Obnażenie palestyńskich kłamstw

 


Ruthie Blum 2020-09-19


Jedno z bardziej godnych podkreślenia oświadczeń prezydenta USA, Donalda Trumpa podczas jego przemówienia we wtorek, przed ceremonią podpisania Porozumień Abrahamowych, przeszło właściwie niezauważone przez zarówno zwolenników, jak krytyków tych Porozumień.

 

Być może wynika to z faktu, że to, co powiedział wcześniej w tym przemówieniu, miało przełomowy charakter. 


Jedno z bardziej godnych podkreślenia oświadczeń prezydenta USA, Donalda Trumpa podczas jego przemówienia we wtorek, przed ceremonią podpisania Porozumień Abrahamowych, przeszło właściwie niezauważone przez zarówno zwolenników, jak krytyków tych Porozumień.

 

Być może wynika to z faktu, że to, co powiedział wcześniej w tym przemówieniu, miało przełomowy charakter.  

 

A może było tak dlatego, że jego słowa poprzedzały równie ważne wypowiedzi premiera Benjamina Netanjahu, ministra spraw zagranicznych Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abdullaha bin Zajeda al-Nahjan, i ministra spraw zagranicznych Bahrajnu, Abdullatifa Al-Zajaniego.

 

Po wstępnych uwagach, które obejmowały podziękowanie dla wszystkich, którzy uczynili możliwym traktat pokojowy Jerozolimy z Abu Zabi i deklarację o normalizacji stosunków z Manamą, Trump oświadczył: “Przez pokolenia narody na Bliskim Wschodzie były hamowane przez stare konflikty, wrogości, kłamstwa, zdrady… kłamstwa, że Żydzi i Arabowie są wrogami i że meczet Al-Aksa jest atakowany”.

 

Te kłamstwa, powiedział, “przekazywane z pokolenia na pokolenie, podsycały błędne koło terroru i przemocy, które szerzyły się na cały region i na cały świat”.

 

Zakończył ten fragment mówiąc: “Narody Bliskiego Wschodu nie pozwolą dłużej na wzniecanie nienawiści do Izraela jako pretekstu do radykalizmu lub ekstremizmu”.

 

Nie można przecenić znaczenia tego historycznego opisu. Jednym zdaniem Trump powiedział  jasno o konflikcie Izraela i jego sąsiadów. Powiedział, że kłamstwa i zdrada, a nie państwo żydowskie, że nienawiść do Izraela – a nie zachowanie Izraela – była używana jako spoiwo działań terrorystów.  

 

Choć nie wskazał palcem Palestyńczyków – ponieważ byli oni nie tylko sprawcami, ale także pionkami – oznajmił im jasnymi słowami, że ich gra się skończyła w sprawie używania Al-Aksy do podżegania do przemocy.

 

Tak, Trump dał sygnał władzom w Ramallah i w Gazie, że Waszyngton nie będzie tolerował oszustwa, że trzecie najświętsze miejsce islamu – umieszczone na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie (najświętszym miejscu judaizmu) – jest atakowane przez Izrael.

 

Takie oświadczenie w obecności muzułmańsko-arabskich dygnitarzy, którzy właśnie mieli podpisać umowę o pełnych i ciepłych stosunkach dyplomatycznych z Izraelem, zapierało dech w piersiach.  

 

Żydowskie państwo przez cały okres swojego istnienia było w stanie wojny obronnej przeciwko ciężko uzbrojonym sąsiadom, zdeterminowanym, by je zniszczyć, a równocześnie walczyło z międzynarodową propagandą, której celem była jego delegitymizacja.

 

Chociaż ani ZEA, ani Bahrajn nie brały udziału w militarnych kampaniach przeciwko Izraelowi – a nawet prowadziły zakulisową współpracę z Jerozolimą – nigdy otwarcie nie rozważały Izraela jako partnera w jakichkolwiek działaniach. Fakt, że zrobili to w tym tygodniu, był konsekwencją starań zespołu doradców Trumpa, głównie Jareda Kushnera, oraz przyzwolenia Arabii Saudyjskiej, największego i najsilniejszego państwa Zatoki. 

 

Kiedy Rijad dał pozwolenie na użycie swojej przestrzeni powietrznej na lot El Alu z amerykańsko-izraelską delegacją z Tel Awiwu do Abu Zabi 31 sierpnia, by dopracować szczegóły umowy, było jasne, że królestwo dało ZEA zielone światło.  

 

Co doprowadza nas do Iranu, rzeczywistego wroga i największego przegranego z powodu dyplomatycznego manewru administracji Trumpa.  

 

Trump nie wspomniał kierowanego przez ajatollahów reżimu po imieniu. Ani nie nawiązał do wycofania się z Wspólnego Wszechstronnego Planu Działania (JCPOA) z 2015 roku, katastrofalnej umowy nuklearnej z Teheranem, jaką podpisała poprzednia administracja USA i pięć innych światowych mocarstw. 

 

Przypomniał jednak słuchaczom, że jego pierwsza oficjalna wizyta za granicą jako prezydenta była do Arabii Saudyjskiej, gdzie wezwał dziesiątki przywódców muzułmańskich Arabów, włącznie z gospodarzem, królem Salmanem, by “odłożyli na bok swoje różnice, zjednoczyli się przeciwko wspólnemu wrogowi cywilizacji i pracowali na rzecz szlachetnych celów bezpieczeństwa i dobrobytu”.  

