Dlaczego John Kerry i inni nie mieli racji w sprawie pokoju i Izraela - analiza


Seth J. Frantzman 2020-09-20

Sekretarz stanu USA, John Kerry, wygłasza uwagi o pokoju na Bliskim Wschodzie w Departamencie Stanu w Waszyngtonie, 28 grudnia 2016 r.  (zdjęcie: zrzut z ekranu z relacji telewizyjnej)

Sekretarz stanu USA, John Kerry, wygłasza uwagi o pokoju na Bliskim Wschodzie w Departamencie Stanu w Waszyngtonie, 28 grudnia 2016 r.  

(zdjęcie: zrzut z ekranu z relacji telewizyjnej)



Kerry powiedział w 2016 roku, że “nie będzie żadnego postępu i odrębnego pokoju ze światem arabskim bez palestyńskiego procesu i palestyńskiego pokoju. Każdy musi to zrozumieć”.  


Kiedy Izrael, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn zbliżali się ku porozumieniu, wielu dziwił brak izraelskich “ustępstw” i brak państwa palestyńskiego w rozmowach o tym porozumieniu. Przez dwadzieścia pięć lat paradygmatem wpychanym wszystkim do głów przez ekspertów procesu pokojowego było to, że Izrael będzie musiał wycofać się i zgodzić na „ustępstwa” w celu uzyskania normalizacji stosunków z Arabami.

Wiara w ten manifest była tak silna, że niektórzy ludzie biorący udział w procesie pokojowym po cichu namawiali państwa arabskie, by nie zawierały pokoju, jeśli Izrael nie dokona ustępstw, tak wiele zainwestowali w potrzebę wykazania, że mają rację w sprawie tego konfliktu.  

 

Ucieleśnieniem tych teorii jest były kandydat na prezydenta USA i były Sekretarz Stanu, John Kerry. Pojawiła się obecnie seria filmów wideo byłego dyplomaty, jak nieustannie ostrzegał przed przemocą, jeśli ambasada USA zostanie przeniesiona do Jerozolimy i jak argumentował, że Izrael nigdy nie będzie miał pokoju ze swoimi sąsiadami bez powstania państwa palestyńskiego.  

 

Należy pamiętać, że Kerry wygłosił długie przemówienie pod koniec kadencji Obamy w 2016 roku, zasadniczo wskazując, że taka musi być polityka USA. Kerry powiedział w 2016 roku, że “nie będzie żadnego postępu i odrębnego pokoju ze światem arabskim bez palestyńskiego procesu i palestyńskiego pokoju. Każdy musi to zrozumieć. To jest twarda rzeczywistość”.

 

W pewnym sensie stworzyło to ramy, w których zachodnie rządy, włącznie z USA, mogły nawet sprzeciwiać się normalizacji stosunków z arabskimi państwami, jeśli nie powstanie palestyńskie państwo z Jerozolimą jako stolicą. To dawało Palestyńczykom wszelkie prawa mówienia “nie” Izraelowi. Z Palestyńczykami podzielonymi między Autonomię Palestyńską z Ramallah i Hamas w Gazie, paradygmat “nie ma pokoju bez ustępstw” zapewniał, że Izrael nigdy nie nawiąże stosunków z żadnym nowym krajem na Bliskim Wschodzie.

 

Tym starano się zmusić Izrael do zainwestowania w rozmowy Palestyńczyków o zjednoczeniu i do wycofania około 500 tysięcy ludzi ze wschodniej Jerozolimy i z Zachodniego Brzegu – czyli zmusić do czegoś niemożliwego. Przywódcy Izraela nie odczuwali potrzeby kontynuowania negocjacji z Palestyńczykami i przeszli do nawiązywania cichych stosunków w Zatoce na bazie wspólnych niepokojów o agresję Iranu i o politykę Turcji.

