskie państwo, bo gdyby ono było mniej żydowskie, to może by im od Żydów nie wymyślano, a to jest bardzo nieprzyjemne i lepiej tego unikać. Łatwo mi mówić, mnie nikt od Litwinów nie wymyśla, więc mogę być syjonistą, czyli człowiekiem, który jak jakiś Arab  twierdzi, że Żydzi mają prawo do żydowskiego państwa, a palestyński problem być może łatwiej rozwiązać na poziomie państw niż w próbach negocjacji z organizacjami terrorystycznymi.