 

Sądząc z jego przemówienia na forum Arabsko-Islamskiego Amerykańskiego szczytu 21 maja 2017 roku, “wspólnym wrogiem cywilizacji”, o którym mówił, był terroryzm. Niemniej nie zidentyfikował wyraźnie kluczowego winnego na globie.

 

“Od Libanu do Iraku i Jemenu Iran finansuje, zbroi i szkoli terrorystów, milicje i inne ekstremistyczne grupy, które szerzą zniszczenie i chaos w całym regionie – powiedział. – Przez dziesięciolecia Iran podsycał płomienie sekciarskiego konfliktu i terroru. Jest to rząd, który otwarcie mówi o masowych morderstwach, przysięga zniszczenie Izraela, śmierć Ameryce i ruinę dla wielu przywódców i narodów [reprezentowanych] na tej sali”.  

 

Sunnici na sali nie mogli być bardziej szczęśliwi, że w Gabinecie Owalnym jest nowy szeryf, który pohamuje mułłów w Teheranie, który nie da się omamić ich oszustwami i nie będzie skłonny obsypywać ich gotówką, by ich centryfugi mogły się szybciej kręcić.

 

W owym czasie wydawało się jednak, że także Trump jest naiwny. Przecież ten nowicjusz w Białym Domu przemawiał do sali pełnej Arabów, których własne rządy pozostawiały wiele do życzenia w kategoriach praw człowieka i innych, zachodnich pojęć.

 

Wspólna antypatia wobec Teheranu była w porządku. Z tego jednak nie wydawało się wynikać żadne dobro – a z pewnością nie pokój na Bliskim Wschodzie, szczególnie jeśli miał obejmować uznanie i nawiązanie stosunków z Izraelem.

 

Aby jeszcze bardziej skomplikować sprawy, w kolejnych miesiącach i latach Trump dumnie okazywał niepohamowane poparcie dla państwa żydowskiego. Poza wycofaniem się z JCPOA, oświadczył, że Jerozolima jest stolicą Izraela, przeniósł tam ambasadę amerykańską z Tel Awiwu, uznał izraelską suwerenność na Wzgórzach Golan, odrzucił tezę o nielegalności osiedli i zażądał, by prezydent Autonomii Palestyńskiej, Mahmoud Abbas, przestał podżegać i płacić swojej ludności za zabijanie Izraelczyków.

 

Ponadto, w ostrym przeciwieństwie do swojego poprzednika, Baracka Obamy, Trump aprobował izraelskie odwetowe uderzenia na Hamas w Gazie i Hezbollah w Syrii. Tymczasem jego komunikatem dla Palestyńczyków było, że mogą wybrać pozostawanie w mrokach Średniowiecza, albo zdecydować się na zaakceptowanie pokoju i dobrobytu. Decyzja należy do nich i nikt w Waszyngtonie nie będzie ich błagał. Nigdy żaden przywódca światowy ich tak nie traktował.   

 

Od samego początku więc Abbas i jego poplecznicy odrzucili wszystkie kontakty z USA, wybierając deptanie i palenie amerykańskich flag. Podczas gdy nieznosząca Trumpa Unia Europejska nadal zapewniała ich, że mają rację, czując się uciskani przez “podłego okupanta”, Liga Arabska w coraz większym stopniu traciła zainteresowanie ich spowodowanym własnymi działaniami losem.

 

W rzeczywistości, ledwo mogła się zmobilizować, by wypowiedzieć kilka pustych słów na rzecz ich „sprawy”. To prawda, jej członkowie mieli i nadal mają własne interesy, których muszą pilnować. Okazuje się, że Trump umiejętnie je wykorzystywał.

 

Dodatkowe dowody tej strategii  można znaleźć w rozmowach, jakie umożliwił między Belgradem a Prisztiną na początku tego miesiąca, w wyniku których Serbia ma przenieść swoją ambasadę do Jerozolimy, a muzułmańskie Kosowo ma uznać Izrael.  

 

Jego twierdzenie we wtorek, że “co najmniej pięć lub sześć innych krajów wkrótce pójdzie w ślady ZEA i Bahrajnu, jest więc całkowicie prawdopodobne. Optymistyczna postawa szefa Mosadu, Jossiego Cohena i histeryczna reakcja ze strony Palestyńczyków wskazują, że jest to praktycznie załatwiona sprawa.

 

Na przykład, premier Autonomii Palestyńskiej Mohammad Sztajjeh, nazwał podpisanie Abrahamowych Porozumień “czarnym dniem w historii arabskiego narodu… dodanym do palestyńskiego kalendarza bólu”.

 

Powiedział także, że taka “normalizacja z Izraelem jest szkodliwa dla arabskiej godności”.

 

Ani te wypowiedzi, ani grad rakiet, jakie wystrzelono na Izrael podczas przemówienia ministra spraw zagranicznych ZEA (po arabsku), z symbolicznym zaledwie wspomnieniem Palestyńczyków, nie mogły zakryć rzeczywistości o zmianach na Bliskim Wschodzie: palestyńska gra, wraz z jej kłamstwami o Al-Aksie, które ujawnił Trump, została obnażona.  

 

Trumping Palestinian lies and Tehrans agenda

Jerusalem Post, 17 września 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Ruthie Blum

Amerykańsko-izraelska dziennikarka, publicystka Jerusalem Post.