 

Dlaczego te ramy były tak niewzruszone? Większość innych krajów ma ze sobą stosunki niezależnie od trwających konfliktów, takich jak spór o Kaszmir, Saharę Zachodnią lub Krym. Przemówienie Johna Kerry’ego na trzynastym, dorocznym Saban Forum w Willard Hotel w grudniu 2016 roku zawierało twierdzenie: “Słyszałem kilku znanych polityków w Izraelu, mówiących czasami, że, no cóż, świat arabski jest teraz innym miejscem, wystarczy, że wyciągniemy do nich rękę i możemy przepracować pewne rzeczy ze światem arabskim, i zajmiemy się Palestyńczykami. Nie, nie, nie i nie”.      

 

Innowacją Kerry’ego tutaj było dodanie czwartego “nie” do niesławnych trzech “nie” szczytu Ligi Arabskiej w Chartumie w 1967 roku: nie dla pokoju z Izraelem, nie dla uznania Izraela, nie dla negocjacji z Izraelem. Dlaczego Kerry i inni byli tak żarliwie zaangażowani w zapewnienie, że nie będzie żadnych odrębnych rozmów poza rozmowami przez Ramallah?

 

Dlatego, że po zaadoptowaniu tego paradygmatu i orędowaniu za nim każdy odrębny pokój podważałby politykę USA. W bardzo dziwaczny sposób kilka zachodnich mocarstw stało się potencjalnymi przeszkodami do zawarcia pokoju miedzy Izraelem i wielu arabskimi państwami. Dlaczego ich kalkulacje były błędne?

 

Wendy Sherman, podsekretarz stanu ds. politycznych w latach 2011-2015 tweetowała 15 września, że choć cieszy się z porozumienia między Izraelem a ZEA i Bahrajnem, ani prezydent Donald Trump ani izraelski premier Benjamin Netanjahu “nie wspomnieli Palestyńczyków”.


Martin Indyk, były ambasador w Izraelu i specjalny wysłannik na izraelsko-palestyńskie negocjacje, napisał, że choć cieszy go, że Izraelczycy “wreszcie otrzymają dzisiaj arabskie, regionalne uznanie”, odczuwa smutek w imieniu Palestyńczyków. „Czy ktokolwiek na podium dzisiaj przyzna ich uprawnione aspiracje do wolności i państwowości?”.

 

Pragnienie powiązania palestyńskiej państwowości z szerszymi porozumieniami pokojowymi wydawało się kuszące w latach 1990. Był to produkt końca Zimnej Wojny i hegemonii USA. USA uważały, że powiązanie tego będzie dobre dla wszystkich zainteresowanych, ponieważ można skusić państwa arabskie do zawarcia pokoju z Izraelem przez obietnice, że ich czterdziestoletnie poparcie dla Palestyńczyków przyniesie owoce. W pewnym sensie oszczędziłoby im to upokorzenia z powodu konieczności odejścia od „trzech nie” z Chartumu. To był sposób wyjścia z impasu nieprzejednania. To była bezprecedensowa izolacja, jakiej był poddany Izrael. Żaden inny kraj na świecie nie był traktowany tak podle. Była to wina wielu zachodnich krajów, które nie nalegały, by państwa miały stosunki dyplomatyczne z Izraelem i ogólnie podporządkowywały swoją politykę innym reżimom na Bliskim Wschodzie. Zimna wojna pomogła zacementować ten problem. Egipt przełamał cement przez otwarcie stosunków z Izraelem i Jordania poszła na nim w latach 1990. Wtedy też Izrael wydawał się szybko posuwać ku możliwym stosunkom z państwami Zatoki, Marokiem, a może także Tunezją i innymi. Ale wszystko zatrzymało się.

 

Przyszła druga intifada i odwróciła sytuację. Inicjatywa pokojowa przedstawiona przez Arabię Saudyjską w 2002 roku zatwierdziła potrzebę izraelskiego wycofania się i palestyńskiego państwa w zamian za pokój z całym regionem. Ramy przesunęły się nieco, ale zachodnie państwa z Kwartetu, jak również „mapa drogowa” i inne procesy nie były w stanie czynić żadnych postępów w kierunku rzeczywistej umowy.  

