Z notatnika starego państwowca


Andrzej Koraszewski 2020-10-17


Proszę Państwa, mamy państwo i to poważny kłopot, to wpędza w depresję, kto wie, czy to ma sens? Przecież bez państwa bylibyśmy, proszę Państwa, znacznie lepszymi patriotami. Państwo do patriotyzmu zniechęca. I ten naród jakiś kaprawy i elity jakieś zagubione, a Kościół to mamy taki, że nie daj boże. Margrabia mógł mieć rację, że „dla Polaków można czasem coś dobrego zrobić, ale z Polakami nigdy”. No może troszkę przesadził, ale to też podobno stara narodowa przywara. Żyjemy w czasach, w których bycie państwowcem jest kontrowersyjne. Państwo bowiem, proszę państwa, lubi okazywać się państwuchem, a państwuchowi mówimy nie. O państwie się marzy, a z państwuchem się walczy. Jasna sprawa.   


Dopiero połowa października, a człowiek już się boi święta niepodległości. Kto wie co zobaczymy? Pewnie wszyscy wiedzą. No bo jeśli nie stanie się nic nadzwyczajnego, to będziemy to święto niepodległości świętować jak zawsze. Narodowcy przyjdą w maseczkach i będą rzucali, patrioci pójdą inną drogą i będą machali. Narodowcy rzucają i krzyczą nie rzucim ziemi, a patrioci machają chorągiewkami, a czasem machają ręką i szukają jakiegoś miejsca na ziemi, gdzie żaden rodak nie rządzi. Może to wskazywać na nieustającą victorię patriotyzmu lokalnego nad patriotyzmem ogólnonarodowym. I to, proszę Państwa, idzie do samej góry. Nie pierwszy raz widzimy to hasło „Cała Patria w Ręce Partii.”


Dawniej było łatwiej. Okrzyk „król z narodem, naród z królem” jednoczył i budził braterstwo. Teraz nawet króla nie ma. Próbują tego samego z niby naczelnikiem, który jako wicepremier, ma  podobno dać narodowi nową konstytucję, bo stara mu zbrzydła. Naród jest za, a nawet przeciw i to drugie słusznie, ale zbyt słabo.


Biskupi mówią, że im prezydent  z nieba spadł, nie wiem, czy to tak ładnie mówić. Lepiej  nie przypominać również historii biskupiego patriotyzmu. Tu jednak jesteśmy po bezpiecznej stronie, bo o tym jak milczeć o tej historii biskupiego patriotyzmu, powie nam nowy minister edukowania maluczkich.


W przeszłości dał nam przykład Bonaparte, nie wiem jednak, czy był to taki dobry przykład i czy powinniśmy się go trzymać? Kto wie, może powinniśmy go z myśli państwowotwórczej wykreślić. Na to jednak zgody nie ma. Przeciwnie, są tacy, którzy zastanawiają się, czy zwyciężać mamy na Wschodzie, czy na Zachodzie. Chwilowo wysłano oddział spadochroniarzy pod wodzą Czarneckiego do Brukseli na rozpoznanie terenu, sił i zamiarów wroga.


W kraju zaś tuzy prawego skrzydła prawej strony w ramach bezgranicznej miłości do ojczyzny wzywają do uśmiercenia jej wrogów i żądają przywrócenia kary śmierci. Szczegóły omawiane są tylko w zamkniętym gronie, więc nie wiemy czy mówią językiem zdrobnień, czy zgrubień, czy proponują, by wroga stracić na szubieniczce, przy pomocy gilotynki, lub krzesełka elektrycznego, czy też mówią, że trzeba tych wrogów ojczyzny, że tak powiem, roz… i tyle.         

Co i rusz słyszę, że ktoś pakuje walizki i czeka tylko na koniec pandemii. Ale ci, co już są na obczyźnie, tęsknią okrutnie i po nocach wzdychają „Litwo, ojczyzno moja”.     


Zwolennicy pracy od podstaw mówią czasem, że myśl państwowa samorządem powinna stać i organizacją pozarządową. Zgodziłbym się poniekąd, gdyby nie fakt, że państwuch psuje się od głowy w szybkich abcugach.

                                                                                                  

Na pracę od podstaw nie ma czasu, a i siły już nie te, więc wołam: młodości podaj mi kule, pójdę i pokrzyczę, chodźmy, bo nie jest prawdą, że nikt nie woła. Piecyk wciąż dymi, wołajmy pospołu.