Prośba o pokorę od Benjamina Franklina


Jeff Jacoby 2020-09-17

\
"Im jestem starszy - powiedział Benjamin Franklin – tym bardziej jestem skłonny do wątpienia we własne opinie”.

Siedemnastego września 1787 roku Konwencja Konstytucyjna w Filadelfii zakończyła pracę. Pierwotnie zwołana, by zaproponować poprawki dla pełnych wad Artykułów Konfederacji, delegaci szybko zmienili biegi, decydując się na stworzenie całkowicie innego systemu rządzenia. Przez niemal cztery miesiące wyczerpujących debat, naszkicowali coś zupełnie nowego: Konstytucję Stanów Zjednoczonych. 15 września tekst został spisany na pergaminie. Dwa dni później dokument przedstawiono delegatom do zaaprobowania.

Wielu Amerykanów słyszało historię kobiety, która podeszła do Benjamina Franklina, kiedy delegaci po obradach wychodzili z Independence Hall i zapytała: „No jak, doktorze, co dostaliśmy, republikę czy monarchię?” Słynna jest odpowiedź Franklina: „Republikę, jeśli potraficie ją utrzymać”.


Dużo głębsze jednak niż ta luźno rzucona odpowiedź są mniej znane słowa, jakie wypowiedział nieco wcześniej tego dnia w swoim niezwykłym, końcowym przemówieniu do uczestników Konwencji. Jego przesłanie o politycznym kompromisie i intelektualnej skromności jest tym, co nasze, tak gniewnie bezkompromisowe i nieskromne społeczeństwo powinno dziś usłyszeć.


W wieku 81 lat Franklin był najstarszym delegatem Konwencji. Był jedynym obecnym tam człowiekiem, który podpisał zarówno Deklarację Niepodległości, jak Traktat Paryski, który zakończył wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Jako mąż stanu, naukowiec i intelektualista był najsłynniejszym Amerykaninem na świecie i, może z wyjątkiem George’a Washingtona, najbardziej szanowanym członkiem Konwencji.


Konstytucja zwierała postanowienia, którym Franklin sprzeciwiał się. Na przykład, był zdecydowanym zwolennikiem pluralistycznej władzy wykonawczej. Opowiadał się za bezpośrednim wyborem sędziów i uważał, że federalni przedstawiciele powinni służyć bez wynagrodzenia. Końcowy dokument w żadnym razie nie przedstawiał tego, co uważał za idealne. To samo dotyczyło prawdopodobnie wszystkich innych delegatów.


Istotnie, kilku członków Konwencji uważało wady nowego system za tak poważne, że wyszli przed ostatecznym głosowaniem. Były obawy, że nadchodząca walka o ratyfikację Konstytucji może być tak zażarta, że zakończy się przemocą. Niepokojąc się, “że z obecnego kryzysu może wyniknąć wojna domowa", Elbridge Gerry opisał polityczną zajadłość w jego rodzimym stanie Massachusetts: "W tym stanie są dwie partie – jedna oddana demokracji, najgorszemu… z wszelkiego politycznego zła, druga równie agresywna jest na przeciwnym krańcu”.


Franklin uważał jednak, że nic nie może być gorsze niż nowa Konstytucja ogłoszona przy otwartej różnicy zdań jej autorów. Czerpiąc ze swoich doświadczeń dyplomaty namawiał swoich kolegów, by odłożyli różnice na stronę i zaakceptowali dokument w duchu współpracy.

"Przyznaję, że jest kilka części tej konstytucji, których obecnie nie aprobuję, ale nie jestem pewien, że nigdy ich nie zaaprobuję – zaczął Franklin. – Bowiem żyjąc długo doświadczyłem sytuacji, kiedy z powodu [otrzymania] lepszej informacji lub po głębszym zastanowieniu się musiałem zmienić opinię w ważnych sprawach… Im jestem starszy, tym bardziej skłonny jestem wątpić we własne opinie i okazywać więcej szacunku opiniom innych”.

Ludzie mają zły obyczaj zakochiwania się we własnych opiniach, powiedział Franklin, i szydzenia z błędnych opinii innych ludzi — a to zjawisko jest jeszcze prawdziwsze w XXI wieku niż było w XVIII. Błagał delegatów, by oparli się tej pokusie i poparli Konstytucję mimo swoich obaw.

"Zgadzam się na tę Konstytucję z wszystkimi jej wadami – powiedział. – Wątpię też, by jakakolwiek inna konwencja, jaką możemy zestawić, była w stanie stworzyć lepszą Konstytucję. Kiedy bowiem zbierasz pewną liczbę ludzi, by korzystać z ich wspólnej mądrości, w sposób nieunikniony zbierasz z tymi ludźmi wszystkie ich uprzedzenia, ich pasje, ich błędne opinie, ich lokalne interesy i ich samolubne poglądy. Czy można oczekiwać doskonałego produktu z takiego zgromadzenia?... Zgadzam się na tę Konstytucję, ponieważ nie spodziewam się lepszej i ponieważ nie jestem pewien, czy nie jest najlepsza. Opinie, jakie mam o jej wadach, poświęcam dla dobra publicznego. Nigdy nie szepnąłem o nich na zewnątrz. W tych ścianach narodziły się i w tutaj umrą”.


<span>Howard Chandler Christy: \
Howard Chandler Christy: "Scena podpisywania Konstytucji Stanów Zjednoczonych” (1940)

Franklin przedstawił wniosek o dodanie do końcowego dokumentu zdania deklarującego, że został zaakceptowany "za jednogłośną zgodą obecnych Stanów" — sformułowanie pozwoliłoby także mniejszości delegatów, którzy głosowali „Nie”, na złożenie podpisu. Było jego życzeniem, by “każdy członek Konwencji, który nadal może mieć zastrzeżenia do niego, z tej okazji wraz ze mną zwątpił trochę we własną nieomylność i … przyłożył swoje nazwisko do tego dokumentu”.


Zrobili to. Wszyscy poza trzema spośród obecnych ludzi przystali na prośbę Franklina i podeszli, by podpisać Konstytucję.


Stawki w 1787 roku były nie mniej poważne niż te, o jakie Amerykanie walczą dzisiaj. Wówczas, tak jak dzisiaj, rozłam i polaryzacja groziły rozdarciem narodu. Różnica polega na tym, że ci ludzie w Filadelfii zgodzili się przepracować swoje ideologiczne różnice, podczas gdy nasza zdolność do tego wydaje się zmniejszać z każdym dniem. Bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy przywódców takich jak Franklin i lekcji takich jak ta, którą tak skutecznie przekazał 233 lata temu: że powinniśmy dążyć do mniejszej wrogości wobec poglądów innych i nauczyć się powątpiewać nieco we własną nieomylność.


A plea for humility from America’s first superstar

The Boston Globe, 13 września 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jeff Jacoby

Amerykański prawnik i dziennikarz, publicysta “Boston Globe” od 1994 roku.