 

Z czasem stało się jasne, że brak palestyńskiej jedności jest przeszkodą dla umowy. Z Iranem i Turcją inwestującymi w Hamas i kryzysem w Zatoce w 2017 roku, który oddzielił Katar od reszty Zatoki, ten nowy układ zaczął patrzeć życzliwie na stosunki z Izraelem. Stało się bowiem jasne, że czynienie z Palestyńczyków blokady drogowej do normalizacji stosunków Izraela z państwami Zatoki nie ma sensu. Dlaczego coś tak podstawowego jak stosunki dyplomatyczne ma być zakładnikiem niekończącego się, nierozwiązywalnego sporu. Istnieją inne spory, na Kaukazie i w innych miejscach, ale nikt nie zrywa stosunków z Turcją z powodu północnego Cypru ani z Rosją z powodu Donbasu. Dlaczego Izrael ma pozostawać izolowany i tym samym dawać Iranowi zachętę do podsycania konfliktu w Gazie i dawać Turcji zachętę, do wywoływania problemów w Jerozolimie.  

 

W tym tkwi przyczyna rozmontowania tych ram i “czterech nie” Kerry’ego. Państwa Zatoki potrzebowały aprobaty z Waszyngtonu i poparcia dla swoich posunięć. Kiedy otrzymały potrzebne im poparcie, czuły się wystarczająco bezpieczne, by przeciwstawić się oskarżeniom o „zdradę” Palestyńczyków.

 

Po cichu wysuwano argument, że to Palestyńczycy zdradzili poparcie, jakie otrzymywali przez siedemdziesiąt lat. W końcu, Palestyńczycy otrzymywali poparcie przez bardzo długi czas, a niewiele z tego wyszło. Czy była to wina Izraela, czy Hamasu lub Mahmouda Abbasa, czy też natury niemożliwego paradygmatu, według którego skonstruowano konflikt, było teraz mniej ważne dla krajów dążących do zaspokojenia własnych interesów.

 

Izraelsko-palestyński konflikt wygląda teraz na jeszcze jeden skomplikowany spór, który jest wynikiem zimnej wojny i którego nie można łatwo rozwiązać z powodu granic z epoki kolonialnej i prawa międzynarodowego oraz polityki wszystkich zainteresowanych. Jest to wyzwanie dla zachodniego paradygmatu, który chce “rozwiązań” dla wszystkiego, mimo tego, że zachodni kolonializm w znacznej mierze pomógł stworzyć problemy takie jak Kaszmir, które teraz trzeba „rozwiązywać”.

 

To dało krajom Zachodu wymówkę, by angażować się w miejsca rozrzucone po całym świecie, ale z erozją amerykańskiego “nowego porządku świata” i upadkiem opartego na regułach, liberalnego porządku świata, wiele krajów zaryzykowało postawienie na nowe ramy. W zasadzie wydaje się, że to zdarzyło się w tym tygodniu, kiedy ZEA i Bahrajn zdecydowały się pracować razem z Izraelem, twierdząc, że brak postępu w sprawie palestyńskiej nie powinien na zawsze zabraniać im dążenia do zaspokojenia własnych interesów w szerszym regionie. 

 

Why John Kkerry and others were wrong about peace and Israel

Jerusalem Post, 17 września 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Seth J. Frantzman

Publicysta “Jerusalem Post”. Zajmował się badaniami nad historią ziemi świętej, historią Beduinów i arabskich chrześcijan, historią Jerozolimy, prowadził również wykłady w zakresie kultury amerykańskiej. Urodzony w Stanach Zjednoczonych w rodzinie farmerskiej, studiował w USA i we Włoszech, zajmował się handlem nieruchomościami, doktoryzował się na  Hebrew University w Jerozolimie.